Jen Beagin (ur. 1971) – amerykańska pisarka. Absolwentka Uniwersytetu Stanu Massachusetts w Bostonie oraz Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine. Przez lata pracowała jako sprzątaczka, co zainspirowało ją do stworzenia postaci Mony, bohaterki jej pierwszych dwóch powieści „Pretend I’m Dead” oraz „Vacuum in the Dark”. Jej najnowsza książka „Szwajcara” właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarne. Rozmowa Małgorzaty Tarnowskiej
Osią fabuły twojej najnowszej powieści „Szwajcara” jest romans Grety, biseksualnej amerykańskiej prekariuszki, z Flavią – zamężną ginekolożką ze Szwajcarii, przez to nazywaną przez nią Szwajcarą. Obie poznają się w nietypowych okolicznościach: małomiasteczkowy terapeuta zatrudnia Gretę, by spisywała treść jego sesji, i w ten sposób rodzi się fascynacja Grety Flavią, która jest jedną z klientek. Skąd pomysł na tę fabułę?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy się cofnąć 15 lat wstecz: dawno temu sama pracowałam jako transkrybentka w Nowym Jorku. Jedną z moich klientek była terapeutka zatrudniona w klinice onkologicznej, która sama pisała książkę. Wszyscy jej pacjenci chorowali na konkretny rodzaj nowotoworu. Spisując treść wizyt, zauważyłam, że potrafi im przerwać tylko po to, żeby wtrącić coś o swojej książce. To się zdarzało co pięć minut. Zadawała im też abstrakcyjne pytania, na które nie mieli jak odpowiedzieć, typu: „Powiedz w jednym zdaniu, czym jest miłość”. Była – moim zdaniem – fatalną terapeutką. Podczas pracy często ją wyklinałam.
15 lat później zaczynałam pisać „Szwajcarę” i zastanawiałam się, jaki zawód dać Grecie, żeby mogła pracować zdalnie. Wtedy przypomniałam sobie tę fuchę. Spodobała mi się wizja bohaterki ze słuchawkami na uszach, w bieliźnie, słuchającej, stukającej w klawiaturę i rzucającej głośne wyzwiska. Terapeuta z kolei musiał mieć w sobie coś z klauna. Pomyślałam, że zabawna byłaby sytuacja, w której terapeuta przerywałby osobie mówiącej o swojej traumie, żeby zmienić temat na własne problemy. I co, gdyby ubierał się, jakby szedł na orgię czy praktykował kundalini – które, jeśli tego nie wiesz, nie jest rodzajem makaronu, tylko boską kobiecą energią zwiniętą jak wąż w twojej czakrze korzenia? Co, gdyby Greta dostała obsesji na punkcie jednej z jego pacjentek? A gdyby ta pacjentka była ginekolożką i w dodatku mężatką, która nigdy nie przeżyła orgazmu? I tak dalej.
Czy w twoich wcześniejszych książkach, które nie zostały jeszcze przetłumaczone na język polski, też pojawiają się queerowe wątki?
Żadna z moich dotychczasowych bohaterek nie była do końca hetero, ale relacja romantyczna i seksualna dwóch kobiet została pierwszoplanowym wątkiem dopiero w „Szwajcarze”.
Jednym z głównych tematów książki jest przemoc seksualna i trauma. Flavia pada ofiarą agresji i próby gwałtu ze strony stalkera, Greta jako nastolatka przeżyła śmierć matki, która odebrała sobie życie w ich domu rodzinnym. Co cię skłoniło do podjęcia tego tematu w kontekście romansu dwóch kobiet?
Szczerze mówiąc, już w punkcie wyjścia wiedziałam, że obie te bohaterki muszą być ciężko doświadczone przez życie, ale nie myślałam o ich traumach w kontekście ich romansu, a przynajmniej nie świadomie. Trauma i przemoc seksualna to tematy, ku którym skłaniam się w całej swojej twórczości, bez względu na orientację seksualną postaci.
Poruszasz te trudne tematy specyficznym językiem. Pełno w nim bezpośredniości, czarnego humoru i często niewybrednych skojarzeń. Nie tyle doprowadzasz dialogi do granic absurdu, ile raczej wydaje się, że te dialogi nie znają żadnych granic. Zawsze podchodzisz do trudnych spraw z humorem?
Odpowiem, podając przykład: w pierwszej kolejności napisałam scenę napaści na Flavię, jeszcze zanim ucieleśniłam literacko postać terapeuty – Oma. Przemoc jest w tej scenie brutalna, a cała sytuacja zatrważająca – przynajmniej dla mnie – musiałam więc dodać do książki nieco lekkości, żeby ten ciężar nie przeważył i jej nie pogrążył. Tej lekkości dostarczyła mi postać Om albo to, co określam jako „bąbelki” – czyli momenty, w których Om przerywa monolog Flavii, żeby zadać jej jakieś absurdalne pyanie albo palnąć głupi komentarz.
Były też fragmenty – często bywały to dialogi – które pisałam najpierw jako humorystyczne, a potem jako przeciwwagę dodawałam coś poważnego. Tym właśnie jest dla mnie pisanie: utrzymywaniem równowagi między radością i smutkiem.
Greta i Flavia nawiązują romans mimo ogromu dzielących ich różnic: psychologicznych, ekonomicznych, materialnych, stylu życia, wieku: starsza Greta żyje w niemal całkowitej izolacji, nie ma kariery, rodziny ani planów na przyszłość, podczas gdy młodsza Flavia jest mężatką, lekarką, wykształconą, bywałą i zamożną. Co twoim zdaniem sprawia, że pojawia się między nimi taka chemia?
Myślę, że na głębokim poziomie obydwie pragną mieć to, co ma tylko ta druga – ale nie zniosłyby, gdyby miały się do tego przyznać, bo są przeczulone na punkcie własnych osobowości. Osobowość Szwajcary nie daje przestrzeni na luksus użalania się nad sobą – być może dlatego jest taka ambitna. Wie, jak żyć dobrze, jak się ustawić, jak wyznaczać sobie cele, jak planować przyszłość… to wszystko są umiejętności, które Greta podziwia, chociaż sama nie umie ich w sobie rozwinąć. I tak samo na odwrót – Szwajcarę pociągają wolność i samotność Grety, jej dystans do życia, umiejętność bycia w tu i teraz, niezależność od cudzej opinii. Greta jest w pewnym sensie dzika i przez to jest sama dla siebie zagrożeniem – i to też pociąga Szwajcarę. Chemia, o której mówisz, rodzi się między nimi na płaszczyźnie seksualnej, ale tego nie da się racjonalnie wyjaśnić, bo to nie jest racjonalne. Greta nigdy nie czuła silnego pożądania, zanim poznała Flavię, dlatego kiedy wchodzi z nią w romans, naturalnie cały czas chce się z nią kochać. Z kolei Flavia nie ma uporządkowanego stosunku do własnego ciała – po części dlatego trafia na terapię – i dopiero zaczyna przeżywać orgazmy. To dlatego ich relacja jest tak silnie seksualna. Na poziomie osobowości, ze względu na różnice, o których rozmawiałyśmy, łączy je przyciąganie i odpychanie. Wymiennie okazują sobie zainteresowanie i go odmawiają. Stąd cały dramat.
Seksualność bohaterek i bohaterów często jest pokazywana przez pryzmat społecznego odbioru. Przyjaciółka Grety bierze ją za lesbijkę, sama Greta zastanawia się, czy Om przypadkiem nie ma w sobie „homoseksualnej cząstki”… Same bohaterki raczej unikają jednak sztywnych definicji. Uważasz, że seksualność da się uchwycić?
Być może tak, ale gdyby moi bohaterowie i bohaterki byli jasno zdefiniowani, pisanie o nich mniej by mnie zajmowało. Książkę da się przeczytać w około 3 dni, ale ja pisałam ją całe 3 lata. A jeśli mam spędzić z tą samą grupą ludzi 3 lata, to chcę, żeby byli trochę… szaleni i nieuporządkowani. To bardziej mnie bawi, a pisząc, chcę przede wszystkim dobrze się bawić.
To prawda, że komplikujesz sprawę. Czytając, miałam silne wrażenie, że szeroko rozumiana seksualność jest dla twoich bohaterek głęboko ambiwalentna. Z jednej strony jest źródłem przyjemności – Greta i Flavia świetnie się dogadują w łóżku – z drugiej przemocy fizycznej i symbolicznej. Stalker i agresor Keith napadł na Flavię po tym, jak żona zotawiła go dla innej kobiety, na którą również napadł. W przypadku Grety wielokrotnie podkreślasz bifobię, która w pewnym sensie określiła jej życie. Te diagnozy brzmią bardzo aktualnie – i osobiście.
Najbliższe mojemu życiu jest doświadczenie bifobii, która spotyka Gretę, bo przypomina bifobię, której sama doświadczyłam. Obie dorastałyśmy, będąc wyśmiewane lub unieważniane przez heteryków, gejów i lesbijki, którzy uważali nas za niepoważnych, niezdecydowanych i fałszywych, którzy wydawali się sądzić, że wymyśliliśmy albo wynaleźliśmy sobie własną seksualność, że oszukujemy siebie samych albo innych co do naszych pragnień. I dlaczego nie możemy po prostu się zdecydować? Nic dziwnego, że Grecie przychodzi z trudem wziąć siebie albo kogokolwiek innego na poważnie. W ostatecznym rozrachunku myślę jednak, że o wiele głębiej niż wykluczenie zraniło ją odebranie sobie życia przez matkę. To dlatego jest jej obojętnie, czy przeżyje, czy umrze.
Czy te bardziej uniwersalne doświadczenia też są ci bliskie?
Tak, niektóre wątki fabuły rezonują z moim doświadczeniem jako kobiety – miałam wiele osobistych doświadczeń z agresją, uzależnieniem, rozwodem, niewiernością i odbieraniem sobie życia, i podejmowałam wiele głupich prac. Włączenie tych tematów do pisarstwa pozwala mi nadać sens wielu różnym idiotycznym wyborom życiowym.
Niedawno ogłoszono plany stworzenia serialowej adaptacji „Szwajcary”. W roli tytułowej bohaterki zobaczymy Jodie Comer, czyli odtwórczynię roli biseksualnej asasynki Villanelle z serialu „Killing Eve”. Możesz zdradzić coś więcej na ten temat?
Niestety nie. Mogę powiedzieć tylko tyle, że uwielbiam Jodie!
Na koniec chcę cię zapytać o pojawiające się w „Szwajcarze” nawiązanie do Polski. W jednej z retrospekcji dowiadujemy się, że w czasach licealnych Greta pojechała z przyjaciółką do Krakowa, gdzie jeździły po wsiach wynajętym samochodem, mijając wozy zaprzężone w konie i pracownice seksualne. Odnoszę wrażenie, że to taka anty-Szwajcaria, Polsza… (śmiech)
Piękne określenie… (śmiech)
A ty sama byłaś kiedyś w Polsce?
Dawno temu, bo w 2001 roku, byłam w Krakowie, który bardzo ciepło wspominam. Pamiętam, że ludzie wydawali się albo głęboko zasmuceni, albo zakochani bez pamięci. Pary całowały się w parku na ławkach, a na rynku widziałam chyba z pięć ślubów, wszystko to w ciągu kilku dni. Chętnie bym tam wróciła.
Powieść Jen Beagin „Szwajcara” ukazała się w przekładzie Kai Gucio nakładem Wydawnictwa Czarne. |