Kuba Krzyżyński: Zapominam, że żyję z HIV

 

Z okazji Światowego Dnia Walki z AIDS rozmawiamy z KUBĄ KRZYŻYŃSKIM – aktywistą z Londynu, który od 8 lat żyje z HIV. Pracuje w METRO Charity – organizacją charytatywną działającą na rzecz równości i różnorodności w Anglii. Jak dziś wygląda życie osób z HIV? Gdzie szukać wsparcia po diagnozie i czy nowoczesne terapie pozwalają żyć z HIV równie wygodnie jak przed zakażeniem? Rozmowa Tomasza Piotrowskiego.  

Jak trafiłeś do Wielkiej Brytanii?

Jestem tu od 17 lat, wyjechałem, mając 22 lata. Najpierw przez 9 lat mieszkałem w Walii, a potem trafiłem do Londynu. Pochodzę z małej wsi między Toruniem a Włocławkiem. Za granicą stałem się większym patriotą, a szczególnie patriotą lokalnym – uwielbiam Kujawy, bardzo dużo czytam na ten temat. Za mną na ścianie (rozmawiamy on-line. Jakub jest w swoim mieszkaniu – przyp. red.) widzisz pewnie talerze z fajansu włocławskiego. Uwielbiam folklor kujawski. W Polsce bywam trzy, czasem dwa razy w roku.

Czemu wyjechałeś?

Był rok 2007. Bezrobocie w Polsce było na wysokim poziomie, a ja wchodziłem w dorosłość. Druga sprawa to oczywiście homofobia – moja rodzinna wieś ma około 500 mieszkańców. Czułem się więc tym “jedynym gejem we wsi”, z której szybko chciałem się wydostać. Wyoutowany byłem tylko w stosunku do najbliższych przyjaciół i to raczej tych ze szkoły średniej, do której chodziłem w Toruniu (18 km od wsi). A trzeci powód wyjazdu to wojsko. Wtedy jeszcze służba wojskowa była obowiązkowa, a ja bardzo nie chciałem tam iść. Moja siostra mieszkała już wtedy w Anglii, więc wybór był prosty. Wyjechałem do siostry, ale już po miesiącu się rozstaliśmy. 

Pokłóciliście się?  

Wyjeżdżając, nie znałem ani słowa po angielsku. Siostra pomogła mi na samym starcie, ale powiedziała, że na tym koniec, dalej mam radzić sobie sam. Wszystkie sprawy urzędowe, bankowe, szukanie pracy… Bez znajomości języka było to niemożliwe. Po miesiącu wyjechałem do Walii, gdzie mieszkał mój przyjaciel Tomek, też gej, którego poznałem jeszcze w Polsce. Zaprosił mnie do siebie, załatwił pracę, dokumenty. Bez niego moja historia potoczyłaby się zupełnie inaczej.  

Twoja rodzina wiedziała, że jesteś gejem? 

Wtedy? Mam dwie siostry i im powiedziałem o sobie kilka lat przed wyjazdem do Wielkiej Brytanii. Mój ojciec nie żyje od wielu lat, a mamie powiedziałem późno, dopiero 2 lata temu, gdy miałem 37 lat. To kobieta starej daty, mieszkająca na wsi, zagorzała katoliczka… wiedziałem więc, że nie otrzymam od niej wsparcia. Powiedziałem jej, dopiero gdy zdecydowałem się pokazać Polskę mojemu obecnemu partnerowi, z którym jestem 3,5 roku. Powiedziałem, że przyjeżdżam z przyjacielem, mama na to, że musi nam posłać łóżka… więc wtedy nie było już wyjścia. Powiedziałem, że jesteśmy razem, mam 37 lat i nie zamierzam spać osobno. Nie rozmawialiśmy o tym wiele, ale jakoś to zaakceptowała. A teraz odnoszę czasem wrażenie, że uwielbia mojego partnera bardziej niż mnie! To w dużej mierze jego zasługa, tego, jak serdeczny jest wobec ludzi. Jest Czechem, więc jest w stanie jakoś porozumieć się z mamą.  

W Londynie jesteś aktywistą na rzecz walki z HIV. Przed naszym spotkaniem wspomniałeś mi jednak, że nigdy jeszcze nie mówiłeś w Polsce publicznie o tym, że żyjesz z HIV. Chociaż przybywa osób, które nie boją się o tym mówić – to wciąż w Polsce jest to nieliczna grupa. 

Tu, w Wielkiej Brytanii, wywiady w gazetach i telewizji, mówienie o tym publicznie nie jest dla mnie problemem. Powód jest prosty – moja rodzina już tu nie mieszka. Siostra wróciła do Polski kilka lat temu. Czuję się więc właściwie anonimowo i przed naszą rozmową myślałem o tym, że pewnie gdybym mieszkał dziś w Polsce… Nie wiem, czy byłbym tak “odważnym” aktywistą jak jestem tutaj. Rok temu byłem na konferencji w Warszawie dotyczącej HIV i tam ktoś nagle zapytał, czy udzielę wywiadu, chcą przygotować materiał wideo. Zgodziłem się bez wahania, ale potem długo się zastanawiałem, gdzie to puścili, bo… moja matka wie, że jestem gejem, ale nie wie, że mam HIV.

To na pewno chcesz udzielić tego wywiadu? On może do niej dotrzeć.  

Wiesz, jestem już na tyle zmęczony ukrywaniem tego, że nawet mam nadzieję, że ta rozmowa jakoś do niej dotrze. Będąc gejem, przeżywasz zazwyczaj ogromne męki – siedząc wiele lat w szafie, bojąc się o tym komukolwiek powiedzieć. Potem outujesz się, zaczynasz żyć otwarcie i gdy dowiadujesz się, że masz HIV, trochę znowu do tej szafy trafiasz. Wtedy – gdy już wiesz, jak to jest być wyoutowanym – ta szafa uwiera zdecydowanie bardziej niż wcześniej. Czas więc wyjść zupełnie z szafy nie tylko w UK, ale i w Polsce.

To opowiedz swoją historię. Kiedy zostałeś zdiagnozowany?   

W 2016 r. przeprowadziłem się z Walii do Londynu i w tym samym roku, kilka miesięcy później, zostałem zdiagnozowany. Podobno wielu gejów zakaża się kilka miesięcy po przeprowadzce do stolicy. Ze względu na większe skupisko ludzkie, transmisja wirusa jest zdecydowanie wyższa niż na tak zwanej prowincji. 

W czerwcu 2016 r. przeszedłem badania w kierunku kiły, rzeżączki i HIV. Wszystko wyszło negatywnie. W sierpniu dostałem bardzo wysoką gorączkę i zacząłem odczuwać ogromne osłabienie. Zwalczałem gorączkę lekami, ale wracała. Do tego potliwość. Budziłem się w środku nocy i naprawdę myślałem, że się po prostu posikałem. Wszystko było mokre, prześcieradło można było wyżymać. Zmieniałem pościel, kąpałem się, szedłem spać i… po 45 minutach  budziłem się w tym samym stanie, co wcześniej. Kilka lat później byłem chory na COVID, objawy miałem podobne, ale jednak nieporównywalne z tym, co działo się ze mną po zakażeniu HIV. Wtedy o tym jeszcze nie wiedziałem, ale to był standardowy przykład walki organizmu z wirusem.  

 

Sprawdź gdzie w Polsce bezpłatnie, anonimowo i bez skierowania można wykonać testy na HIV:

https://aids.gov.pl/pkd/

 

Wiedziałeś już wtedy, że to może wskazywać na HIV?   

Wiedziałem, bo rok wcześniej jeden z moich znajomych miał te same objawy. U niego to skończyło się jeszcze gorzej, bo z powodu gorączki i potliwości totalnie się odwodnił i trafił do szpitala. Dopiero tam przebadali go w kierunku HIV i wszystko stało się jasne. 

Poszedłeś od razu do lekarza? 

Tak. Do kliniki, w której wykonywano badania w kierunku HIV, nie do lekarza rodzinnego. Skierowano mnie zarówno na test natychmiastowy z palca, jak i test z krwi żylnej. I tu uwaga: test natychmiastowy z palca wskazał wynik negatywny – przez to, że do transmisji doszło stosunkowo niewiele wcześniej, test zakażenia nie wykrył. To powtarzam wszędzie – wielu ludzi dzisiaj robi tylko szybkie testy “z palca” i zapomina, że one wykrywają tylko zakażenia, do których doszło ponad 3 miesiące temu. Natomiast badanie na podstawie krwi pobranej z żyły umożliwia wykrycie wirusa już po 2 tygodniach od zakażenia. Wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem, więc po tym szybkim teście z palca wróciłem zadowolony do domu, wykluczyłem sobie najczarniejszy scenariusz i stwierdziłem, że może to jednak zwykła grypa. Po 3 dniach zadzwonił telefon z kliniki z prośbą, żebym przyszedł. Gdyby wszystko było OK, po prostu wysłaliby SMS-a. Ten telefon – już wiedziałem, co oznacza. Prosisz, by powiedzieli ci więcej, żeby nie owijali w bawełnę, ale i tak nic nie powiedzą. Musisz tam iść. Do zakażenia doszło najprawdopodobniej miesiąc lub dwa miesiące wcześniej i dlatego wykazał to dopiero test zrobiony na podstawie krwi pobranej z żyły. Wiedziałem już, że to nie jest koniec życia, że wcale nie muszę pisać testamentu. Chciałem jak najszybciej dostać leki, ale na początku musisz zrobić naprawdę wiele badań. Na HIV jest dziś wiele leków do wyboru, każdy może na nie zareagować inaczej. W moim przypadku dodatkowe badania trwały jeszcze chyba miesiąc, a leki zacząłem brać w październiku. 

Jak na nie zareagowałeś?  

Musiałem je brać dwa razy dziennie – 3 tabletki rano i jedną wieczorem. To i tak było mało, bo w latach 90. ludzie brali dziennie 20 tabletek, ale też już wówczas, gdy zaczynałem terapię w 2016 r., to znałem kolegów, którzy brali tylko jedną tabletkę dziennie. U mnie nie było wtedy takiej możliwości, bo wiremia (ilość wirusów we krwi, które mogą się namnażać – przyp. red.) była zbyt wysoka. Dopiero gdy wiremię miałem na niewykrywalnym poziomie, lekarz zmienił mi terapię na jedną tabletkę dziennie. Niestety po miesiącu okazało się, że stan moich nerek znacznie się pogorszył. Ten lek zmieniliśmy więc na inny – również jedna tabletka dziennie – ale przyjąłem go całkiem dobrze. Jedyny minus – ogromne skoki wagi, przez miesiąc przytyłem 10 kg.

Do dziś bierzesz jedną tabletkę dziennie? 

2,5 roku temu na rynku pojawiły się zastrzyki. To totalnie zmienia życie! Zastrzyki przyjmujesz dużo rzadziej. Wiesz, jak to wiele zmienia, gdy nie musisz codziennie rano otwierać pudełka, które o wszystkim ci przypomina? Nie musisz brać leków na wyjazdy wakacyjne i tłumaczyć się kontroli granicznej co to za leki. Żyjąc z HIV, nie możesz polecieć na przykład do Dubaju – szereg krajów ma takie przepisy i koniec. Jeszcze niedawno dotyczyło to też USA. Mając ze sobą leki – nie ukryjesz tego, ale już przyjmując leki w formie zastrzyków – nikt nie sprawdzi tego, czy żyjesz z wirusem, czy nie. To też znacznie zwiększa też twój komfort życia społecznego. W przypadku tabletek nosisz to opakowanie ze sobą niemal nieustannie. Znajomi widzą, jak łykasz tabletki, albo zauważają je na kuchennym blacie, pytają o nie. Wtedy stajesz pod ścianą i albo kłamiesz, albo jesteś zmuszony powiedzieć im o zakażeniu. Jak to przyjmą? Może jak im powiesz to będą bali się podać ci rękę? Przyjmowanie leków w formie zastrzyków naprawdę o połowę zmniejszyło moje codzienne lęki. 

Zastrzyki można przyjmować od początku terapii?   

Obecnie jest tak, że wiremia musi być na niewykrywalnym poziomie, żeby można było przejść na terapię iniekcyjną, ale powoli są plany w UK, żeby to zmienić. Na początku nie dawali zastrzyków np. osobom w kryzysie bezdomności. Dzisiaj to się zmieniło, bo zauważono, że jednak szczególnie dla takich osób, które nie mają gdzie bezpiecznie przechowywać tabletek, takie zastrzyki to prawdziwy skarb. 

Dużo osób jest dzisiaj na takiej terapii? 

Wciąż mało, bo ludzie boją się, że to nie będzie tak dobrze działało jak tabletki. A ja biorę zastrzyki od ponad 2 lat i wiremia cały czas jest na niewykrywalnym poziomie. Zastrzyki dostaje się w górną część pośladków, po prawej i po lewej stronie. Mnie to boli, ale szczerze? Wolę przeżyć raz na dwa miesiące ból fizyczny, który szybko minie, niż codziennie pamiętać o tabletkach, wozić je wszędzie ze sobą i być zmuszanym do HIV-owego coming outu przez nie. Obecnie czasem zapominam o tym, że żyję z HIV. 

 

Wiem, że to mało istotne, od kogo się zakaziłeś. Jednak dla wielu osób takie świadectwa pozwalają zrozumieć, że badać należy się zawsze i regularnie, jeśli prowadzisz życie seksualne i masz ryzykowne zachowania. Powiesz, jak do tego doszło u ciebie?   

Oczywiście, nie mam problemu z opowiadaniem tej historii. Po roku związku na odległość przeprowadziłem się do mojego ówczesnego chłopaka do Londynu. Niestety wspólne życie zweryfikowało naszą relację i po 4 miesiącach postanowiliśmy się rozstać. Znowu zostałem sam, bez mieszkania. W Londynie mieszkał już wtedy też Tomek, ten, który pomógł mi, gdy zostawiła mnie siostra. Ponownie skorzystałem z jego pomocy. Gdy przyjechałem do niego, to na smutki zaczęliśmy pić alkohol. Od słowa do słowa, Tomek mówi, że nie ma co płakać, tylko od razu iść na seks z innym gościem. Byłem już nieco pijany. Umówił mnie z jednym typkiem. Zgodziłem się. Na 99% to od niego się zakaziłem. 

Powiedziałeś mu? Winisz go?  

Po mojej diagnozie wysłałem mu SMS-a, z sugestią, że powinien się przebadać. Oczywiście zareagował złością i wulgaryzmami. Miesiąc później napisał, że był w klinice i jego wynik też jest pozytywny. Czy go winię? Miałem 31 lat, wiedziałem, że uprawiam seks bez prezerwatywy. Wierzę, że on rzeczywiście nie wiedział, że żyje z HIV, że nie zataił tego przede mną świadomie. Nie ma co szukać winnych. Warto przyjmować PrEP (farmakologiczna profilaktyka przedekspozycyjna – leki antyretrowirusowe, mogące zmniejszyć ryzyko zakażenia HIV nawet o 99% – przyp. Red.) lub zakładać prezerwatywę, ale jeżeli dojdzie jednak do zakażenia – to nie koniec świata. 

Rozumiem, że mieszkałeś wtedy z Tomkiem, więc jemu pierwszemu powiedziałeś o zakażeniu. A inni?  

W październiku tamtego roku leciałem do Polski. Byłem przekonany, że nigdy nie powiem o HIV nikomu w mojej ojczyźnie. Bałem się ogromnie tego stygmatu. Wiedziałem, że szczególnie w mojej małej wsi wiedza o HIV jest znikoma, że mogą się mnie po prostu bać. Przyleciałem, poszedłem wieczorem do siostry. Szwagier postawił na stole wódkę… no i bardzo szybko pękłem. Powiedziałem im o wszystkim. 

Ich reakcje? 

Najbardziej bałem się reakcji szwagra, bo jednak wiesz… to jest taki typowy polski szwagier. (śmiech) Zareagowali jednak OK. Oczywiście nie wiedzieli o HIV prawie nic, pytali, czy umrę.

Często pojawia się stereotypowe, wynikające z niewiedzy przekonanie, że nawet jedzenie tymi samymi sztućcami może spowodować transmisję wirusa. 

Byłem świeżo po diagnozie, więc wciąż miałem bardzo wysoką wiremię, a oni mają dwójkę dzieci, bałem się więc, że będą chcieli mnie od nich odseparować, że nie będą chcieli, żebym korzystał z ich łazienki, czy dadzą mi specjalny kubek i talerz. Nie zrobili tego. Oczywiście podkreślmy – wirusem HIV nie można się zakazić, korzystając z tej samej zastawy stołowej! 

Czemu nie powiedziałeś mamie?  

Ma 69 lat, nie chcę jej stresować. Nie mieszkam na miejscu, codziennie by dzwoniła i pytała, jak się czuję. Chyba wolę zostawić to już dla siebie. Dawniej było inaczej – osoby żyjące z HIV mówiły o tym rodzicom, bo to był wyrok. Żeby się pożegnać przed śmiercią, musieli powiedzieć. Dziś jest inaczej. 

 

Wracając do dnia diagnozy – ty miałeś z kim o tym porozmawiać. Co z osobami, które nie mają nikogo bliskiego wokół?  

Wiem, że w Polsce świetnie działa organizacja Buddy Polska. Jeżeli twój wynik jest pozytywny, możesz zgłosić się do nich z prośbą o darmową i w pełni dyskretną pomoc psychologiczną od osób, który również żyją z HIV. A nie ma nic bardziej wspierającego niż rozmowy właśnie z takimi osobami. Lekarz powie ci o leczeniu, uspokoi, ale… on nie żyje z HIV, nie wie, jak to życie w praktyce wygląda. Tuż po diagnozie, jeszcze w klinice podeszła do mnie osoba pracująca dla organizacji Metro Charity. Zapytała, czy chcę porozmawiać. Nie chciałem. Gdy dowiedziała się, że jestem z Polski, to od razu zareklamowała mi polskojęzyczną grupę mężczyzn, mających seks z mężczyznami, którzy żyją z HIV. Mówiła, że to idealna grupa dla mnie, ale wiesz, co ja pomyślałem? Że jeżeli miałbym z kimś o tym porozmawiać to jak już to z kimś, przy kim czułbym się anonimowo. A Polacy? Są szanse, że znają twoich bliskich i ta informacja trafi do osób, którym nie chcesz o tym mówić. Dostałem od niej ulotkę, wrzuciłem do szuflady i dopiero kilka tygodni później, gdy wpadła mi w rękę – zadzwoniłem i dołączyłem do grupy.   

Jak wyglądają takie spotkania? 

Rozmawiamy o tym, jak wygląda nasze życie. Często mówimy o lekach, o traumach, które przeżywamy. Czasem zapraszamy lekarzy, którzy odpowiadają na nasze pytania, albo sami mówią nam o planowanym wprowadzeniu na rynek nowego leku. Innym razem wychodzimy razem do teatru czy opery. To daje niesamowite poczucie wsparcia i ogranicza nasze codzienne osamotnienie i poczucie wykluczenia.

Jak to się stało, że zacząłeś pracę w Metro Charity?  

Kilka miesięcy po tym, jak dołączyłem do grupy, nasz prowadzący zrezygnował z tej pracy. Przełożeni ni stąd, ni zowąd od razu podbili do mnie – Kuba, ty się świetnie nadajesz, może ty ją dalej poprowadzisz? Byłem totalnie w szoku, bo przecież dopiero co sam przyszedłem tam po pomoc, jak miałem teraz wziąć na barki opiekę nad całą grupą? Zgodziłem się jednak. Zacząłem jako wolontariusz, a niedługo potem zaproponowano mi pracę. Przez 2 lata raz w tygodniu prowadziłem tę grupę. Potem musiałem zrezygnować ze względu na inne obowiązki, a 3 lata temu znalazłem ogłoszenie o pracę właśnie w Metro Charity i wróciłem. Dzisiaj prowadzę grupę dla mężczyzn mających seks z mężczyznami, którzy są imigrantami i uchodźcami. Dodatkowo zajmuję się wnioskami o dotacje i wszelkimi raportami. 

Wydaje się, że geje wiedzą o HIV znacznie więcej niż osoby hetero. Mimo to dalej nawet w naszym środowisku występuje dyskryminacja osób żyjących z HIV. Doświadczasz tego?   

Oczywiście. Stygmatyzacja osób żyjących z HIV jest ogromna. I chyba nie ma żadnego kraju, w którym by jej nie było. Ludzie dalej nie mają wiedzy o tym wirusie. Jako aktywista chodzę więc często na spotkania, chociażby z policją, gdzie uświadamiamy funkcjonariuszy na temat HIV, czy do domów pomocy społecznej, by wytłumaczyć, że pielęgniarki wcale nie muszą zakładać rękawiczek, żeby zajmować się takim podopiecznym. Na takich spotkaniach słyszymy mnóstwo porażających pytań, świadczących o tym, że wiedza jest niewielka, jedna Pani pracująca w szpitalu była na przykład przekonana, że pościel po pacjencie żyjącym z HIV, nawet jeżeli jest tam z zupełnie innych powodów, nie może już zostać wysłana do pralni, ale musi zostać zutylizowana.    

A jak ty osobiście przeżyłeś czy przeżywasz to wykluczenie? 

Najgorzej jest tuż po diagnozie. Chociaż wiesz, że nie umrzesz, to i tak myślisz, że zostaniesz singlem do końca życia, że z nikim nie będziesz uprawiał seksu i zostaje ci tylko położyć się w łóżku i umrzeć. W UK powstał serwis randkowy “Positive Singles” skierowany do osób, które żyją z HIV i szukają drugiej połówki. To pomaga na tym pierwszym etapie odnalezienia się w randkowaniu po diagnozie. Ja przez pierwszy rok od diagnozy nie spotykałem się z nikim. Problemem było to, że moja wiremia długo utrzymywała się na wysokim poziomie. Czekałem ponad 10 miesięcy, zanim stałem się niewykrywalny. To bardzo długo, bo dziś średni czas to około 2-3 miesiące. A przypominam – całkowite zahamowanie namnażania się HIV i obniżenie do niewykrywalnego poziomu wiremii oznacza zerowe ryzyko przeniesienia wirusa. Jest to tak zwana zasada N=N – niewykrywalny równa się niezakaźny.  

Pamiętasz swój pierwszy seks po zakażeniu? 

To była tragedia. Stresowałem się przed tą randką, a w trakcie seksu jeszcze bardziej. Ciągle myślałem o wirusie i chciałem stamtąd uciec. Nie wspominam tego dobrze. 

Powiedziałeś tej osobie przed spotkaniem, że jesteś pozytywny, ale niewykrywalny?  

Nie powiedziałem, bo już nie musiałem. W Anglii i Walii prawo wygląda tak, że rzeczywiście, jeżeli masz wirusa i wiremia jest na wykrywalnym poziomie, to twoim obowiązkiem jest powiadomić o tym osobę, z którą zamierzasz uprawiać seks. W przeciwnym razie możesz trafić nawet do więzienia. Jednak jeśli jesteś niewykrywalny, nikogo nie musisz informować i możesz uprawiać seks bez prezerwatywy. W Szkocji, a także w Polsce prawo wprost nie zauważa zasady N=N. To dodatkowa stygmatyzacja osób żyjących z HIV. Czy jednak mimo tego, że nie musisz mówić o wirusie osobie, z którą masz seks, to czujesz się z tym ok? No nie, i tak mentalnie czujesz taki obowiązek. W moim przypadku, jeżeli chodzi o przygodne, jednorazowe spotkania na seks to nigdy nie mówiłem partnerom seksualnym o zakażaniu. Jeżeli jednak relacja stawała się coraz bardziej romantyczna, to mówiłem tym chłopakom po około 3 miesiącach. To oczywiście nie było dobre rozwiązanie, ale nie miałem tyle odwagi, żeby robić to szybciej. W trakcie tych 3 miesięcy i tak przecież uprawialiśmy seks, więc Ci partnerzy czuli się w jakiś sposób oszukani, szczególnie gdy nie wiedzieli o wirusie zbyt wiele. 

Domyślam się, że nie reagowali zbyt dobrze? 

Jedna sytuacja była wyjątkowa niemiła. Spotkałem się z chłopakiem w pubie i powiedziałem mu, że jestem zakażony, ale nie ma się o co martwić, bo jestem niewykrywalny. Zareagował bardzo źle, bardzo. Uznał, że postawiłem go w bardzo niebezpiecznej sytuacji, powiedział, że nie chce mnie znać. Nie działały żadne tłumaczenia naukowe. Wyszedł bez słowa, już nigdy więcej się nie spotkaliśmy. Inni reagowali raczej OK, ale zawsze mieli mnóstwo pytań. Tłumaczyłem, proponowałem, że możemy iść razem do kliniki, żeby usłyszeli to od specjalisty. I tu ciekawostka – z jednym z takich chłopaków rzeczywiście poszedłem do lekarza i on w związku z tym, że ze mną sypiał, poprosił o refundowany PrEP (w UK PrEP jest refundowany przez państwo od 2017 roku – przyp. Red.). Lekarz mu odmówił. Powiedział, że jeżeli sypia tylko ze mną, z osobą o niewykrywalnej wiremii, to nie ma przesłanek, by brał PrEP. Mówię o tym, bo to chyba w praktyce obrazuje, jak bardzo potwierdzone jest to medycznie, że niewykrywalna wiremia oznacza, że nie możesz się od takiego partnera zakazić HIV.   

Gdy dziś spotykasz się pierwszy raz z osobą, która jest tuż po diagnozie, co jej mówisz? 

Mówię; chyba wiem, co czujesz. Myślisz, że twoje życie się skończyło. Ale spójrz na mnie – siedzę tu, uśmiecham się, jestem zadowolony ze swojego życia, mam partnera, dzięki nowoczesnej terapii prawie zapominam o tym, że mam HIV… Twoje życie też zaraz będzie tak samo piękne, jak wcześniej.  

/////


Już 4 grudnia o godzinie 20:00 na naszym Instagramie odbędzie się rozmowa LIVE z Kubą Krzyżyńskim, a także Tomkiem Markowskim (okładkowym bohaterem 110. numeru magazynu “Replika”) już dziś serdecznie zapraszamy!