Włodzimierz Antos

Wydawca pisma gejowskiego „Okay” (1990-93), dziennikarz, poeta, działacz, jedna z najważniejszych osób rodzącego się ruchu LGBT. Z życiorysem, którym można byłoby obdzielić kilkoro ludzi. Właśnie mija dwadzieścia lat od jego samobójczej śmierci

 

Jedyne zdjęcie Antosa w „Okay”. Od lewej: Włodzimierz Antos, Aleksander Mietliński (Stampe), Piotr i Katarzyna Balcerowiczowie w kuluarach Teatu Wielkiego w Warszawie – 1989 r. foto: Julian Multarzyński

 

Na początku był ojciec

Uwielbiał się kreować, nie sposób przedstawić tu wszystkich wersji jego biografii. Pewne jest, że urodził się w 1956 r. jako syn Stanisława Antosa, jednego z najbardziej wpływowych generałów dywizji Wojska Polskiego, czołowej postaci Grudnia ‘70. Matka Włodzimierza ponoć pochodziła z dynastii Romanowów, odebrała sobie życie, gdy on i starszy brat Janusz byli jeszcze dziećmi, wychowywała ich macocha, druga żona ojca, także Rosjanka.

Pozycja generała Antosa miała znaczenie, ale nie determinowała wszystkiego. Mieszkali w dużym, wojskowym mieszkaniu w Warszawie, a ojciec przez większość roku przebywał w Moskwie, dzieci trzymane były jednak dość krótko. W latach 70. Włodek jest miłym, nieco nieśmiałym, wysokim blondynem z tendencją do tycia. Uwielbia długie spacery i pisze wiersze, ale szybko do głosu dochodzą też takie cechy, jak mitomania, skłonność do depresji i snobizm. Na studia wyjeżdża do Poznania, zaprzyjaźnia się z dziewczyną z roku, którą przez wiele lat będzie przedstawiać jako swoją byłą żonę.

Szybko określa się jako homoseksualista, ale najpierw mówi o sobie tylko najbliższym, dopiero od połowy lat 80., jako jeden z nielicznych, będzie otwartym gejem. Rodzicie nie przyjmowali tego do wiadomości, potem traktowali jak fanaberię. Uwierzą dopiero, gdy Antos w trakcie awantury wykrzyczy nazwiska oficerów, kolegów ojca, z którymi spał. Do generała docierają także informacje o pobytach syna na pikietach, wówczas głównych miejscach, gdzie homoseksualiści mogą się spotykać. Milicjantowi, który chce go wylegitymować mówi, że może go najwyżej zerżnąć. Przykrą pamiątką z pikiet są wszy łonowe i choroby weneryczne, z kiłą włącznie, na szczęście szybko wyleczoną. Kontakty z męskimi prostytutkami to dla Antosa potwierdzenie, że jest współczesnym wcieleniem Oscara Wilde’a. Aby podkreślić to pokrewieństwo, swego kota (niebieski pers) nazywa Oskar.

Oszukiwać, dręczyć, zdradzać

Od początku lat 80. pracuje w „Rzeczpospolitej”, organie prasowym rządu. Jest bardzo dumny, wyrabia sobie nawet wizytówkę „Włodzimierz Antos. Dziennikarz”. Niestety, powodem do dumy nie mogą być teksty, chciałby pisać o operze, balecie albo teatrze, a zlecane są mu artykuły o zaopatrzeniu, np. na rynku obuwniczym. Po kilku latach przenosi się do „Kuriera Polskiego”, gdzie w 1987 r. na fali zainteresowania AIDS udaje mu się przeprowadzić wywiad z Waldemarem Zboralskim, przedstawionym jako „inicjator ruchu samoobrony homoseksualistów”.

Antos umie już wtedy korzystać z życia, dużo pije. Ma gest, sprawia wrażenie, że szasta pieniędzmi. W rzeczywistości jest niemal wiecznie zadłużony, czasem udaje się zarobić nieco więcej dzięki pozycji ojca, np. załatwić odroczenie z wojska albo sprzedać dewizy kupione okazyjnie dzięki paszportowi dyplomatycznemu.

Pod koniec lat 80. jest znany w Warszawie jako facet robiący najlepsze imprezy. Ma fantazję, raz wynajmuje statek po Wiśle, poza tym królują najważniejsze hotele (Forum, Victoria, Polonia). Uwielbia przepych i zainteresowanie. Nie ma większej przyjemności niż zaskoczone miny gości, gdy widzą kolorowe drinki albo dostają zaproszenie pocztą z prośbą o stroje wieczorowe. Łączy rożne kręgi, z jednej strony są dzieci notabli, dziennikarze, z drugiej znajomi geje, ale także kilka osób z pikiety, które za wstęp „płacą” tzw. zjedzeniem loda, a potem opowiadają o kawiorze, łososiu, piciu do upadłego i narzyganiu do hotelowego pianina. Sam Antos w zależności od nastroju jest cudowny i dowcipny albo chamski i okrutny. Koleżance, która przychodzi z nowym chłopakiem mówi przy wszystkich, że spał z nim przed nią.

Życie towarzyskie to też sposób na poznawanie facetów. Wyczekuje romantycznej miłości, ale gdy ta nie nadchodzi, rzuca się w wir jednorazowych przygód. Nie podoba się, wie nawet, że za plecami mówią na niego „Wieloryb”. Rzeczywiście, niedawno skończył 30 lat, a już ma potężną nadwagę. Chciałby, żeby zainteresowano się nim nie tylko ze względu na pozycję tatusia i pieniądze, a jednocześnie właśnie to najbardziej eksponuje. Zaczyna tworzyć nigdy nieukończoną powieść. Nosi tytuł „Głębszy oddech” i opisuje jego homoseksualne doświadczenia. Wie, że nie ma szansy na wydanie, nikt takich książek jeszcze nie pisze. Zmienia niewiele, np. nieoficjalny pedalski klub „Na trakcie” nazywa „Na szlaku”. Sobie dodaje dziesięć lat i czyni wybitym pisarzem: „Był po czterdziestce, wysoki, ale o zwalistej postaci, nalanej twarzy – nie był zbyt atrakcyjnym partnerem dla nastolatków, ani nawet odrobinę starszych. Przekonał się o tym wielokrotnie, […] w niektórych stołecznych lokalach zbierało się towarzystwo, jak się ostatnio mówi: ≫największego ryzyka≪. Tam mógł jeszcze liczyć na popularność, jaką dawały mu jego książki”. Wystarczy zamienić słowo „książki” na „pozycja i pieniądze” i wszystko się zgadza.

Gej jest OK!

Przełom 1989 r. to prawdziwa rewolucja w życiu Antosa. Wydaje się, jakby tylko czekał na zmianę systemu i możliwość działania. Zostaje wydawcą, magazyn „Okay” ma być gejowskim odpowiednikiem „Twojego Stylu”. Pierwszy numer wychodzi w sierpniu 1990 r. We wstępniaku zostaje wyjaśniony tytuł: „Angielskie słowo ≫gay≪ znaczy wesoły, radosny, pogodny. Ale znaczy także – homoseksualny. Słowo ≫okay≪ znaczy – świetnie, doskonale. Radość życia polskiego geja nie jest jednak doskonała, zbyt często zakłoca ją lęk przed tym, ≫co ludzie powiedzą≪. Ale właśnie tego należy przestać się bać, należy wyjść z ukrycia i przekonać kogo tylko się da, że ≫gay is okay≪”. Część dochodu przeznaczona jest na Fundusz Walki z AIDS. Zaczyna się ambitnie: powieść w odcinkach, reportaż, wiersz, portrety pisarzy, krzyżówka, porady kosmetyczne, wywiad z choreografem Witoldem Grucą. Z czasem pojawią się recenzje teatralne i filmowe, a także relacje z opery, operetki i baletu. Horoskop stawia słynna wróżka Józefina Pellegrini, a na stronach dla kobiet korespondencję z USA przesyła Izabela Filipiak. Drukowane są teksty naukowe Krzysztofa Boczkowskiego, przedruki z prac słynnego psychiatry Antoniego Kępińskiego. Na temat stosunku do homoseksualizmu pytane są kolejne publiczne osoby: aktorka Dorota Kamińska, Jerzy Urban, Marek Barbasiewicz, piłkarz Dariusz Wdowczyk.

Plany założonej przez Antosa Oficyny Wydawniczej L’Europe są wielkie, chciano nawet wyjść poza tematykę homo: „Wydawnictwo bowiem w planach ma książki z literatury pięknej polskiej i przekładowej, wspomnienia wielkich tego świata (biografia Szachiniszacha Iranu, pamiętniki władców), sylwetki aktorów i wiele, wiele innych”. Antos bez żadnych dotacji zaczyna od serii poezji homoerotycznej. Jako pierwszy wychodzi zbiorek Andrzeja Trzeciaka-Klimaszewskiego „Obietnice i piołuny”. Potem będzie jeszcze pięć tomików, w tym trzy samego Antosa. A w planach kolejne, także antologie poezji, bajki Leonarda da Vinci z ilustracjami Teresy Pągowskiej i wzory haftów Richelieu. Oraz kolejne pismo – magazyn aktu męskiego „Efebos”. No i powieści: „Zatoka ostów” Tadeusza Olszewskiego, „Nie znany świat” Antoniego Romanowicza i „Głębszy oddech”. W zamieszczonym fragmencie wzorowany na Antosie główny bohater wyjaśnia: „decyzji [o publikacji] nie potrafię już zmienić. Dała mi ona głębszy oddech. Jak po długim i męczącym biegu. Musiałem się gdzieś wyładować, gdzieś wylać swoje żale”.

Początek i koniec

Nie był jedyny. Na początku lat 90. w temacie gejowsko-lesbijskim wiele się dzieje. Powstają knajpy, pisma, organizacje. Antos kibicuje Lambdzie, sponsoruje spotkanie europejskich działaczy z Europy, finansuje jedną z pierwszych konferencji o AIDS w Toruniu, bierze udział w zapomnianym wiecu pod Kolumną Zygmunta w 1990 r. Na początku 1992 r. organizuje spotkanie w ambasadzie Królestwa Szwecji z Konsulem Generalnym i attache kulturalnym na temat sytuacji osób homoseksualnych w Polsce. Na zakończenie zapowiada, że „doprowadzenie do legalnych związków partnerskich w naszym kraju leży mu bardzo na sercu i dołoży wszelkich starań, aby za jego życia związki ujrzały światło dzienne”.

Na początku wydaje się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Są kolejne plany, już nie tylko wydawnicze, ale na całe centrum skupiające ruch gejowsko-lesbijski, z knajpą, redakcją, seks-shopem, siedzibą Lambdy. Pozostanie marzeniem, podobnie jak wiele innych projektów. Antos nie zdobędzie funduszy nawet na wydanie powieści. Zderzenie z brutalną rzeczywistością wczesnego kapitalizmu okazuje się bolesne. Ma kolosalne długi i problemy ze zdrowiem. Przegrywa podwójnie, bo cała jego działalność zostanie wkrótce zupełnie zapomniana. Jego samobójstwo w wieku (nieskończonych) 38 lat przejdzie bez echa. Po jakimś czasie pojawią się sugestie, że śmierć została sfingowana, aby uciec przed dłużnikami, a Antos wyjechał z kraju. We wspomnieniach wielu jego znajomych pojawia się przekonanie, że był jednym z najciekawszych ludzi, z którymi zetknęli się w życiu.

Dziękuję wszystkim, którzy w latach 2008-13 podzielili się ze mną swymi wspomnieniami o Włodzimierzu Antosie, szczególnie: Krzysztofowi Garwatowskiemu, Mirosławowi Jedlińskiemu, Monice Komodzie, Jerzemu Masłowskiemu, Aleksandrowi Stampe, Tadeuszowi Olszewskiemu, Krystynie Swobodzie, Waldemarowi Zboralskiemu i pragnącemu zachować anonimowość redaktorowi R.

 

Tekst z nr 47/1-2 2014.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.