The Fear Street Trilogy (USA, 2021), reż. Leigh Janiak, dystr. Netflix, premiera: 2, 9, 16 lipca 2021

Rzadko bywa, że kino gatunkowe ma podwójne dno i poza czystą rozrywką bazującą na adrenalinie oferuje wartość dodaną. Dlatego w gąszczu horrorów warto się przyjrzeć Netflixowej trylogii „Ulica strachu”, która nie tylko pierwsze skrzypce oddaje parze lesbijek, ale również jest swoistym manifestem myśli feministycznej. Opowiada historie nastolatków próbujących przełamać klątwę wiszącą nad ich miasteczkiem (kolejne części dzieją się odpowiednio w: 1994, 1978 i 1666), a reżyserką wszystkich części jest Leigh Janiak, która nie ogranicza się tylko do ścielącego się gęsto i krwawo slasherowego trupa. Przede wszystkim stawia na bohaterów młodych, co z jednej strony nadaje całości komediowej lekkości, a z drugiej sprawia, że dotyka ona typowych problemów dorastania, w tym budowania tożsamości, również seksualnej, i mierzenia się z oczekiwaniami społeczeństwa. Nie bez przyczyny głównymi bohaterkami jest para lesbijek – bowiem pod warstwą wyskakujących z szaf morderców, mamy feministyczny i wolnościowy rdzeń. Trzecia część bezpardonowo sięga do korzeni patriarchatu łącząc je z religijnymi obsesjami i wręcz puszcza do nas oko – to, jak filmowy 1666 przedstawia nieheteronormatywność niewiele różni się od tego, jak miejscami postrzega ją współczesność. Czy w ogólnym rozrachunku „Ulica strachu” działa jako młodzieżowy film grozy, jest dyskusyjne. Za to sprawdza się wyśmienicie jako traktat o sile siostrzeństwa i kobiecej miłości, skonfrontowanymi z uprzedzeniami sięgającymi odległych czasów, a wynikającymi z czystej niewiedzy i urażonej męskiej dumy. (Agnieszka Pilacińska)
Tekst z nr 93 / 9-10 2021.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.