ZANIM WYWALCZYMY RÓWNOŚĆ

Jakie kwestie prawne pary tej samej płci mogą uregulować, podpisując określone dokumenty, a jakich nie mogą? Specjalnie dla „Repliki” pisze JAKUB CUPRIAK-TROJAN, prawnik, który zna temat z własnego doświadczenia. Jest gejem, jest w związku od 11 lat, w zeszłym roku wziął ze swym partnerem (Polakiem) ślub w Niemczech. Ponieważ są parą jednopłciową – ich ślub nie ma w Polsce prawnego znaczenia

 

Jeden z argumentów wymienianych przez przeciwników uregulowania instytucji związków partnerskich lub wprowadzenia małżeństw jednopłciowych brzmi tak: „Pary tej samej płci mogą rozwiązać wiele problemów prawnych poprzez zawarcie umów w formie aktu notarialnego, nie ma potrzeby wprowadzania niczego nowego”. Umowy takie miałyby rzekomo wywoływać skutki prawne zbliżone do tych, jakie powstają w wyniku zawarcia małżeństwa.

Jest to oczywiście nieprawda – prawo rodzinne jest osobną dziedziną prawa, odrębną od prawa cywilnego. Stosunki prawne wynikające z prawa rodzinnego, takie jak powinowactwo czy małżeńska wspólność majątkowa, powstają tylko w wyniku zawarcia małżeństwa i nie da się ich zastąpić żadną umową cywilnoprawną. W obecnym stanie prawnym nie ma możliwości uregulowania stosunków majątkowych między partnerami niebędącymi małżeństwem w sposób choćby zbliżony do tego, jak kształtują się one w małżeństwie. Nie da się również w drodze umowy lub testamentu zapewnić partnerce lub partnerowi takich samych praw do dziedziczenia, jakie posiadałby małżonek.

Mimo to wśród par tej samej płci wykształca się powoli praktyka dokonywania pewnych czynności prawnych ułatwiających wspólne funkcjonowanie w obrocie prawnym. Skutki prawne, które te czynności wywołują, są dalece niewystarczające, ale przy braku jakiejkolwiek regulacji związków partnerskich lub małżeństw osób tej samej płci wielu parom nie pozostaje nic innego, jak skorzystać z tych ograniczonych możliwości, które daje prawo polskie. Wbrew powszechnemu mniemaniu partnerzy najczęściej nie zawierają żadnych umów, ale dokonują jednostronnych czynności prawnych – udzielają sobie nawzajem pełnomocnictw i sporządzają testamenty. Czasem składają też oświadczenia dla celów dowodowych.

Pełnomocnictwo

Utrwalenie pełnomocnictwa na piśmie lub w formie aktu notarialnego ma przede wszystkim znaczenie dowodowe – ułatwia wykazanie, że pełnomocnictwo rzeczywiście zostało udzielone.

Zakres pełnomocnictwa zależy od woli mocodawcy. Nie istnieje żaden wzór pełnomocnictwa stosowany powszechnie przez pary tej samej płci. Dobrze jednak pamiętać o zawarciu w pełnomocnictwie kilku elementów, które mogą ułatwić codzienne funkcjonowanie.

Warto udzielić sobie nawzajem pełnomocnictwa:

  • do otrzymywania wszelkich informacji o stanie zdrowia partnerki lub partnera, o udzielonych świadczeniach zdrowotnych oraz do podejmowania wszelkich decyzji związanych z leczeniem, wykonywanymi zabiegami i operacjami, a także do wglądu i odbioru wszelkiej dokumentacji medycznej;
  • do odbioru korespondencji (w tym poleconej i sądowej) i wszelkich przesyłek i przekazów oraz do składania, odbioru i kwitowania oświadczeń i wniosków, podań i wszelkich innych dokumentów (także decyzji administracyjnych) oraz do kwitowania odbioru i zapłaty należności pieniężnych, wystawiania i odbioru faktur;
  • do rejestrowania/wyrejestrowywania samochodów i innych pojazdów mechanicznych;
  • do zastępowania i reprezentowania w postępowaniach przed organami podatkowymi i Zakładem Ubezpieczeń Społecznych;
  • do zameldowywania i wymeldowywania;
  • do zawierania, zmieniania i rozwiązywania umów z dostawcami mediów (gazu, energii elektrycznej, wody, kanalizacji), operatorami sieci telekomunikacyjnych i dysponowania abonamentami i numerami telefonicznymi.

 W zależności od sytuacji majątkowej lub rodzaju prowadzonej działalności zawodowej można też rozważyć udzielenie pełnomocnictwa do zastępowania i reprezentowania przed wszystkimi organami administracji państwowej, samorządowej i spółdzielczej (w tym do składania oświadczeń w sprawach członkostwa, wypowiadania członkostwa itp.), a także sądami (w tym do składania i cofania wniosków o wpis w księgach wieczystych, zamawiania i odbioru odpisów z ksiąg wieczystych oraz innych czynności w postępowaniach wieczystoksięgowych).

Warto pomyśleć o pełnomocnictwie do reprezentowania przed bankami: do składania wszelkich oświadczeń wobec banków, w tym do otwierania i zamykania rachunków, wydawania bankom dyspozycji oraz dysponowania środkami pieniężnymi znajdującymi się na rachunkach bankowych, do zawierania z bankami umów kredytowych i pożyczek oraz do ustanowienia przewidzianych w tych umowach zabezpieczeń rzeczowych i osobistych na rzecz banku (bez takiego pełnomocnictwa nawet małżonkowie nie mogą dokonywać w swym imieniu tych czynności).

W zależności od sytuacji zawodowej można także udzielić pełnomocnictwa:

  • do występowania z wnioskami o udzielenie zezwoleń, koncesji i zgód;
  • do udziału w zgromadzeniach wspólników i walnych zgromadzeniach spółek;
  • do wykonywania prawa głosu ze wszystkich przysługujących mocodawcy udziałów i akcji oraz podejmowania wszelkich decyzji w spółkach osobowych, a także do udziału w zebraniach wspólnot mieszkaniowych i wykonywania prawa głosu (także w drodze indywidualnego zbierania).

Można także udzielić partnerowi lub partnerce pełnomocnictwa do zawierania, zmieniania, wypowiadania, odstępowania i rozwiązywania wszelkich umów, w tym także w formie aktów notarialnych, oraz do składania wszelkich oświadczeń woli.

Zakres pełnomocnictwa warto szczegółowo omówić z notariuszem, przedstawiając mu swoją sytuację osobistą, zawodową i majątkową. Koszt pełnomocnictwa w formie aktu notarialnego to 100 zł netto. Dodatkowo notariusz pobiera opłatę za każdy wypis z aktu notarialnego (czyli za każdy „egzemplarz” pełnomocnictwa, który otrzymamy) w wysokości 6 zł netto od strony. Tekst pełnomocnictwa z reguły mieści się na około czterech stronach.

Testament

W testamencie możemy uregulować kwestię dziedziczenia naszego majątku. Mamy przy tym dużą swobodę decydowania, ale nie możemy zrobić tego w sposób zupełnie dowolny, gdyż prawo przewiduje ochronę interesów niektórych osób, które mogłyby zostać pozbawione środków do życia wskutek naszej decyzji. Jeśli chcemy, by partnerka lub partner po nas dziedziczyli, możemy powołać ją lub jego do dziedziczenia. Powołanie kogoś do dziedziczenia to ustanowienie go spadkobiercą. Możemy powołać kogoś do dziedziczenia całości majątku lub jego części ułamkowej – wtedy pozostała część naszego majątku będzie podlegała dziedziczeniu ustawowemu, czyli według przepisów kodeksu cywilnego. Jeśli chcemy przekazać danej osobie wybrany składnik danego majątku, w testamencie możemy umieścić zapis. Rozróżniamy zapis zwykły i zapis windykacyjny. Ten drugi możemy ustanowić jedynie w formie aktu notarialnego – o różnice między zapisem zwykłym a windykacyjnym warto zapytać notariusza.

Zachowek

Ochronie interesu krewnych spadkodawcy służy zachowek. Zachowek, wbrew potocznemu rozumieniu, nie jest prawem do części majątku. Osoba uprawniona do zachowku nie staje się z tego tytułu spadkobiercą. Przysługuje jej zaś wobec spadkobiercy roszczenie o zapłatę określonej sumy pieniędzy. Suma ta wynosi połowę wartości udziału spadkowego, który przypadłby osobie uprawnionej w przypadku dziedziczenia ustawowego (beztestamentowego). Jeśli osoba uprawniona jest małoletnia lub trwale niezdolna do pracy, suma ta zwiększa się do 2/3 udziału spadkowego. Osobami uprawnionymi do zachowku są: krewni zstępni (dzieci, wnuki, prawnuki), małżonek i rodzice spadkodawcy, o ile byliby powołani do dziedziczenia z mocy ustawy (czyli w przypadku braku testamentu). Na przykład: X nie pozostawał w związku małżeńskim i nie miał dzieci, a w chwili jego śmierci z dwojga jego rodziców żyła jedynie jego matka Y, czynna zawodowo. Przed śmiercią X sporządził testament, w którym powołał do dziedziczenia swojego partnera Z. Wartość spadku wynosi 100.000 zł. Gdyby X nie sporządził testamentu, jedyną jego spadkobierczynią byłaby jego matka Y. Na mocy testamentu jedynym spadkobiercą X jest jego partner Z, a matce Y przysługuje wobec Z roszczenie o zachowek w wysokości 50.000 zł.

Wydziedziczenie

Pod pojęciem wydziedziczenia potocznie rozumie się pozbawienie prawa do spadku, czyli powołanie do dziedziczenia innej osoby niż ta, która dziedziczyłaby z mocy ustawy. Jest to rozumienie błędne – wydziedziczenie to tak naprawdę pozbawienie prawa do zachowku. Jest ono dopuszczalne, ale ściśle ograniczone, gdyż ingeruje głęboko w interes ekonomiczny krewnych spadkodawcy i w skrajnym przypadku może doprowadzić do pozbawienia osoby wydziedziczonej środków do życia. Wydziedziczyć możemy kogoś jedynie w trzech przypadkach:

1) uporczywego postępowania w sposób sprzeczny z zasadami współżycia społecznego wbrew woli spadkodawcy,

2) dopuszczenie się przez spadkobiercę względem spadkodawcy lub jednej z najbliższych mu osób umyślnego przestępstwa przeciwko życiu, zdrowiu lub wolności albo rażącej obrazy czci,

3) uporczywego niedopełniania względem spadkodawcy obowiązków rodzinnych. Jeśli chcemy kogoś wydziedziczyć, warto skonsultować z notariuszem, czy w naszej konkretnej sytuacji życiowej wydziedziczenie będzie skuteczne, a następnie odpowiednio uzasadnić je w treści testamentu.

Partner/ka – trzecia grupa podatkowa

W myśl prawa polskiego partner w związku nieformalnym zalicza się do trzeciej grupy podatkowej w podatku od spadków i darowizn. Pierwszą grupę podatkową stanowią: małżonek, krewni wstępni (rodzice, dziadkowie, pradziadkowie), krewni zstępni (dzieci, wnuki, prawnuki), pasierb, ojczym, macocha, rodzeństwo, teściowie, zięć i synowa. Druga grupa to zstępni rodzeństwa (np. dzieci siostry, wnuki brata), rodzeństwo rodziców (np. ciotki, wujowie), zstępni i małżonkowie pasierbów, małżonkowie rodzeństwa i rodzeństwo małżonków, małżonkowie rodzeństwa małżonków, małżonkowie innych zstępnych (np. mąż wnuczki). Trzecia grupa to grupa obejmująca pozostałych nabywców. Spadek nabyty po partnerze w związku nieformalnym będzie zatem obciążony podatkiem. Kwota wolna w trzeciej grupie podatkowej wynosi 4902 zł. Od spadku w wysokości wyższej od tej kwoty należy zapłacić podatek: 12% do kwoty 10 278 zł, 16% od nadwyżki ponad 10 278 zł do kwoty 20 556 zł oraz 20% od nadwyżki ponad 20 556 zł. Małżonek, krewni zstępni (dzieci, wnuki, prawnuki), krewni wstępni (rodzice, dziadkowie), pasierb, rodzeństwo, ojczym i macocha mogą w myśl prawa polskiego skorzystać z całkowitego zwolnienia od podatku od spadków i darowizn. Dziedzicząc po partnerze w związku nieformalnym mieszkanie warte 500.000 zł, zapłacimy podatek od spadków i darowizn w wysokości 97.785,30 zł. Gdybyśmy dziedziczyli po małżonku, moglibyśmy skorzystać z całkowitego zwolnienia z tego podatku. Jak widać brak równości małżeńskiej to dyskryminacja nie tylko instytucjonalna, ale wyrażona także w nierównym obciążeniu podatkowym.

Forma testamentu

Kodeks cywilny przewiduje kilka możliwych form sporządzenia testamentu. Łatwą do zastosowania formą jest tzw. forma holografi czna, polegająca na spisaniu testamentu w całości własnoręcznym pismem, opatrzeniu go datą i podpisem. Warto jednak sporządzić testament w formie aktu notarialnego – po pierwsze otrzymamy wtedy poradę prawną, a po drugie jest to forma stosunkowo bezpieczna pod względem dowodowym. Koszt sporządzenia testamentu notarialnego to 50 zł netto. Jeśli testament zawiera zapis zwykły, polecenie lub wydziedziczenie, to kwota ta wzrasta do 150 zł netto. Testament z zapisem windykacyjnym kosztuje 200 zł netto. Dodatkowo za każdą stronę wypisu z aktu notarialnego zapłacimy 6 zł netto. Za sporządzenie testamentu poza lokalem kancelarii notarialnej notariusz może pobrać dodatkową opłatę 50 zł netto. Odwołanie testamentu kosztuje 30 zł netto.

Oświadczenia

Oprócz pełnomocnictw i testamentów ważnym elementem zabezpieczającym interesy partnerów są oświadczenia o byciu osobą najbliższą, osobą bliską, najbliższym członkiem rodziny oraz osobą pozostającą faktycznie we wspólnym pożyciu.

Pierwszy z tych terminów – osoba najbliższa – to termin z zakresu prawa karnego. Zgodnie z art. 182 kodeksu postępowania karnego, osoba najbliższa dla oskarżonego może odmówić zeznań.

Pozostałe trzy terminy odnoszą się do prawa cywilnego: art. 691 kodeksu cywilnego pozwala osobie, która pozostawała faktycznie we wspólnym pożyciu z najemcą, wstąpić w stosunek najmu lokalu mieszkalnego w razie śmierci najemcy, jeśli stale zamieszkiwała w tym lokalu. Zgodnie z art. 923 § 1 kodeksu cywilnego, osoba bliska spadkodawcy, która mieszkała z nim do dnia jego śmierci, jest uprawniona do korzystania w ciągu trzech miesięcy od otwarcia spadku z mieszkania i urządzenia domowego w zakresie dotychczasowym. Ponadto zgodnie z art. 446 § 3 kodeksu cywilnego, sąd może przyznać najbliższym członkom rodziny zmarłego stosowne odszkodowanie, jeżeli wskutek jego śmierci nastąpiło znaczne pogorszenie ich sytuacji życiowej. Warto więc złożyć oświadczenia, że partnerka lub partner jest dla nas osobą najbliższą, osobą bliską, najbliższym członkiem rodziny oraz osobą pozostającą faktycznie we wspólnym pożyciu w rozumieniu przywołanych wyżej przepisów. Oświadczenia takie można dołączyć do tekstu pełnomocnictwa.

Pochowanie zwłok

Do pełnomocnictwa można także dołączyć oświadczenie, że zobowiązujemy się do dobrowolnego pochowania zwłok partnerki lub partnera. Zgodnie z art. 10 ustawy z dnia 31 stycznia 1959 r. o cmentarzach i chowaniu zmarłych, „prawo pochowania zwłok ludzkich ma najbliższa pozostała rodzina osoby zmarłej, a mianowicie:

1) pozostały małżonek(ka);

2) krewni zstępni (np. dzieci, wnuki, prawnuki – przyp. JCT];

3) krewni wstępni (np. rodzice, dziadkowie – przyp. JCT);

4) krewni boczni do 4 stopnia pokrewieństwa (np. brat cioteczny – przyp. JCT);

5) powinowaci w linii prostej do 1 stopnia (np. teściowa – przyp. JCT).

(…) Prawo pochowania zwłok przysługuje również osobom, które do tego dobrowolnie się zobowiążą”. Orzecznictwo dotyczące tego przepisu nie jest spójne, ale da się w nim zauważyć silnie reprezentowany pogląd, że prawo pochowania zwłok danej osoby przysługuje osobie wymienionej w dalszej kolejności dopiero wtedy, gdy brak jest osoby wymienionej w bliższej kolejności albo gdy osoba ta prawa tego nie chce lub nie może wykonać. Zgodnie z tym poglądem prawo osoby, która dobrowolnie zobowiązuje się do pochowania zwłok, byłoby ostatnie w kolejności. Niemniej jednak warto złożyć takie zobowiązanie i dołączyć je do tekstu pełnomocnictwa. Dodatkowo w treści testamentu można zawrzeć polecenie, żeby pochowania naszych zwłok dokonała partnerka lub partner. Polecenie takie nie będzie co prawda wiążące dla spadkobierców, ale ma dużą wartość perswazyjną, a w przypadku ewentualnego konfl iktu może stanowić dowód ostatniej woli zmarłego.

Podsumowanie

Należy pamiętać, że mimo że prawo polskie pozwala na rozwiązanie niektórych problemów prawnych, z którymi mogą zetknąć się pary tej samej płci, to będzie to zawsze rozwiązanie dalekie od wyczerpującego i nieporównywalne do sytuacji prawnej małżeństw. Nie istnieje żaden typowy zestaw rozwiązań, który pary tej samej płci mogłyby zastosować. Przed udzieleniem sobie nawzajem pełnomocnictw, sporządzeniem testamentów i złożeniem oświadczeń warto poradzić się notariusza, jakie rozwiązania będą najlepsze w naszej konkretnej sytuacji osobistej, majątkowej i zawodowej.

 

10 najważniejszych praw, z których nie mogą korzystać w Polsce pary tej samej płci, a mogą małżonkowie

Pary tej samej płci w Polsce nie mogą:

  1. dziedziczyć po partnerze/ce bez podatku
  2. razem adoptować dziecka ani adoptować dziecka partnera/ki z poprzedniego związku
  3. wspólnie rozliczać podatku dochodowego
  4. dokonywać na rzecz partnera/ki nieopodatkowanych darowizn
  5. posiadać majątku na zasadach małżeńskiej wspólności majątkowej
  6. sprawować opieki nad dzieckiem partnera (decydować o leczeniu, kształceniu, sprawach majątkowych, wyrobić paszport itp.)
  7. przyjąć nazwiska partnera
  8. objąć partnera ubezpieczeniem zdrowotnym
  9. otrzymać po zmarłym partnerze renty rodzinnej
  10. zdecydować o pochówku partnera z pierwszeństwem przed resztą rodziny

Do tego należy dodać coś, czego nie obejmuje system prawny, a co ma kolosalne znaczenie: pary tej samej płci w Polsce nie mogą korzystać z uznania społecznego, jakim cieszy się instytucja małżeństwa.

 

Tekst z nr 82/11-12 2019.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Koślawe rozmowy o tolerancji

Prezydent ALEKSANDER KWAŚNIEWSKI tłumaczy, jak o osobach LGBT+ (nie) myślało się w PRL-u, czemu SLD nie wykorzystał szansy na wprowadzenie związków partnerskich, co łączy Putina z Kaczyńskim i dlaczego ten ostatni powinien obejrzeć „Królową” na Netfliksie. Rozmowa Mateusza Witczaka

 

Foto: Paweł Spychalski

 

Panie prezydencie, kiedy po raz pierwszy zetknął się pan ze słowem „gej”?

W latach 90., gdy weszło do obiegu. W moim okresie młodzieńczym tego słowa się nie słyszało. Były inne.

Krzysztof Tomasik wymienia je w „Gejerelu” – „pedryle”, „parowy”, „ciepli bracia”.

Zawstydzające jest o tym mówić, ale kiedy studiowałem, używało się także wulgarnego słowa „pedał”. W obiegu pozostawał także nieco mniej pejoratywny „pederasta”, ale choć nie jestem, w odróżnieniu od Józefa Stalina, Wielkim Językoznawcą, zaryzykuję stwierdzenie, że u nas nie było to określenie bardzo popularne. Natomiast w języku rosyjskim nazwanie kogoś „piedierastą” było ciężką obelgą.

Tymczasem lesbijki nie istniały w polszczyźnie niemal w ogóle. Jakieś ich ślady znajdziemy w publikacjach przyjaciółki papieża Wandy Połtawskiej, która pisała, że widok zakochanych kobiet jest „wstrętny i smutny zarazem”.

„Lesbijka” się pojawiała, choć raczej w kontekstach literackich czy filmowych. Natomiast wspomniany przeze mnie początek lat 90. stanowi istotną cezurę. Coming outy zapoczątkowały w Polsce rewolucję w myśleniu; otworzenie debaty nastąpiło dzięki otworzeniu szaf. Wymagało to pewnej społecznej dojrzałości – nie tylko zresztą w Polsce, podobny proces zachodził w Ameryce, co dobrze obrazuje „Obywatel Milk” z Seanem Pennem. Jednak mimo społecznych uwarunkowań – myślę tutaj choćby o roli Kościoła – w Polsce, porównując ją z krajami Wschodu, akceptacja zachodzi stosunkowo szybko. Na świeczniku jest teraz Ukraina, która ma do przejścia znacznie dłuższą drogę.

W PRL-u homoseksualność była dyskryminowana nie tylko na płaszczyźnie języka. Zdzisława Marchwickiego, słynnego „wampira z Zagłębia”, za zabójstwo 14 kobiet skazano na karę śmierci. Ten sam wyrok usłyszał jego brat, zdeklarowany gej, choć udało się powiązać go raptem z jedną ofiarą (w dodatku na podstawie niepewnych poszlak). Biegli podnosili natomiast, że homoseksualność jest „pochodną sadyzmu”.

Nieheteronormatywność stanowiła problem nie tylko na sali sądowej; pamiętajmy, że środowiska LGBT+ były w PRL-u inwigilowane, a ich orientację próbowano wykorzystywać do celów politycznych. Pamiętam historię jednego z późniejszych (wybitnych!) profesorów prawa, którego chciała zwerbować Służba Bezpieczeństwa. Był to człowiek niezwykle inteligentny, świetnie mówił po angielsku i francusku, obracał się w kręgach inteligencji. Modelowy kandydat na współpracownika. Kiedy funkcjonariusz zaprosił go na rozmowę w kawiarni, ów odparł, że nie może się podjąć współpracy, bo będzie ona dla SB kłopotliwa. „Ale dlaczego miałaby taka być?”. „Bo jestem pederastą” – odparł… I w tym momencie całą argumentację szlag trafił. Ubek był oczywiście wściekły. Zemścił się na niedoszłym współpracowniku, który dostał zakaz pracy z młodzieżą studencką i całą karierę musiał związać z Polską Akademią Nauk. To pierwszy znany mi przykład coming outu w obronie własnej, ale nie każdego było na to stać. Sporo ludzi dawało się zwerbować, co dobrze pokazuje niedawny „Hiacynt” do obejrzenia na Netfliksie.

Wiedział pan w tamtych czasach o zakładaniu osobom LGBT „różowych teczek”?

Nie, choć byłem w rządzie odpowiedzialny za sprawy młodzieży, więc – na zdrowy rozum – powinienem był wiedzieć. To była akcja typowo ubecka. Tłumaczono ją rzekomym zagrożeniem AIDS, ale moim zdaniem to był jedynie pretekst. Próbowano wykorzystać osoby LGBT+ w charakterze informatorów.

Dziś próbuje się z nas robić straszak. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że atak Rosji na Ukrainę ma również wymiar aksjologiczny. Ogłaszając „specjalną operację wojskową”, Putin grzmiał przecież, że permisywny Zachód próbuje zniszczyć rosyjskie wartości.

On o tym mówi od wielu lat, jest w tym zresztą silnie inspirowany – choć w sumie już nawet nie wiadomo, kto kogo inspiruje – przez Cerkiew prawosławną i patriarchę Cyryla. To jeden z elementów ideologii wielkorosyjskiej. Rosja ma być fortecą, która obroni swoich obywateli przed zepsuciem Zachodu, przejawiającym się właśnie w akceptacji dla zachowań nienormatywnych, a więc – w rozumieniu Putina – niemoralnych.

Niekiedy takie osądy mają wymiar doktrynalny. Często są jednak knajackie. Pamiętam konferencję prasową przed olimpiadą w Soczi. Zapytany przez dziennikarzy o prawo zakazujące „propagandy homoseksualnej”, Putin odparł, że przecież Czajkowski był gejem, choć „oczywiście” nie za to Rosjanie go cenią.

Nasz obecny rząd dystansuje się od Putinowskiej Rosji, gdy jednak porównamy polską i rosyjską propagandę – pojawiają się te same figury i to samo instrumentalne wykorzystywanie Innego. Orientacja to w obu narracjach fanaberia, Unia Europejska i USA promują zaś ideologię gender, przed którą trzeba chronić dzieci.

To ani nic nowego, ani specjalnie paradoksalnego. W sensie geopolitycznym różnice między stanowiskiem rządu PiS a Putinem są zasadnicze. Putin pragnie mieć Ukrainę w swojej strefie wpływów, my chcielibyśmy, żeby była ona suwerennym, demokratycznym państwem. Natomiast w warstwie ideologicznej zasadniczych różnic nie ma: i PiS, i Jedna Rosja budują swoje poparcie na rzekomej obronie chrześcijaństwa oraz walce z płynącymi z Zachodu złem i permisywizmem, które uosabiają właśnie osoby LGBT+.

Gdy w 1995 r. obejmował pan urząd prezydenta, powstawało „Rainbow”, jedno z pierwszych w Polsce stowarzyszeń LGBT+, które później wyewoluowało w działającą do dziś Lambdę Warszawa. Co wówczas wiedział o osobach nieheteronormatywnych Aleksander Kwaśniewski?

Miałem to szczęście, że dorastałem w środowiskach – od rodziny poczynając – bardzo liberalnych i tolerancyjnych. Wiedzieliśmy, że niektórzy z naszych znajomych i przyjaciół są innej orientacji. Nie była to prawda wypowiedziana, ale też nie była to tajemnica. Inność mnie nie dziwiła, a tym bardziej nie była powodem do unikania czy dyskryminacji takich osób.

Zawsze myślałem o was pozytywnie, ale gdy obejmowałem urząd – o czym pan wspomniał – ruchy LGBT+ dopiero zaczynały się w Polsce formować. Skłamałbym, mówiąc, że w moim programie politycznym ta kwestia zajmowała istotne miejsce. Nie byłem jeszcze, jako polityk, na tyle dojrzały, by dostrzec problem dyskryminacji w całej jego złożoności, a już tym bardziej nie byli na to przygotowani moi wyborcy.

Zmiana wymaga czasu… choć kiedy porównam stan polskiego ducha w roku 1995 i dzisiaj, raptem 27 lat później (wiem, że dla młodego człowieka to epoka, ale ja już jestem starszy człowiek), to różnica jest kolosalna. Jestem pod wrażeniem, że w 2022 r. hitem może być w Polsce „Królowa” z Andrzejem Sewerynem.

W tej samej Polsce lider partii rządzącej twierdzi – przy rechocie sali – że „badałby” osoby transpłciowe i niebinarne, a uzgodnienie płci nazywa „modą”.

To są wypowiedzi obskuranckie, głupie, zupełnie pozbawione wrażliwości. Kaczyński nie rozumie złożoności spraw, o których mówi, dramatu, jaki dotyka w Polsce osoby nieheteronormatywne. Wspomniana „Królowa” to zresztą dobry przykład; serial pokazuje przecież trudności, na jakie natrafi a bohater grany przez Seweryna, próbując nawiązać relację z córką i wnuczką. Netflix zderzył progresywną Francję, w której o orientacji można mówić bez kłopotu, z prowincjonalną Polską, gdzie wciąż bywa ona problemem. Oczywiście jest to artystyczna metafora, ale ma w sobie ważny przekaz: do tolerancji można dojrzeć. I to stosunkowo szybko. Warunek jest taki, że musimy zacząć ze sobą rozmawiać, choć na początku będą to rozmowy koślawe. Nawet nam, którzy przecież nie chcemy urazić osób LGBT+, często brakuje języka, jednak to właśnie rozmowa zmienia rzeczywistość. W 1995 r. nie byliśmy na nią jeszcze gotowi.

Na ile katalizatorem tej zmiany są rządy PiS? Patrząc choćby na badania Eurobarometru, akceptacja dla związków partnerskich, równości małżeńskiej i adopcji rośnie w Polsce coraz szybciej.

Gdyby PiS nie rządziło – akceptacja i tak by rosła, choć może nie tak szybko. Polityka ma trochę wspólnego z fizyką: każdej akcji towarzyszy reakcja; opresja wywołuje opór. Mądrzy politycy starają się takich nagłych wahań unikać. Bardzo szybko dojrzewamy do zgody na związki partnerskie. Wolniej do małżeństw jednopłciowych, ale to także proces nieodwracalny. Najtrudniej przyjdzie nam wywalczenie prawa do adopcji przez związki jednopłciowe… choć tu problem leży w języku i sposobie argumentacji. W Polsce źle się o tym temacie rozmawia.

Faktycznie, w niedawnym sondażu Ipsos dla OKO.press tylko 35% badanych twierdziło, że pary jednopłciowe powinny mieć to samo prawo do wychowania dziecka co pary różnopłciowe. Ale gdy w drugiej wersji pytanie poprzedziło zdanie: „W Polsce już obecnie są pary jednopłciowe wychowujące wspólnie dziecko”, akceptacja rosła do 48%. Natomiast na tym haśle wyborów nie da się wygrać. A da się je wygrać hasłem związków partnerskich?

Moim zdaniem tak.

To dlaczego PO powierza projekt ustawy Poncyliuszowi i Kowalowi, konserwatystom z przeszłością w PiS? I dlaczego zaraz po ogłoszeniu prac Donald Tusk dystansuje się od obu, twierdząc, że sam nie jest „tęczowym rewolucjonistą”?

Po pierwsze: wyborów nie da się wygrać jedynie hasłem związków partnerskich. Więcej: to nie może być główne hasło. Klęska kampanii Biedronia wynikała z tego, że wielu wyborców kojarzyło jego agendę wyłącznie z tematyką LGBT+. Było to oczywiście niesprawiedliwe uproszczenie, ale, niestety, z etykietami walczy się najtrudniej.

Po drugie: Platforma jest chyba najbardziej eklektyczną partią na polskiej scenie; ma mocną część konserwatywną – pan wspomniał Poncyliusza i Kowala – ale ma też stronę lewicową, reprezentowaną na przykład przez Barbarę Nowacką. Potrafię zrozumieć pomysł, by na front związków partnerskich posłać prawicowców; w jakiś sposób uwiarygodni to projekt wobec części elektoratu. Podam przykład z innej beczki: umowa między Izraelem a Palestyną była możliwa tylko wtedy, kiedy rozmawiali ze sobą Begin i Arafat. Obaj stali przy ścianach, nikt ich nie mógł obejść ani z jednej, ani z drugiej flanki.

Po trzecie: politycy, i to nie tylko w Polsce, żyją od badania opinii do badania opinii. Nie twierdzę, że jest to dobre, sam tego nie lubię i nigdy tak nie działałem, ale ja zajmowałem się polityką w trochę innych czasach. Być może Tusk dostał wyniki, które pokazały, że ukłon w stronę środowisk lewicowych mógłby się okazać dla Platformy zbyt kosztowny, i właśnie stąd próba gry na kilku fortepianach.

Nie należy atakować Prawa i Sprawiedliwości za agresję wobec mniejszości?

To będzie jeden z tematów kampanii, ale przede wszystkim trzeba atakować władzę za inflację, podziały społeczne czy stosunek do Unii Europejskiej. Dla PiS- -u byłoby bardzo wygodne, gdyby opozycję można było uwikłać w sprawy światopoglądowe. Oczywiście hasła o zagrożeniach „tęczową zarazą” to bzdury, ale mogą to być bzdury na tyle skuteczne, że przy urnach zabraknie tych kilku kluczowych procentów. Dlatego zalecałbym wyborczy pragmatyzm. Po zwycięstwie opozycji procesy, o których mówimy, i tak bardzo przyspieszą.

Ale czy doczekają się konkluzji? Gdy niedawno pod obrady trafił obywatelski projekt w sprawie liberalizacji prawa aborcyjnego, zagłosowały przeciwko niemu nie tylko PiS i Konfederacja, ale także PSL. Jaka jest gwarancja, że po wyborach Kosiniak-Kamysz nie będzie hamulcowym zmian?

Będzie – ale jest różnica pomiędzy PSL-em, który chce stać na straży kompromisu aborcyjnego, a PiS-em, który nas cofa. Dziś już nawet Tusk wie, że tamten kompromis jest nie do utrzymania; w następnym parlamencie pojawi się silny nacisk na liberalizację przepisów.

Zmianę poprzedzają w polityce długotrwałe procesy. Rzadko się zdarza sytuacja, kiedy mamy okazję od początku do końca wprowadzić naszą agendę. Nam się to udało choćby z Konstytucją, kiedy to – w wyniku rozdrobnienia prawicy podczas wyborów w 1993 r. – uchwaliliśmy niezłą ustawę zasadniczą, która funkcjonuje już 25 lat. Być może przyjdzie i taki moment historyczny, że uda się wprowadzić równość małżeńską, zwłaszcza że opinia publiczna staje się na nią coraz bardziej otwarta.

Czy na pewno Konstytucja z 1997 r. to realizacja lewicowej agendy? Owszem, pewne jej artykuły (np. art. 1, art. 30 czy art. 31) pośrednio zakazują dyskryminacji, natomiast nigdzie w ustawie zasadniczej nie pojawiają się odniesienia explicite do osób LGBT+.

Przyjmuję tę krytykę… Pamiętajmy jednak, że była to jedyna polska Konstytucja poddana referendum (co wymagało łagodzenia spornych kwestii) i że myśmy ją pisali między 1993 a 1997 r.

Właśnie w 1997 r. udzielił pan wywiadu „branżowemu”, czyli gejowskiemu, czasopismu „Inaczej”.

Tak, ale wtedy nie było zrozumienia – i w Lewicy, i w centrum, o prawicy nawet nie wspominam – dla postulatów środowiska, a wśród nas samych brakowało wrażliwości, żeby zawrzeć je expressis verbis. Przyznaję, że przyjęliśmy wówczas zbyt konserwatywną koncepcję małżeństwa, bo tak wtedy rozumiała ją parlamentarna większość.

Profesor Ewa Łętowska podnosiła podczas Kongresu Kobiet, że art. 18 bynajmniej nie stanowi, że małżeństwo musi być związkiem wyłącznie kobiety i mężczyzny.

Bo konstytucja mądrze napisana to konstytucja z wieloma niedopowiedzeniami; z naszej ustawy zasadniczej nie da się wywieść dyskryminacji. Nie przeczę jednak, praktyka jej stosowania może być inna, bo nawet dobra konstytucja w rękach złych ludzi bywa źle wykorzystywana. Gdyby jednak bazować na jej duchu, mieszczą się w niej wszystkie postulaty środowisk nieheteronormatywnych.

Za pana prezydentury było jednak kilka propozycji ustawowego uregulowania związków jednopłciowych – choćby ustawa o konkubinacie zgłoszona przez Joannę Sosnowską. Dlaczego SLD nie wykorzystało tej szansy?

Nigdy nie byłem członkiem SLD, wysiadłem z partyjnego tramwaju na przystanku „prezydentura”. Natomiast choć Sojusz, a wcześniej SdRP, był środowiskiem nowoczesnym, w wielu kwestiach myślącym zgodnie z wartościami nowoczesnej europejskiej lewicy, stopień konserwatyzmu był w nim bardzo wysoki.

Powiem anegdotycznie: kiedyś spotkałem się z prymasem Glempem, który był wobec lewicy niezwykle krytyczny – ze zrozumiałych zresztą względów. Mówię mu, pół żartem, pół serio: „Księże prymasie, ksiądz tak atakuje lewicę, a proszę zwrócić uwagę, że wśród nas prawie nie ma rozwodów”. Bo rzeczywiście wszyscy, poza nieżyjącym już Jerzym Szmajdzińskim, wiernie trwali przy pierwszych żonach i mężach. Po jakimś czasie rozmawiam z abp. Głodziem, który opowiada: „Panie prezydencie, niesamowita rzecz się wydarzyła podczas konferencji episkopatu”. „Ale co się stało?”. „Prymas Glemp oznajmił biskupom, że chyba trzeba trochę zmienić stosunek do lewicy. Zauważcie, że tam prawie w ogóle nie ma rozwodów”. Okazało się, że mój argument zadziałał.

Nasze myślenie zmieniło dopiero nowe pokolenie. Potrzebowaliśmy takich odważnych ludzi jak Robert Biedroń, którzy zrobili dla Sprawy niezwykle dużo. Przede wszystkim – o czym trochę już rozmawialiśmy – nie bali się mówić o sobie. Mogę się tylko domyślać, jak trudny jest coming out, ale wiem, że ma on ogromne znaczenie. Dzisiaj sojusznictwo to na lewicy temat oczywisty, natomiast za czasów Sosnowskiej ciągle taki nie był. Gdybyśmy wtedy zrobili w SLD wewnętrzną ankietę, nie sądzę, by związki partnerskie uzyskały choćby połowę poparcia.

Kiedy Sosnowska promowała tamten projekt, dostawała listownie groźby karalne, a jej kukłę utopili mieszkańcy jednego z polskich miast. Natomiast w 2005 była przecież realna szansa, by przegłosować ustawę o związkach partnerskich senator Marii Szyszkowskiej. Dlaczego Włodzimierz Cimoszewicz schował projekt do zamrażarki? Zaważyły kiepskie notowania Sojuszu po aferze Rywina? Śmierć papieża?

Zabijcie, nie wiem. Wiem natomiast, że Cimoszewicz był i jest osobą progresywną, nigdy nie miał on problemów ze związkami partnerskimi.

2011 r. to kolejna ważna data, do Sejmu wchodzą wówczas Robert Biedroń i Anna Grodzka. Co ich pojawienie się oznaczało dla polskiego parlamentaryzmu?

Wielką zmianę. A dla niektórych środowisk: wielki szok.

Podczas pierwszego swojego wystąpienia w Sejmie Biedroń użył sformułowania „chwyt poniżej pasa”, co natychmiast spotkało się z rechotem sali i cierpkimi komentarzami posłów. Grodzka, choć ma na koncie masę ciekawych inicjatyw, kojarzona była głownie z prawami osób trans.

Było to wszystko nieuchronne. Ale był to zarazem moment historyczny, dzięki któremu zaczęliśmy rozmawiać o osobach LGBT+. Jestem pewien, że gdyby Grodzka nie pojawiła się w Sejmie, dojrzewalibyśmy do dyskusji o osobach transpłciowych jeszcze przez 10 lat, albo nawet więcej. Tymczasem ona swoją osobowością, ciężką pracą i inteligencją przyspieszyła te procesy o dekadę!

Biedroń zapłacił za swoją aktywność wysoką cenę – moim zdaniem zaważyła ona na jego kampanii prezydenckiej. Ale on, gej walczący o prawa gejów, był nam po prostu niezbędny i potrzebny. O obojgu będzie się pisać w książkach historycznych, tego jestem pewien.

W 2020 r. Lewica złożyła pierwszy w historii projekt zakładający równość małżeńską. Kiedy Polska będzie na nią gotowa?

Daty nie podejmuję się przewidzieć. Powiem tak: później, aniżeli byśmy chcieli, wcześniej, niż myślimy.

A pan popiera równość małżeńską?

Tak.

 

Tekst z nr 98/7-8 2022.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Fundacja rodzinna

O nowym, nieoczekiwanym sposobie na „wspólność majątkową” par jednopłciowych w polskim prawie pisze notariusz Marcin Kulas

 

Rys.: Marcel Olczyński

 

W maju tego roku weszło w życie prawo, które wprowadza w Polsce nowy typ podmiotu, jakim jest fundacja rodzinna. Zamierzeniem twórców ustawy było wprowadzenie instytucji prawnej, która pozwoliłaby na ochronę majątku rodziny przed nadmiernym podziałem bądź zupełną alienacją. I choć ustawodawca miał na myśli przede wszystkim majątek o znacznej wartości, gromadzony w rodzinie przez pokolenia, wydaje się całkiem uzasadnione, aby zastanowić się nad możliwością wykorzystania fundacji rodzinnej do wzajemnego zabezpieczenia swoich interesów majątkowych przez osoby pozostające w związkach jednopłciowych.

Sytuacja prawna osób LGBT+ w Polsce jest dramatycznie zła i niestety nie zanosi się na to, aby w przewidywalnej przyszłości mogła zmienić się na lepsze. Prymitywny populizm, podszyty katoendecką ideologią ma się świetnie w kręgach rządzących, które widzą w nim narzędzie do utrzymania się przy władzy po wyborach. Dlatego postanowienie Konstytucji RP z 1997 roku, które mówi, że „wszyscy są wobec prawa równi i wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne, nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny” pozostaje wciąż pustym frazesem.

Związki par jednopłciowych nie są rozpoznawane przez prawo w Polsce na żadnej płaszczyźnie, mimo że orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej czy Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z naciskiem podkreśla obowiązek prawnego uznania i ochrony związków jednopłciowych przez państwa członkowskie Unii Europejskiej i Rady Europy. Osoby LGBT+ w Polsce nie mogą np. rozliczać się wspólnie w podatku dochodowym, darować sobie nieruchomości bez opodatkowania horrendalnie wysokim podatkiem, dziedziczyć po sobie bez ryzyka, że krewni zmarłego nie upomną się o zachowek oraz bez uniknięcia podatku od spadku. Co w takiej sytuacji może zmienić powołanie fundacji rodzinnej?

Zacznijmy zatem od nazwy, która jest myląca – fundacja może być utworzona przez osoby niespokrewnione ani niespowinowacone. Oznacza to, że fundatorami mogą być osoby, które tworzą rodzinę z wyboru, w żaden sposób niesformalizowaną. Ustawa w tym względzie stanowi jedynie, że fundatorem może być osoba fizyczna posiadająca pełną zdolność do czynności prawnych, która złożyła oświadczenie o ustanowieniu fundacji rodzinnej w akcie założycielskim albo w testamencie. Jednym słowem, fundację rodzinną może stworzyć każdy, a „rodzina” czy „związek” nie są do tego potrzebne. Fundatorów może być więcej niż jeden, wówczas akt założycielski podpisują wszyscy fundatorzy. Jedynie w przypadku, gdyby fundacja była ustanawiana w testamencie, a zatem powstawałaby z chwilą śmierci testatora, nie mogłaby mieć więcej niż jednego fundatora. Wynika to z zakazu sporządzania testamentów wspólnych.

Po drugie, fundacja ma być utworzona w celu „gromadzenia mienia, zarządzania nim w interesie beneficjentów oraz spełniania świadczeń na rzecz beneficjentów”. Mamy zatem, oprócz fundatora, beneficjentów, których należy wskazać w akcie założycielskim bądź w testamencie. Co ważne, beneficjentem może być sam fundator. Świadczenia na rzecz beneficjentów również muszą być wyraźnie określone.

Po trzecie, fundator musi wnieść do fundacji rodzinnej mienie o wartości nie niższej niż 100.000 zł. Wobec nieprecyzyjnego sformułowania przepisu, nie jest do końca jasne, czy w razie powoływania fundacji przez więcej niż jednego fundatora, każdy z nich musi z osobna wnieść mienie o wartości minimalnej 100.000 zł, czy też wystarczające będzie, jeśli łącznie „uzbierają” oni tę minimalną kwotę. Dla pewności zarejestrowania fundacji przez sąd, bezpieczniej założyć rozwiązanie pierwsze.

Co z tego wszystkiego wynika w praktyce? Wyobraźmy sobie związek osób LGBT+, mają już one zgromadzony pewien majątek, np. w postaci nieruchomości bądź oszczędności na koncie. Jeśli w porę nie sporządzą testamentów, w których zapiszą sobie nawzajem swój majątek, w razie śmierci jednego majątek ten przejdzie na krewnych zmarłego: dzieci, a w przypadku ich braku – na rodziców i rodzeństwo (w dalszej kolejności na dzieci rodzeństwa). Wówczas druga osoba związkowa pozostaje z niczym. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, jeśli np. zmarły był formalnie jedynym właścicielem, ale kredyt na zakup mieszkania spłacany był wspólnie. Utrata majątku przez pozostającego przy życiu partnera jawi się wówczas jako rażąca niesprawiedliwość.

Jeśli osoby takie nie chcą z jakichś względów, aby majątek przeszedł po ich śmierci na krewnych, mogą powołać do życia fundację rodzinną i wnieść do niej, na pokrycie funduszu założycielskiego, np. mieszkanie zakupione wspólnie. Wówczas właścicielem lokalu staje się fundacja, a lokal nigdy nie będzie podlegał dziedziczeniu przez krewnych na zasadach ogólnych. Jednocześnie fundatorzy określają, że owym świadczeniem, spełnianym przez fundację na rzecz beneficjentów, którymi są oni sami, jest udostępnianie im lokalu do dożywotniego użytkowania. W ten sposób osiągają dwa cele: do mieszkania nie będzie rościć sobie prawa rodzina biologiczna zmarłego oraz w razie śmierci jednego z nich, drugi będzie mieć gwarancję, że nikt go z mieszkania nie wyrzuci i że z dalszym korzystaniem z lokalu nie będzie wiązać się żaden podatek od spadku.

Tyle, jeśli idzie o korzyści z fundacji. Gdyby ustawodawca poprzestał na tym, można by zachwycać się wspaniałomyślnością władzy, która dostrzegła wreszcie interesy osób pozostających w niesformalizowanych związkach. Niestety, konstrukcja fundacji rodzinnej ma wady.

Po pierwsze, przeniesienie majątku na fundację nie uchroni przed zachowkiem, jeśli fundator zmarł przed upływem dziesięciu lat od powstania fundacji. Oznacza to w naszym przykładzie, że dopiero po dziesięciu latach od przekazania lokalu na własność fundacji, zstępni fundatora (tj. jego dzieci, wnuki, itd.) oraz jego rodzice stracą prawo do żądania zachowku z związku z tym, że go nie odziedziczyli.

Po drugie, opodatkowanie, i to podwójne. W przypadku wypłaty świadczenia na rzecz beneficjenta, fundacja musi zapłacić 15 proc. podatku dochodowego (CIT). Gdy świadczeniem jest oddanie lokalu, należącego do fundacji, do nieodpłatnego korzystania beneficjentowi, podstawą opodatkowania jest wartość lokalu. Co gorsza, sam beneficjent zobowiązany jest do zapłaty podatku dochodowego (PIT), liczonego od wysokości wypłaty bądź od wartości udostępnianego mu przez fundację mieszkania. Ponieważ znów, jak obecnie przy darowiźnie czy spadku, osoby pozostające w związku nieuznawanym przez prawo traktowane są jak osoby dla siebie obce, stawka podatku jest wyższa niż w przypadku krewnych i wynosi 15 proc. Na szczęście, fundator, który jest jednocześnie beneficjentem, jest z podatku PIT zwolniony. W tym kontekście uzasadnione jest, aby obie osoby w związku były fundatorami wnoszącymi mienie do fundacji. Pozwoli to na uniknięcie powtórnego opodatkowania podatkiem PIT, a do zapłaty będzie jedynie 15 proc. CIT, uiszczane przez fundację, czyli w praktyce oczywiście przez fundatorów.

Po trzecie, fundacja, jako osobny podmiot prawa, musi być założona z udziałem notariusza, a następnie zarejestrowana przez sąd. Wynika to z przyjętego w ustawie rozwiązania, które kształtuje fundację rodzinną nieco na podobieństwo spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. W konsekwencji wymagany jest statut w formie aktu notarialnego, powołanie organów fundacji, określenie zasad i reguł jej funkcjonowania, zgłoszenie do sądu rejestrowego, a później cykliczna sprawozdawczość księgowa i prawna. To także rodzi pewne koszty i uciążliwości.

Czy zatem założenie fundacji rodzinnej to dobry pomysł dla osób LGBT+ pozostających w związku? Klasyczna odpowiedź każdego prawnika brzmi: to zależy. Są związki, dla których uchronienie wspólnie gromadzonego majątku przez roszczeniami krewnych będzie bezwzględnym priorytetem i nie powstrzyma ich przed tym ani konieczność zapłaty 15 proc. podatku, ani perspektywa borykania się z procedurą rejestracyjną i sprawozdawczą po powstaniu fundacji. Są jednak i takie, dla których zarysowane tu pobieżnie niedogodności będą przeważać nad korzyściami z utworzenia fundacji, a do zabezpieczenia swojego majątku wykorzystają inne, dostępne wcześniej narzędzia, np. notarialną umowę o dożywocie. Z pewnością o wszelkich wątpliwościach przed podjęciem decyzji o powołaniu fundacji najlepiej porozmawiać ze specjalistą. Tym bardziej, że przy konstruowaniu statutu można i trzeba uregulować szereg innych kwestii, tutaj nie wspomnianych, jak choćby przesądzić o losach majątku fundacji w razie jej rozwiązania.

Tak czy inaczej, w oczekiwaniu na pełną realizację w Polsce konstytucyjnej zasady równości, warto zastanowić się nad jej swoistą protezą, jaką w zakresie wspólności majątkowej może być fundacja rodzinna.

***

Marcin Kulas – notariusz, 42 lata, absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, mieszka w Krakowie, pracuje w Świątnikach Górnych, członek społeczności LGBT+.  

 

Tekst z nr 104/7-8 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

 

Związki partnerskie w Ukrainie? Prezydent Zełenski daje nadzieję

Prezydent Andrzej Duda kilka dni temu w wywiadzie dla “Frankfurter Allgemaine Zeitung” powiedział, że nie zamierza występować z inicjatywą ustawodawczą odnośnie związków partnerskich, że pary jednopłciowe istnieją w Polsce i jest to ich prywatna sprawa.

Zupełnie inny pogląd ma prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Wczoraj Zełenski, odpowiedział na petycję w sprawie równości małżeńskiej podpisaną przez 28 tys. osób (wymagane jest 25 tys., by dana petycja doczekała się odpowiedzi).

Prezydent powiedział, że aby wprowadzić równość małżeńską, należy najpierw zmienić ukraińską Konstytucję (stwierdzającą, że małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny), a przepisy zabraniają zmieniać Konstytucji w stanie wojny.

Jednocześnie jednak prezydent polecił premierowi Ukrainy sprawdzić, czy i w jaki sposób możliwe byłoby wprowadzenie związków partnerskich dla par jednopłciowych – tym samym opowiedział się za takim rozwiązaniem. Prezydent oczekuje raportu w tej sprawie.

Ukraińcom i Ukrainkom można gratulować ich prezydenta z bardzo wielu powodów – teraz doszedł jeszcze jeden ❤

president.gov.ua

Opieka zamiast seksu

Minister_4_foto_Krystian_Lipiecprof. Małgorzatą Fuszarą, Pełnomocniczką Rządu ds. Równego Traktowania o związkach małżeńskich i partnerskich oraz o męskich kompleksach rozmawia Mariusz Kurc.

Prof. Fuszara: „Jestem zwolenniczką koncepcji feministycznej prawniczki Marthy Fineman, która już wiele lat temu pisała, że małżeństwo daje niesłuszne przywileje – poprzez np. ulgi podatkowe – relacjom intymnym, seksualnym, które nie powinny znajdować się w polu zainteresowania państwa. Państwo powinno interesować się relacjami opieki. To właśnie relacje opieki, a nie erotyczne, państwo powinno wzmacniać, m.in. dlatego, że na tym korzysta. Państwo ma np. obowiązek zapewnić opiekę nad samotną, chorą, starszą osobą. Jeśli ta osoba ma partnera czy partnerkę, który/a godzi się tę opiekę sprawować, to niejako wyręcza państwo, odciąża je. A płeć partnerów/ek nie powinna mieć znaczenia. Ani to, czy tych ludzi łączą również stosunki seksualne – to przecież absurd!

Na rzecz uprzywilejowania małżeństw przytacza się najczęściej argument o ich wartości reprodukcyjnej – w nich rodzą się dzieci. To argument wadliwy. Dzieci rodzą się też – i coraz częściej – poza związkami małżeńskimi. A poza tym, oprócz małżeństw, w których rzeczywiście wychowywane są dzieci, istnieją małżeństwa bezdzietne, które jednak też mogą korzystać z ulg. Albo małżeństwa, które dawno już wychowały dzieci.

Ile środków zaoszczędziłoby państwo i mogło przekazać najbardziej potrzebującym sprawującym opiekę nad innymi, gdyby z ulg mogli korzystać tylko ci, którzy rzeczywiście wychowują dzieci, albo opiekują się osobami niepełnosprawnymi, chorymi czy starszymi? Ale wie Pan, wśród parlamentarzystów większość stanowią małżonkowie, nierzadko dobrze sytuowani, którzy po prostu czerpią korzyści z obecnego stanu rzeczy.

Związki partnerskie interesują mnie więc jako wyjście naprzeciw mentalności, w której bardziej niż relacje seksualne, liczą się relacje opieki. Dla par zarówno różnej, jak i tej samej płci – to jest dla mnie absolutnie poza dyskusją. Osoba bliska to ta, która udziela drugiej osobie wsparcia, jest gotowa zaopiekować się nią w razie potrzeby. Czy oprócz tego łączy je również seks – to już, podkreślam, nie powinna być sprawa państwa.”

Cały wywiad do przeczytania w „Replice” nr 54
spistresci

Czy Biały Dom może być tęczowy?

asc“Replika” wspólnie z Ośrodkiem Studiów Amerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego zaprasza na panel dyskusyjny pt. “Czy Biały Dom może być tęczowy?”.

  • Czy jest możliwy jawnie homoseksualny prezydent USA? A może prezydentka?
  • Czy Hollywood doczeka się wielkiego gwiazdora kina, który zrobi coming out?
  • Kiedy małżeńska równość stanie się faktem we wszystkich stanach USA?
  • Czy terapia reparatywna, czyli „leczenie” homoseksualizmu, zostanie w USA zakazana?

Panel odbędzie się 14 listopada o godz. 16.00 w siedzibie Ośrodka Studiów Amerykańskich UW, al. Niepodległości 22 w Warszawie, sala 317.

W dyskusji udział wezmą:
Tomasz Basiuk – wykładowca OSA
Marta Konarzewska – publicystka, redaktorka („Furia”, „Replika”, „Dziennik Opinii”)
Mariusz Kurc – redaktor naczelny magazynu „Replika”
Bartosz Żurawiecki – pisarz, krytyk filmowy

Panel odbywa się w ramach projektu realizowanego przez “Replikę” i OSA finansowanego przez Ambasadę USA w Warszawie.

>>> Pobierz plik z artykułami, które ukazały się w “Replice” w ramach projektu

pl → en
do

Małżeństwa jednopłciowe jednak nie dla Kolumbijczyków

colombia09eNie udało się przyjąć ustawy umożliwiającej parom tej samej płci zawarcie małżeństwa. Odrzucając ją, Senat w Kolumbii sprzeciwił się orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, który nakazał prawodawcy wprowadzić taką możliwość do czerwca 2013 r. Należy jednak docenić Kolumbię za postęp w tej dziedzinie, szczególnie widoczny na tle wyczynów polskich parlamentarzystów.

Ustawę poparło jedynie 17 ze 102 kolumbijskich senatorów. Nie jest to zaskakujący wynik, zwłaszcza że środowiska prawicowe zawarły sojusz mający na celu odrzucenie projektu.  Na ulicach Bogoty setki ludzi domagały się przyjęcia ustawy, nie zabrakło także jej przeciwników. Przedstawiający projekt senator Armando Benedetti stwierdził wzburzony, że przeciwnicy legalizacji małżeństw jednopłciowych „z pewnością poparliby przywrócenie niewolnictwa”. Według sondażu dziennika El Espectador, przeciwko małżeństwom jednopłciowym opowiada się 53% Kolumbijczyków.

W Ameryce Łacińskiej homoseksualiści mają możliwość zawierania małżeństw w Argentynie, Urugwaju oraz w stolicy Meksyku i niektórych stanach Brazylii.

Decyzja Senatu tworzy ciekawą sytuację dla kolumbijskich gejów i lesbijek. Dzięki trzem orzeczeniom Trybunału sprzed kilku lat mogą oni zawierać związki cywilne dające im podstawowe zabezpieczenia prawne. Równocześnie Trybunał Konstytucyjny zobowiązał władze w Bogocie do wprowadzenia możliwości zawarcia małżeństwa przez pary tej samej płci. Zaznaczono też, że jeśli prawodawca nie uczyni tego w wymaganym terminie, zainteresowani zyskają możliwość zarejestrowania swego związku u notariusza, zyskując prawa i obowiązki tożsame z małżeńskimi. Jako argument za tym stanowiskiem sędziowie przyjęli fakt, iż mimo że kolumbijska konstytucja jednoznacznie definiuje małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety, to jednak, jak stwierdzili, nie wyklucza to „możliwości różnych typów rodziny”.

W zamieszkanej w większości przez katolików Kolumbii udało się doprowadzić do prac nad projektem ustawy legalizującej małżeństwa jednopłciowe. Mimo silnej pozycji Kościoła, tamtejsi homoseksualiści mają możliwość zawierania związków partnerskich.

Mateusz Sulwiński

Francja: małżeństwa jednopłciowe zalegalizowane! [video]

516042745

W piątek francuski Senat ostatecznie zalegalizował małżeństwa jednopłciowe!

Lewica pod przewodnictwem prezydenta Francois Hollande’a spełniła swe wyborcze obietnice.

“Dzięki nowemu prawu osoby homoseksualne raz na zawsze przestaną żyć w naszym kraju jak “tajniacy” i zaczną żyć jak pełnoprawni obywatele” – powiedziała Dominique Bertinotti, francuska ministra ds. rodziny

Francja stała się 13. krajem świata z legalnymi małżeństwami jednopłciowymi (po Urugwaju, gdzie stosowną ustawę przegłosowano w czwartek).
We Francji od 1999 r. legalne były związki partnerskie w formie PACS.

Jak pokazują sondaże, 53% Francuzów opowiada się za wprowadzeniem małżeństw gejów i lesbijek. Na adopcję dzieci przez pary jednopłciowe zgodę wyraża 41% Francuzów.

Źródło: The Guardian, Reuters, euronews

replika_button__FB

Małżeństwa par tej samej płci legalne w Urugwaju [video]

Uruguay Gay MarriageUrugwaj został 12. państwem na świecie, w którym małżeństwa par tej samej płci są legalne.

Dzisiaj w urugwajskim parlamencie odbyło się głosowanie w sprawie ustawy wprowadzającej małżeństwa jednopłciowe. Za przyjęciem ustawy głosowało 71 z 92 parlematarzystów/-ek.  Od dziś pary homoseksualne mają w Urugwaju dokładnie te same prawa, co pary różnopłciowe. Prezydent Jose Mujica zapowiedział, że podpisze nową ustawę.

Wg działaczy LGBT będzie to jeden z bardziej postępowych aktów prawnych dotyczący małżeństwa nie tylko w Ameryce Południowej.  Od 2008 r. w Urugwaju obowiązywało również prawo zezwalające na zawieranie przez pary homoseksualne związków partnerskich.

Pomysł małżeństw jednopłciowych spotkał się z ostrą krytyką ze strony Kościoła katolickiego. Jednak przewodniczący lewego skrzydła rządzącej koalicji podkreślił, że Kościół nie ma nic wspólnego ze zmianami prawymi, które go nie dotyczą.

„Mówimy o PRAWACH przez duże „p”, prawach, których odmawialiśmy przez długi czas, a które społeczeństwo starające się być nowoczesnym i niewykluczającym, powinno bezwzględnie uznać” – napisała senatorka Monika Xawier.

Parlament w Montevideo jako pierwszy w Ameryce Łacińskiej przyznał parom homoseksualnym również prawo do adopcji dzieci.

Źródło: AFP

replika_button__FB

Pierwszy w historii ślub Zulusów gejów! [video]

Pierwszy gejowski ślub u Zulusów! Ceremonia – z wszystkimi tradycyjnymi, zuluskimi rytuałami – miała miejsce 6 kwietnia br. w RPA. Panami młodymi byli Tshepo Modisane i Thoba Sithole, obaj mają po 27 lat. Gratulujemy i życzymy wszystkiego najlepszego!

Małżeństwa homoseksualne są legalne w RPA od 2005 r.
Na zdjęciu Tshepo Modisane i Thoba Sithole w trakcie ślubu.

Obejrzyj reportaż ze ślubu Tshepo Modisane i Thoba Sithole:

replika_button__FB