Z pisarką Izabelą Morską o jej najnowszej książce „Trojka” oraz o romansie z prof. Marią Janion rozmawia Olga Górska

Z pisarką IZABELĄ MORSKĄ o jej najnowszej książce „Trojka”, o momentach decydujących, o małych krajach w cieniu Rosji, o tym, skąd wziął się pancerz ascetycznej naukowczyni, a także o tym, że pierwowzorem fabuły „Ośmiornicy” był jej własny intymny związek z prof. Marią Janion. Rozmowa Olgi Górskiej

fot. Marek Zimakiewicz

Na rozgrzewkę chciałam zapytać, co pani aktualnie czyta?

Czytam o tym, jak nauczyć się odwagi. Jest to książka biskupki Mariann Budde „How we learn to be brave”. W kazaniu, które wygłosiła na inauguracji Trumpa, prosiła o współczucie dla uchodźców, gejów, lesbijek, transpłciowych dzieci. Budde pisze w niej o decydujących momentach. To coś innego niż momenty zwrotne. Zwrot jest nieodwracalny – jak przeznaczenie, fatum. Decydujący moment pozwala na wybór, na interwencję. Musimy zdecydować, często w ułamku sekundy: czy działać, czy pomóc? Ale do takiej odważnej decyzji dochodzi się latami. Od tego, co zrobimy w decydującym momencie, zależy ciąg dalszy. Brak decyzji to też decyzja: możemy wyruszyć w drogę, możemy zostać. Zdarza się też, że decydujący moment nam umyka. Jako biskupka, Budde odnosi się do tego łaskawie: należy wybaczyć sobie i pracować dalej, żyć uważnie, a kolejny się pojawi.

Usuwamy z przestrzeni publicznej emocje i empatię: z polityki, z nauki, ba!, nawet z rozmów o literaturze. Jakby te dziedziny nie dotyczyły ludzi.

I to nas ogranicza, odbiera nam głos w wielu sprawach. Wszystko, co emocjonalne, jest nienaukowe, niepoważne. A to jest ograniczająca perspektywa, bo w emocjonalności jest przestrzeń na pozwalanie sobie na popełnianie błędów. Zresztą nasze pomyłki są w większości niewinne. To nie my decydujemy o losach państw. Za to błędy z natury rzeczy są narracyjne. To z nich tworzy się opowieść.

W pani nowej książce Trojce na błędy i decydujące momenty jest miejsce. Zwróciłam uwagę, że ani razu nie pada w nim słowo lesbijka.

Rzeczywiście nie pada. Kiedy rozmawiam po angielsku, to swobodnie używam słowa „lesbian”, ale „bij” w słowie „lesbijka” mnie traumatyzuje.

Co ma pani na myśli?

Kojarzy mi się z przemocą.

To co innego zostaje?

Jest piękne ukraińskie słowo: „lesbianka”. Tylko że przemilczenie ma w tej powieści swoją wartość: niedefi niowanie swojej tożsamości sprawia, że bohaterki czują się bezpieczniej. „Trojka” jest o życiu pod presją, kiedy to lepiej nie używać pewnych słów.

Nie uciekniemy od przemocy. Dlaczego wybrała pani na bohaterki swoich opowieści obywatelki małych krajów: Łotyszkę, Słowenkę?

Od dobrej dekady Polska była dla mnie zbyt przewidywalna. W kwestii równości małżeńskiej utknęliśmy jak z poddaństwem chłopów, jeśli mogę sobie pozwolić na cofnięcie się do XIX wieku. Poddaństwo w żaden sposób się nie opłacało. Wystarczyło uwolnić chłopów, zwołać pospolite ruszenie i wygrać powstanie listopadowe. Może to jakaś polska klątwa. Wybrałam zatem dwa małe, postępowe państwa: jedno nad Bałtykiem, drugie nad Adriatykiem.

Trojka to tryptyk rozgrywający się w cieniu Rosji. Już w 2016 r. pisała pani dla Repliki, że Polska podąża drogą Rosji.

Nie udało się wprowadzić, jak w 2013 r. w Rosji, „zakazu propagandy homoseksualnej”. Na pewno były próby powtórzenia w Polsce tej drogi, już w 2014 r., a w 2019 r. prezydent Duda odnosił się do nich z entuzjazmem. Mieliśmy „strefy wolne od LGBT” na mocy uchwał, które można uznać za imitację ustaw norymberskich. Wszystkie marsze równości, w pierwszej dekadzie naszego stulecia, były miejscami bitew. Bojówki nacjonalistyczne, które w państwie Putina napadały na niewinne osoby w poczuciu bezkarności, pojawiły się z czasem także i u nas. Na marsz równości zakładało się wygodne buty, żeby po zakończeniu można było im się wymknąć. A ważne jest, aby móc wracać z pride march swobodnie, nie ukrywając radości.

Trojka toczy się na tle politycznych perturbacji, ale dla mnie jest przede wszystkim o kobietach w spektrum queerowości i o wielkiej sile wspólnoty.

Już w pierwszej opowieści „Koty i myśliwi” chciałam pokazać, że odmienność to szerokie spektrum. Zuze ma 30 lat i wciąż jest dziewicą. Może jest aseksualna, a może po prostu życie jej się tak ułożyło? Nie daję prostej odpowiedzi. Jest biolożką, spędziła całe życie w laboratoriach. Gdyby nagle obudziła się z myślą: „O! Jestem aseksualna”, to byłoby sztuczne. Zuze wyobraża sobie, jak to jest mieć ten seks. Udaje, że ma za sobą małżeństwo, bo nie chce być obiektem żartów ani dociekań. Im dłużej taki stan trwa, tym trudniej go przekroczyć. Zależało mi na oddaniu takiej cichej inności.

Kiedy czytałam Koty i myśliwych pomyślałam, że dziewictwo może być częścią queeru, rozumianego jako odmienność.

Tak, właśnie! Dziewictwo ma w sobie siłę i to nie jest tylko chrześcijański przykaz o czystości cielesnej, więc „idź, dziewczyno, do klasztoru”. W dziewictwie jest pradawna siła. Na średniowiecznych gobelinach oglądamy damę z jednorożcem. To na jej kolanach jednorożec składa swoją śliczną główkę. To samo czyni mały czarny kotek oswojony przez Zuze. Bo kiedy ludzie zawodzą, otwiera się dla niej poziom innych niż ludzkie więzi.

Pani, tak jak Zuze, była w tym czasie w Rosji.

Tak, kiedy Putin podpisał ustawę o „zakazie propagandy homoseksualnej”. Jechałam tam z obawą, tłumiąc złe przeczucia. Za to w powieści chciałam mieć bohaterkę, która jedzie tam bez żadnego nastawienia i którą ta sytuacja – nagonki, szczucia na ludzi – zaskakuje. Ale też szybko kojarzy jej się z sowieckimi prześladowaniami, które dotknęły jej łotewską rodzinę. To budzi w niej moralny opór i tak wciąga ją środowisko rosyjskiego kviru. Zuze jest z ducha postępowa, jej dziewictwo nie ma konserwatywnej konotacji. Jest czymś, co daje jej wewnętrzną siłę.

Trojka to dla mnie opowieść o kobiecej seksualności. Jest w niej metoda na opowieść o kobiecej seksualności.

Mój pomysł na „Trojkę” to boginiczna podróż bohaterki, w analogii do mitycznej podróży bohatera Josepha Campbella: zaczynamy od dziewicy, w środku mamy opowieść o kobietach, które osiągają dojrzałość w swojej społeczności pomimo presji, która im nieustannie towarzyszy, kiedy realizują swój pomysł na kvir tango, a na koniec dochodzimy do staruchy. To ostatnie brzmi jak wyzwisko, ale każda wiedźma nam powie, że tak wyglądają trzy fazy bogini.

Cały wywiad do przeczytania w najnowszym numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.