Spoko, Maks, nie ma problemu

Maksymilian Zaleski sam się do nas zgłosił. Powiedział, że jest transseksualnym chłopakiem, wyoutował się w szkole i reakcja była wzorowa. Chciałby tą drogą – przez „Replikę” – podziękować szkole. Zdaje sobie sprawę, że nie wszystkie osoby trans w naszym kraju mają tak komfortową sytuację

 

foto: Krystian Lipiec

 

Tekst: Mariusz Kurc

6 lutego Maks skończył 21 lat. Uczy się w ostatniej klasie Powiatowego Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Wieliczce, specjalizacja – hotelarstwo. Gdy dzwonię do niego, słyszę w słuchawce ładny męski głos. Spotykamy się, widzę uśmiechniętego chłopaka, który nie wygląda na swoje 21 lat, raczej na 17.

Mojej wychowawczyni powiedziałem w czerwcu, przed samym końcem zeszłego roku szkolnego. Powiedziałem, że mam diagnozę, jestem transseksualny, rodzice wiedzą, podczas wakacji zaczynam terapię hormonalną, potem czekają mnie operacje. Czuję się mężczyzną. Zapytałem, czy byłaby możliwość, by zwracała się do mnie męskim imieniem, które sobie wybrałem – Maks. Wychowawczyni nie tylko wszystko zrozumiała i zaakceptowała, ale też bardzo mi pomogła. Myślałem, że będę musiał rozmawiać też z innymi nauczycielami, dyrektorem, tymczasem ona za mnie to załatwiła. Na początku września sama powiedziała nauczycielom, którzy mnie uczą, a dyrektor – Radzie Pedagogicznej i, o ile mi wiadomo, przyjęto to ze zrozumieniem.

 Czekolada

Kiedy dowiedziała się jego klasa? Na pierwszej lekcji wychowawczej po wakacjach nasza pani przedstawiła jedną nową dziewczynę w klasie, a potem powiedziała: „Jest jeszcze ktoś, kogo już znacie, ale chciałby się wam przedstawić na nowo”. Wtedy wstałem i powiedziałem, że właśnie zacząłem terapię, czuję się chłopakiem i będę się przemieniał fizycznie w chłopaka. Bardzo bym prosił, byście zwracali się do mnie „Maks”, bo takie imię sobie wybrałem. Dodałem, że jeśli macie pytania, nawet takie, które mogą się wydać głupie czy niestosowne albo ze sfery intymnej, to pytajcie.

Zapanowała kompletna cisza. Trwała dłuższą chwilę, jakby czas stanął. Patrzyliśmy na siebie z wychowawczynią, co to dalej będzie. Nikt nawet nie szeptał. I w końcu jedna z koleżanek powiedziała: „Spoko, Maks, nie ma problemu”. I już. Wszyscy mnie zaakceptowali. Jedna koleżanka zadała pytanie, co mnie skłoniło do tej decyzji. Odpowiedziałem, że już nie mogłem wytrzymać dłużej jako dziewczyna, że był to dla mnie wielki problem, a chłopakiem czuję się od dawna. Powiedziałem, że jeśli ktoś wstydzi się zadać pytanie przy całej klasie, to może do mnie napisać na Facebooku. Ale nie było pytań.

Na Dzień Chłopaka, 30 września, dostałem, jak inni chłopcy w naszej klasie, czekoladę od dziewczyn. Nigdy jeszcze nie cieszyłem się tak z żadnej czekolady.

Wiadomość o mnie oczywiście szybko rozniosła się po całej szkole. Myślałem, że na przerwach na korytarzu mogą być jakieś śmiechy, docinki. Nic nie było. Stałem się znany, ale wytykania palcami nie ma. Raz przed szkołą podszedłem do grupki chłopaków poprosić o zapalniczkę. Jeden z nich rzucił: „Koleżanka prosi o zapalniczkę, ma ktoś?”, a drugi na to: „To już jest kolega”. „A, kolega, sorry, no tak”. Jest u nas nawet jeden chłopak, który chyba sympatyzuje z Młodzieżą Wszechpolską. Żadna przykrość mnie z jego strony nie spotkała. W ławce siedzę z tym samym kumplem, co przed coming outem. Gdy mówię: „to masz kumpla w porządku”, Maks od razu mnie poprawia: „Cała moja szkoła jest w porządku!” Nauczyciele i uczniowie mówią do mnie „Maks”. Czasem się mylą, bo np. na liście w szkolnym dzienniku nadal widnieję pod żeńskim imieniem – tego na razie nie mogę zmienić, dokumenty mam jeszcze na dziewczynę – ale zaraz się poprawiają. Są naprawdę super. Zresztą ja sam też czasem się mylę i mówię coś z żeńską końcówką. I co wtedy? Poprawiają mnie i razem się śmiejemy. Pierwszy raz z listą obecności był świetny. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, czy Rada Pedagogiczna już się dowiedziała i jaka była reakcja. Nauczycielka czyta listę na lekcji i nagle słyszę: „Maksymilian Zaleski?”. Pomyślałem „Łooooł!!!” i szybko powiedziałem „Obecny!”

Czy spodziewał się tak dobrego przyjęcia? Wychodziłem z założenia, że jeśli mnie nie zaakceptują, to trudno. Wolę, by mnie nie akceptowali takiego, jakim jestem niż gdyby mnie akceptowali takiego, jakim nie jestem. Ale ja mam tak wspaniałą wychowawczynię, że po prostu innej opcji nie było.

Aż nie chce mi się wierzyć, że ze strony rówieśników nie spotkał go żaden hejt. Naciskany, Maks mówi o jednym zdarzeniu. Na imprezie sylwestrowej jeden gość dopytywał mnie, jak to jest zmieniać płeć. Powiedziałem, że nie wiem, jeszcze nie zmieniłem, a on się zaczął rzucać. Wytworzyła się niemiła atmosfera, ale moja dziewczyna Julia i inni zaraz się za mną wstawili. Podaliśmy sobie ręce na zgodę, a on próbował mi jeszcze wykręcić palec. Ale to był jedyny incydent. Mam chyba po prostu mnóstwo szczęścia. Pytam o głośną, niedawną sprawę Leelah Alcorn, transseksualnej nastolatki z USA. Leelah nie mogła znieść braku akceptacji rodziców, zostawiła w sieci pożegnalny list i rzuciła się pod ciężarówkę. Podpisałem się pod petycją, by na jej grobie było żeńskie imię. Wiem, przez jakie dramaty przechodzą osoby trans. Ja na szczęście mam akceptującą rodzinę, świetną dziewczynę i przyjaciół.

To jest cud

Kiedy postanowił, że robi tranzycję? W maju 2013 r. na Krecie. Miałem tam trzymiesięczną praktykę zawodową. Zacząłem prowadzić dziennik jako Maks. Jak wróciłem, to wyprowadziłem się z domu. Chciałem uciec, nie byłem jeszcze gotowy, by powiedzieć rodzicom. Z czego się utrzymywał? Z pieniędzy zarobionych na Krecie, z roznoszenia ulotek i starsza siostra mi pomagała. W październiku przyszło załamanie, przyjaciółka doradziła mi, bym wrócił do domu. Wróciłem. Ale z mamą porozmawiałem o tranzycji dopiero kilka miesięcy później, w marcu zeszłego roku. Przyjęła to spokojnie, może na początku nie zdawała sobie sprawy, jak ważne to jest, ale potem zrozumiała, tata też.

Starsza siostra? Mam dwie siostry – starszą i młodszą. Obie są wspierające. Młodsza chodzi ze mną nawet na zajęcia grupy wsparcia do Trans-Fuzji. I jeszcze mam brata, który teraz ma 11 lat. Bratu też musiałeś powiedzieć, to musiało być chyba trudne – zauważam. Pojechaliśmy na wycieczkę rowerową i spokojnie mu wszystko wyjaśniłem. Jego reakcja była po prostu rewelacyjna. Mam bardzo mądrego brata – zapisz to. Wiesz, on żył w przekonaniu, że jest tym rodzynkiem z trzema starszymi siostrami. Powiedział: „Przecież ja zawsze marzyłem, by mieć starszego brata. To jest cud!”.

Lalki i sukienki

Czy pamięta, kiedy dowiedział się, że istnieje coś takiego, jak transseksualizm? No właśnie nie pamiętam. Na pewno przed Kretą. Zawsze wiedziałem, że jestem inny, ale kiedy dowiedziałem się o nazwie „transseksualizm” – nie wiem. Odkąd sięgam pamięcią, nienawidziłem nosić sukienek. Mama kazała mi je zakładać, a ja płakałem. W przedszkolu, jak były bitwy pomiędzy chłopakami a dziewczynami, to zawsze walczyłem z chłopakami przeciwko dziewczynom, Musieli na mnie czekać, bo dłużej wiązałem sznurówki, ale czekali. Gdy któregoś roku pod choinkę dostałem od babci lalkę, to się rozpłakałem, bo nie wiedziałem, jak bawić się lalkami – bałem się, że babcia to odkryje i sprawię jej przykrość. W podstawówce myślałem o sobie jako o „dziewczynie innej niż wszystkie”. Miałem plan, że jak dorosnę, to kupię sobie ciuchy chłopaka, będę się przebierał i będzie dobrze. Potem zrozumiałem, że tak się nie da, sama cielesność też jest ważna.

Od zawsze podobały mi się dziewczyny. Próbowałem być z chłopakiem – pomyłka. Pierwszy raz zakochałem się w dziewczynie, jak miałem 7 lat. Pojechałem z rodziną na komunię kuzyna i tam była taka jego koleżanka… W pierwszej klasie gimnazjum miałem dziewczynę bardzo długo, kilka miesięcy – to długo, jak na 13 lat, nie? Wtedy znajomi powiedzieli mi, że jestem lesbijką. Lesbijką? OK, no to jestem lesbijką. To było katolickie gimnazjum, trzeba było nosić jednakowe stroje – chłopcy mundurki, dziewczynki – spódnice. Koszmar. Unikałem tych spódnic, jak mogłem. Dostawałem uwagi do dzienniczka. Stopniowo czułem się coraz gorzej. Musiałem się zachowywać tak, jak ode mnie oczekiwano, a nie tak, jakbym chciał. Ciągła kontrola. W końcu wylądowałem u psychologa, który od razu stwierdził, że mam fobię społeczną.

Na czym ona polegała? Byłem więcej niż odludkiem. Zawsze cichy, byle tylko nie wejść nikomu w drogę, bardzo trudno nawiązywałem kontakty z ludźmi. Słucham zaskoczony. Znamy się ledwo co, ale Maks wydaje mi się sympatycznym, komunikatywnym gościem. Ani śladu stresu czy nieśmiałości. Czasem czułem się tak źle, że po prostu nagle wybiegałem z klasy, bo myślałem, że zwariuję. Albo już w drodze do szkoły się zaczynało, w autobusie. Trząsłem się, pociłem, przyspieszona akcja serca. Wysiadałem na najbliższym przystanku i nie byłem w stanie dotrzeć do szkoły. Łapałem nieobecności.

To dlatego kończy szkolę rok później? Tak, drugą klasę powtarzałem. Rodzice postanowili mnie przenieść do innej szkoły, żebym zmienił otoczenie. Tak trafiłem do technikum w Wieliczce, wcześniej chodziłem do szkoły w Krakowie, gdzie mieszkam.

Nie bać się

Jak ma przebiegać cały proces tranzycji? Diagnozę transseksualności dostałem niemal od ręki. Od 17-ego roku życia chodzę do psychologa, on wszystko wie. Potem jeszcze miałem mnóstwo testów, jak ja je nazywam, „na płeć”. Ponoć z nich można wyczytać, czy rozwiązywał mężczyzna czy kobieta. U mnie wyszło, że mężczyzna. Od 23 sierpnia biorę zastrzyki hormonalne. Raz na 10 dni i tak już będzie do końca życia. Pierwszą operację, mastektomię, mam mieć po wakacjach. Jak tylko uzbieram kasę, bo to jest nierefundowane, niestety. Boisz się? – pytam. Bólu się boję tylko. Po tej pierwszej operacji, gdy zmiana jest już uważana za nieodwracalną, będę mógł się starać o dokumenty na mężczyznę. Te prawne sprawy to jest hardkor. Muszę złożyć pozew do sądu przeciwko moim własnym rodzicom o zmianę wpisu w akcie urodzenia – na mężczyznę. To jest takie okropne, przecież oni nie są niczemu winni! A nie ma innej drogi, jak tylko ich pozywając.

Prawnej zmiany płci nie reguluje w Polsce żadna ustawa. Absurdalna procedura pozywania własnych rodziców wynika z wyroku Sądu Najwyższego z 1995 r. Posłanka Anna Grodzka przygotowała projekt ustawy o uzgodnieniu płci. Utknął w komisji sejmowej. Pytam Maksa o Annę Grodzką. Rzuca krótko: Anna Grodzka jest kobietą, nie wgłębiam się (śmiech). Na Facebooku znalazł krakowski oddział Trans-Fuzji, fundacji, której Grodzka jest współzałożycielką. Poszedł na konsultację indywidualną, a potem zapisał się na zajęcia grupy wsparcia Trans-Fuzji. Jest spoko. Jest kilku chłopaków takich, jak ja, młodych i przed tranzycją. Co by powiedział innym osobom trans? Najtrudniej jest o tym powiedzieć – a to już za mną. Trzeba być pewnym siebie i nie bać się. Z jednym kumplem było tak, że próbowałem mu powiedzieć tak trochę naokoło. „Wiesz, miałem testy i mi wyszło, że jestem facetem”. Co? Jakie testy? Nie zrozumiał, o co mi chodzi. Nie można się zasłaniać testami. Więc krótko: zaczynam terapię hormonalną, czuję się facetem, jestem facetem. Koniec. I od razu inna rozmowa.

 

Tekst z nr 54/2-4 2015.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

DOBRO DZIECI – TAK, ALE WSZYSTKICH

Z MARKIEM WÓJCIKIEM, tatą 13-letniego transpłciowego Dawida, rozmawia Agnieszka Rynowiecka

 

Foto: Michał Ignar

 

13 lat temu urodziło się twoje pierwsze dziecko. Wiedziałeś, czy będzie chłopiec czy dziewczynka?

Nie, czekaliśmy. Było to dla mnie jednak obojętne – byłem szczęśliwy, że zostanę ojcem – bez względu na to, czy chłopca, czy dziewczynki.

A jak się dziecko urodziło?

To wyglądało na dziewczynkę.

I jakim była dzieckiem?

Bardzo spokojnym. Nie przeżywaliśmy żadnych kłopotów. Była normalnym, wesołym, wspaniałym, niesprawiającym problemów dzieckiem. Może teraz się zacznie… bo już jest nastolatkiem.

I teraz mówisz już o nim.

Tak, bo akceptuję syna totalnie, to trudno, abym mówił inaczej.

Od kiedy wiesz, że jest chłopcem?

Dowiedziałem się rok temu, jakoś zimą. Nie mam pamięci do dat… To był wieczór… Chyba skądś wracaliśmy… Odstawiłem dzieciaki do domu, do ich mamy i on zadzwonił, żebym wszedł jeszcze na górę pogadać. Posadził nas przy stole i z trudem, ale powiedział, że jest Dawidem.

Jaka była twoja pierwsza myśl, pierwsza reakcja?

Miałem dużo myśli… Trudno powiedzieć, że coś było pierwsze. Pomyślałem, że można było się tego spodziewać. Od dawna ja i nawet znajomi mówiliśmy między sobą, że z tej córki to będzie lepszy ojciec niż matka. Od kiedy pamiętam Dawid zawsze chodził w spodniach, wspinał się po drzewach. Po tym jak się wyoutował, to kolejne klocki się ułożyły. W ostatnie wakacje nie chciał się za bardzo rozbierać na plaży, kiedyś lubił plażować a nagle wolał siedzieć i czytać książkę niż pływać. Np. jak wybierał kostium kąpielowy, to wybrał taki na maxa zabudowany, luźny, chyba z dwa numery za duży, taki, który absolutnie nie podkreślałby jego dziewczęcych kształtów. Nigdy nie lubił się przytulać, ale od okresu dorastania to się jeszcze nasiliło.

Więc dla ciebie nie był to szok ani zaskoczenie?

Oczywiście, że to była poważna sprawa… Było trochę zaskoczenie… Czułem też radość, że zdecydował się o tym powiedzieć, że nie miał obaw. Nie miałem wątpliwości dotyczących niego… Raczej miałem – i w sumie tak jest do teraz – obawy, jak świat go odbierze.

Trudno było się przestawić na Dawida?

Stopniowo w ciągu miesiąca chyba udało mi się całkowicie przestawić. Na początku Dawid powiedział (chyba chcąc ułatwić mi sprawę), że to nie ma dla niego tak wielkiego znaczenia.

Więc sam się przestawiłeś? To była twoja decyzja?

Dawid wykazywał zrozumienie co do moich pomyłek. Powiedziałem mu: „Słuchaj, tyle lat mówiłem *deadname* więc teraz wiesz… Mogę się mylić.” I on to zrozumiał.

Jakie kroki podjęliście po jego coming oucie?

Mama Dawida się w to bardziej zaangażowała, to fenomenalna kobieta. Postawiła na jak najszybszą diagnozę. Też jak czytaliśmy historie, do czego może prowadzić wstrzymywanie dziecka, do jakich tragedii dochodzi, to chcieliśmy zrobić wszystko, żeby te ryzyka zminimalizować. W tej chwili syn już bierze testosteron.

Od kiedy?

Od wakacji, od lipca.

Zmienia się?

Głos głównie mu się zmienił.

I jak tobie z tym głosem?

Zaczyna być taki wkurzający jak nastolatka w tramwaju (śmiech), skrzeczący, chodzi jakby był przeziębiony. Jesteśmy kilka dni przed mastektomią. Bo skoro jest diagnoza i wykluczono wszelkie zaburzenia mogące dawać podobne objawy, to trzeba działać, bo on męczy się w tym binderze. Staramy się zrobić wszystko, żeby mu to życie ułatwić.

Część osób potrzebuje przejść żałobę po córce czy synu. Rozumiem, że ty nie, że ty podchodzisz do tego tak, że to jest ciągle twoje dziecko.

Dokładnie tak jak mówisz – to jest ciągle moje dziecko, które kocham.

Nie miałeś wyobrażeń, jaki Dawid będzie jak dorośnie, jak będzie wyglądać jego życie?

Nie, nie płakałem za tym, że nie poprowadzę córki do ołtarza w białej sukni. Tak naprawdę to w ogóle nigdy nie spodziewałem się zobaczyć jej w białej sukni. Jeśli już, to całe to wesele wyglądałoby jak impreza rockowa z ludźmi ubranymi jak na koncercie. Żartuję sobie, ale nie miałem – ani ja ani jego mama – takich wyobrażeń.

Po prostu widzieliście go takim, jakim on jest.

Tak, bo to było spójne. Dla mnie wiele się nie zmieniło – pozwoliło tylko uporządkować to, co dostrzegłem wcześniej.

Jak rozmawiam z ojcami dzieci trans płciowych, to oni podkreślają, jak ważna jest dla nich diagnoza, albo samodzielność dziecka, żeby np. było pełnoletnie. Ty masz inaczej?

Dla mnie też ważna była diagnoza, ale nie najważniejsza. Jestem przekonany, że 13-latek doskonale wie, kim jest, nie jest tak, że magicznie samoświadomość zyskuje się po 18. urodzinach.

A co było najważniejsze?

To, że mi się wszystko ułożyło w jakąś całość, że to trwało… Trwało w zasadzie od jego urodzenia. A diagnoza była ważna, aby ktoś to potwierdził. Bo to jest poważna sprawa… Mówimy o bardzo inwazyjnych zabiegach, potem operacjach. Wolałbym się nie pomylić. Człowiek jest skomplikowany i różne rzeczy z wielu czynników mogą wynikać. Oczywiście mogło być tak, że w grę wchodzą jakieś zaburzenia psychiczne, które powinno się zlikwidować, a nie im przyklaskiwać. Ja też nie jestem za tym, żeby zgadzać się na wszystko, czego chce dziecko. Uważam, że rodzic po to jest rodzicem, aby być odpowiedzialnym za swoje dziecko, więc po prostu trzeba je odpowiednio prowadzić.

Dawid ma szczęście. Nie każdy tak łatwo to akceptuje.

I stąd moje największe obawy… Nie chodzi o Dawida, tylko o świat dookoła.

Czujesz się tatą walczącym? Nie… Ja nie jestem jakoś ekstrawertyczny. O intymnych sprawach mówię głównie bliskim, rodzinie, znajomym. Na szczęście nikt nie miał z nami problemu. Oczywiście część rodziny martwiła się, na przykład moja mama, ale nie protestowali.

Dawid jest w szkole podstawowej. Funkcjonuje tam jako Dawid?

Tak. Bardzo sprawnie to poszło. Nie były potrzebne jakieś specjalne inicjatywy. Choć teraz zmieniliśmy mu imię na neutralne, więc legitymacje czy świadectwa będą lepiej wyglądać. Ale w szkole funkcjonuje jako chłopiec. Wszyscy przyjęli to dobrze, nauczyciele, dzieci w klasie.

To cię nie zaskoczyło? W końcu powiedziałeś, że twoją głowną obawą było, jak świat to przyjmie.

Tak, często jestem zaskoczony, że w wielu miejscach ludzie przyjmują to, jak ktoś się czuje, bez posądzania o chorobę psychiczną. Tym bardziej, że przecież transpłciowość nie jest powszechnym tematem. Nie często można się z nim spotkać w życiu. A ludzie to przyjmują. To mnie bardzo pozytywnie zaskakuje. Szkoła, moi znajomi… Wszyscy przyjęli to bardzo otwarcie. Oczywiście to też nie jest tak, że miesiąc temu widzieli wystrojoną dziewczynkę, a teraz widzą zbuntowanego chłopaka. Obserwowali go, więc może też nie byli zaskoczeni, ale mimo wszystko to pozytywne, że tak dobrze to przyjęli.

Mniej się o niego boisz teraz po tych reakcjach?

Nie.

Nie? Coś cię szczególnie niepokoi też w kontekście naszej polskiej rzeczywistości?

Szczucie. Np. na tzw. ideologię LGBT. Niepokoję się, że społeczeństwo daje się tak łatwo sterować, że wystarczy wskazać jakąś ofiarę i ludzie nie zastanawiają się nad merytoryczną argumentacją, nie myślą, dlaczego mamy być przeciw, że nie ma to żadnego pokrycia w faktach, ale sprzeciwiają się np. osobom LGBT. To nie jest tak, że ja jestem jakimś fanem np. marszów równości, bo nie jestem, nie chodzę na nie, nie muszą mi się podobać… Ale czemu od razu mam się im sprzeciwiać?

Ludziom trudno zaakceptować inność, której nie rozumieją.

Dokładnie.

Jesteśmy świeżo po wyborach, mamy propozycje np. dotyczące zakazu prowadzenia edukacji seksualnej w szkołach.

No tak… To jest dla mnie przerażające. Pamiętam, jak ja byłem w podstawówce i wówczas nauczyciel np. biologii czy wychowawca rozmawiał z nami o seksie z własnej inicjatywy i nikt z tym nie miał problemu.

Była to odpowiedź na oczekiwania uczniów.

Chodziło też o to, by dzieciaki oswoić z pewnymi rzeczami. Wytłumaczyć, że prezerwatywa to nie jest tylko taka „śmieszna rzecz”, że to może jednak w czymś pomóc. I to było normalne. Nawet nie były potrzebne podręczniki. Dobrze jednak, że takie podręczniki powstają i demonizowanie tego wydaje mi się dziwne. Ciekawe, czy ktoś z przeciwników tych materiałów, tych lekcji, przejrzał je, zapoznał się z tym, co zawierają. Może dochodzić do tego, że zaczniemy cenzurować podręczniki do biologii, bo pokazują genitalia. Kompletna bzdura.

Z twojej perspektywy widać, że społeczeństwo jest gotowe na zmiany, ale polityka nie jest. Może to kwestia tego, że mieszkamy w Warszawie, w „bańce”?

Nie wiem, ja pochodzę z małej miejscowości pod Opolem i tam też moi znajomi natychmiast zaakceptowali Dawida.

Wydaje ci się, że niektórzy chcieliby cofnąć tą otwartość ludzi?

Tak i przeraża mnie to, że część społeczeństwa temu ulega.

Boisz się, że Dawid mógłby stać się ofiarą propagandy przeciw „ideologii LGBT”?

Owszem, Dawid żyje na tym świecie i słyszy przecież może nawet więcej ode mnie. Nie chciałbym, aby słyszał pewne rzeczy, które padają w TV czy radiu. Nie chciałbym, aby słyszał, że jest elementem tęczowej „zarazy”.

Boli cię to?

Jasne. A skoro mnie boli, to pewnie jego jeszcze bardziej.

Masz pomysł czemu tak jest? Czemu ludzie dają się tak sterować, tak zastraszać?

Pewnie potrzebują wroga.

Tylko czemu tym wrogiem mają być nasze dzieci?

Tak… i też jestem zdziwiony, że sama społeczność LGBT jest podzielona. Przecież tu nie chodzi o osoby LGBT, tylko o zwykłe, każdemu przysługujące prawa człowieka. Nie musimy walczyć o dzieci trans, o dzieci homoseksualne. Ja bym chciał, abyśmy po prostu walczyli o dobro dzieci. Wszystkich dzieci. Chodzi przecież o to, aby każdy się dobrze czuł niezależnie od wieku, płci, orientacji. Po co ludzi straszyć tęczową zarazą?

A co byś powiedział takiemu przestraszonemu, który boi się tęczowej „zarazy”, „potwora” gender?

Nie wiem, co bym mógł mu powiedzieć, bo jeśli ktoś przytacza argumenty o chorobie psychicznej, o ideologii, to jest to tak oderwane od faktów, od wiedzy medycznej, w ogóle od współczesnej wiedzy, że trudno z tym dyskutować. Jeśli ktoś nie przyjmuje argumentu, że nie może być fanaberią chęć przecierpienia przez te wszystkie zabiegi medyczne… to jak mam go przekonać? Jak słyszę o „homoterrorze”, to mnie to z jednej strony przeraża, że ktoś to wymyślił, a z drugiej strony – śmieszy.

Znam kilka osób homoseksualnych, które się przede mną wyoutowały, znam kilka, które nie, chociaż wiem, że są i tylko przykro mi, że nie mają odwagi lub że mi nie ufają na tyle, by o sobie powiedzieć – ale nigdy żadna z nich mnie nie nagabywała ani nie zastraszała, nie terroryzowała!

Duża część ludzi wydaje się mieć już tak pomieszane w głowie, że nagle problemem staje się w szkole czy przedszkolu tęcza, która wisi tam od lat, ale teraz jest to kwestia sporna. Z drugiej strony myślę, że pójście na noże do niczego dobrego nie prowadzi, a może nawet prowadzi do ofiar.

A co tobie pozwoliło, by się tak otworzyć na inność?

Z domu chyba tego nie wyniosłem. Może trafiałem na dobrych ludzi po drodze, znajomych.

Jak widzisz przyszłość Dawida?

Widzę go jako swojego syna. Chcę, by był szczęśliwy i będę go w tym wspierał niezależnie od tego, czy będzie kierowcą autobusu czy programistą. Trudno dać taką gwarancję, ale zawsze może być bardziej szczęśliwy niż mniej. A wspieranie go w

tym, by był sobą, to właśnie krok, by był bardziej szczęśliwy.

Wiesz, czego chce Dawid?

Dawid w kontekście tego, co się dzieje, myśli o tym, aby wyjechać z kraju.

Już w tak młodym wieku o tym myśli?

Sam o tym myślę i najchętniej sam bym z nim wyjechał.

A co ciebie by uszczęśliwiło?

Żeby ludzie poszli po rozum do głowy, żeby nikogo nie krzywdzili. Chciałbym, by rzeczywistość nie bolała mnie czy mojego dziecka.  

 

Tekst z nr 82/11-12 2019.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Moje ciało

EDMUND KREMPIŃSKI – bohater naszego nagiego kalendarza „Afiszujemy się” (wersja różowa – z mężczyznami), student Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, trans chłopak. Rozmowa Mariusza Kurca

 

Foto: FotoMan/Łukasz Jurewicz

 

Gdy zgodziłeś się pozować zupełnie nago do kalendarza „Repliki”, pomyślałem: oto robimy następny krok w kwestii odtabuizowania transpłciowości, odtabuizowania ciała osób transpłciowych.

Gdy zaproponowałeś mi pozowanie, nie miałem nawet sekundy wahania. To było moje małe marzenie! Niecały rok wcześniej oglądałem poprzedni kalendarz „Repliki”, nie było w nim trans chłopaków i pomyślałem: „Ale byłoby super wziąć udział w następnym kalendarzu”. I jestem!

Pojawiłeś się na sesji cały podekscytowany, w towarzystwie przyjaciółki, i po jakichś dwóch minutach zapytałeś: „Czy mogę się już rozebrać?”. (śmiech) Niesamowite, jaką masz pozytywną energię i otwartość wobec własnego ciała. A jednocześnie czuję, że mimo dopiero 22 lat, przeszedłeś pewnie krętą drogę, by do takiej otwartości dojść.

Oj, tak. Pochodzę z Łodzi, obecnie mieszkam w Krakowie, gdzie studiuję grafi kę na Akademii Sztuk Pięknych, jestem na czwartym roku. Ta przyjaciółka to Natalia, moja była dziewczyna. Chodziliśmy razem do liceum, teraz razem studiujemy i jesteśmy sąsiadami. Obecnie mam chłopaka, Bartka. Jestem biseksualny. Nowe dokumenty, z męskim imieniem, odebrałem na tydzień przed sesją. A ciało przez większą część mojego życia stanowiło dla mnie wielki problem. Od bardzo niedawna jest źródłem radości.

Cofnijmy się najdalej, jak możesz.

Zawsze „to” czułem, tylko przez jakiś czas nie potrafi łem nazwać, nie znałem pojęcia „transpłciowość”. W przedszkolu bawiłem się z chłopcami i jak wielu chłopców w tym wieku uważałem, że dziewczyny są „jakieś głupie”. Denerwowały mnie, nie lubiłem ich towarzystwa. Miałem swoich dwóch super kumpli. Na wszelkie bale przebierańców przychodziłem jako rycerz, Zorro czy pirat, nigdy księżniczka. Dorośli musieli dostrzegać, że czuję się bardziej chłopcem. W podstawówce, gdy miałem już trochę większy wpływ na to, jak się ubieram – a mama na szczęście dawała mi na to pozwolenie – w sklepach odzieżowych z miejsca biegłem na chłopięcy dział, wybierałem luźne dżinsy, tiszerty. Gdy miałem 8 lat, do naszej klasy dołączył nowy chłopak i pamiętam dokładnie, jak mu się przedstawiłem: „Cześć, jestem…” – tu podałem moje deadname dziewczynki – i zaraz dodałem: „Ale czuję się chłopcem, możesz się ze mną bawić jak z innymi chłopakami”. On się na to zaśmiał pokpiwająco i to był ten moment, gdy poczułem: „Oj! Chyba nie powinienem czuć się chłopcem, to chyba jest nienormalne”.

W pierwszych klasach podstawówki chłopcy się bez przerwy biją, szarpią, szturchają, tarzają na dywanie – i ja w tym z nimi uczestniczyłem. Tylko że jak chłopcy się tarzali, to pani nie reagowała, a jak ja się tarzałem, natychmiast zwracała mi uwagę. Był cały problem, próbowała mi wcisnąć ADHD, dostałem etykietkę, że jestem agresywny. Nie byłem wcale bardziej agresywny od innych chłopców! Zawstydzano mnie, że zachowuję się nieodpowiednio. Koło IV klasy postanowiłem, że czas jednak być tą dziewczynką – ciągle dostawałem uwagi za złe zachowanie, byłem jakby nadpobudliwy, a uczyłem się dobrze. Stwierdziłem, że nie mogę zadawać się z chłopakami, bo oni mają na mnie zły wpływ. Zacząłem zmuszać się do damskich ubrań. O sukienkach nie mogło być mowy, ale były dżinsy bardziej opięte, tiszerty w bardziej „dziewczęcych” kolorach. Nawet zaprzyjaźniłem się z jedną dziewczynką, potem drugą, ale to nie było głębokie… Wróciłem więc do chłopaków, którzy – a to już był początek gimnazjum – kompletnie mnie odrzucili. Zostałem sam.

Gimnazjum to czas, gdy zwykle odkrywa się seksualność, tak? Zwykle tak, ale dla mnie to było wcześniej. Miałem ze cztery latka i już się masturbowałem. Dziś wiem, bo czytałem o tym, że niektóre dzieci masturbują się w wieku właśnie 4 czy 5 lat, potem to ustaje, a następnie wraca w okresie dojrzewania. Ale u mnie nic nie ustało, żadnej przerwy nie miałem. (śmiech) Libido mam cały czas duże – do dziś.

A świadomość, kto ci się erotycznie podoba, orientacja seksualna?

Heteronormatywny świat, w którym żyjemy, podpowiadał mi: skoro jesteś – powiedzmy – dziewczyną, to mają ci się podobać chłopcy, kiedyś będziesz miała męża. Dziś trudno mi określić, na ile to było u mnie naturalne, a na ile wciśnięte mi przez społeczeństwo, ale już w podstawówce – tak, pamiętam, że podobali mi się chłopcy, w dwóch nawet byłem zauroczony. Natomiast gdy zacząłem dojrzewać, to uderzyło mnie, że dziewczyny też mi się podobają. W tym czasie Lady Gaga zaczęła karierę, byłem od początku jej fanem. Ona mówiła, że jest biseksualna, a przy tym była kontrowersyjna, bezpośrednia, otwarta – i inna niż wszyscy. Tak właśnie się czułem, bardzo mi pomagało, że ona taka jest. Dzięki Gadze miałem świadomość, że biseksualność wprawdzie jest czymś nietypowym – ale niekoniecznie złym. Była u nas jedna dziewczyna – najfajniejsza w klasie, bardzo pewna siebie, „przywódczyni” wszystkich dziewczyn, która… bardzo mnie irytowała, a jednocześnie aż mi się gorąco robiło, jak była w pobliżu, kolana mi się uginały. Kurczę, ona teraz to przeczyta… Więc od wtedy określam się jako bi. Z tym, że w gimnazjum miałem „przerwę” – wtedy się usztywniłem i „postanowiłem” sobie, że będę tylko hetero – to znaczy hetero, funkcjonując jako dziewczyna, bo biorąc pod uwagę, że jednak jestem chłopakiem – to homo. (śmiech)

Dochodzenie do seksualności oraz tożsamości płciowej pewnie działo się równocześnie.

I stopniowo. Pamiętam, jak z babcią oglądałem „Big Brothera” i tam była jakaś postać trans. Babcia mi wyjaśniła, że „on kiedyś był kobietą, a teraz jest facetem”. Co? O, Boże, to tak można? Lampka nadziei mi się zapaliła, ale nic nikomu nie powiedziałem.

Gimnazjum to był najgorszy czas, strasznie depresyjny okres. Wracałem do domu ze szkoły i żeby uciec od tego chujowego życia, to, zanim jeszcze rodzice wrócili z pracy, ubierałem się w ciuchy taty, rysowałem sobie zarost kredką do oczu mamy, wypychałem sobie majtki. A potem był wielki wstyd, gdy tata odkrywał, że nosiłem jego ubrania, bo były inaczej ułożone w szafi e – i opierdol.

Ludzie w klasie przeważnie mnie wyśmiewali. Nie rozumieli też moich zainteresowań artystycznych. Na stronie ask.fm, która była wtedy popularna, dostawałem pogróżki albo mi pisali, że jestem dziwny i wkurwiający. Jak śpiewałem na jakimś występie w szkole, to zaraz było, że wyłem strasznie, słuchać się nie dało. To wszystko bardzo mnie stresowało i dołowało. A do tego to było gimnazjum katolickie – i ja sam je wybrałem! Faktycznie byłem wtedy wierzącym katolikiem, choć żadnym tam oazowcem. Wyborców PiS-u wśród najbliższych też nie miałem, oprócz babci. Nie wiedziałem, co to jest fanatyzm religijny, a o tuszowaniu pedofi lii w Kościele nie wiedziałem nic, miałem obrazki Jana Pawła II i takie tam. Może to się wydać śmieszne, ale jak miałem te 14 lat, to myślałem o moim gimnazjum jako o takiej miniaturowej Korei Północnej. Ksiądz dyrektor to był guru, święty. Otaczał go kult, były codzienne apele, modlitwy – i oczywiście jazda na złą „ideologię gender”, na aborcję, a wynoszenie pod niebiosa żołnierzy wyklętych. Efekt był taki, że zacząłem się kryć z tym, że kocham Lady Gagę. Tam wszyscy słuchali metalu, a ja chciałem być lubiany, więc też słuchałem metalu. Jednak lubiłem też Amandę Palmer, o wiele bardziej mroczną od Gagi.

Generalnie było źle. Bardzo źle – i skończyło się próbą samobójczą. W III klasie gimnazjum, w grudniu, tuż przed świętami, próbowałem powiesić się w szkolnej toalecie.

Nie wytrzymałeś fanatyzmu religijnego, braku akceptacji?

To było wszystko naraz. Straszne emocje. Czara goryczy przelała się przez drobiazg, jak to często bywa. Dostałem jedynkę z matematyki, strasznie byłem zły na siebie i walnąłem pięścią w ławkę – czym wywołałem salwy szyderczego śmiechu klasy. Ale to się zbierało już wcześniej. Tygodniami, jak wracałem ze szkoły do domu przy ruchliwej trasie, to myślałem, czy by wejść na nią i żeby mnie jakiś TIR przejechał. Samookaleczałem się, ciąłem się. Chodziłem do psychiatry, byłem na lekach, ale nie pomagały. Nikt mnie nie bił, ale ciągle się wyśmiewali z tego, co mówiłem i jasno dawali do zrozumienia, że jestem gorszy. A ja fantazjowałem, jak by to było, gdybym wyszedł na ulicę w ubraniach taty i był brany za chłopaka. Miałem też przeświadczenie, że jeśli bym wyszedł z szafy i powiedział, że jestem facetem trans, to bym miał jeszcze bardziej przesrane. Zresztą przecież jestem wystarczająco popierdolony i bez tego. Więc nie, może lepiej siedzieć cicho. Próbowałem sobie na siłę wpoić, że będę dobrą żoną. Łyknąłem też całą gadkę o „zabijaniu nienarodzonych dzieci”, byłem strasznym antyaborcjonistą.

Co było po tej próbie powieszenia się?

Powiedziałem o tym mamie. Rodzice nie rozumieli, co się ze mną dzieje. Tym razem stwierdziła, że to już jest za dużo i idę do szpitala. W szpitalu spędziłem dwa tygodnie, a potem przeniosłem się do innej szkoły – prywatnej. Byłem strasznie aspołeczny, ale lekarz stwierdził, że jednak powinienem przebywać z ludźmi, tylko innymi, niż w tym katolickim gimnazjum. W nowej szkole moja klasa miała mniej niż 10 osób, było dość kameralnie i w ogóle w miarę normalnie. Zacząłem odzyskiwać spokój. Potem przyszło liceum, gdzie było już dużo lepiej. Wszedłem w swój pierwszy związek – z dziewczyną. Czyli jakby para lesbijek. Nie powiedziałem jej, że jestem mężczyzną, ale powiedziałem, że chciałbym wyglądać androgynicznie, tyle, że ona tego nie chciała. Więc dla niej zakładałem te wszystkie rajstopki i tak dalej – w rezultacie czułem się jak przebrany. Ona po prostu chciała mieć dziewczynę… Zresztą to było bardziej pokręcone, bo ona była bi i nawet wolała facetów, ale ode mnie chciała tę kobiecość właśnie. Nie wyszedłem z szafy, ale w następnym związku – z Natalią, tą, z którą byłem na sesji – już tak.

Na początku liceum dołączyłem do Fabryki Równości, tam poznałem jednego trans chłopaka, od którego usłyszałem coś, co mi zapadło w pamięć – że najbardziej poczuł, że jest mężczyzną wtedy, gdy uprawiał seks z dziewczyną i chciał w nią wejść tak, jak biologiczny mężczyzna hetero. Ale nie mógł. Niedługo później poszedłem do łóżka z Natalią – i miałem to samo. Leżałem na niej, chciałem w nią wejść, nie mogłem – i rozpłakałem się. Zapytała, co się dzieje – powiedziałem jej, że jestem mężczyzną. A ona przecież jest lesbijką, pragnie kobiet. Jednak zaakceptowała to, wspiera mnie, stała się moją przyjaciółką.

Ile miałeś lat, gdy zrobiłeś ten coming out przed nią?

  1. Potem zacząłem powolutku mówić innym osobom, w tym najlepszemu koledze. Jeszcze wtedy nie byłem gotowy, by ogłosić męskie imię czy poprosić o używanie wobec mnie męskich zaimków. Ale ściąłem włosy i to był przełom sam w sobie, bo wcześniej miałem bardzo długie, piękne włosy. Tyle, że prawie nikt nie wiedział, że za tym idzie coś więcej. Za kolejne kilka miesięcy powiedziałem rodzicom – zareagowali nerwowo: że za żadne terapie hormonalne ani nic nie będą płacić. Rozmowa była w restauracji i mama po prostu stamtąd wyszła. Moją biseksualność rodzice przyjęli spokojnie, z transpłciowością poszło gorzej. Tata zwyczajnie mnie nie rozumiał. Chyba myśleli, że to jakaś fanaberia i że ja sam siebie krzywdzę w taki dziwny sposób. Teraz jest zupełnie inaczej – rozumieją, wspierają, jest super, mama była za tym, bym pozował do kalendarza!

Kiedy zacząłeś tranzycję?

Pod koniec trzeciej klasy poszedłem do seksuolożki w Łodzi, potem już w Krakowie na pierwszym roku studiów – do doktora, który przepisał mi hormony. Binder dostałem od kumpla, który już go nie potrzebował – a ściskałem się tak, że raz o mało co się nie udusiłem. Mama terapię hormonalną trochę przeciągała, wysyłając mnie na wszelkie możliwe badania. Nie mieliśmy też kasy, by je robić hurtowo, więc to trwało. Pierwsze hormony wziąłem w maju 2018 r.

Dwa i pół roku temu. I jak?

Nie było jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale stopniowo zacząłem dostrzegać zmiany i byłem po prostu wniebowzięty. Choć na przykład w pierwszym tygodniu byłem tak nabuzowany i agresywny, że rozwaliłem telefon o ścianę. Potem to zeszło. Prawie codziennie nagrywałem swój głos, by sprawdzać, czy się obniża. Co chwila podchodziłem do lustra patrzeć, jak mi rosną włosy na twarzy, na nogach, na brzuchu. I widziałem reakcje znajomych. W październiku tamtego roku wróciłem na studia odmieniony – wszyscy zauważyli, jak bardzo się zmieniłem. Ja też widziałem! I popylałem na siłownię, by jeszcze ćwiczeniami przyspieszać zmiany.

Dziś, jak patrzę na zdjęcia choćby sprzed roku, to widzę na przykład, że mam odrobinę lepiej zarysowaną żuchwę i takie szczegóły. I czuję się dużo lepiej sam ze sobą.

Mastektomia też dużo zrobiła. Ja nie znosiłem swoich piersi, nie znosiłem! Na punkcie piersi dysforię miałem największą. I na punkcie głosu – niedawno odkryłem stare nagranie i słuchałem z Natalią i z moim chłopakiem – nie do wiaty, jak ja brzmiałem. Sposób mówienia ten sam, ale ta barwa?

Kiedy miałeś mastektomię?

W kwietniu 2019.

Większość trans chłopaków chyba nie decyduje się na operację numer 3, czyli „zrobienie” penisa, prawda?

Ja raczej nie będę robił. Nie mam specjalnie dysforii na moją waginę. Generalnie są dwie opcje: metoidoplastyka i faloplastyka. Meto – jest tańsza, robią ci małego penisa jakby z twojej łechtaczki plus dostajesz implanty jąder. Łechtaczka natomiast rośnie na hormonach i zaczyna przypominać penisa. Ale i tak nie można nim penetrować, więc – jak dla mnie – po co? Natomiast faloplastyka: pobierają ci kawałek mięśnia i skóry z ręki albo z uda – albo, jak w Belgradzie, z pleców, gdzie mają autorską metodę i to ponoć świetnie wychodzi (i blizna mniej widoczna, bo blizny na ręce potrafi ą być duże) – i robią z tego penis, a w środek wszczepiają specjalną protezę, dzięki której możesz sobie tego penisa pompować, masz takie kulki w jądrach, które naciskasz i wtedy ci staje – i możesz penetrować. Tylko masz gorsze czucie, no i ten penis wygląda mniej naturalnie. Taki jest bardzo wymuskany, wiesz, nie ma tych wszystkich żyłek.

Chciałbyś mieć penisa?

Czasami mi go brakuje, ale jest OK. Zdarza się, że ktoś mnie odrzuca na Grindrze dlatego, że tego penisa nie mam i to nie jest miłe. Zwłaszcza że i tak szukam aktywnych facetów, więc czy ten mój penis jest aż tak bardzo potrzebny? Dziurkę przecież mam. (śmiech)

Nawet dwie.

Właśnie! I dla niektórych to naprawdę jest super. Czasem aż mnie irytuje ta ciekawość gejów. Bo wiesz, ja wolę anal, a oni, jak już mają opcję dwóch dziurek, to chcą spróbować w obydwie.

Ja się chyba tej ciekawości nie dziwię.

No, wiem – ale jak piąta osoba w ciągu dnia ci pisze dokładnie to samo? Mój chłopak i ja, po dwóch latach w monogamii, otworzyliśmy niedawno związek i jestem zdumiony, ile się zmieniło w podejściu do trans chłopaków jeśli chodzi o randkowanie, jest więcej otwartości.

Jak w ogóle poznaliście się z Bartkiem?

Bartek zaczął lajkować wszystkie moje fotki na Instagramie. Trwało to wiele tygodni zanim w końcu wpadliśmy na siebie na jednej imprezie w Łodzi. Przetańczyliśmy całą noc, całowaliśmy się – było magicznie. Zacząłem jeździć z Krakowa do Łodzi co weekend jak wariat, by się z nim spotkać. Po miesiącu on przyjechał do mnie. I tak – jesteśmy razem. Bartek jest „zwykłym” gejem, nie miał wcześniej żadnych doświadczeń z osobami trans – i nie strzelił żadnej gafy, nie fetyszyzował mnie, po prostu zakochał się – z wzajemnością.

Zdajesz sobie pewnie sprawę, że swoją opowieścią w tym wywiadzie możesz pomóc innym trans chłopakom.

Tak, wiem, jak to działa. W liceum, gdy byłem z Natalią, funkcjonowałyśmy jako para dziewczyn. Chodziliśmy za rękę, przytulaliśmy się i całowaliśmy się na szkolnym korytarzu. Jako para byliśmy też na studniówce, choć nie było to łatwe – poloneza uczyła nas wuefi stka, która była Natalii i mnie przeciwna, nasz wychowawca musiał mocno wuefi stkę przycisnąć, by nie oponowała – i tańczyłem tego poloneza z Natalią. W naszym liceum to było wydarzenie – ludzie nam gratulowali. W zeszłym roku jestem na Marszu Równości w Łodzi, podbija do mnie jedna dziewczyna i mówi, że Natalia i ja byliśmy wtedy super odważni i że ona dzięki nam nabrała odwagi, by przyjść na ten Marsz i też, by pójść na studniówkę ze swoją dziewczyną i tańczyć z nią poloneza. Wow! Idąc na studia, przyrzekłem sobie, że od początku będę się outował i będę od razu mówił ludziom moje męskie imię i że jestem trans i bi. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony tym, jak ludzie to przyjmowali – bez problemu. Zaraz na pierwszym plenerze malarskim byłem w jednym pokoju z chłopakami. To było przed tranzycją, ciało miałem inne niż dziś. I zero sprawy. To było super!

To wróćmy do początku rozmowy, do naszego nagiego kalendarza. Gdy mowa o osobach transpłciowych, zawsze szybko wypływa temat ciała, ale wizerunki ciał osób trans są nieobecne w kulturze. Jestem pełen uznania, że przełamujesz to tabu.

Pamiętam pierwszy raz, gdy ja sam zobaczyłem nagiego trans mężczyznę – szok! To był aktor porno Buck Angel – wielki, przypakowany facet z brodą i owłosioną klatą – i z waginą.

Jeśli o mnie chodzi, to na pewno pomogło wychowanie – od małego widywałem i mamę, i tatę nago, to nie był problem u nas w domu. Ciało nie było tabu. Ale jednak to było ciało cispłciowe, nie takie, jak moje. Mojego ciała długo się wstydziłem. Wciąż mam kompleksy, ale jednak ono dziś wygląda dużo bardziej tak, jak bym chciał i ja się z tego powodu zwyczajnie bardzo cieszę – i chcę się moją radością dzielić! Zdarza się, że zdejmuję koszulkę na imprezie, a ileś razy, w gronie najbliższych przyjaciół na domówce, jak się rozkręcę, to nadchodzi czas, że Edmund robi zupełny striptiz. (śmiech) A dobrze pamiętam okres, gdy czułem się strasznie i gdy nie byłem w stanie z nikim umówić się na seks, bo wszyscy mnie odrzucali. Imponują mi osoby z otwartą postawą wobec ciała i seksualności i taki chcę być. Cały mój okres dorastania to była jedna trauma. Nigdy przenigdy nie czułem się choćby przez moment sexy. Teraz też mam różne wahania, ale dziś moje ciało daje mi więcej radości niż smutku. Dlatego zdobywam się na odwagę, by je pokazać.  

 

Tekst z nr 88/11-12 2020.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble  

Jak transmężczyzna z transmężczyzną

Z KACPREM POTĘPSKIM, transpłciowym aktywistą, członkiem zarządu krakowskiej Federacji Znaki Równości, o tych aspektach bycia trans, z których ludzie cis rzadko kiedy zdają sobie sprawę, rozmawia Anton Ambroziak

 

Foto: Marcin Ściegliński

 

Transchłopak przepytuje transchłopaka i aż kusi mnie, żeby zupełnie olać tranzycję i pogadać o czymś zupełnie innym. Też czasem męczy cię to, że po coming oucie wszyscy chcą gadać tylko o twojej tożsamości płciowej?

Ja akurat zacząłem tranzycję, gdy przyszła pandemia. Niespecjalnie wychodziłem do ludzi, więc nie musiałem wyjaśniać randomowym osobom, co się dzieje. Nie musiałem też na każdym kroku udowadniać, że jestem mężczyzną. Ale, kurczę, fajnie jest opowiadać o tranzycji, jej różnych aspektach. Lubię patrzeć, jak te rozmowy zmieniają się wraz ze mną. Na początku tłumaczyłem bardzo technicznie, jak to w ogóle wygląda, jaki jest przebieg medycznej tranzycji. Za to teraz z bliższymi znajomymi głównie eksplorujemy tę tożsamość w różnych aspektach życia.

Te rozmowy, często edukacyjne, pozwalają ci poukładać w głowie, kim jest teraz Kacper?

Myślę, że to miks. Czasem tak, jak mówisz, mogę sobie uporządkować coś, co kotłuje się w środeczku. Ale przecież rozmawiam też z ludźmi, którzy nie wiedzą o tranzycji nic, a chcą być sojusznikami i sojuszniczkami. Albo mówię do młodych osób transpłciowych, żeby zwyczajnie pomóc. Staram się dawać im to, czego mi brakowało tych kilka lat temu, gdy zaczynałem odkrywać siebie.

Pamiętasz swoją najważniejszą rozmowę o tranzycji? Taką, po której pomyślałeś: „Wow! Co tu się stało?”

Dużo mam takich rozmów. Pamiętam, jak rozmawiałem ze znajomą – doświadczanie menstruacji czy posiadanie piersi są dla niej ważnym aspektem kobiecości. Gdy mówiła, że musi sobie przepracować świadomość zbliżającej się menopauzy, bo budzi w niej to lęk, pomyślałem: „Kurczę, to bardzo nie moja historia”. Pozbycie się stereotypowych, cielesnych wyróżników kobiecości było uwolnieniem. Tamta rozmowa była dla mnie też potwierdzeniem, że nie popełniłem błędu, przechodząc „jedynkę” (rekonstrukcję klatki piersiowej – przyp. red.). Ważna była też rozmowa z mamą, w której ona przyznała, że zaczyna rozumieć, dlaczego ta operacja nie jest okaleczaniem się, a wręcz przeciwnie – chroni moje zdrowie psychiczne i fizyczne. Ale chyba nie przesadzę, gdy powiem, że szczerze ekscytuje mnie niemal każda rozmowa.

Zazdroszczę tego entuzjazmu. Dla mnie po pierwszym uniesieniu przyszedł chyba moment wypalenia. Czuję się zmęczony tym, że tak wiele w moim życiu jest o tożsamości płciowej. Ile razy mogę opowiadać tę samą historię? Czy chodzi tu o społeczność, czy może egodolary? Kliki, lajki, dowody uznania są fajne, bo generalnie wyrzut dopaminy jest fajny, ale ile można? Równie męcząca jest niekończąca się lista zadań do wypełnienia: diagnostyka, operacje, rozprawy, zmiana dokumentów, biurokracja…

Po zmianie dokumentów poczułem, że to koniec mojej tranzycji. Bo dla mnie tranzycja jest radzeniem sobie z dysforią. Gdy przestało mnie męczyć ciągłe outowanie się, większość dysforii zniknęła.

Zmiana dokumentów to moment, gdy myślisz: „Nareszcie będę niewidoczny”. Nie będę musiał kopać się z kontrolerem na lotnisku, który sprawdzając dowód, patrzy na mnie z zakłopotaniem. Nie będę musiał po raz kolejny tłumaczyć w przychodni, dlaczego jakiś pan próbuje wbić się do gabinetu na dokument żony. Ale to nie załatwia wszystkiego. Wciąż trzeba radzić sobie z natrętnymi myślami. Przychodzą takie dni, gdy chorobliwie szukam nowego włosa na twarzy albo tysiąc razy zmieniam ubrania, bo wydaje mi się, że we wszystkim wyglądam mizernie.

Albo muszę zmienić koszulkę przy gościach, a szafa stoi w salonie. Automatycznie biegnę do łazienki, żeby ludzie nie widzieli. I wtedy ściągam T-shirt i okazuje się, że jestem po „topce” (inne określenie operacji klatki piersiowej, od ang. top surgery – przyp. red.). Tak samo jest z garbieniem się. Patrzę na tę przykurczoną postać w lustrze i myślę sobie: „Chłopie, co ty robisz?”.

To dysforia? Czy może zapominasz, jak daleko już zaszedłeś?

Zdecydowanie dysforia. Twoja głowa wciąż płata figle i przypomina, z czym masz czuć się niekomfortowo. Już wcześniej starałem się akceptować swoje ciało takim, jakie jest, i kochać je na tyle, na ile potrafiłem. Przede wszystkim nie ukrywałem tego, jak wygląda moja klatka piersiowa. Bardziej przeszkadzał mi binder, który sugerował, że muszę się uciskać, niż chodzenie bez koszulki. To były męskie cycki, bo należały do mnie, do mężczyzny. Teraz, nawet gdy nachodzą mnie trudne myśli, szybko uświadamiam sobie, że już nie muszę się tym przejmować.

Pomaga ci stara, dobra racjonalizacja?

Wolę być w kontakcie z tym, co czuję. Bo mam prawo czuć strach. Ale w takich momentach staram się wzmocnić. Jak? Staję przed lustrem, rozbieram się, patrzę na klatkę piersiową i mówię: „O kurczę, nie masz cycków. Zajebiście”. Albo jest lato, wychodzę na zewnątrz w samej podkoszulce i myślę: „Stary, ale świetnie wyglądasz!”. Tak sobie wynagradzam trudne chwile. Ale też jestem w stu procentach pogodzony z tym, że jestem transpłciowy. Cieszę się, że jestem trans, bo to daje mi inny wgląd w świat. Wychowanie do życia jako kobieta daje niesamowitą perspektywę. Bardziej od dysforii wkurzają mnie momenty, które przypominają, że żyjemy w seksistowskim, patriarchalnym świecie.

Czyli syndrom męskiej szatni? Cischłopaki zaczynają rozpoznawać cię jako kolesia, więc „w nagrodę dostajesz nie tylko zapraszający uścisk dłoni, ale też sporo seksistowskich żartóow i zachowań.

Wkurza mnie, gdy przypominam sobie, że jestem mężczyzną i tylko dlatego nie jestem obiektem sprośnych żartów. Ostatnio dosłownie w ciągu jednego dnia rozlazł mi się samochód. Musieliśmy z moją dziewczyną kupić nowy. I od razu poczułem stres, bo jakiś typ w salonie będzie mi coś z wyższością tłumaczył. Dopiero potem przypomniałem sobie, że mam zmienione dane, więc nie będzie przypału. Ale i tak cały czas czekałem, aż coś niemiłego powie w stronę mojej dziewczyny. Tak zostałem wychowany.

W ciągłej gotowości na atak?

W pewnym sensie tak. Świat wygląda jak wygląda, więc czekasz, aż coś złego cię spotka. Wracasz nocą z imprezy i w głowie słyszysz te wszystkie słowa, które mówiła mama, gdy byłeś mniejszy – że muszę uważać, by uniknąć gwałtu. I wtedy przypominasz sobie: „Teraz to nie ty musisz się bać, że zostaniesz w ten sposób skrzywdzony!”. I powinieneś raczej zadbać o to, by kobiety, czy osoby o stereotypowo damskiej ekspresji, które idą ulicą, nie przestraszyć swoim zachowaniem.

Jak radzisz sobie z nowym przywilejem? Myślę, żłatwo wpaść w pułapkę rycerskości: ratowania kobiet, które są wokół ciebie. Co nie jest zbyt feministyczną postawą.

No właśnie, nie trzeba bronić kobiet, tylko edukować mężczyzn.

Ale jak to robić w praktyce? Wróćmy do mojego przykładu. Jestem w męskiej szatni na siłowni, słyszę seksistowski żart i co? Najczęściej nie mam odwagi zareagować, bo wciąż czuję się jak intruz.

Powtarzam sobie, że nie mam obowiązku tego robić. Bo przede wszystkim mam się czuć bezpiecznie. Ale faktycznie, powodów do dyskomfortu jest wiele. Jak przy podaniu dłoni. Ja zasługuję na uścisk dłoni, a moja dziewczyna już nie? Pamiętam, że gdy w przedszkolu zaczęły się podziały na chłopców i dziewczynki, miałem wrażenie, że żadna z tych grup nie chce się ze mną bawić. I dlatego gdy dziś ta grupa cię rozpoznaje jako „swojego”, z jednej strony czujesz ulgę i euforię…

A z drugiej poczucie niesprawiedliwości, że tak ten świat jest urządzony.

Oczywiście. Nie wiem, czy wciąż masz tak, że starasz się mieć bardziej męską aparycję?

Już dawno przestałem to robić. Nie kontroluję swojej gestykulacji. Ostatnio zacząłem za to nosić paker na siłownię po to, by czuć się bardziej komfortowo przy rozbieraniu. Ale sam nie wiem, czy bardziej nie stresuje mnie obraz wypadającego bokiem nogawki silikonowego penisa…

Ja też próbowałem nosić paker na basenie, ale tak często go poprawiałem, że miałem wrażenie, że ludzie częściej patrzą na moje krocze, gdy on jest, niż gdy go nie mam. Więc po prostu przestałem to robić. Znajomy opowiadał mi, że najbardziej uwalniające było, gdy w łazience w siłowni zdjął gacie i kąpał się nago, tak jak reszta typów. I jakoś to bardzo współgra z tym, co teraz czuję. Pozwalam sobie na odczuwanie bycia sobą, takim jaki naprawdę jestem. Bez udawania.

Jakie miałeś oczekiwania względem procesu tranzycji?

Z początków pamiętam głównie lęk. Pracowałem w miejscu, gdzie musiałem funkcjonować na danych z dowodu, więc codziennie byłem misgenderowany. Pamiętam lęk przy sprawdzaniu biletów czy lęk przed operacją. Do tranzycji, w sensie zmian w ciele, staram się podchodzić jak do zwykłego dojrzewania. Hormony, które przyjmuję, dają mi na razie tyle, ile powinny w wieku 16 lat. Dalej mam czasem problem, gdy widzę chłopaka, który jest młodszy, ale ma bujniejszy zarost. Ale wiem, że będę miał też taki, tylko muszę poczekać.

A jest coś, co chciałbyś wiedzieć przed rozpoczęciem tranzycji?

Może kilku kruczków prawnych i tego, że tranzycję da się zrobić mniejszym kosztem. Bo myślałem, że skończę ten proces z kredytem na kilkadziesiąt tysięcy. Dlatego dziś staram się być aktywny w internecie. I dlatego chyba nie męczy mnie gadanie o tranzycji. Próbuję dawać ludziom to, czego mi brakowało parę lat temu.

Twoja internetowa aktywność jest bardzo niepolska. Nie masz w sobie wstydu, dzielisz się bardzo prywatnymi szczegółami i proponujesz aktywizm, który wyłamuje się ze schematu, do którego przez lata przymuszał nas system, czyli mówienia z pozycji ofiary: Żeby ktoś mnie usłyszał, muszę krzyczeć o krzywdzie. Skąd ta świeżość?

Wziąłem to wszystko od ludzi, którzy mnie otaczają. Szczególnie od mojej osoby przyjacielskiej, którx na wszystko mnie uwrażliwia i dodaje perspektywy. Mój aktywizm jest dość prosty: polega na słuchaniu doświadczeń innych i akceptowaniu siebie. Pracuję w reklamie, więc rozumiem konsumpcjonizm i sprzedaż własnego brandu, ale też nie chcę jeden do jeden wkładać tych zasad w społeczność LGBT. Chcę robić kampanie, które dają widoczność nie tylko mnie, ale też całej naszej społeczności. Dlatego rozmawiam o transpłciowości np. z Krzysztofem Gonciarzem i Quebo (w ramach kampanii Sprite’a „Let’s Be Clear” – przyp. red.), by wyjść poza bańkę.

Wziąłeś też udział w kampanii Zalando, a twoja zoperowana klata trafiła na bilboardy polskich miast. Dlaczego?

Bo właśnie ta kampania dawała dużą widoczność osób transpłciowych. Wiele osób pisało do mnie, że widzi plakat na przystanku, w drodze do pracy i codziennie się uśmiecha. Podobało mi się też to, że mogłem napisać własne słowa, a nie odgrywać sztuczne scenki. Pomogło też to, że sprawdziłem Zalando wzdłuż i wszerz. Albo faktycznie podchodzą nieźle do ludzi i planety, albo robią świetny green- i pinkwashing (śmiech). Ale w wielu kampaniach nie wziąłem udziału, właśnie dlatego, że uważam, że nie przysłuży się to w żadnej mierze naszej społeczności.

A jakie są cienie widoczności?

Niedawno przeprowadziłem się do małego miasteczka już jako Kacper. I teraz widzę, jakim przywilejem jest życie w stealthie. Nikt o mnie nie wie, więc nie mam obaw, że ktoś przyjdzie pod mój dom, żeby zrobić mi krzywdę. Jednocześnie dla społeczności jestem widoczny w internecie. Jeżdżę też na Marsze Równości w całym kraju. Przed każdym wydarzeniem muszę się przygotować, bo w zasadzie jestem dość nieśmiałą osobą. Mam stany lękowe, często się denerwuję, więc cieszę się, że wiem, co mnie czeka, a na co dzień mogę być niewidoczny.

Widoczność w sieci niesie za sobą też inne trudności, np. to, że jesteś poddany nieustannej ocenie. Każdemu zdarza się, mimo najlepszych chęci, popełnić błąd. Dynamika social mediów uczy nas jednak, że nie ma tam za bardzo przestrzeni na potknięcia, szarości czy dialog.

Muszę przyznać, że bardzo bałem się błędów i hejtu. Dlatego staram się nie stawiać w roli specjalisty, który wie lepiej i coś komuś radzi, tylko opowiadam o swoich przeżyciach. Nie chodzi o to, by nie palnąć czegoś głupiego, tylko by nie zrobić komuś krzywdy. Zdarzyło mi się za to dostać hejt na TikToku, gdy trwała dyskusja o byciu „superstraight”. Odpowiedziałem filmikiem, w którym wyjaśniałem, z czego w zasadzie ta pseudoorientacja się wzięła. Jeżeli mówisz, że twoją orientacją jest brak chęci uprawiania seksu z osobą transpłciową, to znaczy, że nie chcesz tego zrozumieć głębiej. Można przecież mieć konkretne preferencje: wolę seks z osobami z penisem albo seks z osobami z cipką. Okej, ale przecież nie wszystkie osoby transpłciowe mają takie same genitalia. Wykluczanie całej grupy społecznej to transfobia, a nie preferencje seksualne. I za ten filmik dostałem niezły hejt. Ale nigdy nie zdarzyło mi się, żeby wylała się na mnie fala krytyki od społeczności. Staram się jednak nie dać sobie wejść na głowę, bo pewnie w dłuższej perspektywie wykończyłoby mnie to psychicznie.

Co jest po drugiej stronie, po tranzycji?

W zasadzie przez całe życie rezygnowałem ze swoich zajawek. Trochę przez ADHD, a trochę przez to, że ciążyła mi dysforia. Przykład? Bycie kucharzem. Nie wyobrażam sobie przez 12 godzin stać przy garach i pocić się w binderze. Myślę, że dopiero teraz spełniam też marzenie o budowaniu rodziny. Tworzę bezpieczny związek, oparty na zaufaniu, zrozumieniu i akceptacji. To nie znaczy, że porzucę tematykę transpłciowości. Marzy mi się stworzenie podcastu, w którym będę rozmawiał z osobami o ich doświadczeniach. Tranzycja nigdy nie jest taka sama, zależy od uwarunkowań osobistych, ale też tego, co dookoła: rodziny, regionu, statusu ekonomicznego.

Co robi Kacper, kiedy odkłada telefon i nie edukuje?

Nie istnieje. (śmiech) A tak naprawdę to robię zupełnie nudne, codzienne rzeczy. Załatwiam dentystę, naprawiam auto. A w międzyczasie oglądam cispłciowy świat i zastanawiam się: o co tutaj właściwie chodzi? No i tak, buduję rodzinę. Przed operacją zamieszkałem z dziewczyną, którą dopiero poznałem. Miała zająć się mną przez 2 tygodnie, a opiekuje się do dziś. Każde z nas miało swoje mieszkanie, ale przyszedł Covid-19. Dziś mieszkamy razem, urządzamy wspólny dom. W zasadzie to jest moją narzeczoną.

I dopiero teraz o tym wspominasz?

Bo zaręczyny wyglądały niezbyt poważnie. Byliśmy na wakacjach na Helu. Były tam automaty, w które wrzucasz złotówkę i coś wypada. Powiedziałem, że mam akurat złotówkę i czy powie „tak”, jeśli wylosuję pierścionek. No i wylosowałem. Do dziś żartujemy, że nie wiemy, czy to ona nie miała wyjścia, czy ja.

Ale zdecydowalibyście się na ślub w Polsce?

Szczerze mówiąc, nie przerobiłem ciągle tematu ślubów w Polsce, bo niemal przez całe dotychczasowe życie wydawało mi się, że jako lesbijka nie będę mógł tego zrobić. Wkurza mnie, że nie można formalnie zawrzeć związku jednopłciowego w tym kraju. Jeżeli miałbym brać ślub, to tylko w kwestii ułatwienia rozliczeń podatkowych. Zresztą nie potrzebuję przyklepania związku. Dużo ważniejsze było dla mnie zamieszkanie we wspólnym mieszkaniu i codzienne decyzje, że to właśnie z nią chcę być. I chyba bardziej niż te śluby rozkminiam sobie teraz moją zawiłą drogę z seksualnością.

To znaczy?

Zawsze w środku czułem, że jestem mężczyzną. Nawet gdy nie do końca potrafiłem to nazwać. No więc skoro jestem facetem, to muszą mi się podobać kobiety. Dziś myślę, że to głupie, ale wtedy nie wiedziałem, że są osoby transpłciowe. Określałem się więc jako lesbijka. Nie wyobrażałem sobie funkcjonować w relacji jako „kobieta”. Myślę, że gdyby nie transpłciowość, już dawno wyoutowałbym się jako osoba nieheteronormatywna. To mogło być po prostu dużo prostsze.

Jak się ma dziś według ciebie transpłciowa młodzież w Polsce?

Myślę, że są dużo bardziej świadomi niż my w ich wieku. Szybciej odkrywają siebie, bo mają łatwiejszy dostęp do informacji. Ale problemy, z którymi się mierzą, są podobne. Brak specjalistów, którzy chcą pomóc osobom nieletnim, transfobiczne szkoły, rodzice, którym wydaje się, że tracą dziecko – choć tak naprawdę dzięki coming outowi je odzyskują.

A nie myślisz, że ten rozkrok, o którym mówisz, jest bardzo trudny? Z jednej strony dostajesz komunikaty, że jesteś ekstra i możesz lecieć na transpłciowej chmurce na koniec świata. Z drugiej żyjesz w Polsce, gdzie prawo albo cię nie widzi, albo dyskryminuje.

A system edukacji jest powalony. Szczerze mówiąc cieszę się, że moja droga wyglądała tak, jak wyglądała. Zrobiłem to na swoich zasadach, w bezpiecznym środowisku, gdy byłem samodzielny finansowo. Ale z drugiej strony, tak jak mówiłem, wiele rzeczy musiałem odpuścić: studia, gotowanie, treningi bokserskie. Długo wydawało mi się, że muszę zniknąć, żeby przejść tranzycję. Zaszyć się gdzieś, by bez widzów zrobić co trzeba i wrócić nowym sobą. Jaka droga jest lepsza? Ciężko powiedzieć. Możesz mieć zajebiste warunki dookoła, wspierającą rodzinę i szkołę, a i tak odczuwać gigantyczną dysforię. A możesz mieć się super ze swoją transpłciowością, ale mieć przerąbane w najbliższym środowisku. Zawsze, gdy dopada mnie myśl, że żałuję, że nie zrobiłem czegoś wcześniej i inaczej, przypominam sobie, jak wiele wspaniałych osób spotkałem akurat na takiej, a nie innej drodze. I wtedy nie mam już sobie nic do zarzucenia.

***

Kacper Potępski – transpłciowy aktywista, opowiadający o swojej tranzycji na IG (@ka.per) i TikToku (@lewackitrans). Członek zarządu Federacji Znaki Równości, która prowadzi DOM EQ – Krakowskie Centrum Równości. Współorganizator zrzutek na cele pomocowe dla osób transpłciowych i niebinarnych (obecnie trwa zrzutka EuforJa).  

 

Tekst z nr 94/11-12 2021.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

 

Bezinteresowny on air

Z KSAWERYM KONDRATEM,  transpłciowym chłopakiem, autorem popularnego profilu na IG, Spotify i TikToku, rozmawia Michalina Chudzińska

 

Foto: arch. pryw.

 

„Bezinteresowny On Air” – pod tą nazwą prowadzisz konto na Instagramie, nagrywasz podcast na Spotify i filmiki na TikToku. Przeważa na nich tematyka transpłciowości, o której opowiadasz z niesamowitą werwą i pozytywną energią.

Choć ciężko w to uwierzyć, sam jeszcze 3 lata temu prawie nic nie wiedziałem na ten temat. Pochodzę z bardzo małej miejscowości pod Białymstokiem i samo pojęcie „trans” nie było mi znane, kiedy jeszcze tam mieszkałem. Brakowało mi polskiego źródła wiedzy, które byłoby wystarczająco rzetelne, szukałem na stronach zagranicznych. Postanowiłem, że skoro i tak wykonałem jakąś robotę, to dlaczego się tym nie podzielić? Słyszałem wielokrotnie, że mam smykałkę do przekazywania wiedzy. Stąd pomysł, by zacząć mówić o transpłciowości głośno. Tik- Tok jest dobrym miejscem, by docierać do osób młodych, które zmagają się z podobnymi problemami, co ja kiedyś. Zaczęło się od podcastu, który zacząłem najpierw w formie pamiętnika bez świadomości, że to do kogokolwiek dotrze. To była dla mnie swego rodzaju terapia, bo na początku tranzycja była dla mnie bardzo trudna.

Dorastanie czy dojrzewanie to szczególny czas, kiedy odkrywa się swoją seksualność i tożsamość płciową. Jak to wyglądało u ciebie?

Odbywało się etapami. Na początku dojrzewania była we mnie pewna niezgodność. Zauważyłem, że mam pociąg do kobiet, i długo myślałem, że jestem homoseksualną kobietą. Nie było to jednak dla mnie wystarczające, ale zaakceptowałem to. Później, kiedy ciało zaczęło dojrzewać, inne dziewczynki cieszyły się z tego, a mi to strasznie przeszkadzało. Starałem się spłaszczać swój rosnący biust, garbiłem się. Nie byłem w stanie patrzeć na siebie w lustrze. Moje ciało zaczęło mi przeszkadzać. A jeszcze później, przy bardziej intymnych sytuacjach nie byłem w stanie pokazać się w całości przed bliską osobą. Nagość mi przeszkadzała.

W gimnazjum, mając te 15 lat, gdy nie znałem jeszcze pojęcia „trans”, rok ode mnie młodsza osoba po wakacjach wróciła do szkoły z prośbą, by zwracać się do niej męskimi zaimkami, a na FB zmieniła imię z damskiego na męskie. Nigdy się z czymś podobnym nie spotkałem. Zacząłem się nim interesować i poczułem, że też tak chcę, też chciałbym po wakacjach wrócić i oznajmić, że jestem Ksawery. Od tamtego momentu co wieczór zasypiałem z myślą, że chciałbym obudzić się jako chłopiec. Byłem wtedy jednak pewien, że to nierealne. Wówczas bardzo angażowałem się w kościół i myślałem, że to jakiś demon we mnie, więc chciałem go wyciszyć. Przecież nie mogłem sprzeciwić się woli bożej. Dopiero gdy spotykałem się z moją pierwszą dziewczyną, podałem w wątpliwość swoje przemyślenia dotyczące kościoła i „czystości”, bo nie czułem, że robię źle. Czułem się bardzo szczęśliwy w tym wszystkim.

Samo pojęcie „trans” poznałem na początku studiów, a studiowałem informatykę na Politechnice Warszawskiej. Miałem wówczas partnerkę, która pokazała mi wachlarz terminów, które, jak się potem okazało, odpowiadają moim odczuciom. To właśnie wtedy, w 2018 r., gdy miałem 20 lat, zacząłem dopiero akceptować siebie. I zrozumiałem: jestem heteroseksualnym transpłciowym mężczyzną.

Jak funkcjonowałeś jeszcze jako dziewczyna na studiach?

Ogólnie na roku było około siedmiu dziewczyn na sto osób. Czasami zdarzały się bardzo nieprzyjemne sytuacje. Raz miałem zajęcia, nie pamiętam dokładnie jakie, ale polegały na tym, żeby fizycznie złączyć jakiś obwód elektryczny. Byłem wtedy przed tranzycją, w parze z koleżanką. Wykładowca pół godziny przed zakończeniem zajęć powiedział do nas: „Panie już tego i tak nie zrobią, więc może panie sobie darują”. My w szoku, bo mamy jeszcze czas, a on zakłada z góry naszą porażkę, mimo że obok w ławce byli chłopcy, którzy byli w tym zadaniu sto lat za nami. Ale do nich takiego tekstu nie kierował. Gdy zmieniłem dane w dokumentach, studiowało mi się dużo lżej.

Jak na twoją transpłciowość zareagowała twoja rodzina i przyjaciele?

Powiedziałem im krótko przed rozpoczęciem terapii hormonalnej. Był to czerwiec 2019 r. Przy rozmowie ze swoimi lekarzami powiedziałem, że nie wezmę pierwszego zastrzyku, dopóki nie powiem rodzinie i znajomym. Najpierw coming out poczyniłem przed bliższymi znajomymi ze studiów. Stresowałem się, ale zareagowali bardzo pozytywnie, mówiąc, że było to po mnie widać od dawna i tylko czekali, aż przyjdę i im to powiem. Nawet kiedy należałem do akademickiej wspólnoty kościelnej, ludzie stamtąd mieli bardzo pozytywne reakcje. Nadal mam kontakt z tymi ludźmi, mimo że sam odszedłem od kościoła.

Rodzina dowiedziała się później, dosłownie kilka dni przed rozpoczęciem terapii. Obiecałem im, że te kwestie zostawię dla siebie, dla nas i nie będę o nich opowiadał. Jest to dość delikatny i emocjonalny temat, więc wolę o tym nie mówić. Na razie nie jestem na to gotowy. Oni też nie. Było ciężko, ale stanęli na wysokości zadania i zaakceptowali. Mogę powiedzieć, że stało się to stosunkowo szybko, bo w kilka miesięcy. Ostatecznie wspierają mnie w całym procesie tranzycji. Najtrudniej im było przestawić się na zaimki, ale to całkowicie zrozumiałe. Nauczyli się z czasem. Nie cała rodzina wie o mojej transpłciowości. Większość wie i akceptuje. Jestem dla nich wnukiem, bratem. Mieli też okazję poznać niedawno moją narzeczoną. Natomiast mam też babcię, ciotki i wujków, którzy do tej pory nie wiedzą, są przekonani, że studiuję za granicą. Mimo że działam w social mediach, nie wiedzą, że to ja, bo wyglądam przecież inaczej niż kiedyś. Możliwe jednak, że domyślają się pewnych rzeczy, bo jednak jak ktoś znika niemalże na 3 lata, to jest to zauważalne i pojawiają się pytania.

Natomiast ci, którzy wiedzą – kuzyni, siostry i bracia cioteczni – zaczęli do mnie pisać, że są na bieżąco z moim TikTokiem i że fajne rzeczy robię. Sprowokowało nas to do rozmów nie tylko á la small talk, ale też o sprawach łóżkowych.

A jak osoby z zewnątrz reagują na twoje filmiki? Masz kilkadziesiąt tysięcy obserwujących.

Mam ogólnie pozytywne grono odbiorców z różnych grup wiekowych. Dużo młodych ludzi pisze do mnie, że przez trzyminutowy filmik dowiedzieli się więcej niż przez 3 lata w szkole na WDŻ. To są trochę takie miniwykłady z edukacji seksualnej. Jest ogrom osób, które piszą, że są matkami, ojcami i dzięki moim filmom są w stanie lepiej zrozumieć swoje dzieci, i że nie jest to dla nich już wtedy temat nieznany. Czasami trafi się też hejter, który próbuje mi wmówić, że np. od testosteronu nie ma czegoś takiego jak przyrost łechtaczki. Usuwam takie komentarze – wśród moich odbiorców jest dużo osób trans, które mają różną wrażliwość i są na bardzo różnym etapie tranzycji. Nie chcę, by ktoś miał przez to jakieś problemy i wątpliwości. Staram się, by mój profil był bezpieczną i opartą na faktach przestrzenią.

Wspominałeś na TikToku, że jesteś po wszystkich operacjach. Jak wyglądała u ciebie tranzycja, jeśli mogę o to zapytać?

Chciałem nawet o tym nagrać odcinek. (śmiech) Moja jedynka, tj. mastektomia, czyli rekonstrukcja klatki piersiowej, była jedyna w swoim rodzaju. Robiłem operację w prywatnej klinice we Wrocławiu. Był październik 2019 r. Miałem mieć operację o 8 rano, więc od poprzedniego wieczora byłem na czczo.  Z rana byłem już gotowy, z gołą klatką piersiową, podjarany, chirurdzy gotowi do akcji i okazuje się, że nagle zabrakło prądu. Nie można było przecież zacząć operacji bez prądu, więc musieliśmy czekać. Mija godzina za godziną, a zazwyczaj w takich klinikach jest tak, że przychodzisz, kładziesz się, operują cię, śpisz cały dzień i następnego dnia z samego rana jest wypis. A ja oczywiście miałem dodatkowe atrakcje. Ostatecznie prąd wrócił, ale czekałem na niego cały dzień i operowali mnie ok. godz. 21. Trwało to niecałe 2 godziny, całą noc potem spałem.

Rano obudziłem się, miałem badanie i okazało się, że klatka piersiowa tak mi spuchła, jakby mi piersi odrosły. Okazało się, że nagromadziła się krew i trzeba było mnie znowu operować. Później chirurg zalecił, żebym został kontrolnie na kilka dni we Wrocławiu. Poza tym miałem chyba wszystkie możliwe komplikacje. Poza krwiakiem nie przyjął mi się lewy sutek. Zamiast niego mam po prostu bliznę. Przez następne miesiące cały czas miałem opuchliznę, ciągle zbierały się płyny w klatce i miałem ograniczone ruchy w rękach. To było bardzo frustrujące. Przez następne 2 miesiące musiałem chodzić do chirurgów na miejscu w Warszawie, gdzie mieszkałem. Pół roku dochodziłem do siebie. To była trudna droga, ale tak już mam, że życie lubi się ze mną podroczyć. Mimo wszystko bardzo dużo zawdzięczam chirurgom i pielęgniarkom z wrocławskiej kliniki, którzy sprawili, że mogłem odetchnąć pełną, płaską piersią.

Dwójkę, czyli histerektomię (chirurgiczne usunięcie macicy – przypis red.), robiłem w tej samej klinice. W przeciwieństwie do jedynki obyło się bez komplikacji. Mamy dwa rodzaje histerektomii: albo usuwa się całość, macicę, jajniki i szyjkę macicy, albo zostawia się tylko szyjkę. Ja ją zostawiłem, ale i tak usunięto mi ją przy trójce. A między jedynką i dwójką miałem zmianę danych osobowych.

To ten absurdalny proces, gdy trzeba pozwać do sądu własnych rodziców o błędne oznaczenie płci w akcie urodzenia.

Dokładnie. Pozew złożyłem w listopadzie 2019 r. w Białymstoku, który, jak wiesz, nie uchodzi za tolerancyjny. Składałem tam, ponieważ rodzice są tam zameldowani. Już wtedy pogodzili się z całą sytuacją, relacje nam się poprawiły i wspierali mnie. W sądzie zeznali, że bez problemu się zgadzają. Niestety, to i tak nie wystarczyło, bo miałem w swojej sprawie przydzieloną prokuratorkę, która zażądała, bym udowodnił jej, że jestem mężczyzną. Na rozprawie pytano mnie o szczegóły życia intymnego, np. kiedy i z kim straciłem dziewictwo. Przy rodzicach. To było strasznie krępujące.

Jest jeszcze „trójka”, czyli rekonstrukcja penisa, której wielu mężczyzn trans w ogóle nie robi. A można ją zrobić na dwa sposoby: metoidioplastykę lub falloplastykę. Wiem z twojego TikToka, że zdecydowałeś się na tę pierwszą. Wytłumaczysz różnicę?

Przede wszystkim różnica polega na tym, że w przypadku falloplastyki uwzględnia się przeszczep płatu skóry z innej części ciała pacjenta, a w przypadku metoidioplastyki cała rekonstrukcja penisa bazuje na przeroście łechtaczki, czyli nie przeszczepia się ani skóry, ani naczyń krwionośnych i nerwów. W przypadku meto – ten neopenis jest w stanie osiągnąć od 3 do ok. 7 centymetrów, więc jest mały i nie ma możliwości penetracji. Jest za to możliwość bezpośredniej stymulacji, ponieważ wokół przerośniętej łechtaczki nie ma żadnego obcego ciała i jest znacznie większa wrażliwość. Natomiast w falloplastyce łechtaczka jest schowana w cylindrze stworzonym ze skóry, więc bezpośrednia stymulacja jest utrudniona.

Falloplastyka dzieli się na cztery główne podgrupy i w zależności od tego, którą podgrupę pacjent wybiera, neofallus cechuje się zupełnie innymi własnościami. Jest grupa RFFF (Radial Forearm Free Flap), czyli pobiera się płat skóry z ręki; ALT (Anterolateral Thigh Flap), czyli z okolicy przednio-bocznej uda; MLD (Musculocutaneous Latissimus Dorsi), czyli płat skóry z pleców. Jest też pobranie płatu rurowatego z podbrzusza. W zależności od tego, z której części ciała pobierze się płat, przeszczepia się również naczynia krwionośne oraz nerw.

W przypadku falloplastyki pojawia się też większa liczba powikłań niż w przypad ku metoidioplastyki. Na przykład mogą wystąpić trudno gojące się rany i bardzo duże blizny po nich. Może też dojść do martwicy członka, jeżeli zostanie popełniony jakiś błąd w operacji. Trochę powikłań w obu metodach wiąże się z przedłużeniem cewki moczowej, bo to jest bardzo delikatny obszar, który ciężko się goi. Czasami pojawia się np. przetoka, która polega na tym, że w miejscu, w którym łączymy starą cewkę moczową z nową, dochodzi do przerwy i cieknie tam mocz przy załatwianiu się. Zdarza się też odrzut implantów jąder z ciała w obu sposobach. Oczywiście nie każdego spotykają wszystkie te powikłania, ale warto wiedzieć, że one istnieją. Zresztą nie sposób wymienić wszystkich w skrócie.

Poza tym w metoidioplastyce mamy możliwość osiągnięcia naturalnej erekcji w momencie podniecenia. Natomiast w falloplastyce zawsze jest mechaniczna i żeby ją osiągnąć, potrzebna jest erective device, czyli proteza erekcyjna. Wtedy erekcja wywołana jest bez względu na stan podniecenia.

Ty zdecydowałeś się jednak na metoidioplastykę.

Początkowo planowałem falloplastykę. Myślałem, że duży penis pomoże mi w postrzeganiu siebie jako mężczyzny, w poczuciu własnej wartości. Jednak zdałem sobie sprawę, że nie jest mi on potrzebny, a fajnie byłoby mieć jakąś satysfakcję erotyczną podczas współżycia z drugą osobą. Meto była mi w stanie to zagwarantować. Jest tańsza i z mniejszym ryzykiem powikłań. To chyba były moje główne powody. Poza tym moja narzeczona też miała wpływ na tę decyzję. Pomogła mi zdefiniować moją męskość bez względu na to, co mam w spodniach, i za to jestem jej ogromnie wdzięczny.

Poznaliście się w trakcie twojej tranzycji?

Tak. Przez portal Queer.pl. Miałem już dane męskie i byłem półtora roku na testosteronie – zaczęliśmy się spotykać na początku 2021 r., więc wyglądałem troszkę inaczej niż teraz, ale miałem w profilu wprost napisane, że jestem trans.

Wiele osób trans nie chce wspominać czasu sprzed tranzycji, a imię sprzed tranzycji to deadname – martwe imię. Ty natomiast w wywiadzie dla „Dużego Formatu” powiedziałeś: „Pokazuję ludziom, jak wyglądałem, kiedy miałem twarz kobiety. Jako Baśka byłem naprawdę ładny”.

To nie jest mój prawdziwy deadname, a określenie, z którego korzystam, kiedy mówię o sobie z przeszłości. Muszę jakoś określać tę osobę, bo jednak wiele tej osobie z przeszłości zawdzięczam.

Co skłoniło cię do przyjęcia imienia akurat Ksawery?

Powiem ci, że wybór imienia w wieku 20 lat nie jest prosty. Miałem kilka wersji wcześniej, jednak kiedy moja mama mnie zaakceptowała, poszedłem do niej i zapytałem: „Jak ty byś mnie nazwała, gdybym od początku urodził się jako chłopiec?”. Stwierdziłem, że zapytanie matki będzie jak najbardziej naturalną drogą, bo przecież to rodzice nazywają swoje dzieci. Mama odpowiedziała, że bardzo jej się podoba imię Ksawery, i stwierdziła, że będzie mi pasowało. Spodobało mi się i tak zostało.

Jeszcze tak na koniec – bardzo podoba mi się twoje zdjęcie w sukience, które zamieściłeś na Instagramie, i opis, w którym stwierdziłeś, że przestałeś wypierać z siebie swoją kobiecą część i zacząłeś uważać ją za czynnik wspomagający twoją męskość. Opowiesz coś więcej o tym?

Tak, powiem ci, że to jest efekt moich dłuższych przemyśleń. Doszedłem w pewnym momencie do wniosku, że jestem niesamowicie szczęśliwym facetem właśnie przez to, że miałem okazję bardzo długo żyć w ciele kobiety i mierzyć się z takimi zjawiskami jak seksizm, uprzedmiotowienie itp. To wszystko, czego mogłem doświadczyć na własnej skórze, spowodowało, że jestem lepszym mężczyzną – lepiej rozumiem kobiety. Zacząłem też w sobie pielęgnować te pierwiastki kobiece, które wcześniej wypierałem. Nie chcę, by mi zanikły w toku całej mojej tranzycji, bo im bardziej moja męskość nabiera pewności, tym moje cechy kobiece mogą bardziej zanikać – a tego nie chcę. Teraz, w momencie akceptacji, jakbym mógł cofnąć czas, to za nic nie zrezygnowałbym z tego wszystkiego, co musiałem przejść. Nigdy. To wszystko spowodowało, że jestem tym, kim jestem. Za nic bym tego nie wymienił. Nawet na 20-centymetrowego penisa. (śmiech)

 

Tekst z nr 96/3-4 2022.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

SPIS TREŚCI #68

„Replika” – dwumiesięcznik społeczno-kulturalny LGBTQ, numer 68 (lipiec/sierpień 2017)

replika_68_okladka

Na okładce:

Cztery aktywistki LGBT, lesbijki: Julia Maciocha (prezeska Wolontariatu Równości, organizatorka tegorocznej Parady Równości), Mirka Makuchowska (wiceprezeska Kampanii Przeciw Homofobii), Aleksandra Muzińska (członkini zarządu w Miłość Nie Wyklucza) oraz Marta Konarzewska, nasza redakcyjna koleżanka, publicystka, scenarzystka.

W środku numeru – debata tych czterech aktywistek o tym, dlaczego nie ma lesbijek w życiu publicznym.

W ciągu ostatnich lat nastąpił istotny postęp, jeśli chodzi o widoczność gejów w przestrzeni publicznej. Gej ma już dla przeciętnego Polaka konkretną twarz – Roberta Biedronia, Michała Piróga, Tomasza Raczka, Tomasza Jacykówa, Jacka Poniedziałka i innych. Nie ma natomiast nadal „polskiej Ellen DeGeneres”.

Z czego wynika taka sytuacja? Jak można jej zaradzić? Co ruch LGBT może zrobić, by pojawiła się polska Ellen i by lesbijki zyskały widoczność w życiu publicznym?

Julia, Mirka, Ola i Marta nie tylko odpowiadają na te pytania, ale swe odpowiedzi okraszają wieloma przykładami i anegdotami z własnego doświadczenia jako lesbijek i działaczek. Ich spostrzeżenia, szczególnie o tym, jak faceci funkcjonują w życiu publicznym, to po prostu kopalnia genderowej wiedzy w praktyce.

 

Prezent dla prenumeratorów/ek

Dla prenumeratorów/ek kod do obejrzenia za darmo filmu „Mężczyzna do wynajęcia” na outfilm.pl

 

Do przeczytania w numerze 68:

Wywiady:

  • „Faceci, zróbcie miejsce”debata aktywistek LGBT, lesbijek – Julii Maciochy (Parada Równości), Mirki Makuchowskiej (Kampania Przeciw Homofobii), Aleksandry Muzińskiej (Miłość Nie Wyklucza) oraz Marty Konarzewskiej („Replika”) – o tym, dlaczego nie ma lesbijek w życiu publicznym (czytaj dalej…)
  • „Nasza mama to anioł” Staszek i Paweł Bednarkowie są braćmi i są gejami. Staszek jest działaczem LGBT, właśnie skończył studia. Paweł jest super modelem, pracuje dla najsłynniejszych marek na świecie. W wywiadzie Mariusza Kurca zatytułowanym „Nasza mama to anioł” opowiadają o swych coming outach, o reakcjach innych na to, że obaj są homoseksualni oraz o swojej mamie Marzennie Latawiec, która też jest działaczką LGBT (czytaj dalej…)
  • „Z innej planety” Paweł Fusiek od prawie 30 lat mieszka w Niemczech. Od prawie 20 – występuje w Niemczech jako drag queen Paul A Jackson. Rozmowa Bartosza Żurawieckiego (czytaj dalej…)
  • „Męskości. Rozmowy o butch, cz. II” – z dziennikarzem Antonem „Ambro” Ambroziewiczem o byciu butch i o byciu trans chłopakiem rozmawia Marta Konarzewska (czytaj dalej…)
  • „Wszyscy jesteśmy fetyszystami” – z Wiolą Jaworską, psycholożką i terapeutką Instytutu Pozytywnej Seksualności rozmawia Mariusz Kurc;
  • „7 grzechów głównych Piotra i Pawła” – z parą młodych blogerów/vlogerów Piotrem i Pawłem rozmawiają Piotr i Paweł z portalu Outy.pl;

Opowiadanie:

  • „Delicje cioci Alicji” Ambrożego Rożka o niespotykanej miłości pewnej pani do apetycznych gejów.

Felieton:

  • „Bunt oportunistów” Bartosza Żurawieckiego

Kultura:

  • Teatr: tęczowy musical „Kinky Boots” w warszawskim Teatrze Dramatycznym
  • Filmy: „Serce z kamienia”, „Atomic Blonde”, „Jonathan”, „Odwet”
  • Książki: „Zbrodnia, której nie było” Andrzeja Selerowicza, „Lou Reed. Zapiski z podziemia” Howarda Sounesa, „Notatki samobójcy” Michaela Thomasa Forda

A poza tym:

  • „Heterosojusznicy, chodźcie z nami!” – wzywa Franciszka Sady, działaczka KPH, osoba hetero oraz inni nasi heterosojusznicy;
  • „Tęczowy Album Ślubny” – 18 polskich (lub w połowie polskich) par jednopłciowych, które wzięły śluby w krajach, gdzie jest już równość małżeńska;
  • „Jeśli to słyszysz, jeśli to mówisz” – kampania społeczna Lambdy Warszawa o domowej przemocy psychicznej skierowanej wobec osób LGBT;
  • Wojciech Śmieja pisze o biografii prywatnej Jerzego Andrzejewskiego (autorstwa Anny Synoradzkiej-Demadre), która ukaże się we wrześniu;
  • O tym, jak wygląda Pride Parade, czyli Parada Równości w Kanadzie, pisze Mariusz Kurc prosto z Toronto;
  • Tomasz Golonko, dziennikarz gazeta.pl i dział, w którym prezentujemy portrety prenumeratorów/ek naszego magazynu – tym razem Michał Kośmicki-Żórawski, sołtys Borkowa;
  • Wybory Mister Gay Poland 2017 – zwycięzcą został Kacper Sobieralski z Sopotu;
  • Miśki, czyli Bears of Poland, zachęcają do swojej organizacji;
  • Chaber, prezes KPH, o działaczach LGBT na festiwalach Open’er i Woodstock;

 

Wysyłka numeru od 26 lipca br.

Fot. na okładce: Adam Gut

Męskości. Rozmowy o butch, cz. II

ambro_6896_foto_Agata_KubisZ dziennikarzem Antonem „Ambro” Ambroziewiczem o byciu butch i o byciu trans chłopakiem rozmawia Marta Konarzewska;

 

Ja zacząłem akceptować rożne kobiece elementy swojej ekspresji dopiero gdy zaakceptowałem swoją transpłciowość. Mogę być kobiecy tylko jako trans chłopak, czyli w bardziej męskim ciele. Już nie zastanawiam się, czy siedzę dostatecznie „męsko”, dostatecznie w rozkraku, czy mocno ściskam dłoń na przywitanie i czy trzymam emocje na wodzy. Nie zastanawiam się, czy to okej i czy jakiś ruch mnie „zdradza”. Teraz męczy mnie – w sensie miłego natręctwa – coś zupełnie innego. Zastanawiam się raczej, jak będę czytany, gdy moje ruchy pozostaną bardziej delikatne, gdy splotę dłonie w jakiś „kobiecy“ sposób, zarzucę noga na nogę.

Czy to ja muszę zmieniać swoje ciało, czy może jednak społeczeństwo powinno zmienić myślenie o tym, co konstytuuje mnie jako mężczyznę?

Wciąż spotykają mnie normalizujące momenty, w których ktoś uporczywie stara się ustalić moją tożsamość. Osoby często się „mylą”, co wprawia je w zakłopotanie. Ostatnio, gdy zamówiłem taksówkę na żeńskie imię, taksówkarz uznał, że jestem nastoletnim chłopcem: „Ale miała przyjść pani a nie pan… A, rozumiem, mama ci zamówiła“. To są te przyjemne, zabawniejsze momenty, ale są też niemiłe i  niezabawne. Ekspedientki czy ekspedienci w sklepach żonglują „panami“ i „paniami“, próbując mi przypasować najwłaściwszą – według siebie – etykietkę. Albo ktoś pyta: „- To chłopak czy dziewczyna?”. „- Nie wiem – pedał jakiś”. Bywa, że czuję się zagrożony.

 

Fot. Agata Kubis

Cały wywiad Marty Konarzewskiej z Antonem „Ambro” Ambroziewiczem – do przeczytania w „Replice” nr 68

spistresci