Z aktorką JOANNĄ BALASZ rozmawia Małgorzata Tarnowska
Jaka wyglądała twoja droga do publicznego coming outu?
Po pierwsze, zaczęło mnie irytować, że obcy ludzie nazywają moją partnerkę siostrą, kuzynką, koleżanką. Nawet na lotnisku słyszałam: „Dobra, pani siostra wzięła walizki”. Po drugie, wszyscy w moim otoczeniu wiedzieli, że jesteśmy razem od 5 lat – czy to na planach zdjęciowych, czy w teatrze. Nigdy nie byłam osobą skrytą. Ale kiedy obcy ludzie widzą dwie dziewczyny, pierwsza ich myśl jest taka: „Gdzie są ich faceci?”, i musisz się tłumaczyć. W pewnym momencie zaczęły mnie denerwować te codzienne coming outy. Stwierdziłam, że wolę zrobić jeden porządny i mieć go już z głowy. (śmiech) Bo jak już dokonasz jednego dużego, małe przestają być tak stresujące.
I rzeczywiście tak było? Publiczny coming out zniwelował stres związany z tymi małymi, codziennymi?
Publiczny coming out dał mi power, żeby powiedzieć: „O, nie. To jest moja kobieta, a nie moja koleżanka!”. Doszłam do wniosku, że a właśnie nie! A właśnie będę wszystkich poprawiać i sprawiać im dyskomfort, bo to ja czuję dyskomfort, kiedy ktoś zakłada, że to jest moja kuzynka! To też sprawiło, że mnie zaczęło się łatwiej żyć. Jest mi dużo lepiej i dużo osób zaskoczyło mnie pozytywną reakcją. To właśnie spowodowało, że mam ochotę powiedzieć: „To jest moja kobieta”. A kiedyś odpuszczałam.
Co cię wcześniej powstrzymywało przed coming outem?
Kiedyś kompletnie nie chciałam się outować publicznie. Uważałam, że moje życie jest moją prywatną sprawą i że jeśli o tym powiem, wpuszczę do niego innych ludzi. Dam im zaproszenie do rozmów, patrzenia, dogadywania. Zawsze wolałam, żeby nikt nie wiedział, z kim jestem. Było to było dla mnie bezpieczniejsze.
Co się zmieniło?
Dużo ludzi – też z naszego środowiska LGBT+ – miało do mnie pretensje. Wręcz usłyszałam kiedyś zarzut o homofobię, bo się nie udzielałam. Moja reakcja była wtedy taka: „Ale co ja mam robić? Ja nie jestem stwórcą tego świata. Też mam uczucia. Nie wyoutowałam się nie dlatego, że jestem homofobką, tylko dlatego, że nie jestem na to gotowa”. Jest duży nacisk na outowanie się, ale nikt nie myśli o tym, czy dana osoba ma do tego przestrzeń.
Najbardziej aktualny przykład: Kit Connor, aktor z serialu „Heartstopper”. Osiemnastolatek, który wyoutował się jako biseksualny pod presją społeczną i odważnie wytknął tę hipokryzję. (patrz również s. 92 i 95 – przyp. red.)
Kiedy człowiek ma przestrzeń do coming outu – w swoim czasie – może pozbyć się stresu, np. rozmawiając z najbliższymi. Ten chłopak nie był gotowy na coming out. Nie powinno tak być. Ja jestem po trzydziestce i stwierdziłam, że nie chcę już być osobą, która żyje w bezpiecznej bańce.
A jak wyglądało twoje dorastanie?
Wychowałam się w Opolu – mieście mniejszym niż Warszawa, ale nadal wojewódzkim. (śmiech) W liceum były wokół mnie osoby LGBT+. Przyjaźniłam się z ludźmi z sąsiedniej szkoły – plastycznej. To było bardzo otwarte środowisko, więc nigdy nie miałam w nim problemów. Po szkole wyjechałam do Krakowa, gdzie mieszkała moja siostra. Chciałam tam poszukać pomysłu na siebie. Nie wiedziałam jeszcze, co chcę robić. Pracowałam tam, a aktorstwo wynikło przypadkiem. Dostałam się na studia, jak miałam 21 lat.
Spotykałaś się wtedy z dziewczynami?
W tym okresie byłam w sumie w sześcioletnim związku z kobietą. Zaczęłyśmy być razem, kiedy miałam 19 lat, ale w końcu się rozstałyśmy, bo już nie pasowałyśmy do siebie. Człowiek bardzo się zmienia między 19. a 25. rokiem życia.
To był twój pierwszy poważny związek?
Ja wszystkie związki traktowałam poważnie. (śmiech)
Zrobiłaś coming out przed rodziną jeszcze przed wyjazdem z Opola?
Mam bardzo fajny kontakt z mamą i siostrą i bardzo szybko im o sobie powiedziałam, żeby uciąć niepotrzebne rozmowy na temat ślubu czy szukania chłopaka. Rozmawiałyśmy o wszystkim i wiedziały.
Zaakceptowały cię od razu?
Na początku to było dla nich ciężkie – nie bały się o to, że będę miała dziewczynę, tylko o to, co powiedzą sąsiedzi, co pomyśli babcia. Mówię: „Ludzie, to ja mam »problem«, a nie wy!”. Każdy woli urodzić się taki, żeby nie mieć problemu. Gdyby teraz ktoś mnie zapytał, czy wolałabym się urodzić hetero, czy lesbijką, to oczywiście powiedziałabym, że lesbijką, bo jestem szczęśliwa. Ale wtedy zastanawiałam się, po co w ogóle mnie to spotkało. Bycie hetero było łatwiejsze, przystępne. Przyjeżdża babcia i pyta: „Masz chłopaka?”, a ty rozwijasz swoją historię. U nas rozmowa zamierała. W takich momentach dziecko zaczyna się czuć gorsze, jakieś dziwne, bo pewnych tematów nie ma.
Jak sobie z tym poradziłaś?
Siłę dała mi gigantyczna kłótnia z mamą, w której wytłumaczyłam jej, że jeśli się nie ogarnie, to sobie z tym nie poradzę. Że albo mi doda otuchy i mi pomoże, i przestanie myśleć o durnych sąsiadach, albo w pewnym momencie mogę być kolejnym punktem statystycznym. Mówię „punktem statystycznym”, bo dla wielu ludzi to jest nieważne, że osoby LGBT+ umierają z powodu homofobii. Nie raz spotkałam się ze słowami: „O, gej się zabił? Selekcja naturalna”. Ludzie zapominają, że to są dzieci, które nie mają z kim pogadać, które często mają uśmiech na twarzy, ale w środku cierpią na depresję.
Mama zrozumiała?
To ją otrzeźwiło. Stwierdziła, że mam rację – że ona nie może się przejmować tym, co powie sąsiadka, jak się dowie. Tylko tym, co ja przeżywam. I że musi się skupić na swoim dziecku, bo jestem jej dzieckiem. Oczywiście nadal boi się hejterów. Dla mojej mamy, jak chyba dla każdej mamy, najgorsze jest to, że obcy ludzie mogą obrażać jej córkę i ona niczego nie może z tym zrobić. To bezradność, którą rozumiem – też chciałabym chronić swoje dziecko.
Wspomniałaś, że wcześniej byłaś wyoutowana na planach seriali i w warszawskim Teatrze Capitol, w którym pracujesz na co dzień. W TVP też?
Nie współpracuję z TVP i nie wiem, skąd to się wzięło! (śmiech) W momencie, kiedy PiS doszedł do władzy, pracowałam w TVP, ale kontrakt na „Wojenne dziewczyny”, które były emitowane za rządów PiS, podpisałam jeszcze za poprzedniej władzy. Jednak poszła informacja, że jestem „aktorką TVP”. I chyba dobrze, bo każdy chciał to podchwycić. Gdyby napisali tylko „aktorka z TVN-u” – kogo to obchodzi? TVN jest otwartą stacją, która emituje „Kontrolę” o lesbijkach, podobnie jak Polsat, w którym w „Tańcu z gwiazdami” wystąpiła para męsko-męska. W Teatrze Capitol mam szczęście współpracować ze wspaniałą, otwartą ekipą. Ale „aktorka z TVP jest lesbijką” – to już jest nagłówek.
Opisujesz swoje środowisko jako otwarte, ale statystyki są nieubłagane. Wyoutowane aktorki możemy policzyć na palcach jednej ręki: ty, Helena Urbańska, Greta Burzyńska, Marcjanna Lelek, Justyna Wasilewska. Wśród aktorów wyoutowani są głownie ci z porządnym stażem i ugruntowaną pozycją. Wiemy o kilkunastu aktorach teatralnych, ale o stricte serialowym – żadnym. Skąd ten dysonans?
Kobiety boją się powiedzieć, że są lesbijkami, bo boją się stereotypów, boją się braku pracy.
Mamy w kodeksie pracy zapis chroniący osoby LGBT+ przed dyskryminacją na tle homofobicznym – jedyny taki w polskim prawie.
Zawsze mogliby powiedzieć, że wywalili cię nie dlatego, że jesteś lesbijką, tylko słabą aktorką. Wierzę w moją branżę, ale nie zdziwiłoby mnie, gdyby mnie odrzuciła, bo wiem, w jakim żyjemy państwie. Nawet teatry, które nie są publiczne, mogą liczyć na jakąś dotację od państwa. Wszystko jest powiązane z pieniędzmi. Nigdy nie wiadomo, nawet w TVN-ie, kto jest czyim kuzynem albo z kim współpracuje. Ja też przez długi czas nie chciałam się outować właśnie z obawy przed utratą pracy. W końcu zaczęłam rozumieć, że nie mogę mieć w życiu tylko teatru czy filmu. Muszę też coś wymyślić, stworzyć. Wynajęłyśmy z moją partnerką Iwonką studio – w pandemii, więc wiązało się to z ryzykiem finansowym: trzeba było kupić sprzęt, zbudować cykloramę. Ale stwierdziłyśmy, że kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, rzućmy to wszystko, co mamy, i zobaczmy. Teraz jest to rentowne, bo klientów mamy nawet z zagranicy. Możemy produkować różne sesje, ponieważ mamy połączenia z klientami. To, że mamy z Iwonką inną pracę, dało nam siłę. Już nie muszę się stresować. Jeśli środowisko fi lmowe mnie odtrąci, to będzie przykre, ale to jest ich wybór. Jeśli nie – będę miała dwie prace.
Co z aktorkami lesbijkami, które siedzą w szafie? Były jakieś reakcje?
Takich aktorek jest bardzo dużo! Znam wiele z nich i dostawałam wiadomości, że mój coming out zachęcił je do wyoutowania się przed rodziną i przebiegło to ciężko. A to konieczny etap, żeby pójść o krok dalej. Bardzo dużo ludzi LGBT+ się nie outuje, bo nie ma życiowego partnera. Jaki jest sens się outować, jeśli się jest samym? „Jestem singlem, zapraszam”?
Jak to jaki? Żeby kogoś poznać! (śmiech)
Łatwiej jest się outować, kiedy się jest szczęśliwym w związku, żeby właśnie pokazać, że ludzie LGBT+ też mogą być szczęśliwi. Oczywiście w życiu osób LGBT+ jest też bardzo dużo smutku, ale trzeba też mówić o szczęściu i je pokazywać. Mamy duży problem w edukacji, w komunikacji z Kościołem, mamy duży odsetek samobójstw, wiemy, co się dzieje w Polsce – rozmawiamy akurat tuż przed 11 listopada… Ale mam nadzieję, że to się będzie zmieniać, jeśli pokażemy więcej szczęśliwych historii.
W takim razie opowiedz, jak się poznałyście z Iwoną.
Poznałyśmy się na Tinderze, co jest bardzo śmieszne, bo miałam go wtedy od 3 dni. To była moja pierwsza randka z Tindera w życiu. No i pykło od razu. Spotkałyśmy się i tak już zostało. Jak ją poznałam, zachowywałam się jak kompletna kretynka, bo w ogóle nie wiedziałam, co mam mówić, chociaż zazwyczaj jestem osobą w miarę elokwentną. Chyba trochę się jej bałam. (śmiech) Moja Iwonka jest trochę… posągowa. Jest bardzo śmiesznym człowiekiem, ale sprawia groźne wrażenie, co oczywiście przydaje jej się w pracy. Ale na tym spotkaniu była tak pewna siebie, że ja, sama człowiek pewny siebie, poczułam się nią zmiażdżona! Ale potem się uspokoiłam. (śmiech) To było szalone, ale tak chyba wygląda miłość.
Potrzebujemy więcej takich historii.
Mam wrażenie, że wiele osób LGBT+ nauczyło się pokory słuchania, ale nie mówienia o swoich odczuciach. W kraju, w którym żyjemy, one powodują stres, dyskomfort, i taka reakcja jest zrozumiała – kiedy zwierzę czuje dyskomfort, to kuli się i zasypia. Ludzie, czując stres i dyskomfort, zamykają się w sobie. Tym, co dało mi siłę, było powiedzenie: „Mam was wszystkich w dupie. Tylko ja mam ponosić odpowiedzialność? Nie, nie, nie! Ja sama się nie stworzyłam. Ja jeszcze mam mamę, ja jeszcze mam babcię, ja jeszcze mam siostrę, ja jeszcze mam szwagra”. Ja wszystkim powiedziałam, co mają zrobić. Powiedziałam: „Sami sobie rozmawiajcie z ludźmi. Ty zadzwoń do swojego taty, ty do swojej mamy. To mnie w ogóle nie obchodzi. Ty jesteś moją bliską osobą i dlatego powiedziałam tobie”. Powiedziałam mamie: „Do momentu, kiedy ty nie będziesz dumna ze mnie, to ty zawsze będziesz się wstydzić, że masz córkę lesbijkę. Zmień myślenie: pomyśl, że jesteś cholernie dumna, bo wychowałaś wykształconą kobietę, która jest po studiach, która jest dobrym człowiekiem, która nie ma przeszłości kryminalnej, i nigdy nie myśl o tym, że ty możesz się mnie wstydzić ze względu na moją orientację. Bo ja pomyślę, że ty jesteś niepomna! Nie możesz się wstydzić, a jeżeli kiedykolwiek ktoś coś ci powie, to pokonaj go właśnie tą bronią. Powiedz: »Nie pozwalam ci tak mówić o mojej córce. Odejdź. Jestem dumna ze swojej córki. A co robi twoja?«”. Mówię: „Odbij to, mamo”. A te wszystkie homofoby powiedzą sobie: „Aha… No tak… Ona jest dumna”.
Dobrym przykładem jest Piotr Jacoń, który z własnej inicjatywy został rzecznikiem swojej transpłciowej córki Wiktorii.
Jeżeli ludzie widzą bardzo dumnego rodzica, który ma homoseksualne lub transpłciowe dziecko, zaczynają się zastanawiać, czy to z nimi nie jest coś nie tak. Jeżeli rodzic mówi zatroskany: „No wiesz, moja córka jest lesbijką…”, to każdy odpowie: „No to chyba coś z tym zrobisz!”. „Ale co ja mogę…”. Wtedy możesz manipulować tą osobą. Jeśli rodzic nic nie mówi na nasz temat, myśląc, że robi dobrze, to jest bullshit. Milczenie nie jest dobre. Wiele rodziców tłumaczy się przed dziećmi: „Wydawało mi się, że ty się wstydzisz, że nie chcesz o tym mówić”, albo: „Ja się bałam, że jak ci zadam to pytanie, to usłyszę: »Mamo, przestań, nie jestem!«”. Boją się, że „obrażą” swoje dziecko, a przecież powinno być normalne powiedzenie do dziecka: „Nieważne, z kim się spotykasz, ja cię kocham”. Takie zdanie od mojej mamy w młodości bardzo by mi pomogło.
Wróćmy do twojej babci. Chyba nie dowiedziała się o was z Instagrama?
Nie, mama przygotowała ją wcześniej. Powiedziała: „Za chwilę dziewczyny dadzą zdjęcie do internetu”. A ja powiedziałam mamie: „Wiesz co, mamo, to jest twoja mama. Ja już miałam przesrane, teraz ty się wykaż. Babcia może zareagować jak chce, bo jest inteligentną kobietą”. (śmiech) Mama powiedziała babci, jak jest naprawdę, że jesteśmy szczęśliwe razem, a babcia zareagowała bardzo akceptująco. Wspaniale było pojechać do rodziny po raz pierwszy w swoim życiu – a mam 31 lat – i poczuć to, co tak naprawdę nigdy dla mnie nie istniało. Zawsze było tak: siostra z mężem, ciotka z wujkiem, wszyscy w parach, a ty siedzisz i masz tyle do opowiedzenia, że się zakochałaś, że wyjechałyście na wakacje… A ty nie możesz o tym powiedzieć. A teraz w końcu mam z nimi tematy do przegadania. Żałuję tylko jednej rzeczy – że nie zrobiłam tego wcześniej.
***
Joanna Balasz (ur. 1991) – aktorka telewizyjna, filmowa i teatralna, absolwentka Wydziału Aktorskiego Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Znana z seriali takich jak „Wojenne dziewczyny” czy „Odwróceni. Ojcowie i córki”. W czerwcu 2022 r. dokonała publicznego coming outu, publikując wpis na Instagramie, w którym zamieściła zdjęcie ze swoją partnerką, menadżerką gwiazd Iwoną „Ivy” Piotrowską, z podpisem: „Jestem dumna z tego, kim jestem i z kim jestem. Nie tylko w czerwcu, a każdego dnia”. Zdjęcie zostało wykonane w profesjonalnym studiu fotograficznym w Warszawie, które Joanna z Iwoną otworzyły w czasie pandemii.
Tekst z nr 100/11-12 2022.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.