Bruce LaBruce: Każdy poważny filmowiec rozważa zrobienie czegoś w rodzaju porno. To ostateczna granica, jaką można przekroczyć w kinie

BRUCE LaBRUCE, kanadyjski reżyser filmowy uznawany za ojca ruchu queercore i ikonę kina LGBT+, autor pokazywanego na festiwalu w Berlinie oraz na LGBT+ Film Festival w Polsce filmu „The Visitor”. Rozmowa Mateusza Demskiego

fot. dzięki uprzejmości A/political

Zacznijmy od plakatu twojego nowego filmu. Jestem jego wielkim fanem.

O, masz na myśli to wielkie dildo w kształcie Chrystusa na krzyżu? Dla mnie w tym połączeniu zawiera się cały Pier Paolo Pasolini. Gdybym miał opisać „The Visitor” jedną frazą, nazwałbym go niemal wiernym remakiem jego „Teorematu”. Jeśli się chce opowiedzieć coś o Pasolinim, wejść z nim w dialog, nie da się pominąć jego dialektyki. On sam uważał się za, uwaga, proszę się skupić i uruchomić wyobraźnię: homoseksualnego marksistę ateistę z biednego, katolickiego świata. Pytanie brzmi: jak połączyć ze sobą te sprzeczności?

Nie wyglądasz mi na katolika.

Technicznie rzecz biorąc, jestem agnostykiem. Mam jednak, podobnie jak Pasolini, ogromny katolicki fetysz. Jeśli przyjrzeć się kilku choćby żywotom świętych, to są one pełne fetyszów i fantazji czysto erotycznych. Duża część mojej pracy w ostatnich kilkunastu latach dotyczyła skrzyżowania ekstazy religijnej i seksualnej oraz tego, jak fetyszyści czczą swoje obiekty pożądania z gorliwością niemal religijną. Pewne podobieństwa są uderzające. Na przykład fetyszyści stóp traktują stopy jak obiekt kultu z liturgicznym wręcz oddaniem. Ta metafora działa też w drugą stronę. Przypomnij sobie film „Diabły” Kena Russella, w którym zakonnice czczą Boga do granic seksualnego szaleństwa – ich wiara zamienia się w wielką orgię seksualną; kobiety zdejmują krucyfi ks znad ołtarza i się nim masturbują. Na potrzeby fi lmu rozszerzyłem paletę tych motywów. Scena samobiczowania z „Teorematu” przechodzi w „Th e Visitor” w sceny samoduszenia i podwieszania ciał na hakach. W duchu nowego queerowego odczytania występuje też u nas znacznie większa płynność płciowa – postać córki jest u nas trans kobietą i zachodzi w ciążę z tytułowym gościem. Dodałem też sekwencję penetracji ze wspomnianym dildo w kształcie Chrystusa na krzyżu, co można uznać za ostateczny, najdalej posunięty symbol katolickiego fetyszyzmu i oddania się Panu. Fetysz jest w końcu wyrazem uwielbienia, a nie lekceważenia czy poniżenia.

Ciekawe, co autor by powiedział, gdyby miał okazję zobaczyć, jak z dzieła jego życia korzysta facet od hardkorowego porno. Pasolini nigdy nie nakręcił takiego filmu.

Nie, ale zawsze zastanawiało mnie, czy gdyby Pasolini nie został zamordowany, to czy jego kolejny fi lm nie byłby fi lmem porno? Pod koniec kariery szedł w tym kierunku – przy „Salo, czyli 120 dniach Sodomy” dzielił go od tego krok. Kiedyś rozmawiałem o tym z Paulem Verhoevenem i doszliśmy do wniosku, że każdy poważny fi lmowiec rozważa zrobienie czegoś w rodzaju porno. To ostateczna granica, jaką można przekroczyć w kinie.

Cała rozmowa do przeczytania w najnowszym numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.