Tekst: Krzysztof Tomasik
Wśród najwybitniejszych polskich tancerzy nie brakowało atrakcyjnych gejów, ale tylko jeden z nich łączył występy w balecie z udziałem w rozrywkowych programach TV, a potem karierą zagraniczną. Nazywał się GERARD WILK (1944-95) i właśnie doczekał się biografii
„Tancerz” to podtytuł książki o Gerardzie Wilku; w PRL-u nie było drugiego takiego zawodu, w którym niemal jawnie można było być gejem. Giganci, jak Witold Gruca czy Stanisław Szymański, nie musieli się ukrywać, a mówiąc językiem dzisiejszej prawicy, „obnosili się”. Dość powiedzieć, że gdy w 1974 r. Szymański otrzymał wysokie odznaczenie państwowe z okazji XXX-lecia PRL-u, przybył do Pałacu Namiestnikowskiego w kreacji w kolorze lila z pozłacanymi guzikami, czym wywołał niemałe poruszenie. Wilk także lubił się stroić, a czasem wręcz szokować, tak było w 1968 r., gdy zjawił się w rodzinnych Gliwicach na ślubie kuzyna: Przyszedł w hipisowskiej koszuli rozpiętej do pępka, z długimi włosami, w okularach lenonkach. Urzędniczka straciła głos z wrażenia, ale doprowadziła uroczystość do końca. Warto dodać, że Szymański i Wilk mieli wspólnego krawca, pana Młynka z Teatru Wielkiego, który wykonywał dla nich najbardziej szałowe stroje: Szył najmodniejsze wtedy biodrówki bez zaszewek. Gerard zamawiał od razu trzy pary: beżowe, czarne i brązowe. Szczerze mówiąc, kolor zależał głównie od tego, jaki Młynek zdobył materiał. Biografa pełna jest smaczków przybliżających ówczesne życie warszawskiej bohemy artystycznej, bo napisała ją Zofia Rudnicka, także tancerka, przyjaciółka Wilka i uczestniczka wielu z opisanych wydarzeń. Autorka ze znawstwem opisuje karierę baletową, ale nie zapomina o występach, które w drugiej połowie lat 60. zapewniły tancerzowi masową popularność: rozrywkowe programy telewizyjne, występy u boku Krystyny Mazurówny, pierwsze teledyski (m.in. Ireny Santor i Piotra Szczepanika), modowe sesje Barbary Hoff dla „Przekroju”, okładki kolorowych magazynów, rólki filmowe u Stanisława Barei („Przygoda z piosenką”, „Małżeństwo z rozsądku”) i Andrzeja Wajdy („Przekładaniec”). Rudnicka pisze nie tylko o Wilku, przedstawia pejzaż tamtych lat i wydarzenia warte odnotowania. Takie choćby jak występ nagich mężczyzn w mieszczącej się na rogu Nowogrodzkiej i Kruczej w Warszawie restauracji Jelonek, w której regularnie bywał zespół nieodległej Operetki Warszawskiej: Kelnerki uwielbiały tancerzy z operetki i któregoś razu poprosiły ich o występ. Szatniarka, pani Stenia, która była przedwojenną fordanserką, koniecznie chciała, żeby był rozbierany. Chłopcy zgodzili się chętnie, ale pod warunkiem, że dostaną pieczonego kurczaka i ćwiarteczkę wódki. Była już dwudziesta trzecia, goście wyszli, a nawet zostali wyproszeni: „Zamykamy i zapraszamy państwa na jutro, a operetka zostaje!” – ogłosiła szefowa Jelonka. Dziewczyny szybko posprzątały, zasłoniły okna, ustawiły krzesła w dwa rzędy, zasiadły i… zobaczyły pierwszych chippendalesów. Chłopcy absolutnie wyprzedzili epokę. Po ćwiarteczce zatańczyli całkowicie na golasa.
Tańczy z Mazurówną, romansuje z Barbasiewiczem
Dla Wilka od wczesnych lat ważne były przyjaźnie z dziewczynami. Z niektórymi próbował nawet „chodzić”, ale – co bardzo gejowskie – każdą charakteryzował poprzez podobieństwo do gwiazdy filmowej. Jadzia przypominała mu Kim Novak, a Heli pomagał upodobnić się do będącej wówczas u szczytu kariery Brigitte Bardot (17-letni Gerard kolekcjonował jej zdjęcia). „Pierwszy raz” z mężczyzną przeżył w słynnej łaźni Pod Messalką na Krakowskim Przedmieściu, która w PRL-owskiej Warszawie stanowiła jedno z czołowych miejsc spotkań homoseksualistów. Po latach Wilk opowiadał o tamtej chwili Zofii Rudnickiej, która relacjonuje: Do dużej sali z basenem prowadziło dwoje drzwi tworzących jakby przedpokój. Gerard przechodził tamtędy, kiedy równocześnie z drugiej strony wszedł piękny, rosły mężczyzna. Okazało się, że od dawna go obserwował. I stało się. Był młody, wolny, bardzo seksowny i z hedonistyczną satysfakcją rzucił się w wir życia towarzyskiego, którego częścią były także przygody erotyczne. Lubił się bawić, tańczyć, a atrakcyjnych mężczyzn można było spotkać wszędzie. Nawet zawodowy wyjazd do Bułgarii z Krystyną Mazurówną zakończył się nowym romansem: Gerard pewnego dnia spotkał jakiegoś mężczyznę i zniknął. Nie było go dwa dni, a potem się pojawił, zabrał rzeczy i powiedział, że przeprasza, ale wyjeżdża do Warny. Bynajmniej nie na konkurs baletowy. Był rozemocjonowany. Wrzucił walizkę do czekającego na niego białego kabrioletu, pomachał nam i odjechał…. Wilk nawiązał również romans z początkującym wówczas znakomitym aktorem Markiem Barbasiewiczem. Po raz pierwszy zobaczyli się w 1968 r. w Sopocie, gdzie w czasie trwania festiwalu zbierała się śmietanka towarzyska. Tancerza nie można było przeoczyć. To było przedpołudnie, czekaliśmy w holu na artystów – wspomina Barbasiewicz – i nagle z półpiętra «spłynął» Gerard! Jak cudne zwieńczenie szczęśliwego czasu. Zobaczyłem go po raz pierwszy. Zjawiskowy, opalony, w piaskowych spodniach i fioletowawej, bardzo rozpiętej koszuli. Relacja Barbasiewicza to także świadectwo, w jaki sposób ówcześni homoseksualiści nawiązywali znajomości. Rudnicka: Po koncercie Marek szedł ze znajomymi i znowu napotkał Gerarda wzrokiem, ale fala ludzi spieszących się jak zwykle do kolejki spowodowała, że stracił go z oczu. I wtedy nagle poczuł, że ktoś od tyłu wsuwa mu coś do ręki. Była to kartka z zeszytu w kratkę, a na niej zapisany warszawski numer telefonu. Marek do dziś się dziwi: «Kiedy on to zrobił i jak? Przecież był bez torby i na pewno bez zeszytu…». Dwa dni później spotkali się na Monciaku. Szli w swoich grupach i minęli się jak gdyby nigdy nic, w końcu się nie znali. Jeszcze… Ale był numer telefonu. I to wzajemne przyciąganie dwóch niezwykle atrakcyjnych mężczyzn.
Z Hiszpanem w świat
Bardzo długo Gerard nie szukał stałego związku, nie ma jednak wątpliwości, że jednym z najważniejszych mężczyzn jego życia był zakochany w Polsce hiszpański scenograf Fabian Puigserver, którego Wilk poznał w domu Xymeny Zaniewskiej. Jak pisze Zofia Rudnicka: Najpierw byli parą, a potem już na zawsze zostali przyjaciółmi. Fabian nie tylko pomógł Wilkowi, gdy ten wyemigrował, ale także zaszczepił mu fascynację Barceloną, w której tancerz zazwyczaj spędzał wakacje. Ulubionym zajęciem na słynnym deptaku Rambla było podrywanie marynarzy: Młodzieńcy w marynarskich strojach, szukający przygód, chętnie zawierali znajomości i dawali się bałamucić. Żołnierze US Navy z krążowników byli tak zbudowani, że trudno było przejść obok nich obojętnie. Mundury robiły wrażenie, a chłopcy w mundurach lubili zaszaleć. Latem 1970 r., kiedy 26-letni Gerard Wilk był u szczytu kariery (właśnie otrzymał partię Romea w „Romeo i Julii” i zagrał w filmie baletowym „Gry”), zdecydował się na emigrację. Udało mu się dostać do najważniejszego zespołu tanecznego na świecie, Baletu XX wieku, który w Brukseli prowadził wizjoner Maurice Béjart. To było otwarcie zupełnie nowego rozdziału życia, z homogenicznej Polski trafił do grupy, w której mieszały się narodowości, rasy i kultury. Nie brakowało też homoseksualistów, z Béjartem na czele, który nie miał oporów przed sypianiem z tancerzami, tworzył otwarty związek z charyzmatycznym Argentyńczykiem Jorge Donnem (w zespole pełnił funkcję pierwszego tancerza). Wilk najbardziej zaprzyjaźnił się ze Szwajcarem Jean-Paulem Balmerem, którego wszyscy nazywali Kukunet. Partner Kukuneta, Remy, prowadził w Brukseli lokal La Cage, który szybko stał się jednym z ulubionych miejsc Gerarda. Przyprowadzał tam także gości z Polski, w La Cage bywała Zofia Rudnicka i przebywający na stypendium Jerzy Graczyk dający wraz z Remym takie popisy taneczne, że Wilk krzyczał zachwycony na cały lokal: Graczykowa! Kocham cię! W Brukseli w latach 70. było mnóstwo knajp gejowskich, autorka książki przekonała się o tym, gdy w czasie jednego z pobytów trafiła akurat na karnawał: Kluby różniły się między sobą, inne były dla „urzędniczek”, a inne dla „złotej młodzieży”. Zwiedziliśmy kilka, w większości chłopcy byli poprzebierani, a jakże. W jednym królowały arabskie galabije, do tego domowe papcie i malutkie torebeczki; komiczny efekt dawały po męsku ostrzyżone głowy. Zastanawiałam się, dlaczego nie noszą peruk, czy były za drogie? Kolejny klub był bardziej ekskluzywny, nie chciano mnie tam wpuścić. Dopiero kiedy Gerard powiedział, że jestem jego siostrą, weszłam bez problemu. Znów tłum, chłopcy poprzebierani za super laski. Modne są akurat garnitury dla dziewczyn, więc i oni mają takie garniturki, jedwabne bluzki rozpięte do pępka oraz długie perły, a peruki takie jak idolka tego karnawału – Liza Minnelli w „Kabarecie” Boba Fosse’a. Siedzimy przy barze z tak odstrzelonym młodzieńcem, ma świetny makijaż, mocno czerwone usta i jest naprawdę piękną kobietą. Wpatruję się w niego zafascynowana, bo wygląda jak gwiazda filmowa, aż Gerard zwraca mi uwagę. Robi się gorąco i nagle mój obiekt ściąga perukę – szok! Zdecydowanie wolałam go jako kobietę.
U boku Francuza
Jedenaście lat (1970-81), które Wilk spędził w zespole Béjarta to okres wypełniony tańcem, podróżami i romansami. Jak wspomina Dariusz Blajer, kolega z zespołu, Gerardowi nie oparł się nawet chłopak jego przyjaciółki, Catherine Verneuil: Ona mieszkała z chłopakiem na górze w dużym i dziwnym mieszkaniu. Często urządzali tam przyjęcia. Zdarzyło się któregoś razu, że zabawa tak się potoczyła, że panowie się zapomnieli i chłopak Catherine został uwiedziony przez Gerarda. Może było odwrotnie, ale stało się. Był skandal na drugi dzień i jeszcze długo potem, ale zostało to „w rodzinie”. Z zawodu tancerza Wilk zrezygnował w wieku 37 lat, gdy był jeszcze w znakomitej formie. Zapragnął stabilizacji, którą dała mu praca pedagogiczna. Przeprowadził się wówczas do Paryża, tam związał się z malarzem Jean-Jacquesem Le Corre. Jesienią 1994 r. wspólnie przyjechali do Polski, Wilka zaproszono, by w Teatrze Wielkim wyreżyserował operę „Werther”, do której Le Corre zrobił scenografię. Okazało się, że było to swego rodzaju pożegnanie, 28 sierpnia 1995 r. Gerard Wilk zmarł. Nawet przed dobrymi znajomymi ukrywał, że od kilku lat żyje z HIV, co wówczas oznaczało wyrok śmierci. Teraz jego praca i życie zostały utrwalone, Zofia Rudnicka pisze we wstępie: To moja bardzo osobista opowieść o Gerardzie Wilku, ale zapraszam do niej nie tylko wielu znajomych, ale i wszystkich, którzy chcą go poznać. Jako tancerz i artysta Gerard istnieje w pamięci całego pokolenia.
Tekst z nr 81 / 9-10 2019.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.