Wieloryb

(USA, 2022), reż. Darren Aronofsky, dystr. Monolith Films, w kinach: 17.02.2023

 

mat. pras.

 

„Wieloryb” należy do tych zeszłorocznych premier, które największy rozgłos zyskały dzięki kontrowersjom, jakie wzbudziły, co w sumie nie powinno dziwić, zważywszy że jego twórca od ponad dwóch dekad uchodzi za jednego z czołowych skandalistów amerykańskiego kina. Po rozbuchanym, ekstatycznie mizoginicznym „mother!” (2019), opowiadającym w konwencji domestic noir o destrukcyjnym dla rodziny kompleksie demiurga, Aronofsky ponownie sięga po estetykę klaustrofobicznej baśni, biorąc na warsztat współczesną sztukę autorstwa wyoutowanego geja Samuela D. Huntera (odpowiedzialnego za scenariusz filmu).

Dobroduszny, lecz samotny wykładowca zdalnego kursu pisania esejów, ekstremalnie otyły Charlie – w tej roli Brendan Fraser, wydobyta z zapomnienia gwiazda blockbusterów z lat 90. XX w., w filmie odziany w fat suit, czyli „otyły kostium” – ukrywa siebie i swoje ciało przed światem w obskurnym mieszkaniu, gdzie wegetuje po tragicznej śmierci partnera. Film, w całości rozgrywający się w condo Charliego, przedstawia ostatnie dni życia bohatera, który dosłownie zaczyna się dusić pod ciężarem własnego tłuszczu. Jednocześnie obserwujemy jego rozpaczliwe próby pojednania się z rodziną, którą zostawił dla kochanka, a późniejszego partnera. Tytułową metaforę wieloryba (wprost zaczerpniętą z klasycznej, wizjonerskiej powieści Hermana Melville’a z XIX w.) można odnieść zarówno do olbrzymiego ciała Charliego, jak i jego pogoni za nieosiągalnym celem – w tym wypadku odkupieniem „winy” i przebaczeniem ze strony żony (Samantha Morton) i już prawie dorosłej córki (Sadie Sink).

W tym miejscu dochodzimy do sedna kontrowersyjności „Wieloryba”, który jest dziełem niestrawnym nie tyle ze względu na zastosowanie fat suitu (to zapewne temat na osobną dyskusję) i nie tylko ze względu na krzywdzącą, stereotypową reprezentację otyłości i zaburzeń odżywiania (pokazanych jako ostateczna forma upadku moralnego i społecznego), ale też ze względu na zinstrumentalizowanie wątku homoseksualności głównego bohatera i bezrefleksyjne zaprzęgnięcie tegoż wątku do napędzania machiny owej „demoralizacji”. Nieznośne jest, jak kamera z chłodną obojętnością rejestruje umieranie amorficznego homoseksualnego ciała; umieranie z niezrozumiałym uporem i obojętnością, a nawet ulgą, ciała przytłoczonego z jednej strony ciężarem queerowej żałoby, z drugiej rzekomej „winy”. Arbitralnej, ewidentnie negatywnej oceny moralnej źródła samozagłady Charliego – czyli wyboru życia w zgodzie ze sobą – film ani zbytnio nie tłumaczy, ani nie komplikuje, ani nie bierze w nawias, w zamian natrętnie zmuszając nas do jej przyjęcia. Wspaniała feministyczna rzeczniczka osób otyłych Roxane Gay nazwała „Wieloryba” „spektaklem okrucieństwa”. Najgorzej chyba, że kozłem ofiarnym w tym spektaklu jest nie tylko ciało nienormatywne ze względu na wagę, ale też – znowu i dlaczego znowu? – podmiot nienormatywny seksualnie. (Małgorzata Tarnowska)

 

Tekst z nr 101/1-2 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.