(USA, 2020), reż. T. Mason, wyk. A. McEnany, T. Germaine; Premiera na HBO GO: kwiecień 2020
Główną bohaterką komediowego serialu „Work in Progress” jest Abby, gruba lesbijka butch w średnim wieku, z depresją i nerwicą natręctw. Samo to daje już wystarczający efekt „wow” i rekomendację: obejrzyjcie koniecznie. Bo ile widzieliście takich postaci na pierwszym planie filmu/serialu? Abby ma już dość i planuje samobójstwo w ciągu najbliższych sześciu miesięcy, o czym informuje swą psychoterapeutkę. Dzień później widzi w barze młodziutką kelnerkę, na którą nie sposób nie zwrócić uwagi, ale Abby nie śmie choćby się do niej uśmiechnąć. Następnie kelnerka okazuje się kelnerem – chłopakiem trans o imieniu Chris. Nie ma sprawy, Abby mniej definiuje się jako lesbijka, bardziej jako queerowa lesba (queer dyke). Chris zszokowanej Abby proponuje randkę, więc plan z samobójstwem bierze w łeb. Abby wchodzi w towarzystwo Chrisa – o pokolenie młodszych ludzi wszelkich orientacji i tożsamości płciowych. Jak w przypadku „Feel Good”, „Work in Progress” to w dużej mierze dzieło autobiograficzne pełne celnych socjologicznych spostrzeżeń podanych w lajtowej, dowcipnej formie. Choćby toalety publiczne – Abby notorycznie brana jest w nich za intruza – mężczyznę, więc uśmiecha się sztucznie do innych kobiet, zagaduje podwyższonym głosem, by dać sygnał: „Halo, też jestem kobietą”. Seks? Abby nie miała seksu od 7 lat, więc namiętny wieczór z Chrisem to mega stres – nie tylko lampka nocna musi być zgaszona, nawet zegarek elektroniczny rzuca zbyt wiele światła. (Mariusz Kurc)
Tekst z nr 85 / 5-6 2020.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.