(USA, 2022), reż. Todd Field, dystr. UIP, w kinach: 24.02.2023
Reżyser Todd Field („Małe dzieci”, „Za drzwiami sypialni”) po 16 latach powraca z nowym filmem, który podobno powstawał od razu z myślą o Cate Blanchett w tytułowej roli kompozytorki i dyrygentki (rzadkość w zdominowanym przez mężczyzn zawodzie), lesbijki Lydii Tár. Field snuje opowieść tak, jakby to była biografia realnej postaci, trudno czasem pamiętać, że mamy jednak do czynienia z fikcyjną bohaterką. Akcję rozpoczyna wywiad dla „New York Timesa” dający nam wstępny obraz dyrygentki – widzimy ubraną w stylowy garnitur błyskotliwą gwiazdę muzyki klasycznej u szczytu sławy. Ale wizerunek idealnej, wręcz nadludzkiej postaci jest złudny – proces dekonstrukcji zaczyna Field zaraz po scenie z wywiadem. Zwiastunem „rys na szkle” jest choćby Krista Taylor, była asystentka Tár, teraz obsesyjnie szukająca atencji ze strony dyrygentki i uporczywie przez nią ignorowana. Perfekcyjna wizjonerka na naszych oczach staje się narcystyczną egocentryczką, jej prawdziwe oblicze poznajemy też w życiu prywatnym – w relacji z żoną (Nina Hoss). Ale też z uczniami czy aktualną asystentką Franceską (Noémie Merlant, „Portret kobiety w ogniu”), silnie zazdrosną o mentorkę. Widzimy coraz to nowe pęknięcia w tej chodzącej, choć toksycznej, doskonałości. Nie opuszczamy jej na krok, śledzimy każdy ruch, wszystkie dyskretne drgnienia na jej bladej twarzy zdradzające słabości czy lęki. Końcówka filmu (spojlerować nie będę) nieco zawodzi, ale i tak warto obejrzeć „Tár” choćby dla fenomenalnej kreacji Cate Blanchett, która gdy czytacie te słowa, pewnie ma już nominację do Oscara za tę rolę. Poza tym jej Lydia ma bardzo pociągającą lesbijską daddy energy. (Michalina Chudzińska)
Tekst z nr 101/1-2 2023.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.