Aga Zano tłumaczy queer

Z AGĄ ZANO, tłumaczką literatury anglojęzycznej, o queerowych powieściach, które przetłumaczyła, o jej biseksualności, o syndromie oszustki i o przekładaniu niebinarnego języka rozmawia Małgorzata Tarnowska

fot. Emilia Oksentowicz

Oprócz tego, że jesteś uznaną tłumaczką literatury anglojęzycznej – w tym głośnych queerowych powieści: Dziewczyna, kobieta, inna Bernardine Evaristo i Trans i pół, bejbi Torrey Peters – często wspominasz w mediach społecznościowych o swojej biseksualności, syndromie oszustki i wymazywaniu osób biseksualnych. Opowiesz więcej o tym, jak kszałtowała się twoja tożsamość seksualna?

Byłam i jestem – wbrew pozorom – osobą dość nieśmiałą. Nie za bardzo się odnajduję w sytuacjach społecznych, nieraz potrafi ę coś palnąć, co bywa odbierane jako przebojowość, a po prostu często nie wiem, co mam powiedzieć. Gra to na moją korzyść, więc spoko. (śmiech) Ale ta nieśmiałość też sprawiła, że bardzo późno zaczęłam się zastanawiać, kim jestem i czy mogę z kimś randkować. Kiedy dorastałam i zaczynałam odkrywać swoją tożsamość seksualną, była ona aktywowana głównie za sprawą innych dziewczyn. Moje doświadczenia zaczęły się pod koniec liceum od bardzo intensywnej relacji z dziewczyną, w Koszalinie, skąd pochodzę.

Jak ci się tam żyło w związku z dziewczyną?

Moja pierwsza dziewczyna została napadnięta i obrzucona kamieniami w drodze do domu. Jacyś kolesie zauważyli nas, kiedy wracałyśmy, trzymając się za ręce, i napadli ją po tym, jak się rozdzieliłyśmy. Nawet wtedy nie odważyłam się na coming out przed rodzicami, chociaż w szkole wiedziano, że się spotykamy. W domu moja orientacja była – i nadal jest – tematem tabu. Wolałabym o tym nie mówić.

Rozumiem i współczuję ci tej sytuacji.

Przez kilka kolejnych lat identyfi kowałam się jako lesbijka i spotykałam się z dziewczynami. Na studiach, już w Warszawie – studiowałam na międzywydziałowych studiach humanistycznych na UW – chodziłam w cylindrze, więc pewnie dla niejednej osoby był to sygnał, że jestem queerowa. (śmiech) W pewnym momencie – to był mniej więcej 2008 r. – zorientowałam się, że podobają mi się nie tylko kobiety. Miałam poczucie, że trzymam się jednej, kobiecej strony dlatego, że tak się zadeklarowałam i powinnam przy tym trwać, ale czułam, że jest to ze mną niezgodne. Pod koniec licencjatu poznałam swojego pierwszego chłopaka i na prawie cztery lata wyjechałam z nim za granicę. Po rozstaniu i powrocie do Polski wchodziłam w różne relacje, zarówno z dziewczynami, jak i z facetami, ale „przesuwało” mi się w stronę mężczyzn. Co nie znaczy, że zrezygnowałam z kobiecej strony. Ale powiem wprost: nie szło mi. (śmiech) W związkach z kobietami przeżyłam kilka mocnych rozczarowań sercowych i sytuacji przykrych i niebezpiecznych, bo nie zawsze stawiałam swoje bezpieczeństwo na pierwszym miejscu.

Jakie sytuacje masz na myśli?

Na przykład kompletnie nie wiedziałam, jak się zabezpieczać w seksie lesbijskim. Dominował pogląd, że seksualność kobiet jest bierna, a jak się zabezpieczać przed czymś, co jest bierne? Nie miałam kogo o to zapytać. Znalazłam tylko informację: „rozetnij prezerwatywę i zasłoń miejsca intymne partnerki”. Yikes. (śmiech) Nie było w tym ani żadnej ciałopozytywności, ani sekspozytywności, ani jakiegoś ośmielenia do rozmowy z partnerką, ani instrukcji, o czym właściwie powinnaś myśleć, jeśli masz one night stand.

Cały wywiad do przeczytania w najnowszym numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.