Jakub Skrzywanek: W najśmielszych marzeniach nie przypuszczałem, że śluby jednopłciowe na „Spartakusie…” tak się rozwiną

Z reżyserem JAKUBEM SKRZYWANKIEM, laureatem Paszportu „Polityki”, o tym, skąd wziął pomysł na śluby jednopłciowe podczas spektaklu „Spartakus. Miłość w czasach zarazy” i jak się czuje wśród tęczowych ludzi, rozmawia Monika „Pacyfka” Tichy

fot. Jakub Lech

W twoim spektaklu Spartakus. Miłość w czasach zarazy jest słynna scena, w ktorej jednopłciowa para bierze ślub. Nie grają w niej aktorzy, występują prawdziwe pary, za każdym razem inna. Ślub nie ma mocy prawnej, ale ma wielką moc uczuciową. (Wiem, bo moja partnerka Nora i ja byłyśmy jedną ze „spartakusowych” par – przyp. red.). Kuba, jak wpadłeś na prosty i zarazem genialny pomysł tej sceny?

To było połączenie dwóch sytuacji. Jedna ściśle wiąże się ze „Spartakusem”. Tworzyliśmy ten spektakl, pracując z mamami nastolatków – pacjentów_ek psychiatrycznych, które opisał Janusz Schwertner w swoich reportażach; przede wszystkim z mamą transpłciowego Wiktora, który odebrał sobie życie, skacząc pod metro w 2019 r. Ta historia opisana była w głośnym reportażu zatytułowanym właśnie „Miłość w czasach zarazy”. Mamy miały dwie prośby: żeby nie pokazywać na scenie samobójstwa Wiktora – co dla mnie było dość oczywiste – oraz żeby skończyć ten spektakl z nadzieją. Wiktor pisał w swoim pamiętniku, że jego marzeniem byłoby w przyszłości wziąć ślub z Kacprem, chłopakiem, z którym był.

Przypomniałem sobie wówczas performatywny dzień cudów, który stworzyliśmy z przyjaciółmi na Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie w 2017 r. Happeningi, interwencje artystyczne, sytuacje, które w Polsce nie mogłyby się wydarzyć. Jako kolektyw „Antyteren” zrobiliśmy ślub na akademii dla tęczowej pary naszych przyjaciół. Poczuliśmy, jaką siłę ma ceremonia. Był to enactment ceremonii świeckiej, tej z USC.

Połączyły mi się w głowie te dwie sytuacje; zapytałem Janusza i mamę Wiktora, co oni na to, żeby tak się kończył ten spektakl – który wszakże w bardzo mroczny sposób opowiada o samobójstwach młodzieży queer w Polsce. Reakcja była bardzo pozytywna.

A dlaczego chciałeś, żeby to były prawdziwe pary?

Ważną częścią mojej praktyki artystycznej jest próba wychodzenia z ram teatru i przenikania go do rzeczywistości. Ślub zawierany przez aktorów nie miałby żadnej siły, byłby tylko jedną z kolejnych „scen”, a tak na deskach teatru tworzy się coś bardzo realnego, nowy prawdziwy rytuał, który może zmienić świat.

Spektakl opiera się na prawdziwych historiach bardzo młodych osob LGBT+ w kryzysach psychicznych. Dlaczego wybrałeś właśnie taki temat?

W Krakowie w 2019 r., podczas pracy nad spektaklem dokumentalnym „To my jesteśmy przyszłością” o pomijaniu głosu młodych w debacie publicznej, poznałem Martynę, osobę tęczową, która pół życia spędziła w ośrodkach opiekuńczo-wychowawczych, a pół na oddziałach psychiatrii dziecięcej. Martyna podczas pobytu w Garwolinie doświadczyła stosowanego tam przez personel systemu znęcania się i upokarzania za najmniejsze przewinienia. To ona była moją bezpośrednią inspiracją i motywacją. Z Januszem pracowaliśmy wspólnie, zbierając materiał do reportażu „Piżamki”, opisującego krzywdy pacjentów_ek na oddziałach psychiatrii dziecięcej.

Cała rozmowa do przeczytania w najnowszym numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.