Z EWELINĄ SŁAWIŃSKĄ, mamą 14-letniego transpłciowego Alka, rozmawia Agnieszka Rynowiecka
Wiedziałaś przed narodzinami, jakiej płci będzie twoje dziecko?
Obstawiałam chłopaka. USG to zweryfikowało, ale póki nie wiedziałam, to miał być chłopak – Wojtek. Tak samo zresztą obstawiał tata. Jak zobaczyliśmy, że jest córka, przestało to oczywiście mieć znaczenie.
Jaki Alek był we wczesnym dzieciństwie?
Jak był mały… No cóż… Był trochę dziwny… To było takie dziecko ciche, siedzące w kąciku, układające klocki. Totalnie w swoim świecie. Sugerowano nam badanie sensorycznych zaburzeń. Lubił ciszę. Nie tolerował hałasu. Był myślicielem. Siedział i myślał. Był też strasznym przylepą, ciągle chciał być u nas na rękach, a z drugiej strony w ogóle nie potrzebował ludzi. Jak był starszy, to na podwórku też bawił się głównie sam.
Coś cię niepokoiło?
Ta potrzeba samotnictwa mnie nie niepokoiła, bo on po prostu w tym dobrze funkcjonował. Byłam bardziej zaskoczona np. tym, jak interesował się cyferkami, ale myślałam, że to rodzinne, bo my jesteśmy rodziną matematyków.
Było coś, co sugerowało wcześniej albo zastanawiało cię, a co teraz, jak się wydaje, pasowało do obrazu osoby trans?
Miał tak na przykład, że nie lubił bardzo swojego imienia i mówił o sobie „Kubuś”. Wówczas wiązałam to z ulubioną postacią – Kubusia Puchatka. Nie lubił bawić się lalkami. Nie lubił różowego, wolał inne kolory – żółty, niebieski itp. Miał zwykle takie stereotypowe zainteresowania chłopięcymi zabawami, piłką. Nie znosił sukienek nosić. Mi się to podobało, bo nie chciałam, by był jakąś typową dziewczynką. Mnie wychowywał tato i byłam wychowywana „po męsku” i wydawało mi się to OK, że jeśli to będzie taka dziewczyna z „męskimi” zainteresowaniami, to tylko na dobre jej to wyjdzie. Teraz z perspektywy czasu pamiętam, jak byliśmy na pewnym ślubie i wszystkie jego kuzynki miały na sobie sukienki, a on nie chciał. Dla mnie było to niesamowite, że tak małe dziecko, trzylatek, tak bardzo manifestuje, co chce, a czego nie chce założyć.
I jak poszedł ubrany?
W spodnie. Kupiłam mu najładniejsze spodnie świata. I super wygodne buciki i tak poszedł. Ogólnie nie podoba mi się to całe narzucanie ludziom, dzieciom, jak mają wyglądać i w co się ubierać. W starszych klasach szkoły podstawowej zdarzało mu się już założyć sukienkę, spódnicę, ale nigdy tak żeby się stroić. Raczej wygodne ogrodniczki. Na pewno eksperymentował z dziewczęcymi ubraniami, fryzurami, perfumami. Był taki moment. W podstawówce on był w klasie szermierczej, chodził zazwyczaj w dresie. Bardzo dobrze się czuł w ochroniaczach i masce. Teraz wiem dlaczego. On się mógł w tym stroju cały schować, zakryć.
Asperger został zdiagnozowany przed transseksualizmem czy po?
Diagnoza Aspergera się przeciągała. Nie widziałam konieczności, by dawać mu taką etykietkę. Owszem, był trochę inny, trochę dziwny, ale ja nie miałam z tym problemu. Ale w pierwszej klasie gimnazjum zaczęły się problemy z nauką i dlatego zaczęliśmy diagnozę.
Chciałaś, by miał łatwiej?
Tak, by miał łatwiej na egzaminach. W końcu nie zdążyliśmy na egzaminy, ale dostaliśmy, a tydzień po niej Alek zrobił coming out, że jest transpłciowy.
Dokładnie pamiętasz ten dzień?
Tak. To była sobota. Listopad zeszłego roku. Przed coming outem było strasznie. Miał ogromną depresję. Nie mogliśmy ze sobą wytrzymać. Był wkurzony na cały świat. Większość czasu mieszkał z tatą. I pewnej soboty rano zaproponował, że mnie odprowadzi do metra. Zdziwiłam się, bo to był naprawdę taki czas, że nie mogliśmy już na siebie patrzeć. Tym razem chciał ze mną iść. Po drodze padło zdanie: „Mamo, bo chcę ci coś powiedzieć. Mamo, ja jestem chłopakiem.” Ja powiedziałam „No OK”. Poszłam do swoich zajęć, on do swoich. Przyszłam do domu o osiemnastej i myślę sobie: ale jak to chłopakiem? Ja dopiero o tej osiemnastej usłyszałam to, co on mi powiedział rano. Kompletnie przez cały dzień nie zastanawiałam się nad tym, co on miał na myśli. Zadzwoniłam wtedy do jego ojca i okazało się, że on już wie. Spotkaliśmy się z Alkiem następnego dnia. I jak usiedliśmy w niedzielę, to przez 8 godzin rozmawialiśmy. Alek wszystko z siebie wyrzucił. Jak się czuł przez te wszystkie lata. Co to znaczy transpłciowość itp.
Jak się wtedy poczułaś?
W sobotę wieczorem chodziłam po ścianach. Chciałam działać. Natomiast w niedzielę to był najpiękniejszy dzień mojego życia. Taki naprawdę. Nie pamiętam, kiedy poczułam taką ulgę. Do dziś pamiętam, jak ten kamień spadł mi z serca. Nagle wszystko jest OK. Wszystko jest dobrze, wszystko mi się ułożyło… Począwszy od tych sukienek przez to, że nie lubił być dotykany… przez tą szermierkę, że lubił chodzić w kubraku, że nie lubił swojego imienia aż po depresję… W końcu… Wiem.
Ten Asperger… Pal sześć… Kogo obchodzi Asperger? Najważniejsze, że dziecko mi wyzdrowiało psychicznie.
Dla mnie to oznaczało, że z nim wszystko jest „tak”. Jak pomyślałam, ile on musiał przejść i przeżyć w ostatnim czasie, by się sam zdiagnozować… Bo to właśnie tak wygląda, że on czuł się źle i sam szukał przyczyny i gdy w końcu odkrył, że jest coś takiego jak transseksualizm i że to do niego pasuje, to wyzdrowiał, de facto to tak wygląda. Dla mnie to niesamowite, że 13-latek potrafi samodzielnie się zdiagnozować. Ja od pierwszego dnia, jak mi powiedział, widziałam, jak odżywa. Ten cały strach, napięcie związane z coming outem zaczęło z niego schodzić.
Wcześniej leczył się na depresję?
Tak. Był na lekach antydepresyjnych, które nic mu nie dawały i nagle razem z coming outem wszystko się zmieniło. Wcześniej było tak, jakby on był zamknięty w jakimś pudełku i tylko oczy było widać… Takie oczy, które nic nie mogą powiedzieć, ale widać, że cierpią. Teraz już wiedziałam, jak go z tego pudełka wydobyć.
Czemu Alek?
Myśleliśmy o imieniu i on powiedział, że mogę wybrać. A on dużo rysuje i miał stronę, na której podpisywał się jako Aleksy, Aleksiej, więc po prostu samo się to narzucało.
Twoja reakcja nie jest typową reakcją rodziców osób LGBT.
Wiem, że często ludzie nie reagują tak jak ja…
Prowadzisz grupę na FB dla bliskich osób trans. Zgłaszają się rodzice dzieci, a także dorosłych. Często piszą w pierwszej reakcji po coming oucie, szukając pomocy. Jakie są zazwyczaj te reakcje i jak myślisz, z czego wynikają?
Często rodzice myślą, że to wymysł dziecka, jakaś kolejna moda i mam wrażenie, że są w niezgodzie na to, że dziecko znowu coś wymyśliło. Nie dochodzą, co się za tym kryje, tylko chcą jak najszybciej storpedować temat – tak jakby to mogło zniknąć. Są też rodzice, i tych myślę jest najwięcej, którzy wiązali mnóstwo planów związanych z dzieckiem. Mieli w głowie taki plan na dziecko, że w ogóle dziecka w tym projekcie nie widzieli. Chcieli, by była ta szkoła, to liceum, te studia, potem taka rodzina, wnuki… I nagle cały dramat rozbija się o to, że im się ta wizja rozwaliła. Po coming oucie dziecko nadal nie jest istotne. Najważniejsze, by wróciła wizja, by znowu wszystko było na swoim miejscu, by nic się nie zmieniło.
To jest smutne, co mówisz.
To jest tragiczne. Bo mówimy o dzieciach, które mają 13, 14, 15 lat. A u nas jest tak, że dzieci outują się najczęściej dopiero jak są przekonane co do własnej transpłciowości. Dopóki ją kwestionują, nie mówią o tym. Na Zachodzie dziecko ma prawo mieć wątpliwości. Dlatego mogą przyjmować blokery. U nas nie… U nas nie może mieć tych wątpliwości, bo by go zżarli i zadziobali, gdyby powiedziało: „Ja nie wiem, kim ja jestem”.
Musi kategorycznie wiedzieć, określić się w binarnym świecie po którejś stronie.
Może powiedzieć dopiero, jak jest pewne. Jestem chłopcem albo dziewczynką. Wcześniej są te okresy depresji, przygnębienia. Z perspektywy dziecka to też smutne, że rodzice tak naprawdę nie wiedzą, co się z nimi dzieje. Że muszą się przed nimi ukrywać, chować to, co czują dopóki sami sobie nie pomogą chociażby przez autodiagnozę.
Co mówisz takim rodzicom?
Staram się nie oceniać ich postawy i zachowania. Wiem, jak ważne jest, by być wtedy z nimi, wysłuchać i zrozumieć, że mogli też różnie zareagować na coming out w pierwszej chwili. Mówię im, że mieli prawo do swojej reakcji. Ludzie różnie reagują. Nawet jak robią coś głupiego teoretycznie. Mają do tego prawo. Mają prawo być wkurzeni, mają prawo nie wiedzieć. Więc najpierw po prostu ich wysłuchuję.
Łatwiej im mówić to tobie, bo masz za sobą już takie doświadczenie.
Zdecydowanie. Najgorsze jest, gdy czujesz się sam. Na początku najważniejsze jest dać im prawo do reakcji, do rozczarowania niespełnioną wizją. Takie reakcje „miałam mieć wnuki”… No, ale umówmy się: przy osobach cis też nie wiadomo, czy wnuki będą na 100%, nikt tego nie gwarantuje. Nawet rozczarowany rodzic nie chce raczej mówić o tym swojemu dziecku. Potrzebuje się jednak z kimś tym podzielić. Lubię wtedy być przy nich. Wiem, jak to pomaga. Ja byłam w innej sytuacji. Dla mnie to było wyjaśnienie wszystkiego złego, co działo się z dzieckiem. Ale wyobrażam sobie, że jeśli jest inaczej, czyli dziecko super się rozwija, nie widać za bardzo po nim transpłciowości, bo chodzi w sukienkach jako dziewczynka czy bawi się w chłopięce zabawy, będąc dziewczynką trans, to jest szok. Mówi się, że wtedy trzeba przejść żałobę. I rzeczywiście dla nich jest to jak żałoba. Po starym wizerunku, po wizjach. W przypadku rodziców takich jak ja czy rodziców dzieci, które się cięły, które miały depresje wcześniej, dla nas to nie żałoba… Dla nas to bardziej jest jak okres ciąży (śmiech). Najpierw, jak w ciąży, trzeba przejść cały okres diagnozy, zrobić wszystkie badania, przejść okres niedogodności fizycznych, a potem już tylko czekać aż dziecko się urodzi.
Pomogło więc tobie to wcześniejsze trudne doświadczenie z synem. Pragnienie, by mu ulżyć w cierpieniu. Chociaż myślę, że część rodziców dzieci z zespołem Aspergera na wieść o transpłciowości pomyśli: „jeszcze jeden problem”, a nie ucieszy się, jak ty. Myślisz, że jest jeszcze w tobie coś, co szczególnie wyczuliło cię na ten temat, co wzmogło twoją empatię? Coś więcej, co pomaga nie tylko tobie być wspierającą mamą, ale jeszcze dodatkowo wspierać innych?
Myślę, że dwa doświadczenia mi pomogły: moja własna choroba – porfiria oraz to, że jestem adoptowana. Gdy miałam 1,5 roku, odeszła moja mama. Zostawiła mnie i moją siostrę, założyła nową rodzinę. Nie miałam z nią kontaktu. Byłam wychowywana przez tatę, a gdy miałam 7 lat, mój tata zginął w wypadku samochodowym. Stąd przez wiele lat żyłam w poczuciu, że jestem zostawiona, porzucona. Mam w sobie to poczucie nadal… Bliskie mi jest to uczucie smutku i straty, gdy ktoś cię nie akceptuje takim, jakim jesteś, gdy ktoś cię odrzuca. Stąd bliskie, myślę, jest mi to, co czują dzieci transpłciowe. Czułam się porzucona przez swoich rodziców. Szczególnie, bliskie są mi transpłciowe nastolatki. Te dzieci są w koszmarnej sytuacji, bo one muszą kilka lat przewegetować w tym świecie, w swojej niechcianej płci, zanim zmienią dokumenty, zanim czasami w ogóle coś zacznie się dziać w kierunku tranzycji. Stąd mam wrażliwość i wściekłość, że one są zostawione same sobie. Wynika to z naszego braku wiedzy i akceptacji. Dorośli mają często takie podejście, że dzieciństwo to przedpokój życia a nie życie. Ja uważam, że traktowanie dzieci, jakby one nie wiedziały, co mówią, jest nie fair.
Mam przed sobą waszą publikację wydaną przez Fundację Trans-Fuzja pt.: „Ale po co ty to sobie robisz”. Czyj to był pomysł? Jak powstała ta książeczka?
W lutym spotkaliśmy się w Trans-Fuzji, bo bardzo chcieliśmy zacząć działać jako rodzice. Byliśmy zgodni, że najgorsze jest to, że my, rodzice często czujemy się z tym wszystkim sami. Wtedy powstał pomysł, by spisać nasze historie dla innych rodziców. W tej broszurze nie ma nic odkrywczego, medycznego, naukowego, ale w tym właśnie jest jej siła, że rodzice, którzy ją dostają, czują się mniej samotni.
Dzielicie się swoim doświadczeniem.
I w tej broszurze, i na naszej fejsbukowej grupie, do której dołącza coraz więcej rodziców. Ostatnio zaczęli pojawiać się ojcowie, po fali mam zgłasza się coraz więcej mężczyzn. Często na początku przeciwnych tranzycji, a potem, jak jeden z niedawno przybyłych, są pierwszymi walecznymi.
Ty też czułaś się sama?
Ja dużo zawdzięczam wsparciu rodziny i szkoły, i oczywiście ojcu Alka, który zrobiłby dla niego wszystko. Ale to, co zrobiła dla nas szkoła, było jak z amerykańskiego filmu. My z jednej strony poszliśmy drogą medyczną czyli wykonaliśmy diagnostykę u seksuologa, psychologa, endokrynologa, a z drugiej – od razu zaczęłam działać w szkole, by mu ułatwić życie. To była 3. klasa gimnazjum. Nie wiedziałam, czy to w ogóle ruszać, ale Alek powiedział, ze on nie będzie się ukrywał, bo on wie, kim jest. Ja się wahałam. Pamiętam, miałam też jako dziecko tak, że nie wiedziałam, czy się przyznawać do tego, że jestem adoptowana, czy nie. Miotałam się. Miałam inne nazwisko niż moi rodzice, więc trudno było nie zauważyć. Wtedy nie wiedziałam i teraz też. I czy mówić wszystkim, czy tylko niektórym. Takie miałam wątpliwości. Ale Alek był tak zdecydowany, że zaufałam mu. Skoro on jest tego tak pewien, to ja jestem z nim i zaczynam działać. Przyszłam do szkoły, która jest wielką fabryką – 2000 uczniów, 200 nauczycieli, szkoła, w której nie urządza się Tęczowych Piątków, nie ma żadnego programu dla osób LGBTI, ani nic takiego, bo nie ma na to czasu, jest przemiał edukacyjny. Nawet wycieczek szkolnych się nie organizuje. Jak w sobotę był coming out, to ja we wtorek poszłam do szkoły walczyć o łazienkę dla Alka. Na tamten moment wiedziała wychowawczyni i do dyrektorki doszły już słuchy o Alku. Pani wychowawczyni i pani od wuefu już wcześniej działały w sprawie łazienki. Gdy więc zjawiłam się w progu gabinetu dyrektorki, ta powiedziała, że domyśla się, w jakiej sprawie przyszłam i, co mnie zaskoczyło, poinformowała mnie, że poprzedniego dnia już rozmawiała z poradnią pedagogiczną, by od nich przyszedł do szkoły seksuolog i wyjaśnił temat transpłciowości gronu pedagogicznemu.
Super!
W ferie zrobili szkolenie dla grona pedagogicznego, a po feriach – warsztat w klasie Alka dla uczniów. To było niesamowite, że oni w tym całym kołchozie znaleźli czas na skupienie się na moim dziecku, że wykazali takie zrozumienie i empatię. Oczywiście, byli nauczyciele, którzy mieli problem, ale to była garstka np. pani od matematyki, która miała wątpliwości, czy może do niego mówić „Alek”, czy mu się to nie zmieni. Ja do niej poszłam i porozmawiałam osobiście o tej sytuacji, wyjaśniłam, bo przecież mogła tego nie rozumieć i przekonało ją, co powiedziałam. A to, że było jeszcze kilka osób, których nie udało się przekonać, przestało przeszkadzać Alkowi. Czuł, że ma wsparcie w klasie, że nawet osoby określane wcześniej jako „homofoby”, wstawiały się za nim. Zaniosłam dyrektorce cały pakiet broszur, książek na temat transpłciowości. Bardzo się ucieszyła. Szkoła zachowała się wzorowo. Dzięki tej szkole, postawie dyrektorki, wychowawcy moje dziecko mogło wyjść z depresji, ma bardzo dobre wspomnienia. Jestem za to ogromnie wdzięczna. Tym bardziej, że dyrekcja po prostu kierowała się dobrem mojego dziecka, wykazała empatię z własnej woli, nikt im tego nie kazał. To nie jest standard, chociaż powinien być. Myślę, że to kluczowe, by nie narzucać na siłę innym naszych oczekiwań, ale po partnersku z szacunkiem im tłumaczyć różne rzeczy, zrozumieć. Rozumieć, że mogą nie wiedzieć, edukować spokojnie.
A kolejne etapy?
To był czas, że widać było, że Alek odżywa, że to jest inne dziecko. Depresja minęła, w ciągu 2 tygodni odstawił antydepresanty. Ta nadzieja, że coś się zmieni, że będzie sobą, dała mu ogromny power. Na bal gimnazjalny został zaproszony już jako Aleksy. To było super, bo przecież formalnie nadal miał żeńskie imię. Chcieliśmy zmienić imię w urzędzie stanu cywilnego, ale niestety się nie udało mimo po parcia RPO. Złożyliśmy więc podanie o imię unisex bez podawania przyczyny i właśnie dostaliśmy zgodę. Alek nie ma swego imienia, ale ma imię, które nie kojarzy się z płcią żeńską. Od stycznia do marca trwała diagnostyka. Wcześniej mieliśmy już papiery od psychiatry, że wszystko jest OK, że jest zdrowy psychicznie. W marcu zaczął brać testosteron.
Nie było z tym problemów?
Były, bo 14-latkowi nie każdy ten testosteron chce przepisać, ale dzięki temu, że mieliśmy wszystkie badania, był zdrowy psychicznie i hormonalnie (na szczęście nie odziedziczył po mnie porfirii), mogliśmy tą receptę zdobyć. Następnie zaczęliśmy myśleć o liceum i o mastektomii. Dysforia płciowa jest kłopotem, nie sama transpłciowość, ale właśnie dysforia. Jest też kwestia tego niedopasowania. Gdy idzie chłopak, który wygląda jak chłopak i ma duży biust, to rzuca się w oczy, naraża się na niebezpieczeństwo na ulicy i w szkole. To stygmat. Chcieliśmy, by mógł zacząć liceum jako zwykły chłopak bez żadnego piętna. Pomogła nam też poradnia pedagogiczna, która wydała instrukcję dla liceum, jak należy z Aleksym postępować, czyli, że należy do niego zwracać się preferowanym imieniem, pozwolić na korzystanie z łazienki męskiej, traktować jak chłopca i w trosce o jego dobrostan psychiczny i fizyczny nie ujawniać jego biologicznej płci.
Teraz Alek jest już po mastektomii?
Tak. To jest niesamowite. Przed operacją nie było żadnego „wow”, nie było wielkiego napięcia, dopiero w dniu operacji zaczął się denerwować. We wtorek miał operację, w środę wziął środki przeciwbólowe ostatni raz, a od czwartku całkowicie wrócił do swoich zajęć. Ta operacja nieporównywalnie wpłynęła na jego pewność siebie, na swobodę zachowania. Np. przed operacją nie zdecydowałby się na przekłucie ucha, bo bałby się, że wezmą go za dziewczynę, a teraz o tym myśli. Ciekawe jest to, że on teraz często zapomina, że jest transpłciowy. W jego głowie jest on po prostu chłopcem z dysforią płciową.
Jak tu siedzimy, ty się cały czas uśmiechasz. Zastanawiam się, czy ty się kiedykolwiek o niego bałaś.
Po operacji. To był taki zwykły strach związany z sytuacją hospitalizacji. A tak, to chyba nie…
Marzenia?
Chciałabym nadal pomagać transpłciowym dzieciom. Teraz, jak Alek jest już na prostej, mogę się tym zająć. Nawiązałam kontakt z Biurem Inicjatyw Urzędu Miasta Warszawy, które wdraża różne projekty do szkół warszawskich. Chciałabym wdrożyć z nimi projekt, który pomagałby dzieciom trans. Jak również nauczycielom. Chodzi o to, by uczulić pedagogów na tę kwestie tak, by mogli się zorientować, że mają transpłciowe dziecko w szkole i pokazać im, jak mogą mu pomóc. Jednocześnie mam już zgodę szwajcarskiej organizacji, która ma świetne publikacje nt. transpłciowości, na przetłumaczenie ich publikacji. Mamy też pomysł z Alkiem, by wydać książkę o transpłciowości, napisaną właśnie przez osoby transpłciowe. Chciałabym, by udało się sądownie, przed osiemnastką Alka, zmienić mu oznaczenie płci. A z pozostałych marzeń – by rodzice, którzy dowiadują się o transpłciowości swych dzieci trafiali do nas na grupę, żeby mogli znaleźć mnie w internecie i bez oporu napisać do mnie i zapytać, co mogą dalej zrobić.
Tekst z nr 81 / 9-10 2019.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.