Zakochać się podczas orgii

O filmie „Paryż 5:59”, który wchodzi na ekrany w Polsce 28 października, opowiadają odtwórcy głównych ról Geoffrey Couët i François Nambot. Rozmawia Piotr Klimek

 

Na zdjęciach kadry z filmu „Paryż 5:59”: od lewej Theo (Geoffrey Couët) i Hugo (François Nambot), mat. pras.

 

Takiego pocałunku jak wasz jeszcze w kinie nie widziałem.

(obaj uśmiechają się niepewnie)

Męsko-męskie pocałunki w usta to już widziałem, ale chodzi o scenę, w której Hugo (François) bierze w rękę członka Theo (Geoffrey) i go całuje.

François: To nie była trudna scena dla mnie.

Geoffrey: A dla mnie była. Hugo mówi, jak bardzo podoba mu się ciało Theo. Opisuje moje sutki, mój brzuch, mój członek, jądra. Ja mam tylko stać przed nim nago i słuchać. W scenariuszu nie było nic więcej na temat reakcji mojego bohatera. Nawet powiedziałem reżyserom, że mam straszną tremę – to była chyba nawet najtrudniejsza dla mnie scena w filmie.

F: Znasz film „Pogarda” Jeana Luca Godarda? Michel Piccoli patrzy na Brigitte Bardot i opisuje piękno jej ciała, poszczególne jego części – myślałem o tej scenie, kręcąc naszą „wersję”.

To dla was obu pierwszy film, w którym gracie główne role i podobno nie znaliście się wcześniej.

G: Zgadza się. Poznaliśmy się na castingu jakiś miesiąc przed rozpoczęciem zdjęć. Coś sprawiło, że porozumieliśmy się od razu bez problemu – i z reżyserami, i między sobą.

Mieliście jakiekolwiek obiekcje, czy przyjąć role gejów, na dodatek, w filmie bardzo śmiałym erotycznie. Nie wiem, jak we Francji, ale w Hollywood i w Polsce wciąż toczy się dyskusja o tym, że zagrać geja to pewnego rodzaju odwaga aktorska.

G: Wolę udawać naiwnego i dziwić się: Ale jak to? A co to za różnica? Jedna postać ma taką seksualność, inna taką, a ja jestem po prostu aktorem.

F: Zagranie geja nie wydaje mi się aktem odwagi, przynajmniej we Francji. Natomiast słyszałem, że niektórzy aktorzy heteroseksualni odmówili ról Hugo i Theo, zanim my je dostaliśmy – nie względu na fakt, że to postacie homoseksualne, tylko ze względu na ostre sceny erotyczne.

Wy jesteście wyoutowanymi gejami?

F: Tak.

G: Tak, tak

Parą? Na ekranie widać niesamowitą „chemię” między wami.

F: (śmiech) Dzięki, ale nie. Jesteśmy teraz bliskimi przyjaciółmi, ale nie parą.

Spotkaliście się z przekonaniem, że gejowi łatwiej zagrać geja?

F: Musieliśmy z Geoffreyem mocno popracować, by wykreować tę intymność, którą widać na ekranie. Nasza orientacja sama by tu niewiele zdziałała.

G: Dla mnie zagranie Theo było ciekawym zadaniem aktorskim, bo to chłopak kompletnie inni niż ja. Theo jest wyciszony, głównie tylko reaguje na to, co robi czy mówi Hugo – a w życiu ja ciągle gadam, jestem jak Hugo – wylewny, nie ukrywam uczuć.

Wiecie, że nie mogę nie zapytać o scenę orgii.

F: Jasne, wszyscy o nią pytają.

No, więc film otwiera kilkunastominutowa scena orgii w gejowskim klubie. Bardzo realistyczna. To właśnie wtedy Hugo i Theo poznają się.

F: To były cztery dni ciężkiej pracy. Scenariusz był tu akurat bardzo precyzyjny, znaliśmy szczegółową „choreografię”. To było wyzwanie – skupić się na tym, by widz zauważył nie tylko seks, ale też to, co się między naszymi postaciami w tej całej sekwencji dzieje. A kręciliśmy w klubowej, niewielkiej piwnicy. Kilka osób z ekipy, statyści, ciasno, gorąco. W sumie to było zabawne.

Zabawne?

F: No, wyobraź sobie tę scenerię, ustawianie statystów, dyskusje, kto co ma robić. A jednak trzeba było mieć odpowiednie nastawienie, zaangażowanie, że tak powiem – bo gdybyśmy byli zbyt mechaniczni, kamera by to zauważyła.

Po tych czterech dniach – ulga, że to już za wami?

F: Trochę tak (śmiech). Ale chcę podkreślić, że na planie panowała bardzo sympatyczna atmosfera. Zwłaszcza, że to była w ogóle pierwsza sekwencja, jaką nakręciliśmy.

G: To było fascynujące zadanie – sprawdzić, czy damy radę pamiętać o całej tej choreografii, a jednocześnie pokazać zawiązującą się relację między bohaterami – bo przecież to nie jest orgia dla samej orgii.

Macie za sobą jakąś podobnie śmiałą scenę?

(obaj) Nie!

F: I już więcej takiej nie nakręcimy.

G: Taki jeden raz wystarczy (śmiech).

Zgodnie z hitchcockowską zasadą, zaczęło się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie rośnie, bo Hugo i Theo zaczynają rozmawiać. W pewnym momencie pojawia się wątek HIV – film erotyczny zamienia się w thriller.

G: Scena u pani doktor, którą zagrała prawdziwa lekarka, była całkowitą improwizacją.

F: To było emocjonalnie dość ciężkie. Wprawdzie wcieliliśmy się w nasze postacie, ale tak naprawdę pytania, które jej zadawaliśmy, były naszymi własnymi pytaniami. Scenariusz milczał, mieliśmy reagować na bieżąco na słowa pani doktor.

Podobało mi się, że bohaterowie nie traktują sprawy HIV jak wyroku śmierci, ani nie funkcjonuje on w filmie jako kara za przygodny seks.

G: Ale też nie bagatelizują problemu. Dwóch dość beztroskich młodych kolesiów, w środku nocy, nagle wykazuje trzeźwość umysłu i odpowiedzialność jeden za drugiego.

F: Mimo że dopiero co się poznali.

Potem widz łapie oddech, bo film skręca jakby w komedię romantyczną w stylu „Przed świtem” z Julie Delpy i Ethanem Hawke, gdzie dwoje ludzi spaceruje nocą po mieście, zakochując się w sobie.

G: A wiesz, że ja nie widziałem tego filmu?

F: Ja też nie.

Jeszcze później robi się poważny miłosny dramat, trochę gorzki, we francuskim stylu.

G: Francuskim? Interesujące, co mówisz.

Mnie za serce chwyciło zdanie, które Hugo wypowiada do Theo: „A za 20 lat się rozstaniemy”.

F: Gdy kręciliśmy ten dialog, nie myśleliśmy akurat o tym zdaniu wiele, ale…

…słyszałem, że reżyserzy, Olivier Ducastel i Jacques Martineau, byli parą i rozstali się po 20 latach.

F: Tak! Rozstali się na rok przed rozpoczęciem zdjęć. Teraz, gdy film jest gotowy, to więcej zastanawiamy się, ile z siebie włożyli w scenariusz, który przecież sami napisali.

Więcej nie opowiadamy, by czytelnikom „Repliki” nie spojlerować. Jak film został przyjęty? Na festiwalu w Berlinie dostał nagrodę Teddy od publiczności dla najlepszego filmu LGBT.

G: We Francji recenzje mieliśmy bardzo dobre. Odbiór „zwykłych” widzów – również, choć nie jestem pewien, czy udało się dotrzeć do szerszej publiczności. Film chyba pozostał popularny i dyskutowany w gejowskiej społeczności – a przecież sama historia miłosna jest uniwersalna.

Związki partnerskie macie we Francji od 17 lat, małżeństwa jednopłciowe od trzech. Planujecie śluby, dzieci?

F: Jesteśmy za młodzi na dzieci! Kiedyś tak, ale jeszcze nie teraz. Ja zresztą nie wiem, czy wyjdę za mąż. Generalnie nie jestem fanem małżeństwa jako instytucji.

G: Nie patrz na mnie – tak, tak, będę miał dzieci, ale też jeszcze nie teraz.

Coraz częściej słychać, że Marine le Pen może wygrać przyszłoroczne wybory prezydenckie. Sytuacja jest niebezpieczna?

F: Sytuacja jest bardzo niebezpieczna. Ona ma poglądy rasistowskie i homofobiczne – ale nie wygra!

G: Nie pozwolimy na to. Jeśli wejdzie do drugiej tury, to wszyscy ruszą, by ją zablokować.

F: Mogę cię o coś zapytać?

Jasne.

Myślisz, że nasz film mógłby być w Polsce ocenzurowany?

Nie, nie sądzę.

F: OK, to dobrze.

Od redakcji: Po wywiadzie skontaktowaliśmy się z Jakubem Mrozem, przedstawicielem Tongariro Releasing, dystrybutora filmu w Polsce, który zapewnił, że żadnej cenzury nie będzie. Film „Paryż 5:59” wchodzi na ekrany 28 października.

 

Tekst z nr 63 / 9-10 2016.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.