Z LU OLSZEWSKIM, aktywistką na rzecz osób niebinarnych, asystentką posłanki Lewicy Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, rozmawia Jakub Wojtaszczyk
Czego brakuje społeczeństwu polskiemu w sprawie postrzegania osób niebinarnych?
Wiedzy na temat niebinarności. Ale żeby mówić o jej zdobywaniu, Polacy i Polki musieliby wiedzieć, że osoby niebinarne w ogóle istnieją. Mimo że społeczeństwo jest zaznajomione ze skrótem LGBT, z reguły odnosi się tylko do dwóch pierwszych literek. Niebinarność jako podzbiór transpłciowości nie jest widoczna. Rozpoznanie osób poza binarnym spektrum będzie wymagało też zrozumienia, że podział na mężczyznę i kobietę jest bardzo wąski, a tym samym skonfrontowania się z własnym postrzeganiem płci. To rodzi kolejne problemy, bo część osób nie będzie w stanie sobie wyobrazić, że istnieje coś poza binarnym podziałem płci. Przecież społeczeństwo, kultura, zdobycze cywilizacyjne są oparte na binarności.
Czy w społeczności LGBTQ+ zrozumienie niebinarności jest prostsze?
Tak, bo wiedza na temat transpłciowości i niebinarności jest większa. Tożsamość płciową dzielimy na cis i trans, a trans dodatkowo na binarną i niebinarną. Najszersza definicja mówi o tym, że osoby trans nie identyfikują się z płcią przypisaną im przy urodzeniu. Osoby niebinarne też się z nią nie identyfikują, tak samo jak z płcią „przeciwną”. Zdarzają się jednak osoby LGB, które nie uważają, że transpłciowość jest valid, uprawomocniona.
Jeżeli społeczeństwo miałoby świadomość, że niebinarność istnieje, czy możemy wyobrazić sobie lepszy świat, w którym osobom poza spektrum byłoby najlepiej?
Jasne, że możemy. Już w rdzennych kulturach amerykańskich mamy osoby two-spirit. Inne tożsamości płciowe występują też w Indiach i Oceanii. W dużej mierze to kultura białego człowieka ustaliła binarny podział na kobietę i mężczyznę. Wmówiono nam, że jest naturalny. Nie jest. Do lepszego świata niewiele trzeba. Tym bardziej obalenie binarnego podziału sprawi, że cis kobietom i mężczyznom będzie lżej w życiu. Nie istnieją twory idealne stuprocentowych mężczyzn i kobiet. Tak mocne performowanie narzuconych zachowań jest szkodliwe, bo te cechy nie są nasze. Są wyobrażone.
Dlaczego tak kurczowo się trzymamy tego podziału?
Dlatego że taka jest nasza kultura. Binarność wdrukowywana jest nam od dziecka. Począwszy od koloru różowego dla dziewczynek, niebieskiego dla chłopców czy podziału na toalety męskie i damskie. Oderwanie się od tego będzie wymagało dużo pracy. Podobnie mają ateiści w Polsce. Binarne postrzeganie płci to tak samo silny konstrukt jak konstrukt Boga. By pozbyć się tych kulturowych naleciałości, potrzeba wysiłku. Ten może odstraszać. Osoby boją się też tego, co mogą znaleźć, gdy zaczną pracować na własnej tożsamości. Jeśli poddasz w wątpliwość coś tak podstawowego w naszej kulturze jak podział płciowy, wyruszasz w podróż do dziewiczego kraju. Nie wiesz, co w nim znajdziesz.
Jak wygląda twoja podroż?
Zrozumiałam, że jestem osobą niebinarną stosunkowo późno, bo miałam 38 lat. Wtedy nagle całe moje życie nabrało sensu. Zaczęłam rozumieć, dlaczego przez ten czas czułam się wyobcowana, nie na miejscu. Dlaczego, wchodząc w interakcje, miałam wrażenie, że coś jest nie tak. Około osiemnastki zadałam sobie pytanie: „Czy nie jestem przypadkiem trans dziewczyną?”. Postanowiłam, że z pełną otwartością przyjmę każdą odpowiedź. Chciałam wiedzieć, o co chodzi. W mojej głowie pojawiło się stwierdzenie: „Nie, nie jesteś trans”. Wtedy jednak nie znałam terminu niebinarności. Dlatego założyłam, że skoro nie jestem trans dziewczyną, muszę być cis facetem. Całe następne 20 lat starałam się tak żyć. Tyle tylko, że próbowałam performować swoją męskość tak, by nie krzywdzić innych osób, żeby nie być, de facto, toksycznym mężczyzną.
Było to trudne?
Stosunkowo proste było nieodgrywanie maskulinistycznych, toksycznych konstruktów. Okazało się to zajebiście benefitujące, bo miałam lepsze kontakty z kobietami, czułam się lepiej sama ze sobą. Żyłam w lewackiej banieczce. Jednak nawet jak starałam się performować nietoksyczną męskość, nie do końca mi to wychodziło, bo nie jestem facetem. Nadal czułam wewnętrzną niezgodę.
W felietonie w niebinarnym zinie „Poczytałosie” napisałaś, że początkowo swoją niezgodę nazywałaś filozoficznym weltschmertzem.
W wieku 38 lat zrozumiałam, że to dysforia płciowa. Nie spowodowało to jej wyeliminowania, ale na pewno pomogło ją zmniejszyć. Dysforia pochodząca od ciała jest u mnie trochę mniejsza niż – uogólniając – u osób transpłciowych binarnych. Zaczęłam jednak tranzycję społeczną – zmieniłam imię na neutralne płciowo, przestałam kupować męskie ciuchy i bieliznę. Oczywiście mogę sobie pomarzyć, że nasze społeczeństwo zaakceptuje moją tranzycję. Na szczęście mam ją przeprowadzoną w moim najbliższym otoczeniu, wśród rodziny, osób przyjacielskich i tych, z którymi pracuję. Nie traktują mnie jak faceta, a to wielki plus.
Aby osoba w pełni siebie zrozumiała, pewnie musi gruntownie się sobie przyglądać. Co dla ciebie było największym odkryciem?
Przez kawał mojego życia byłam nieszczęśliwa. Oczywiście bywały okresy, w których czułam się szczęśliwsza niż zazwyczaj, ale nigdy nie zaznałam niczym nieobarczonej radości jak osoby cis płciowe. W którymś momencie dokonałam wiwisekcji samej siebie. Po kolei brałam na warsztat wszystkie moje zachowania, postawy, emocje. Jeżeli dochodziłam do wniosku, że pochodzą one ode mnie, afirmowałam je. Jeżeli z konstruktu płciowego – pracowałam, aby je usunąć lub zmarginalizować. W procesie terapii poszukiwałam też wewnętrznego dziecka, by się nim zaopiekować. Nie mogłam go znaleźć. Patrzyłam w siebie i nie widziałam nic. Było to przerażające, bo myślałam, że je zabiłam. Momentem przełomowym okazało się, gdy zrozumiałam, że przez cały czas szukałam wewnętrznego chłopca. Zaczęłam rozglądać się za wewnętrzną dziewczynką. Wtedy się znalazłam. Było to kilka lat temu. Po procesie poszukiwania już wiem, że nie jest to ani chłopiec, ani dziewczynka, tylko po prostu dziecko.
Które cechy są twoje, a które odebrałaś jako konstrukt kulturowy?
Na przykład w domu nie zajmuję małymi naprawami. Jeśli psuje się kran lub odpada tynk, dzwonię po fachowca. Robię to mimo że mam wszystkie skille, bo mój tatuś jest emerytowanym murarzem i w wakacje często z nim pracowałam. Z drugiej strony bardzo lubię rąbać drewno i jeżeli mam okazję to zrobić, chwytam za siekierę. Są to zachowania kulturowe i leżą dość płytko w moim ja, dlatego łatwiej mi sobie z nimi poradzić. Ale są też takie, które siedzą głębiej, na przykład zaprzestałam performować męskich ról w łóżku. Nie uprawiam seksu PIV (penis-in-vagina, penis w waginie – przyp. red.). Porzucenie tego konstruktu, który mówił, że to jedyny słuszny sposób na seks, dało mi bardzo dużą satysfakcję.
Z jakimi osobami się spotykasz? Płeć ma dla ciebie znaczenie?
Jest to trochę tricky pytanie. Mogłabym powiedzieć, że odkąd zdałam sobie sprawę, że nie jestem cis-mono-hetero-normatywna, spotykam się z samymi kobietami. Ale nie byłaby to do końca prawda, bo teraz moim chłopakiem jest osoba niebinarna. Nigdy nie spotykałam się z osobami z penisami. Nie dlatego, że nie są dla mnie pociągające, tylko przez to, co jest do penisa „przyczepione”.
Co masz na myśli, mówiąc, że twoim chłopakiem jest osoba niebinarna?
Oboje wymykamy się podziałom na K i M, ale w naszej relacji ja jestem dziewczyną, a ono moim chłopakiem. I że odnosi się to do relacji między nami, a nie do naszych płci.
Czy mogłabyś opisać te role/miejsce w związku?
Wolałabym nie wchodzić w szczegóły mojej relacji.
- A co do tego, co jest „przyczepione” do penisa – mówisz o toksycznej męskości?
Nawet nie chodzi o nią. Tylko bardziej o moje doświadczenia z cis facetami, które społecznie nie są dobre. W XXI wieku w Polsce to po prostu nie jest na tyle fajna grupa, abym z jej przedstawicielami mogła wejść w romantyczne relacje. Mam wielu przyjaciół mężczyzn, którzy wymykają się toksycznej klasyfikacji. Jednak nie sądzę, by oni byli zainteresowani mną. Z drugiej strony trudno byłoby mi się spotykać z gejami, bo oni lecą na facetów, a ja nie jestem jednym z nich. Ta kwestia zostałaby rozwiązana wtedy, gdybym spotkała niebinarną osobę z penisem, z którą mogłabym nawiązać bliższą relację. To jeszcze przede mną.
Żyjesz w bezpiecznej „lewackiej” bańce. Gdzie szukasz osób partnerskich, aby zachować to bezpieczeństwo?
Dokładnie tak samo, jak osoby cis-hetero- normatywne. Swoją dziewczynę poznałam na Tinderze. Z kolei chłopaka na wieczorku poliamorycznym. Oczywiście transfobia jest realna. Dlatego wybieram imprezy, jak na przykład te queerowe po Marszu Równości, które pozwolą to ryzyko wyeliminować.
Jesteś aktywistką na rzecz widzialności osób niebinarnych. Skąd czerpiesz siły?
Ze swojej potrzeby bycia szczęśliwą. To uczucie przychodzi i odchodzi. Pamiętam, kiedy opadł kurz po pierwszej euforii, gdy zdałam sobie sprawę, że jestem niebinarna, przeżyłam wtedy czarną noc. Zdałam sobie sprawę, że nie ma dla mnie miejsca w naszym społeczeństwie. Będę miała tyle przestrzeni, ile mnie samej uda się wydrzeć. Stwierdziłam, że nie mam na to siły. Zwróciłam się z tym problemem do zaprzyjaźnionej osoby. Powiedziałam jej: „Przez prawie 40 lat udawałam faceta, to poudaję go jeszcze kolejne 40 i tyle”. Odpowiedziała: „To jest twoje życie, możesz z nim robić, co chcesz. Jeśli chcesz performować męskie role, to po prostu to zrób. Jeśli jakikolwiek stopień tranzycji jest dla ciebie za ciężki, to go nie rób”. Dało mi to do myślenia.
Co zrozumiałaś?
To ja decyduję, co, jak i kiedy zrobię. Ale też to, że jestem bardzo uprzywilejowana – przede wszystkim jestem dorosła, więc nikt nie może mi mówić, jak mam żyć; mam ustatkowaną sytuację zawodową, wspierające grono przyjaciół i rodzinę. Dotarło do mnie, że kiedy się rozpycham w społeczeństwie, tym samym robię przestrzeń dla innych osób niebinarnych w mniej uprzywilejowanej sytuacji ode mnie. Poczułam się za nie odpowiedzialna.
Dotarłaś do siebie stosunkowo poźno, bo przed czterdziestką. Czy był taki moment, że chciałaś nadrobić te „stracone” lata?
Nie, pogodziłam się z tym, że już ich nie odzyskam. Kiedyś w niewielkim procencie, ale jednak, udawało mi się żyć w zgodzie ze sobą. Teraz jest to na nieporównywalnie większą skalę. Gdy osoba przechodzi proces tranzycji, tak naprawdę ponownie wchodzi w okres dojrzewania. Dlatego tak ważne jest, żeby wydarzyła się ona przed lub podczas „prawdziwego” dojrzewania. W polskich realiach to rzadkie. Dlatego czasami czuję się jak trzynastolatka (śmiech). Upraszczając jednak mentalnie jestem mniej więcej w tym momencie, w którym osoby są, jak mają 25 lat. Jestem już dorosła i dojrzała, ale ciągle brakuje mi queerowego doświadczenia życia. Zauważyłam tę różnicę doświadczeń w bliskiej relacji z osobą mniej więcej w moim wieku. Tyle tylko, że minęło ponad 20 lat odkąd ona wiedziała, że nie jest heteronormatywna. Ja wiem od pięciu. Mam za sobą dojrzewanie jako facet. Muszę rozmontować to doświadczenie i dorosnąć drugi raz, już w pełni jako osoba niebinarna.
Na początku powiedziałaś o braku wiedzy o osobach niebinarnych w społeczeństwie. Ty edukujesz. Jak wygląda twoja praca?
Działam na kilku polach. Jestem asystentką posłanki Agnieszki Dziemianowicz-Bąk. Nie tylko pracuję w biurze, ale też wspieram ją w pracy na rzecz osób LGBTQ+. W tym aspekcie moje rozpychanie się polega na wpływaniu na politykę, aby pokazać, że osoby niebinarne istnieją. Nawet przez sam fakt, że w Lewicy takie pracują. Widoczność jest kluczowa, ponieważ na razie jesteśmy na zbyt wczesnym etapie, by wysuwać postulaty polityczne. Gdy jednak się to wydarzy, mogę być osobą ekspercką, służącą swoją wiedzą w projektowaniu działań na rzecz osób niebinarnych.
Pracujesz też we wrocławskiej Kulturze Równości, prawda?
Tak, w niej działam szerzej, bo na polu wsparcia osób transpłciowych. Obecnie rozpoczynamy projekt, który będzie kursem przygotowawczym do sądowego uzgodnienia płci. Prowadzę również rozmowy z osobami queerowymi i sojusznikami w ramach serii „Równe Rozmowy”. Pracuję przy organizacji Marszu Równości. Czasami też przynoszę, wynoszę i zamiatam. Trzecia gałąź to mój instaaktywizm. Opowiadam, jak w moim wypadku wygląda niebinarność.
Czy twoja praca mogłaby zostać kiedyś ukończona?
Musiałoby to oznaczać, że osoby niebinarne mogą już „normalnie” żyć. Mogą przyjść do rodzica, psychologa, opiekuna i powiedzieć: „Nie jestem płcią, która została przypisana mi przy urodzeniu”. Wtedy dostają wsparcie i narzędzia do tego, by móc odkryć siebie, uzgodnić swoje dokumenty i ciało ze swoją tożsamością. Moja praca byłaby ukończona wtedy, gdy jasne byłoby dla społeczeństwa, że są kobiety, mężczyźni i osoby niebinarne. Choć jeszcze lepiej byłoby, gdybyśmy przestali przypisywać płeć przy urodzeniu i zostawilibyśmy ten wybór konkretnej osobie. Jednocześnie akceptowalibyśmy osoby agenderowe. Nie sądzę, by któryś z tych elementów ziścił się podczas mojego życia. Dlatego praca, którą wykonuję, dla mnie nigdy się nie skończy.
Tekst z nr 98/7-8 2022.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.