
Nie możemy nie zacząć od tegorocznego Paszportu „Polityki”. Spodziewałeś się takiego wyróżnienia?
Nie spodziewałem się, zwłaszcza że taniec nie miał swojej kategorii. W tym roku nastąpiła zmiana: kategoria „Teatr” została zastąpiona przez „Scena”, co w pewnym sensie stworzyło miejsce dla tańca. Sama nominacja była już dla mnie dużym zaskoczeniem.
Właśnie, jesteś pierwszym tancerzem, który zdobył tę nagrodę. Ma to dla ciebie jakieś szczególnie znaczenie, że pierwszy tancerz, wyoutowany gej i jeszcze za queerowy spektakl „Threesome/Trzy” (2024)?
Dokładnie, to nie tylko pierwsza nagroda przyznana w dziedzinie choreografii, ale także wyróżnienie dla twórczości, która uwzględnia tematy queerowe. Oba te aspekty mają dla mnie duże znaczenie. Queerowe wątki są integralną częścią mojej praktyki artystycznej, więc cieszę się, że zostały dostrzeżone i docenione.
Jest tak, że taka nagroda „wyciąga” do mainstreamu? Telefon faktycznie nie przestaje dzwonić?
Paszport na pewno przyczynia się do większej widzialności i zainteresowania tańcem. Zauważyłem to przy ostatnich pokazach „Threesome” w Nowym Teatrze. Miesiąc po gali Paszportów mieliśmy serię sześciu spektakli, na które wszystkie bilety zostały wyprzedane. Wydaje mi się, że otrzymanie Paszportu również miało na to wpływ. Pojawili się też nowi obserwatorzy na moim Instagramie, co świadczy o pewnym zainteresowaniu. Myślę, że to istotne także w szerszym kontekście. Dzięki temu sama dyscyplina tańca zyskuje w Polsce większą widzialność.
W „Threesome” składasz hołd trzem legendarnym osobom tańczącym, trzem nieżyjącym od dawna gejom: Stanisławowi Szymańskiemu, Wojciechowi Wiesiołłowskiemu i Gerardowi Wilkowi. Skąd pomysł akurat na te trzy nazwiska?
Pracę nad tym projektem na poziomie koncepcyjnym zacząłem dość dawno. Pamiętam, że pierwszy raz z Joanną Ostrowską, która była dramaturżką „Threesome”, rozmawialiśmy na ten temat jeszcze przed pandemią w 2018 r. Zostałem wtedy zaproszony do pracy nad spektaklem Hany Umedy, w którym Hana dekonstruowała historię japońskiej tancerki i aktorki Sady Yakko. Wtedy zacząłem zastanawiać się, jakie biografie tancerzy byłyby mi bliskie, aby spotkać się z nimi w pracy artystycznej, i były to właśnie biografie Wiesiołłowskiego, Wilka i Szymańskiego. Okoliczności sprawiły, że odłożyłem ten projekt na bok i skupiłem się na innych rzeczach. Dopiero po przeprowadzce do Holandii w 2021 r. ta praca z biografiami trzech queerowych tancerzy z lat 70. i 80. zaczęła być dla mnie prawdopodobnie czymś innym. Być może to doświadczenie wyjazdu z Polski i życia za granicą sprawiło, że zaczęło mieć dla mnie inne znaczenie rozumienie doświadczeń tamtych osób. Dlatego z Ostrowską postanowiliśmy, że warto wrócić do tej koncepcji.
Da się zauważyć pewne paralele w waszych biografiach. Na jakim poziomie te historie do ciebie przemawiały? Bo choćby okoliczności, w których emigrowaliście, były zupełnie inne.
Nie porównuję mojej biografii z tymi trzema sylwetkami. Natomiast rzeczywiście tych punktów wspólnych jest kilka w naszych historiach, przede wszystkim doświadczenie edukacji w tańcu klasycznym i motyw wyjazdu z Polski. Większe znaczenie dla mnie miało to, żeby zastanowić się, jak różne były doświadczenia tych trzech osób, Szymański zresztą został w Polsce, nigdy nie wyemigrował. Zdecydował się stawić czoło życiu w komunistycznym państwie. Natomiast Wilk i Wiesiołłowski wyjechali, mieszkali w kilku miejscach, między innymi w Brukseli i Paryżu. Moja praca i próby do „Threesome” odbywały się głównie w Paryżu, więc pojawiały się ciekawe momenty związane z podążaniem za ścieżką zawodową tych trzech osób.
Cały wywiad do przeczytania w najnowszym numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.