O stowarzyszeniu LGBT+ Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu opowiadają jego osoby członkowskie: DR JOWITA WYCISK – biseksualna wykładowczyni na Wydziale Psychologii i Kognitywistyki UAM, współzałożycielka stowarzyszenia, ROBERT PŁACHTA – homoseksualny student UAM, członek zarządu stowarzyszenia, oraz INGA MIKULSKA – aseksualna i niebinarna osoba studencka UAM, osoba aktywistyczna stowarzyszenia. Rozmowa Patryka Radzimskiego
Na Uniwersytecie Warszawskim działa Queer UW, na Jagiellońskim – TęczUJ. Co was zainspirowało, by założyć Stowarzyszenie Społeczności LGBT+ Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu?
Jowita Wycisk: Początki sięgają 2019 r., gdy wokół społeczności LGBT+ zaczęło się robić gęsto w kontekście politycznym. Punktem zapalnym były słowa arcybiskupa Jędraszewskiego o „tęczowej zarazie”. Zaczęło się od listu protestacyjnego – to była inicjatywa sojuszniczek_ów z naszego uniwersytetu. Natomiast na stronie Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Lecha Kaczyńskiego, kojarzonego z naszym uniwersytetem i zrzeszającym jego pracowników, pojawił się otwarty list… dziękczynny do arcybiskupa. W imieniu klubu podpisał go prof. Mikołajczyk, który zresztą później atakował nasze stowarzyszenie. Wraz z dr Joanną Śmiecińską z Wydziału Anglistyki UAM, z którą razem działamy w Fundacji Tęczowe Rodziny, pomyślałyśmy, że chcemy zrobić coś więcej. Miałyśmy potrzebę przeciwstawienia się tej dyskryminacji. Zebrałyśmy znajomych pracujących z nami na Uniwersytecie, którzy jako ludzie LGBT+ poczuli się dotknięci tym działaniem, i wspólnie zwróciliśmy się do władz UAM o reakcję. Pod pismem podpisała się spora liczba osób. Część z nich potem przystąpiła do stowarzyszenia, inne nie chciały się szerzej ujawniać. Był to jednak dla każdej z tych osób ważny moment: oficjalnie zaznaczyliśmy swoją obecność i sprzeciw wobec dyskryminacji, obrażania nas. A Uniwersytet nie mógł wiele zrobić w kwestii prof. Mikołajczyka, bo on jest emerytowanym pracownikiem.
Niemniej te przykre wydarzenia dały początek stowarzyszeniu.
JW: Dokładnie. Ze strony prof. Pawła Leszkowicza (skądinąd również wyoutowanego aktywisty LGBT) padł pomysł założenia klubu czy stowarzyszenia, zaczęliśmy się regularnie spotykać i… tak to się zaczęło. Organizacyjnie wsparł nas Związek Zawodowy Nauczycieli Akademickich UAM, za co jesteśmy bardzo wdzięczni jego przewodniczącemu, Thomasowi Anessiemu.
Co ze wsparciem od samego Uniwersytetu?
JW: Dostaliśmy je w formie strony internetowej i oficjalnego e-maila podpiętego pod domenę UAM. Natomiast proces formalizacji stowarzyszenia był naszą samodzielną inicjatywą. Wykorzystaliśmy możliwości prawne do organizowania się, zasięgnęliśmy opinii prawnika. Doszło też do spotkania z jednym z rektorów, który odniósł się do pomysłu ze zrozumieniem i otwartością.
Stowarzyszenie to przede wszystkim wy – ludzie LGBT+. Jak wspominacie czas odkrywania swojej nieheteronormatywności?
JW: Raczej nie chcę opowiadać o swojej przeszłości. Natomiast muszę podkreślić, że mam to szczęście, że jako osoba nieheteronormatywna czuję się bezpiecznie na moim wydziale, mam same pozytywne doświadczenia. Dostaję sporo wsparcia w związku z moją tęczową działalnością w stowarzyszeniu. Cieszy mnie, że deklaracje o otwartości i poszanowaniu praw człowieka, które wybrzmiewają na uroczystych inauguracjach roku akademickiego, mają urzeczywistnienie w murach uczelni. Uważam, że każda próba intencjonalnego misgenderowania czy homofobiczne komentarze ze strony osób wykładających na uniwersytetach powinny wiązać się z wyciąganiem odpowiednich konsekwencji.
Robert Płachta: Zawsze, zastanawiając się nad pierwszym wspomnieniem dotyczącym mojej orientacji, myślę o wieczorze, kiedy jako mały dzieciak oglądałem z moją siostrą „Tarzana”. Pamiętam, że całą moją uwagę przykuwał półnagi główny bohater, a nie Jane. To był dla mnie pierwszy znak, wtedy zupełnie niezrozumiały. Potem, gdzieś na etapie gimnazjum pojawiła się cicha fascynacja chłopcami, którą oczywiście wypierałem. Długo myślałem, że to nic, przecież jestem hetero. Poza tym wszystko, co było „gejowe”, było czymś złym i wyśmiewanym przez rówieśników. Wstyd mi, gdy wracam wspomnieniami do czasów gimnazjum, bo byłem jedną z tych osób, które głośno nabijały się z wszystkiego, co wykraczało poza heteronormę. Ten system wyparcia i zinternalizowanej homofobii działał u mnie bardzo silnie aż do liceum, gdy wszedłem w nowe środowisko i to pozwoliło mi samego siebie odkryć na nowo. W drugiej klasie liceum po raz pierwszy powiedziałem wprost, że jestem gejem, i to przed całą klasą. Potem było już tylko lepiej.
Jaka była reakcja klasy?
RP: To była śmieszna sytuacja, bo mój coming out był wynikiem przemówienia napisanego na lekcję polskiego. Mieliśmy wybrać określoną mniejszość i napisać coś na jej obronę – ja wybrałem mniejszości seksualne i napisałem już we wstępie, że „a tak poza tym, to jestem gejem”. Moje przemówienie okazało się jednym z najlepszych w klasie i niespodziewanie musiałem je odczytać na lekcji, na środku klasy, przy wszystkich. Ręce trzęsły mi się tak bardzo, że nie bardzo widziałem, co było napisane na kartce. Po lekcji podeszły do mnie dwie osoby i pogratulowały przemowy. O samej orientacji nie było mowy, nikt nie podjął tego tematu. Niestety, nie sprawiło to, że było łatwiej mi się outować. Później, jeśli ktoś mnie pytał, mówiłem, że chyba jestem bi. Ten strach i problem z pełną akceptacją samego siebie pozostały i zajęło mi trochę czasu, nim w pełni je zażegnałem.
Ingo, kiedy uświadomiłoś sobie, że jesteś osobą aseksualną, i jak do tego doszłoś?
Inga Mikulska: Uświadomiłom to sobie jakoś w wieku 18 lat, po randce z jednym facetem. Doszło tam do czegoś, ale szału nie było. Dotarło do mnie, że każdy seks, jaki odbyłom z kimkolwiek, był właśnie „bez szału”. Zaczęłom myśleć i zastanawiać się, „co jest ze mną nie tak”. Po paru dniach dotarło do mnie, że przez całe życie nie miałom pojęcia, co to znaczy „czuć do kogoś pociąg seksualny”. Nie mogłom sobie tego absolutnie wyobrazić. W końcu trafi łom na komiks o demiseksualności. Wyjaśniał, że to orientacja pod parasolem aseksualności, że pociąg seksualny u osób demi wykształca się dopiero, gdy jest jakaś więź emocjonalna. Przygarnęłom ten label dla siebie jako „roboczy” i postanowiłom obserwować swoje zachowania. Z czasem dotarło do mnie, że ten pociąg nie jest uzależniony ani od więzi, ani od płci, ani od niczego innego. Zdarza się bardzo rzadko. Zaczęłom mówić o sobie jako o osobie aseksualnej.
Jak wspominasz coming out przed najbliższymi?
IM: Moim rodzicom powiedziałom, gdy miałom jechać do Warszawy na sesję zdjęciową do kampanii Asfery z okazji Asexual Awareness Week 2020. Spytali, czy w takim razie jestem aseksualne – odpowiedziałom, że tak. Nie byli zaskoczeni, po prostu powiedzieli „OK”. W ciągu kilku dni mama napisała do mnie z prośbą o źródła o aseksualności, żeby mogła sobie poczytać bez trafiania na jakieś fake’i. Przekazała źródła tacie i później nigdy o tym nie rozmawialiśmy. A przyjaciele byli podekscytowani, że odnalazłom coś, co do mnie pasuje, byli dumni i wspierający. Cieszyli się moim szczęściem.
A propos fake’owych informacji na temat aseksualności – jest ich wciąż wiele, aseksualność często traktuje się jako następstwo jakichś seksualnych traum z przeszłości albo jako czynnik uniemożliwiający wejście w związek, relację miłosną. Jak odniosłobyś się do tych mitów?
IM: Owszem, mam za sobą wydarzenia traumatyczne. Mimo to wiem, że orientacja kształtuje się w życiu płodowym, a ja, odkąd pamiętam, czułom brak pociągu seksualnego, nawet zanim tamte krzywdzące wydarzenia miały miejsce. Jeśli chodzi o resztę mitów, np. o niemożności wejścia w związek jako as, to faktycznie jestem tego zaprzeczeniem. Nie tylko jestem w szczęśliwym związku, ale też jestem osobą poliamoryczną, ergo mogę się zakochać i być w związku z kilkoma osobami naraz. Asy wcale nie są pozbawionymi emocji i nieumiejącymi kochać robotami, na jakich się nas często kreuje.
Chciałbym też zapytać o twoją niebinarność.
IM: Nie czuję się ani facetem, ani kobietą. Takie trochę „ni pies, ni wydra”, jak to określił mój ojciec. Nie wiem właściwie, co to znaczy „odczuwać płeć”. Wiem, że coś tam jest, ale nie mam pojęcia, co konkretnie. Jak jest spektrum między mężczyzną a kobietą, to ja jestem jakoś… w 1/3 od środka w stronę kobiety – nie wiem, czy to jest zrozumiałe, ale to w końcu moja definicja. Moja relacja z płcią jest stosunkowo luźna, więc np. z rozsądku i na podstawie faktu, że jestem AFAB, czasem automatycznie zaliczam się do grona kobiet.
Kiedy zaczęłoś „oficjalnie” identyfikować się jako osoba niebinarna?
IM: Szczerze, nie pamiętam. Pamiętam za to, że dużo bardziej stresowałom się coming outem niebinarnym niż aseksualnym. Rodzicom przebąknęłom coś tylko, jak była ta sprawa z Margot. Zapytali, jak to jest, że mówią do niej jak do kobiety, choć wygląda jak facet. Powiedzieli mi, że do zaimków nie mają zamiaru się dostosować, bo „to jakaś nowomowa jest, ja nie umiem”. Zresztą… tak samo podeszli do tego, jak zmieniałom imię w urzędzie na, w moim odczuciu, mniej kobiece. Zadeklarowali, że nie mają zamiaru się dostosowywać, bo wychowywali mnie pod deadname’em i się już nie przestawią. Nawet mimo że jak słyszę, że ktoś mnie nazywa deadname’em, to trauma z przemocowego domu się uruchamia, że nie wspomnę o dysforii wynikającej z tego, że ten nekronim brzmiał bardziej kobieco. Generalnie podejście typu „no tak, tak, akceptujemy, ale dopóki nie każesz nam się dostosować”.
Jak trudno jest się odnaleźć osobie niebinarnej w tak binarnym świecie jak nasz?
IM: Może być trudno. Są osoby, które nie mają większego problemu np. ze swoim ciałem albo używają „normalnych” zaimków, a są też takie, które przechodzą proces korekty płci lub używają zaimków dotąd niespotykanych w języku polskim. Przyzwyczajenie i akceptacja ze strony społeczeństwa dałyby naprawdę dużo, jednak jak widzę kolejny kałszkwał o to, że ktoś w jakimś totalnie trywialnym poście użył zaimków neutralnych, to dociera do mnie, że jeszcze daleko do jakiegokolwiek obycia z tematem. Ludzie często określają osoby niebinarne jako niespełna rozumu, głupie, zaburzone. Pomijam w ogóle używanie odniesień do zaburzeń jako obelg, bo to też jest temat rzeka. Często widzę, jak ludzie mają nas za przewrażliwionych idiotów, którzy chcą burzyć porządek społeczny.
Na waszej stronie można przeczytać, że chcecie „tworzyć platformę do działań na rzecz równości, kultury i nauki, przeciwstawiając się wszelkim formom dyskryminacji”. Jakie projekty udało się wam zrealizować?
RP: Jednym z pierwszych był Tęczowy Dyskusyjny Klub Filmowy, w ramach którego organizowaliśmy pokazy we współpracy z Outfilmem. Udało nam się zdobyć pierwszy grant na udział w poznańskim Tygodniu Tolerancji. Pozwoliło to przygotować kompleksową dyskusję ekspercką wokół filmu „Szalone noce z Emily”. Powstał również Queerowy Klub Książki, w ramach którego omawiamy tytuły literatury nieheteronormatywnej. Dotychczas klub spotykał się wyłącznie online, na początku marca pierwszy raz zorganizowaliśmy spotkanie na żywo – dotyczyło książki „Dziewczyna, kobieta, inna”, a naszą gościnią była tłumaczka Aga Zano. Podjęliśmy też kroki zmierzające do współpracy z innymi tęczowymi grupami uniwersyteckimi – nie tylko polskimi. Powodem do dumy może być nasz udział w projekcie „Uniwersytet Otwarty”, skierowanym również do osób spoza środowiska akademickiego, w ramach którego prowadzimy cykl wykładów zatytułowany „Nieheteronormatywność w kontekstach: język, kultura, społeczeństwo”. Warto również wspomnieć o naszej akcji promocyjnej – na wszystkich wydziałach UAM zawisły plakaty, które mają posłużyć zwiększeniu naszej widoczności.
A co przed wami? Jakich inicjatyw możemy się spodziewać?
RP: Chcielibyśmy rozszerzyć naszą działalność i zaangażować absolwentów_ki naszej uczelni. W czerwcu odbędzie się ogólnopolska konferencja naukowa „Genealogie w ruchu LGBT+”, którą organizujemy wraz z Interdyscyplinarnym Centrum Badań Płci Kulturowej i Tożsamości UAM oraz Wydziałem Psychologii i Kognitywistyki UAM. Podczas wydarzenia postaramy się poruszyć problematykę relacji rodzinnych w tęczowej społeczności z wielu różnych perspektyw.
Waszą grupę tworzą zarówno osoby pracujące na uniwersytecie, jak i studiujące – jak, pomimo różnić pokoleniowych, układa się współpraca? Czy mieliście okazję nauczyć się czegoś od siebie?
IM: Według mnie ten podział czy dystans, który dzieli osoby wykładowcze i studiujące, wciąż maleje, oczywiście w dobrym znaczeniu. Jako osoba niebinarna uzyskałom sporo wsparcia. Moja grupa wie, że jestem niebinarne, i przy różnych zadaniach grupowych, dyskusjach mówi o mnie, używając zaimków „ono/jego”. Niektórzy wykładowcy to zauważyli. Czasem podchodzili do mnie i pytali, jakich zaimków używam. W stowarzyszeniu działamy w jednej sprawie, jedziemy na tym samym wózku, dlatego staramy się utrzymywać koleżeńskie stosunki, również z osobami pracującymi na uczelni.
JW: Muszę przyznać, że naprawdę wiele się od moich studentek i studentów uczę – nie w sensie nabywania konkretnej wiedzy, ale wymiany myśli i doświadczeń. Taka międzypokoleniowa wymiana chyba jest ucząca dla obu stron. Często podziwiam młodzież za determinację i odwagę w formułowaniu oczekiwań dotyczących praw osób LGBT+. Przekonuję się, że choć należymy do innych pokoleń, jesteśmy podobni pod względem swojej wrażliwości i niezgody na krzywdzące traktowanie. Oprócz działalności w stowarzyszeniu prowadzę też na moim wydziale od kilku lat Koło Naukowe Psychologii LGBT+. Jest to przestrzeń do rozmów, wymiany obserwacji. Dyskutujemy więc o wspomnianych różnicach międzypokoleniowych, queerowym języku czy właśnie niebinarności, która dla mnie jest jeszcze dość świeżym tematem. Dzięki osobom studenckim, które znają temat z własnego doświadczenia, oswajam się nie tylko z używaniem niebinarnego języka, ale i z samą obecnością takich osób w najbliższym otoczeniu.
Jako stowarzyszenie braliście udział w zeszłorocznym poznańskim Marszu Równości.
JW: Chodzę w poznańskich Marszach praktycznie od początku. Widzę, jak na przestrzeni lat to się zmienia. Pamiętam rok 2005, kiedy doszło do zatrzymania uczestniczek_ów przez policję. Ostatnie lata pokazują, że to może być naprawdę radosne, pozytywne wydarzenie. Za każdym razem spotykam roześmiane_ych studentki_ów – niektórych czasami trudno rozpoznać, gdy zmieniają codzienny styl i prezentują swoje dragowe odsłony.
Ta radość ostatnio jest tłamszona m.in. przez ministra Czarnka.
IM: Osoba, która ze względu na pełnione stanowisko ministra ma wpływ na życie nas wszystkich, dyskryminuje sporą część uczniów, studentów, obywateli. Zarówno Czarnek, jak i inni politycy z obozu rządzącego posuwali się do rzeczy, które przekraczały jakiekolwiek granice. Myślę, że mogą pojawić się próby uciszania tęczowych wydarzeń i organizacji takich jak nasza.
JW: Wygląda to czarno-brunatnie, bardzo źle. Nie chodzi tylko o naszą społeczność, ale i ogólną sytuację w kraju. Staram się nie myśleć o przyszłości, nie niepokoić się na zapas. Lepiej koncentrować się na tym, jak działać mimo to. Jestem na bieżąco z polityką, ale staram się nie katować negatywnymi wiadomościami i w ten sposób radzić sobie z rzeczywistością. Na szczęście jest wiele osób heteronormatywnych, które nie ulegają temu antytęczowemu dyskursowi władzy, są wrażliwe i chętne do angażowania się.
W jednym z numerów „Repliki” Janina Bąk opowiadała, że jej studenci w Irlandii byli zszokowani, że w Polsce w 2021 r. homofobia istnieje na tak szeroką skalę. Gdy tam odbywało się referendum w sprawie równości małżeńskiej, uniwersytety otwarcie przekonywały do głosowania na „tak”.
RP: Z pewnością czeka nas dużo pracy, zanim dojdziemy do takiej sytuacji. Patrząc na to z perspektywy nie tylko samego Poznania, ale i całego kraju, stwierdzam, że nie będzie to łatwe. Potrzebujemy zmian nie tylko w prawodawstwie, ale też w świadomości ludzi. Powinniśmy dążyć do tego, żeby ludzie chcieli się edukować, poznawać i zauważać nas jako osoby LGBT.
Co z coming outami w środowisku akademickim? Wydawać by się mogło, że są one coraz częstsze, ale chyba wielu nauczycieli akademickich wciąż siedzi w szafach?
JW: Bywa różnie. Jestem psycholożką i bliskie mi jest uznanie, że każdy jest w jakimś procesie rozwoju i powinien sam decydować, kiedy, przed kim, w jaki sposób się ujawniać. Wydaje mi się, że mimo wszystko wśród kadry akademickiej są osoby, które mogą obawiać się coming outu. Na szczęście ja do nich nie należę.
Ingo, a jak wyglądał twój coming out na uczelni?
IM: Jeśli chodzi o znajomych z uczelni, przyjęli tę informację tak, jak gdybym powiedziało, jaki mamy dzień tygodnia, to nie było dla nich nic nadzwyczajnego czy nienaturalnego. Dość łatwo przerzucili się też na stosowanie zaimków „ono/jego”. Na moim wydziale jest też sporo osób transpłciowych, które również nie kryły się ze swoją tożsamością i zostały ciepło przyjęte przez rówieśników.
RP: Warto pochwalać nawet małe gesty osób wykładających, które starają się nikogo nie wykluczać. Przykładem może być prof. Dorota Piontek z Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa, która używa w odpowiednich sytuacjach feminatywów, a do osób uczestniczących w zajęciach zawsze zwraca się „studentki, studenci i osoby studenckie”.
Jowito, jesteś też jedną z założycielek fundacji Tęczowe Rodziny.
JW: Fundacja to dziecko trzech matek – poza mną są nimi Asia Śmiecińska i Ania Strzałkowska. Organizacja działa na rzecz rodzin nieheteronormatywnych. Najczęściej współpracujemy z kobietami, które żyją w związkach z kobietami i wychowują dzieci. Funkcjonujemy od 2018 r. Skupiamy się na projektach, które mają uwidaczniać takie rodziny, wspomagać je, a także podkreślać, jak ważne są relacje rodzinne, również dla młodych osób LGBT+, które ze względu na swoją orientację mogły nie otrzymać od swoich bliskich wystarczającego wsparcia. Jednym z ostatnich naszych większych projektów był ogólnopolski zjazd tęczowych rodzin, którego celami były wzajemna nauka, wymiana doświadczeń, ale też oczywiście integracja. Dzięki tym spotkaniom wiem, że tęczowe rodziny są coraz bardziej świadome swoich praw, dostrzegają różnice między polskim a unijnym prawodawstwem i są gotowe walczyć o siebie i o swoje dzieci.
Na koniec: co należy zrobić, aby zasilić szeregi waszego stowarzyszenia?
Zapraszamy każdego, kto chciałby, aby osoby LGBT+ były widoczne na UAM w Poznaniu. Oczywiście mile widziane są też osoby sojusznicze. Na naszej stronie jest formularz – to pierwszy krok do kontaktu z nami. W stowarzyszeniu można być pełnoprawną osobą członkowską, a osobom, które nie chcą lub nie mogą być aktywne, oferujemy też członkostwo wspierające.
Tekst z nr 97 / 5-6 2022.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.