Zwyczajni geje

Dawid Mycek i Jakub Kwieciński opowiadają o kręconych własnym sumptem clipach, które przyniosły im rozgłos, a także o swym stosunku do drag queens, o tym, jak się poznali i pokochali oraz o rychłym ślubie. Rozmowa Mariusza Kurca

 

Foto: Marcin Niewirowicz, niema.foto

Beata Kozidrak zauważyła wasz clip do „Niebiesko-zielone”, pogratulowała na Facebooku.

Jakub: Skakaliśmy z radości! Włożyliśmy w ten clip sporo pracy, są w nim ujęcia z wszystkich czterech pór roku. Siedziałem nad montażem wiele dni.

Dawid: Kubę to strasznie pochłania. Ciągle jakiegoś kadru mu brakuje, trzeba powtarzać. A że Beatka nas zauważyła – super!

To wasz trzeci clip. Pierwszy był ten najbardziej znany – do „Some Other Summer” Roxette, drugi – „Don’t you need somebody” Red One z Enrique Iglesiasem. A przed świętami pojawił się jeszcze „All I Want for Christmas”, w którym śpiewacie car-aoke (w aucie) z parą blogerów – Piotrem i Pawłem.

D: Był jeszcze jeden rok temu.

Rok temu?

D: Zamysł był ten sam, co przy Roxette – robimy clip tylko dla znajomych. Gdy osiągnął 700 wyświetleń na youtube, stwierdziliśmy, że już za bardzo się roznosi – zdjęliśmy go.

700 to było za dużo? Clip do Roxette ma teraz ponad 350 tysięcy wyświetleń i nadal wisi.

D: (śmiech) To, co się z tym clipem wydarzyło, to jest kompletna niespodzianka.

J: Pierwszy szok – Per Gessle (lider Roxette – przyp. red.) zareklamował clip na swoim profilu na FB, drugi szok, że tyle zagranicznych mediów to podchwyciło. Setki artykułów – Argentyna, Australia, zewsząd. Również prestiżowy portal Huffingtonpost.

Potem był kolejny szok, ale już nie taki pozytywny.

J: Gdy nasz clip odkryli Polacy… Wracam do domu, Dawid siedzi przy laptopie jakiś niewyraźny. Patrzę – prawie płacze. Czyta polskie komentarze pod clipem – że do gazu z nami, że poderżną nam gardła i tym podobne.

D: Znam porady, by nie przejmować się hejtem, by nie czytać. Jednak gdy wiesz, że ty personalnie jesteś targetem, nie jest łatwo olać.

J: Mieliśmy poważną rozmowę, bo Dawid w pierwszym odruchu chciał clip zdjąć. Zdaliśmy sobie sprawę, że jeśli to zrobimy, to przegraliśmy. Akurat wtedy Robert Biedroń wrzucił clip na swój fanpage. Pomyśleliśmy: a on ile tego hejtu na klatę przyjął? To my jesteśmy takie cieniasy? Dlatego clip wisi i będzie wisiał, zrobiliśmy dwa następne i mamy pomysły na dwa kolejne.

Przekuliście hejt w sukces.

J: Nadal nie zależy nam na rozgłosie, mimo że na pewno znajdą się tacy, co myślą, że robimy to „tylko dla kariery” – ale gdy masz autentyczny fun robiąc clip i widzisz, że ludziom się podoba, to bardziej ci się chce. Co więcej, to nie tylko zabawa. Dostaliśmy mnóstwo podziękowań. Niektóre z nich bardzo wzruszające. Jakiś młody chłopak pisze, że dzięki naszemu clipowi wyoutował się przed koleżanką – pierwszą osobą, której powiedział. Albo dziewczyna pisze, że clip dodał jej sił i zaprosiła swą dziewczynę na obiad z rodzicami. Albo piszą, że dziękują i choć sami jeszcze nie mają odwagi się wyoutować, to czują się silniejsi dzięki nam. Sami też teraz otworzyliśmy się na środowisko LGBT. Ze zdumieniem odkryliśmy, że do tej pory funkcjonowaliśmy jakoś obok. Jakby w bańce. Nie chodziliśmy na Parady, nie udzielaliśmy się. Dzięki temu całemu hejtowi zobaczyliśmy, ile jest jeszcze do zrobienia i że sami też możemy coś robić. W dużych miastach jest problem z homofobią, a co dopiero w mniejszych? Sami przecież właśnie z takich pochodzimy. Ja z Żyrardowa, pół godziny od Warszawy.

D: A ja z Lubina, nie mylić z Lublinem, 75 km od Wrocławia.

Mieszkacie w Warszawie, jesteście razem od siedmiu lat. Jak się poznaliście?

D: Przez przyjaciół, choć nie mieli intencji nas swatać. Samo wyszło.

Pierwsza randka?

D: Pod kinem Wisła na pl. Wilsona, ale to nie była randka. Spotkaliśmy się jak dwóch kumpli.

J: Jakiś czas to był czysto kumpelski układ.

D: Już tak to nie opowiadaj. Nie pamiętasz, jak weszliśmy na dach mojego bloku z kocem i leżeliśmy objęci patrząc w gwiazdy? Kumple? Dla mnie to było już mocno romantyczne.

J: Ano tak. Po kilku tygodniach pojechaliśmy na weekend do Sandomierza i Zamościa.

D: Była akurat kumulacja Totka, kupiliśmy los i tak niby żartowaliśmy, że jeśli wygramy, to wspólnie… Więc już po prostu musimy być ze sobą…

J: Trzy miesiące później zamieszkaliśmy razem. Do Sandomierza jeździmy raz w roku na rocznicę.

Umawialiście się, kto odkurza, kto zmywa itp.?

D: Jak jego skarpetki brudne leżą na środku pokoju, to nie podnoszę. Nie będę awantur robił, niech się o nie w końcu potknie, to podniesie.

Czyli Dawid jest bardziej porządkowy.

J: Jednego zawsze pilnuję: łóżko musi być pościelone, jak Dawid wraca z pracy, inaczej będzie źle. W ogóle może to wytniesz z wywiadu, bo zbyt patetyczne i ludzie pawia puszczą, ale jak kogoś kochasz, to pracujesz nad swoimi wadami, starasz się je chować, a pokazać zalety. Obaj lubimy brzoskwinie – to jak będę miał tylko jedną, nie zjem, tylko jemu dam i jeszcze będę miał z tego przyjemność. Albo coś ugotuję specjalnie dla niego.

D: Jak Kuba gotuje, to na zakupy wyda więcej niż na obiad w restauracji. A kuchnia potem wygląda jak pobojowisko. No, ale wytrzymuję jakoś z nim, wytrzymuję (śmiech).

Zaakceptowanie siebie jako geja było dla was trudne?

J: Dawid musiał się przerzucić z płci pięknej na płeć jeszcze piękniejszą (śmiech)

D: Kuba też miał dziewczynę.

Hmmm.

D: U mnie to nawet daleko zaszło, poważny związek był.

Ale pewnie wiedziałeś…

D: Patrzyłem na ładnych chłopaków i oszukiwałem się, że niby tylko chciałbym być taki, jak oni – nie dopuszczałem, że oni mi się po prostu podobają. Jak wszystko wokół jest hetero i jak masz jasno ułożone w głowie plany na resztę życia – żona, dzieci i tak dalej – to ciężej jest wpaść na to, że jesteś gejem, nawet jak widzisz, że chłopaki cię kręcą. Pamiętam, że jadąc codziennie autobusem do pracy, rozmyślałem, jak to wszystko będzie, że to chyba nie to, nie dam rady. A ona była idealna – inteligentna, piękna, fajna. Nie byliśmy jednak szczęśliwi. Bardzo trudne to było. Bo jeśli nie takie życie, to jakie? Nikt ci w szkole nie mówi, że chłopak z chłopakiem też może być szczęśliwy. Studiowałem w Zielonej Górze (zarządzanie produkcją) a jednocześnie pracowałem – od 18. roku życia pracuję. Miałem 22 lata i po czterech latach związku rozstałem się z dziewczyną. Potrzebowałem czasu, by dojść z sobą do ładu. Uciekłem. Z Lubina jak uciekasz, to do Wrocławia, a ja – aż do Warszawy, więc to była wielka ucieczka. Przerwałem studia, mimo że został mi tylko jeden semestr. Przyjechałem do Warszawy, znalazłem pracę i nadszedł czas zabawy. Dopiero po czterech latach wróciłem skończyć studia.

A seks?

D: Z dziewczyną seks był późno, z chłopakiem jeszcze później. Nie było rewelacji od początku. Trzeba się trochę nauczyć, poeksperymentować. Znów, nikt ci tu rad nie daje, musisz sam poodkrywać. Nie masz stu kumpli, z którymi wszystko możesz wcześniej obgadać, jak heterycy.

Kuba?

J: Że mi się chłopaki podobają, to wiedziałem od podstawówki, koledzy wciąż się jakimiś modelkami podniecali, a ja tylko: a gdzie są modele? Ale łudziłem się, że może mi przejdzie. Może jak się zakocham w dziewczynie? Byłem w związku z dziewczyną i łapałem się na tym, że nie dążę, by być z nią sam na sam. Ciągle jakieś spotkania u znajomych, imprezy. W końcu zerwałem. Potem się wyoutowałem przed kilkoma osobami i to do niej dotarło. Namówiła mnie na wizytę u psychologa i bardzo się cieszę, że poszedłem, bo powiedział: „Chłopie, po prostu jesteś gejem. Nie ma tu nic do leczenia!” To mi pomogło, bo czułem, że tym gejostwem wszystkich wokół rozczarowywałem. Gdyby mi powiedział: „Elektrowstrząsy mogą pomóc” – to bym się poddał, byle być hetero. Zmieniło mi się myślenie od tamtego czasu (śmiech). W czerwcu bierzemy ślub w Portugalii, na naszej ukochanej Maderze. Po ślubie będzie wesele w Sandomierzu. Zaproszenia szykujemy nie papierowe, tylko filmowe.

Mieliście problem z zaświadczeniami z Urzędu Stanu Cywilnego?

D: Mieliśmy. Zaświadczenia o braku przeciwwskazań do zawarcia związku małżeńskiego za granicą nie dostaliśmy, ale urzędnicy portugalscy byli życzliwi – wystarczyło zaświadczenia o stanie wolnym. W nim nie trzeba wpisywać nazwiska przyszłego małżonka, więc USC nie miał jak odmówić.

A skąd w ogóle pomysł, by kręcić clipy?

D: Wyobraź sobie, że twój chłopak ma smykałkę do filmów, leżycie na kompletnie pustej plaży a woda w morzu jest cholernie zimna. Co robić z nudów?

Fajny chłopak obok i pusta plaża? Nie przyszło mi do głowy kręcenie clipu, tylko coś innego.

D: To już mieliśmy zaliczone! (śmiech).

J: Ja zapamiętuję wiele miejsc po piosenkach, których słucham. Roxette to mój ulubiony zespół z dzieciństwa, początek lat 90. Wydali akurat nową płytę i pomyślałem, że jak nakręcimy clip, to mi się z Helem będzie kojarzyła.

Jakiej muzyki słuchacie?

J: Od Rihanny po Pink Floyd. Lubię zarówno Petera Gabriela czy Dire Straits jak i Kylie czy Madonnę.

D: Moją pierwszą nastoletnią miłością była Britney Spears (On jest 3 lata młodszy – wtrąca się Kuba). Plakat Britney wisiał nad łóżkiem. Ale słucham też metalu, rapu, elektroniki, Roisin Murphy. Na festiwalu Audio River ostatnio bardzo nam się podobało.

J: A ja lubię też np. Irenę Santor, także jej nowe płyty. Artystka wielkiej klasy.

D: Kubę w ogóle starsze babki kręcą (śmiech).

Gejowskie divy, jasna sprawa.

D: Nasz pierwszy wspólny koncert to była Izabela Trojanowska.

A wasze coming outy? Macie przyjemne doświadczenia czy traumatyczne?

D: Mój najlepszy przyjaciel był nie tyle zszokowany, co zaciekawiony. Dałem mu do obejrzenia „Tajemnicę Brokeback Mountain”. Tak mu się spodobała, że zacząłem podejrzewać, że może on też… Ale nie, jest hetero.

J: A mój najlepszy przyjaciel odsunął się ode mnie zupełnie na kilka lat. Dopiero niedawno przeprosił. Zamieszkał w Niemczech, poznał tam jakichś gejów, a poza tym jego kuzyn okazał się gejem – coś zrozumiał.

D: Teraz po clipach trochę się baliśmy, czy to wpłynie na naszą pracę zawodową. Poważni faceci po trzydziestce, a tu taki wygłup. Ale jest spoko. To wszystko wydarzyło się tak nagle. Ja bym w życiu nie pomyślał, że kiedykolwiek wystąpię w telewizji jako gej. A tu proszę, „Dzień Dobry TVN”. Poprosiliśmy tyko, by prowadzącymi byli Dorota Wellman i Marcin Prokop.

J: Na siłowni paru gości podeszło, gratulowali. Raz szliśmy ulicą późnym wieczorem i stała taka grupka groźnie wyglądająca, browary pili. Zobaczyli nas, już myśleliśmy, że będzie trzeba zwiewać – a tu jeden z nich: „Ej, zajebiste video!”

Kuba, w jednym z wywiadów wspomniałeś, że po clipie rodzice zerwali z tobą kontakt.

J: Już jest lepiej, przełamaliśmy lody, ale do sielanki daleko. Znali Dawida, ale nie jako mojego chłopaka. Gdy wyniknęła cała sprawa, byli na wakacjach we Włoszech i mieli pretensję, że nic nie powiedzieliśmy wcześniej.

Udzieliliście też wywiadu portalowi natemat. pl, za który spadło na was trochę krytyki. Moim zdaniem, słusznej.

J: Chodzi ci pewnie o fragment o drag queens. Mój błąd, że nie chciałem autoryzacji. To była luźna rozmowa z dziennikarzem o 7.30 rano przez telefon. Gdy potem spojrzałem na tekst, to miałem wrażenie, że nie czytam moich słów. W pierwszej wersji było jeszcze, że przeszkadzają nam chłopaki całujący się na ulicy.

???

J: Oczywiście, że nam nie przeszkadzają, wręcz przeciwnie. Powiedziałem tylko, że byłbym zdziwiony, gdybym całujących się chłopaków w ogóle zobaczył w Polsce na ulicy, bo to byłby nietypowy obrazek. Chłopak chłopakowi boi się u nas publicznie pokazywać uczucia. Interweniowałem w sprawie tego fragmentu i został wykasowany, jak już tekst był online.

Takie zdanie nadal jest: „Mamy wrażenie, że wizerunek geja w Polsce nie jest najlepszy. Mnie też się kojarzy głównie z paradami, chłopakami w szpilkach, drag queen z tapetą na twarzy wyginający się w spodniach z dziurą na tyłku.” Przecież sami mówicie, że na pierwszą Paradę pójdziecie dopiero w tym roku.

J: Nawet robimy specjalny clip na Paradę! Chodzi raczej o to, jak media przedstawiają Parady – widać praktycznie tylko drag queens.

To miejcie pretensje do mediów, jeśli są nierzetelne. A poza tym drag queen w spodniach? Z dziurą na tyłku? To raczej fantazje, a nie rzeczywistość.

D: Nie moje (śmiech). On dostał ode mnie opierdol za ten wywiad, to on mówił.

J: Bez sensu wyszło. Ja naprawdę nie mam nic przeciwko drag queens. My się nie przebieramy, ale w sumie też wykonujemy piosenki, więc to podobna branża. Ich występy to nie jest coś, na co specjalnie czekam w klubach, ale nie jest też tak, że uciekam jak wychodzą na scenę. Jest jeden wyjątek – Druga Maryla, dla niej kilka dobrych lat temu co tydzień w niedziele jeździłem z Żyrardowa do Warszawy jak występowała w nieistniejącym już klubie „Rasko”. Prawdziwy fenomen i to mi się podobało! Natomiast niedawno, na 20-leciu portalu queer. pl, widziałem pierwszy raz w życiu show Charlotte. Tekst myliła bardziej od Dawida, ale w sumie na niej bawiliśmy się najlepiej. Także naprawdę nie mamy nic przeciw drag queens. One reprezentują tę najbarwniejszą stronę tęczy, my pokazujemy te bardziej stonowane barwy i jest tu miejsce dla każdego. Z nikim nie chcemy się przepychać, ani nikogo nigdzie zamykać. Ta różnorodność to też jest nasza siła. W każdym razie jeśli ktoś się poczuł urażony, to nie taka była moja intencja.

Mnie strasznie boli wewnątrzśrodowiskowy hejt. Geje uważający się za „męskich” hejtują tych bardziej przegiętych i obwiniają o „psucie wizerunku”. A przecież tolerancja należy się tym przegiętym tak samo, jak i innym. Oni przecież żadnej krzywdy nie robią. Gdzieś umyka prawdziwy złoczyńca, czyli homofob.

J: Zgadzam się w stu procentach.

Na portalach randkowych geje często piszą o sobie, że są „spoza środowiska” – jakby to miała być atrakcyjna cecha.

D: A mnie wiele osób, gdy się outuję, mówi: „Ty? Nigdy bym nie przypuszczał? Serio?” To nie jest komplement – bo w takim razie jak oni sobie tego geja wyobrażają? Nauczyłem się też, że trzeba ważyć słowa i np. mówienie, że jesteśmy „normalnymi gejami” może kogoś ranić, bo z tego wynika, że są też jacyś „nienormalni” geje, a to brzmi negatywnie. Dlatego teraz już mówię, że jesteśmy zwyczajnymi gejami. Jesteśmy zwyczajnymi gejami ze środowiska (śmiech).

Tekst z nr 65 / 1-2 2017.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.