Vannesa Vanjie Mateo: Przyprowadźcie fajnych, polskich chłopców!

Jedna z najpopularniejszych na świecie drag queens – VANESSA VANJIE MATEO – uczestniczka 10. i 11. sezonu RuPaul’s Drag Race oraz All Stars 9 w specjalnym wywiadzie dla Repliki”! O swojej karierze i pierwszej wizycie w Polsce w ramach trasy Werq The World (9 kwietnia 2025 r w COS Torwar). Rozmawiał Bartłomiej Podsiad.
Shot by Marco Ovando

 

 

Hej, cieszę się, że udało nam się złapać!

Nareszcie! Jestem teraz ciągle w podróży, bo przygotowania do Werq the World idą pełną parą. Jadę właśnie z jednych przymiarek na kolejną, a tuż po niej mam jeszcze następną więc cały czas w trasie.

 
Wspomniana przez Ciebie trasa zaczyna się już za kilka dni. 22 marca zaczynacie w Swansea w Wielkiej Brytanii, a 9. kwietnia zobaczymy cię w Warszawie! To chyba twoja pierwsza wizyta w Polsce?

Zgadza się. Mieliśmy przyjechać w zeszłym roku, ale niestety z powodu problemów poprzedniego promotora trasy musieliśmy odwołać wszystkie występy. Tym razem będzie inaczej! Alter Art to świetny partner, więc tym razem na pewno się zobaczymy! Mam nadzieję, że ty też będziesz Bartku? 

 

 

Tak się złożyło, że w dniu koncertu w Polsce są moje urodziny, więc…

Więc musisz być! Już załatwiam Ci bilet! Będziemy razem świętować Twoje urodziny. Jesteś zodiakalną rybą czy rakiem?

 
Początek kwietnia to czas baranów (śmiech). Ślicznie dziękuję za bilet! Jak się czujesz przed tą trasą?

Prawie trafiłam z tym znakiem! (śmiech) A co do trasy to jestem meeeega podekscytowana! Nie tylko samą podróżą po Europie, ale też całym show, które dla was przygotowałyśmy! Z tego, co wiem, mnóstwo osób kupiło już bilety, więc bardzo się cieszę, że chcecie zobaczyć mnie i pozostałe królowe w tej wyjątkowej aranżacji. To trasa, podczas której wcielamy się w najsłynniejsze gwiazdy estrady i naprawdę… będzie wyjątkowo! 

 
Show ma poprowadzić Sasha Velour w roli Madonny, a na scenie m.in. Roxxxy Andrews jako Mariah Carey, z którą byłaś razem w 9. All Stars. Z kolei ty wystąpisz jako Rihanna. Sama wybrałaś swoje wcielenie? 


Tak! Kocham Rihannę! Zawsze była moją ulubioną artystką! Po pierwsze – pochodzi z małej karaibskiej wyspy, tak samo, jak ja! Ja jestem z Portoryko, a Rihanna z Barbadosu. Cudownie widzieć, jak ktoś z tak małej wyspy jest w stanie robić tak wielkie rzeczy. Po drugie – ona robi wszystko: kosmetyki do makijażu, do włosów, produkty do skóry, ubrania, perfumy… Cokolwiek byś chciał, ona to ma! W moich oczach to prawdziwa gwiazda.

 

 
Wszyscy, którzy mieli okazję spotkać się z nią osobiście, mówią, że cudownie pachnie. Opracowałaś już ten unikalny zapach, by rzeczywiście być Rihanną na 100%? 
 

(śmiech) Wiele bym dała, żeby tak pachnieć. Może nawet skręcę jointa na backstage’u, żeby poczuć się dokładnie jak ona? Mówią, że często wygląda, jakby paliła tuż przed. (śmiech) Żartuję, ja nie palę. 

 
Zdradzisz jakie piosenki wybrałaś na trasę Werq the World

Rihanna ma tak wiele, tak dobrych piosenek, że trudno mi było wybrać tylko jedną czy dwie! (śmiech) Mogę więc chyba zdradzić, że będzie to miks jej najlepszych utworów, tak żeby w pełni oddać jej osobowość na scenie. To będzie naprawdę świetne show!


Czego innego można się spodziewać po Miss Vanjie! Świat oszalał na punkcie twojego imienia i tego, w jaki sposób je powiedziałaś, opuszczając 10 sezon RPDR.

To moje imię i to jak udało mi się je przedstawić to jakieś błogosławieństwo. Miałam tak ogromnego fuksa! To szaleństwo, w dalszym ciągu próbuję to jakoś ogarnąć rozumem i nie potrafię. Szczęściara ze mnie, szczególnie teraz, kiedy nie jest łatwo być drag queen w Ameryce. Wielu królowym trudno znaleźć pracę, więc tym bardziej doceniam, że wciąż są na świecie ludzie, którzy chcą mnie oglądać i chcą ze mną pracować. 


W zeszłym roku osoby fanowskie na całym świecie wreszcie doczekały się twojego powrotu w RuPaul’s Drag Race. Byłaś finalistką 9. edycji All Stars. Jak było? 
 

Spotkać się w programie z tymi wszystkimi szalonymi dziewczynami, które ogromnie podziwiam? Być razem na scenie, robić świetny drag? To była ogromna frajda! All Stars jest wyjątkowym przeżyciem i cieszę się, że dano mi szansę to przeżyć. Ciągle wracam do nagrań z mojego sezonu i wspominam jak było super! (śmiech) To był wspaniały czas, ale najbardziej cieszę się z tego, jak wiele pieniędzy udało mi się zebrać na cele charytatywne, w tym szczególnie na rzecz ASPCA (Amerykańskie Towarzystwo Zapobiegania Okrucieństwu wobec Zwierząt – przyp. red.).

 

Shot by Marco Ovando
 
Znasz jakieś polskie drag queens? Nasza scena nie jest tak duża, jak w Ameryce, ale może coś obiło ci się o uszy. 
 

Jestem tragiczna, jeśli chodzi o zapamiętywanie imion, więc nawet jeśli kogoś widziałam, to i tak bym niestety nie zapamiętała. To chyba moja największa wada! Możemy już jednak zdradzić jednego newsa… polskie drag queens, będą otwierać nasze show! Mam więc wielką nadzieję, że będę mogła spędzić z nimi trochę czasu i przeżyć „full Poland experience”. (śmiech)

 

Jakieś szczególne oczekiwania wobec tego „full Poland experience”?

(śmiech) Tylko jedno – zabawa! Nie mogę się doczekać, żeby was poznać, spędzić z wami ten czas i wspólnie celebrować drag. Chcę, żebyśmy przeżyli wszyscy coś wyjątkowego, zwłaszcza w tak trudnym czasie. To naprawdę będzie wielka impreza, więc bawmy się na niej dobrze! Nie ma drugiej takiej produkcji jak “Werq The World”. Ekipa naprawdę stara się, żebyśmy wyglądały i czuły się jak gwiazdy. Wiem, że będzie perfekcyjnie do granic możliwości honey!


O czymś jeszcze powinniśmy wiedzieć?

Daj wszystkim znać, że jestem singielką! (śmiech) Więc koniecznie przyprowadźcie na ten wieczór fajnych, polskich chłopców! (śmiech) O polskim jedzeniu słyszałam wiele, więc koniecznie chcę spróbować waszej kuchni. 

****

WERQ THE WORLD  

09 kwietnia 2025 / Warszawa / COS Torwar 


KUP BLETY NA SHOW>

Olly Alexander: Radzono mi, abym nie mówił głośno, że jestem gejem

Olly Alexander zadebiutował w 2015 roku, wydając z zespołem Years&Years świetny krążek Communion”. Dziś stawia na solową karierę i niebawem wystąpi z najnowszym materiałem w Warszawie (27.03.2025 r. / Klub Palladium>). O nowym albumie, Eurowizji, odkrywaniu orientacji i wyzwaniach związanych z byciem muzykiem-gejem Olly opowiedział w rozmowie z Patrykiem Radzimskim.
fot. materiały organizatora koncertu

 

 

Polari” to pierwszy album wydany pod twoim nazwiskiem. Czy czujesz, że to nowy początek?

 

Tak, cały proces polegał na tym, aby stworzyć album, który będzie jak najbardziej mój”. Nagrywając go, czułem, jakbym skondensował całego siebie w muzyce. Mam spore doświadczenie, działałem z Years&Years, wydałem z nimi już trzy krążki. Tym razem wiedziałem, że chcę zrobić to inaczej.

 

Tytuł albumu, Polari, to także określenie slangu używanego przez społeczność LGBTQ+ w XX wieku. Jeśli mam być szczery, nie wiedziałem o jego istnieniu aż do premiery Twojego krążka. 

 

Tak naprawdę w Wielkiej Brytanii również wiele osób nie wie o polari. Często ludzie nie zdają sobie sprawy, że niektóre słowa wywodzą się właśnie z tego slangu, np. drag”. Ten język ma naprawdę fascynującą historię, głównie ze względu na to, kto go używał, dlaczego i w jakich okolicznościach. Mam na myśli osoby queer, które używały tego szyfru”, aby uniknąć konsekwencji – często po prostu aresztowania. W tamtych czasach byli przecież traktowani jak kryminaliści. Zwroty i słowa wywodzące się z polari mają często zabawny, dość przewrotny wydźwięk. Jednym z moich ulubionych określeń jest camp”. Tworząc najnowszy album, czerpałem inspirację właśnie ze slangu polari. Choć nie we wszystkich piosenkach używałem tych charakterystycznych słów, to i tak czuć w nich ducha polari. 

 

Poza slangiem polari, jakie były największe inspiracje przy tworzeniu albumu?

 

Myślałem o twórczości innych artystów, których słuchałem jako dojrzewający nastolatek. Inspirowałem się też muzyką, która towarzyszyła mi, kiedy dopiero wkraczałem do queerowego świata, będąc gejem tuż po dwudziestce. To był dość szalony czas, w którym dużo imprezowałem, a w klubach królowały odświeżone wersje kawałków z lat 80. i 90. Od zawsze kochałem muzykę taneczną, a praca na planie queerowego serialu It’s a sin”, którego akcja rozgrywa się właśnie w latach 80., jeszcze bardziej rozpaliła moją miłość do tej ery w muzyce i bardzo głęboko wpłynęła na mnie jako artystę. Dlatego chciałem oddać esencję tej magii na nowym krążku, jednocześnie wprowadzając nutkę nowoczesności. 

 

Współpracowałeś nad tym albumem ze znanym brytyjskim producentem, który współpracował z Duą Lipą, czy Charli XCX – Dannym L Harle.

 

Jestem fanem Danny’ego od wielu lat. Co ciekawe, był on częścią mojego pierwszego albumu Communion” – Danny w świetny sposób zremiksował w 2015 roku piosenkę Shine”. Od dawna chcieliśmy stworzyć coś razem od podstaw, ale dopiero teraz to się udało. Wiedziałem, że nad najnowszym krążkiem chcę pracować z kimś nowym i zależało mi na tym, aby w stworzenie albumu zaangażować tylko jednego producenta, szczególnie, że wcześniej komponowałem w zespole. Gdy spotkaliśmy się z Dannym, podzieliliśmy się swoimi pomysłami i od razu wiedzieliśmy, w jakim kierunku podążać. Kocham jego spojrzenie na pop i muzykę elektroniczną, które świetnie ze sobą współgrają i pozwalają przekazać masę emocji. Jestem wdzięczny za to, że stworzyliśmy ten album tylko we dwóch. Danny świetnie zrozumiał paletę dźwięków, pomysłów i inspiracji, z których chciałem korzystać. 

 

fot. materiał organizatora koncertu
Mam wrażenie, że Polari” to twój najbardziej odważny i zmysłowy album. Co chciałeś przekazać swoim słuchaczom?

 

Właściwie każdy z moich albumów oscyluje wokół miłości, jednak nie zawsze jej obiektem jest druga osoba. Bardziej chodzi o samą ideę kochania i pożądania czegoś – nie tylko w innych, ale również w sobie. Jako osoba nieheteronormatywna odkryłem, jaki aspekt mojego świata chcę eksplorować – piszę o chłopakach, których poznałem, o moich doświadczeniach z nimi i historiach, które z nich wyniknęły. Myślę, że za motyw przewodni „Polari” można uznać pragnienie, choć tak naprawdę trudno to sprowadzić do jednej konkretnej rzeczy. 

 

Wiem, że to nie jest proste zadanie, ale czy mógłbyś wybrać swoją ulubioną piosenkę z albumu? Albo taką, która jest ci szczególnie bliska?

 

Kocham „Archangel”. To słodko-gorzki utwór, opowiadający o bolesnym momencie i osobie, która podnosi cię z kolan, sprawia, że znów jesteś pełen życia i przywraca twój optymizm. Refren może mieć nawet nieco dziecinny wydźwięk – „możesz robić cokolwiek chcesz i kiedy chcesz, bo dzisiejszej nocy wszystko należy do ciebie”. Ta piosenka za każdym razem mnie porusza. Poza tym daje niezłego kopa energetycznego i świetnie sprawdza się podczas joggingu. 

 

 

Brałeś udział w Eurowizji 2024, często nazywanej „gejowską olimpiadą”. Wykonałeś główny singiel z Polari”Dizzy”. Twój występ i cała oprawa sceniczna były spektakularne. Czy ostateczny wynik (18. miejsce na 25 krajów, zero punktów od widzów – przyp. red.) był dla ciebie rozczarowujący?

 

Muszę powiedzieć, że poniekąd byłem na to przygotowany. Oczywiście zawsze masz nadzieję na sukces. Byliśmy i jesteśmy naprawdę dumni z tego występu, ale wiedzieliśmy, że nie każdy go pokocha, a przecież tu liczy się największa liczba głosów. Nie potoczyło się to w sposób, na jaki liczyliśmy, byliśmy nieco rozgoryczeni, ale mimo wszystko celebrowaliśmy tę przygodę z dumą. Właściwie to pierwszy raz brałem udział w konkursie, a jak wiemy, rywalizacja bywa bezlitosna. 

 

Pierwszy, ale czy ostatni? Jest szansa na Twój powrót na eurowizyjną scenę?

 

Nie wiem, czy bym to powtórzył. Na pewno starczy mi takiej rywalizacji na jakiś czas. (śmiech)

 

Właściwie, słynne zero points” jest ikoniczne, warto spojrzeć na to w ten sposób. 

 

Dokładnie! Jestem dumny z mojego zera, nie każdy może się pochwalić takim wynikiem. (śmiech)

 

 

 

Śmiało można powiedzieć, że jesteś nie tylko wyoutowaną osobą LGBT+, ale też aktywistą. Czy był w twoim życiu moment, który szczególnie wpłynął na to, że zaangażowałeś się w działalność aktywistyczną? 

 

Na pewno nie mogę powiedzieć, że sobie to zaplanowałem. Nigdy nie myślałem, że będę kiedykolwiek głośno mówił o problemach społecznych osób LGBT+ i kwestiach politycznych. Powodem, dla którego od zawsze chciałem zostać artystą, była chęć wyrażania siebie. Wszyscy moi idole tak robili, byli autentyczni i nie ukrywali tego, kim naprawdę są. Pamiętam, że to było dla mnie bardzo istotne, abym debiutując z Years&Years, nie musiał ukrywać tego, że jestem gejem. W końcu to, jaki jestem, miało i ma ogromny wpływ na to, jaką muzykę tworzę i co chcę przekazać. Oczywiście mówiąc głośno na temat mojej orientacji i kwestiach dotyczących społeczności LGBT+, byłem na początku nieco przerażony. Bałem się, że ludzie nie będą chcieli słuchać mojego gadania. Nic podobnego! Dzięki mojej szczerości udało mi się zbudować niesamowitą więź z publiką. Zawsze starałem się podążać śladami osób kultury, które inspirowały mnie na różnych płaszczyznach. Mam na myśli takie legendy jak Ian McKellen, Elton John, Neil Tennant (połowa duetu Pet Shop Boys – przyp. red.) i George Michael. 

 

Kiedyś powiedziałeś, że zajęło ci 19 lat, aby w pełni zaakceptować swoją orientację. Czy pamiętasz ten moment w swoim życiu?

 

Miałem 19 lat, gdy dokonałem coming outu przed sobą i moim otoczeniem, rodziną, przyjaciółmi. Ale minęło jeszcze więcej czasu, nim poczułem się naprawdę komfortowo. Nie był to jednak jakiś konkretny moment. Kluczowe było z pewnością poznanie queerowej społeczności i historii jej przedstawicieli – ludzi, którzy mnie otaczali, autorów, twórców filmowych. Wśród nich poczułem się pewnie i wiedziałem, w jaką stronę chcę iść jako artysta i człowiek.

 

Czy to prawda, że na początku kariery radzono ci, abyś nie mówił o swojej orientacji?

 

Tak, to prawda, to było ponad dekadę temu. Od tego czasu zdecydowanie wiele się zmieniło. Aż trudno w to uwierzyć, ale wtedy, gdy ktoś powiedział publicznie, że jest gejem, to wciąż było to postrzegane jako skandal, a tabloidy strasznie to podkręcały. To była niewątpliwie beznadziejna rada, ale chyba rozumiem, dlaczego doradcy od wizerunku próbowali przekonać mnie, abym nie mówił o swojej orientacji. Natomiast ja w ogóle nie brałem pod uwagę takiego scenariusza i twardo stałem przy swoim. Gdy zrobię coś, co może być postrzegane choć w niewielkim stopniu jako seksualne, niektórzy ludzie wariują, automatycznie pojawiają się głosy w stylu osoby nieheteronormatywne są perwersyjne”, o mój boże, to nie jest family-friendly”. Halo, ludzie! Nie ma nic złego w tym, że złapię chłopaka za rękę albo go pocałuję, to nie powinno być dla nikogo problemem! Niektórzy nawet nie są tego świadomi, zaznaczają, że nie są homofobami, ale odczuwają dyskomfort, gdy widzą takie obrazki w mediach… serio? To bywa bardzo krzywdzące. 

 

Czy z biegiem czasu brytyjska i amerykańska branża muzyczna stały się bardziej inkluzywne? W Polsce to wciąż dość trudny temat, a wielu artystów nie decyduje się na coming out w obawie przed hejtem i brakiem wsparcia.  

 

Z moich doświadczeń mogę powiedzieć, że jest zdecydowanie lepiej! Przemysł muzyczny staje się bezpieczną przestrzenią dla osób nieheteronormatywnych i to dzięki artystom, którzy walczyli o to na przestrzeni ostatnich dekad. Obecnie duże znaczenie mają także fani, którzy mogą wspierać i bronić swoich idoli w Internecie. Jednocześnie wytwórnie zdają się mieć mniejszą moc niż kiedyś. Mogę śmiało powiedzieć, że dziś orientacja seksualna nie stanowi żadnej przeszkody na drodze do osiągnięcia sukcesu. Udowadniają to chociażby Lil Nas X, Kim Petras, Chappell Roan, Sam Smith czy Billie Eilish. Publika ich kocha, biją rekordy popularności. Choć wiadomo – to jest z natury wybiórczy biznes – możesz być na topie, a za chwilę upaść na dno, więc pod tym względem branża jest na pewno bezlitosna.

 

Grałeś w Polsce kilka razy, a już 27 marca powrócisz do nas w ramach trasy promującej Polari”. Czego fani mogą spodziewać się po koncercie? 

 

Jestem niesamowicie podekscytowany, że znów wyruszam w trasę! Show będzie skupiało się na muzyce, na więzi z fanami, będzie wyjątkowe, intymne. Zaśpiewam wiele piosenek z Polari”, będą też oczywiście piosenki wcześniejszych albumów, również w odświeżonych wersjach. Nie mogę się doczekać powrotu do Polski!

****

Olly Alexander / POLARI 

27 marca / Warszawa / Palladium 


KUP BLETY NA KONCERT>

Wydarzenia LGBTQIA+ 2024 / ŚWIAT

 

🌈 Wydarzenia LGBT roku 2024: ŚWIAT

 

🇺🇸 „Skończę z tym transpłciowym szaleństwem. Oficjalna polityka USA będzie taka, że obowiązują wyłącznie dwie płcie” – powiedział prezydent-elekt Donald Trump. Podczas kampanii też często powtarzał transfobiczne slogany. Na poziomie stanowym dyskutowanych jest kilkaset antytransowych przepisów, a Sąd Najwyższy USA niebawem rozstrzygnie, czy można – jak to się stało w stanie Tennessee – zakazać tranzycji medycznej osób poniżej 18 roku życia. USA to najpotężniejsze państwo na świecie; to, co dzieje się w USA, „promieniuje” na resztę świata.

🏳️‍🌈 Równość małżeńska w maleńkim europejskim Liechtensteinie i w dużej azjatyckiej Tajlandii (66 mln mieszkańców) – kraju, który graniczy m.in. z dwoma krajami uznającymi homoseksualność za przestępstwo (Malezja i Myanmar). Tajlandia jest trzecim – po Tajwanie i Nepalu – krajem Azji z równością małżeńską.

🚫 Norwegia, Portugalia i Meksyk wprowadziły całkowity zakaz terapii konwersyjnych (mających na celu zmianę orientacji seksualnej/tożsamości płciowej). Łącznie już 14 krajów ma takie zakazy.

🇮🇶 Irak wprowadził karalność za homoseksualność (15 lat więzienia), karalność za „promowanie” homoseksualności, karalność za tranzycję medyczną (osób trans) oraz karalność dla „mężczyzn zachowujących się jak kobiety” (!).

🇧🇬🇬🇪 Bułgaria i Gruzja wprowadziły przepisy zakazujące – na wzór obowiązujący w Rosji – „promocji homoseksualności”, co oznacza, że publicznie o homoseksualności można mówić jedynie negatywnie (a więc np. pismo takie jak „Replika” byłoby nielegalne).

🇬🇭 Parlament Ghany (34 mln mieszkańców) przegłosował karalność za coming out i identyfikowanie się jako LGBT (3 lata więzienia), karalność za tworzenie i sponsorowanie organizacji LGBT (5 lat więzienia). Ustawa czeka na podpis prezydenta kraju. Sama homoseksualność już wcześniej była w Ghanie karalna (3 lata więzienia).

🇲🇱 Narodowa Rada Przejściowa w Mali (24 mln mieszkańców) niemal jednogłośnie przegłosowała karalność za homoseksualność i za „promowanie” homoseksualności. Przepisy czekają na zatwierdzenie przez wojskowe władze kraju

🇫🇷 Między styczniem a wrześniem premierem Francji był Gabriel Attal, najmłodszy (34 lata) i pierwszy jawnie homoseksualny premier tego kraju.

🎭 Coming outy: aktorki Chloe Grace Moretz i Jessica Gunning („Reniferek”), Brenda Biya, córka prezydenta Kamerunu (w którym homoseksualność jest przestępstwem), 81-letni Bruce Joel Rubin, scenarzysta, laureat Oscara za scenariusz filmu „Uwierz w ducha”. lesbijek o pochodzeniu polsko-żydowskim.

🎤 Jest wiele wokalistek – wyoutowanych lesbijek, ale gwiazda Chappel Roan w 2024 r. po prostu eksplodowała do pierwszej ligi popu. Good luck, babe!

🎥 Genialny film dokumentalny o tym, jak hollywoodzki gwiazdor Will Ferrell i jego transpłciowa przyjaciółka Harper Steele – świeżo po tranzycji i coming oucie – wyruszają w 16-dniową podróż przez całe Stany.

 

 

 

Wydarzenia LGBTQIA+ 2024 / POLSKA

 

🌈 Wydarzenia LGBT roku 2024: POLSKA

 

🏛️ Trwająca niemal cały rok duża publiczna i polityczna debata o związkach partnerskich, która w październiku zaowocowała gotowym projektem ustawy (gratulacje dla ministra Katarzyny Kotuli). Niebawem ma on zostać przyjęty przez rząd i jako projekt rządowy – trafić pod obrady parlamentu. W mającej większość koalicji najsłabszym ogniwem jest PSL, którego 30+ posłów i posłanek zagłosuje… nie wiadomo jak. O uchwaleniu ustawy mogą zadecydować pojedyncze głosy – dlatego parlamentarzystów PSL warto przekonywać do upadłego (może za wyjątkiem najbardziej twardogłowego Marka Sawickiego, który odmawiając dialogu z nami, powtarzając wytarte slogany – np. o tym, że dziecko powinno mieć matkę i ojca i pozostając głuchym na merytoryczne argumenty – zasłużył chyba na tytuł Homofoba Roku). Jeśli w maju wybory prezydenckie wygra kandydat LGBT-friendly, rok 2025 mamy szansę skończyć ze związkami partnerskimi w polskim prawie. Oby!

 

🏳️‍🌈 6 grudnia – otwarcie QueerMuzeum Warszawa. To dopiero trzecie takie muzeum w Europie i piąte na świecie! Jest nieduże, ale za to w samym centrum (ul. Marszałkowska 83). Gratulacje dla dyrektora Krzysztofa Kliszczyńskiego i całej Rady Programowej!

🚶‍♀️ Spór wokół warszawskiej Parady Równości, o którym najchętniej byśmy w ogóle nie pamiętali. Oby w 2025 r. był tylko wspomnieniem – a Parada niech rośnie w siłę (2024 r. był znów rekordowy, gdy chodzi o ilość Parad/Marszów Równości – było ich aż 44).

⚖️ 19 grudnia – pierwsze czytanie projektu nowelizacji kodeksu karnego, w myśl której orientacja seksualna staje się cechą chronioną, a dyskryminacja ze względu na orientację ma być ścigana z urzędu. To jeden z głównych postulatów LGBT – w 2025 r. ma szansę wejść w życie.

🗳️ W kwietniowych wyborach samorządowych aż sześć jawnych osób LGBT zdobyło mandaty radnych – rekord! Są to: Zuzanna Bartel – Radna Miasta Poznania [wywiad w 109. numerze „Repliki”], Kacper Błaszczyk (Aleksandrów), Jakub Janas (Wrocław) [wywiad w 110. numerze „Repliki”], Julia Klimkiewicz (Warszawa), Marta Magott (Gdańsk) [wywiad w 111. numerze „Repliki”]Aleksandra Owca (Kraków) .

🇪🇺 Do Parlamentu Europejskiego wysłaliśmy m.in. parę wyoutowanych gejów: Robert BiedrońKrzysztof Śmiszek.

📜 Pierwsze – niewczesne, ale ważne – zmiany na lepsze dla osób transpłciowych w polskim prawie. 3 października minister sprawiedliwości Adam Bodnar podpisał rozporządzenie, które nakazuje sądom załatwiać sprawy o uzgodnienie płci w trybie pilnym. Oznacza to skrócenie o wiele miesięcy oczekiwania przez osoby transpłciowe na nowe dokumenty już z właściwymi danymi.

🌟 Publiczne coming outy – m.in. Marcin Józefaciuk  (KO) [wywiad w 111. numerze „Repliki”], sędzia piłkarska Ewa Żyła [wywiad w 108. numerze „Repliki”], trener mentalny Jakub B. Bączek [wywiad w 107. numerze „Repliki”], aktorka Klaudia Janas [wywiad w 111. numerze „Repliki”], performer burleski Pony Boy (Piotr Gilbert Zwolski) [wywiad w 112. numerze „Repliki”], szef łódzkiego portu lotniczego Artur Fraj [wywiad w 110. numerze „Repliki”], para tancerzy Michał Kassin i Jakub Pursa [wywiad w 109. numerze „Repliki”].

📚 Sypnęło książkami napisanymi przez polskie queerowe kobiety: zadebiutowały Julia Durzyńska [wywiad w 110. numerze „Repliki”], Jay Szpilka [wywiad w 111. numerze „Repliki”], Beata Pytko [wywiad w 112. numerze „Repliki”], Aleksandra Kasprzak [wywiad w 112. numerze „Repliki”] i Kinga Sabak. Zaś królowa kobiecego queeru w literaturze – Izabela Morska – dała nam świetną „Trojkę”. Na rynku ukazała się również antologia „Pomiędzy światami”. To pierwszy tak duży zbiór tekstów i wierszy autorstwa Ireny Klepfisz [wywiad w 109. numerze „Repliki”] – jednej z najstarzych wyoutowanych lesbijek o pochodzeniu polsko-żydowskim.

📚 Wrocławska Nagroda Poetycka Silesius za najlepszy debiut 2023 roku jury Silesiusa uznało tom „UFOPORNO” biseksualnej Opal Ćwikły.

❤️ Kampania społeczna „Żyję z HIV” Fundacja Edukacji Społecznej dała nam m.in. znakomitego aktywistę Tomasza Markowskiego na okładce 110. numeru „Repliki”, z obszernym wywiadem a także z… pięknym nagim zdjęciem w naszym kalendarzu „Po prostu patrz” na 2025.

📖 Gdybyśmy mieli przyznać tytuł Książki Roku, powędrowałby on do „Primadonny”, biografii Bogusława Kaczyńskiego autorstwa Bartosz Żurawiecki oraz Aleksandry Kasprzak za „Wydrąż mi rodzinę w serze”. Tak, wiemy – nie jesteśmy obiektywni, bo to nasze redakcyjne osoby koleżeńskie! Ale obie książki warto przeczytać! Przekonajcie się samx! Natomiast specjalne wyróżnienie należy się książce „Odważne życie Eve Adams w niebezpiecznych czasach” Jonathana Katza, dzięki której odkryliśmy tytułową bohaterkę – niesamowitą ikonę lesbijską z Mławy.

✨ Kultura drag weszła do mainstreamu w postaci show TVN „Drag me out”, w którym błyszczały Adelon [wywiad w 95. numerze „Repliki”], Ciotka Offka [wywiad w 98. numerze „Repliki”], Gąsiu [wywiad w 104. numerze „Repliki”], Himera [wywiad w 107. numerze „Repliki”], Shady Lady [wywiad w 83. numerze „Repliki”] oraz zwyciężczyni – Twoja Stara [wywiad w 109. numerze „Repliki”]. Najstarsza polska drag queen Lulla La Polaca [wywiad w 108. numerze „Repliki”] opublikowała wywiad-rzekę „Żyć to ja potrafię”. Kiki Surprise i Valerie jako dwie pierwsze dragsy w polskiej historii stały się właścicielkami klubu (warszawska Galeria) [wywiad w 112. numerze „Repliki”]. A my, oprócz nagiego, zrobiliśmy drugi, dragowy kalendarz na 2025 r. – „Drag inwazja”.

📺 Błażej Stencel, aktor i wyoutowany gej, prowadzi w TVP „Koło fortuny” – normalna sprawa, ale jeszcze niedawno i przez całe lata – kompletnie nie do pomyślenia. Błażej zresztą idzie jak burza – jutro poprowadzi Sylwestra w Dwójce [wywiad w 111. numerze „Repliki”].

🎭 W Poznaniu odbył się pierwszy queerowy festiwal teatralny „Bliscy nieznajomi” zbierający spektakle LGBT z ostatniego sezonu. Kłaniamy się i trzymamy kciuki za dalszy ciąg!

👩 W Katowicach na przełomie kwietnia i maja odbył się „Lesbikon. Kongres Kobiet* Queer”, czyli dwudniowe święto queerowych kobiet* i osób kobiecych*, którego organizatorkami są: nasza zastępczyni redaktora naczelnego Małgorzata Sikora-Tarnowska oraz Anna Matras (bohaterka 105. numeru „Repliki”). Podczas tegorocznego kongresu odbyła się premiera magazynu „LesBiLans”.

 

Świąteczne filmy LGBT!

Niezależnie od tego czy obchodzimy święta czy nie, i tak atakują one nas z każdej strony. Nie dość że to okres wzmożonej aktywności katolików, czasem wymuszonych spotkań z dalszą rodziną, a nawet ponownych wejść do szafy, to jeszcze heteronorma intensywniej wyłazi z każdej szpary. Jeden z jej objawów? Z każdym rokiem, coraz liczniejsze świąteczne filmy romantyczne, praktycznie wszystkie będące ucieleśnieniem fantazji o bajkowej, obowiązkowo różnopłciowej, idyllicznej miłości. Na odtrutkę proponujemy zatem listę filmów okołoświątecznych przełamujących ten schemat. Znajdzie się coś i dla świętosceptyków i tych szukających naszych własnych, jak najbardziej ckliwych, fantazji.

Carol (2015)

Przegląd zaczynamy od filmu, który już zdobył status klasyka świątecznego. W tym lesbijskim romansie z 2015 roku (książka autorstwa Patricii Highsmith będąca pierwowzorem powstała już w 1952, ale została wydana wówczas pod pseudonimem), tytułowa Carol, grana zjawiskowo przez Cate Blanchett, to dystyngowana, bogata pani domu, ma dziecko i męża, ale właśnie jest w trakcie rozwodu. Podczas świątecznych zakupów spotyka Theresę, sprzedawczynię w domu towarowym (w tej roli Rooney Mara). Theresa doradza w zakupie prezentu dla córki. Carol w roztargnieniu (specjalnie?) zostawia swoje rękawiczki. Tak oto rodzi się okazja do rozpalenia się miłosnego ognia. Film to nie tylko mistrzowsko odegrany romans, ale także wizualny hołd dla lat 50.

Do obejrzenia: obecnie bez dystrybucji w Polsce [stan na grudzień 2024]

Olivia (1951)

Z filmu o latach 50. przenosimy się bezpośrednio do produkcji z 1951 roku. Choć „Olivia” nie jest filmem typowo świątecznym, to jedna z bardziej pamiętnych scen filmu, to właśnie bal bożonarodzeniowy. Wystrojone dziewczęta wykorzystują okazję, by popisać się swoimi talentami i kreatywnością. Część z nich zakłada konwencjonalne sukienki, część stroje typowo męskie, są paziowie, surduty, a nawet szkocki kilt! Dziewczyny stroją się nie dla panów, na balu nie ma ani jednego przedstawiciela płci męskiej, ale nikomu ich nie brakuje. Dziewczęta walczą o siebie nawzajem. Potencjalna nagroda? Niekoniecznie platoniczny walc.

Oglądaj „Olivię” już teraz na Nowe Horyzonty VOD: bit.ly/ReplikaOlivia [stan na grudzień 2021]

Do obejrzenia: obecnie bez dystrybucji w Polsce, dostępna z angielskimi napisami w YouTube’ie [stan na grudzień 2024]

 

 

Świąteczny szok (2020)

Osobom chętnym na lekkie historie miłosne o mniej dramatycznych emocjonalnych amplitudach przypominam o zeszłorocznym hicie, „Świątecznym szoku”. Abby (grana przez Kristen Stewart) zostaje zaproszona przez swoją dziewczyną Harper do jej rodziny na święta. To idealna okazja żeby w końcu się zaręczyć! Jedyny szkopuł? W połowie drogi Harper zdradza że w sumie, to nigdy nie wyoutowała się swojej rodziny, a żeby tego było mało, to Abby również z powrotem ma wejść do szafy. Uroczo, nie? Bonusowo, dorzucam również „Spencer”, kolejny film w którym Kristen Stewart musi jechać na Boże Narodzenie rodem z piekła rodem do konserwatywnej rodziny swojego partnera. Czyżby nowa tradycja? (Plus, oczywista boskość księżnej Diany nie jest jedynym queerowym wątkiem w filmie!)

Do obejrzenia: Netflix, Prime Video, iTunes [stan na grudzień 2024]


świąteczne filmy kanałów Hallmark i Lifetime (2020-21)

Jeśli jednak chcecie najbardziej ograne schematy i jak najmniej wiarygodne romanse, z pomocą przychodzą amerykańskie kanały Hallmark i Lifetime. Oba mające głównie konserwatywną widownią, co roku produkują przytłaczającą liczbę bożonarodzeniowych szmir (tylko w tym roku Lifetime wypuścił 30 nowych świątecznych filmów, a Hallmark aż 39)! Do 2019 wszystkie były bez wyjątku heteroseksualne, w 2020 oba kanały odważyły się wypuścić po jednym queerowym filmie, gejowskie „The Christmas House” (Hallmark) i „The Christmas Setup” (Lifetime). Eksperyment został kontynuowany i w tym grudniu premierę miały „The Christmas House 2: Deck Those Halls” (Hallmark) i lesbijskie „Under the Christmas Tree” (Lifetime).

Do obejrzenia: „The Christmas Setup” – Viaplay [stan na grudzień 2024]

[UPDATE 2024: Queerowe wątki na stałe zagościły w corocznych świątecznych produkcjach Hallmarka, m. in. w tytułach takich jak: „The Holiday Sitter” (2022), „Friends & Family Christmas” (2023), „Christmas on Cherry Lane” (2023). Lifetime w 2022 wyprodukował „A Christmas to Treasure”. Niestety żaden z tych filmów nie jest dostępny na polskich serwisach streamingowych]

Wieczny singiel (2021)

Z kronikarskiej powinności odnotowujemy premierę Netflixowej próby gejowskiej komedii romantycznej, czyli „Wiecznego singla”. Peter ma dosyć, że jego rodzina w każde święta wypomina mu status singla. Tym razem zabiera więc do rodzinnego miasteczka najlepszego przyjaciela, by razem udawać zakochaną parę. Niestety, jedynymi jasnymi punktami nowości są Jennifer Coolidge (jak sama mówi w filmie, cokolwiek nie zrobi, geje ją kochają – i ma rację!) i fakt że dzięki temu powstał materiał, w którym Trixie i Katya kąśliwie wyszydzają kolejne głupoty fabularne – nie dość że 5 razy krótsze, to jeszcze zabawniejsze.

Do obejrzenia: Netflix [stan na grudzień 2024]

The Bitch Who Stole Christmas (2021)

Będąc już przy drag queens, wspomnijmy o drugim graczu, który w tym roku postanowił dołączyć do zwycięskiej Hallmarkowej formuły – RuPaulu. „The Bitch Who Stole Christmas” to jego drugie foray w świat świątecznych speciali (choć o „RuPaul’s Drag Race Holi-slay Spectacular” pewnie wszyscy wolelibyśmy zapomnieć). Młoda dziennikarka modowa i pracoholiczka z Nowego Jorku zostaje wysłana przez Hannę Contour (RuPaul w dragowej wersji Anny Wintour) do małego miasteczka z obsesją na punkcie świąt. W obsadzie praktycznie tylko postacie z coraz rozleglejszego RuPaul Cinematic Universe. Czy warto? Jeśli przebolałeś wszystkie Drag Race’owe wyzwania z fabularnymi scenkami i nadal masz ochotę na ten film, to możesz tylko siebie winić za swoje decyzje życiowe, które cię sprowadziły do tego momentu (join me, it’s glorious here 😉).

Do obejrzenia: Wow Presents Plus (z angielskimi napisami) [stan na grudzień 2024]

Tangerine (2015)

Na koniec, dla odmiany coś dla osób, które mają przesyt słodkością świąt. Transpłciowa prostytutka, Sin-Dee Rella, właśnie zakończyła miesięczną odsiadkę. Jej przyjaciółka, Alexandra, też trans sex-workerka, zdradza jej, że Sin-Dee została zdradzona przez swojego chłopaka i alfonsa. Zaczynają się jego poszukiwania. „Tangerine” to film wręcz antyświąteczny, oglądając dziejące się w skąpanych światłem przedmieściach Hollywoodu wydarzenia, ciągle musimy sobie przypominać, że akcja filmu dzieje się w całości 24 grudnia. Nakręcony w całości na iPhonie, w estetyce surowego realizmu, nie stroni od humoru i przypomina że, tak jak jego bohaterki, świąteczne tradycje i zwyczaje możemy najzwyczajniej w świecie olać.

Do obejrzenia: niedługo ponownie w kinach (np. w Kinotece w Warszawie 29 grudnia) i na OUTfilmie, pytajcie się swoich lokalnych kin czy planują pokazy [stan na grudzień 2024]

UPDATE 2024

Smiley (2022)

W tym hiszpańskim serialu, zgodnie z klasycznym przepisem komedii romantycznych obserwujemy zderzenie dwóch światów. Alex, barman w queerowym barze w Barcelonie, spędzający praktycznie każdy dzień na siłowni, jest zmęczony pustką w relacjach opartych tylko na mięśniach. Nie mogąc pogodzić się z zakończeniem ostatniego związku, zostawia na poczcie głosowej długą romantyczną wiadomość, tyle że wskutek pomyłki numeru trafia ona nie do jego ukochanego exa, a do kompletnie obcego gościa – Bruna, architekta, inteligentnego, wykształconego i gardzącego kampową gejowską kulturą singla. Nuta romantyzmu w wiadomości skłania Bruna do oddzwonienia do nieznajomego i umówienia się na randkę. Choć przeradza się ona w kłótnię i panowie stwierdzają, że się nienawidzą, to i tak noc kończy się upojnym seksem. A to dopiero początek wspólnego love-hate zafascynowania. Czy „Smiley” jest przełomowe czy odkrywcze? W gatunku rom-comów niezbyt, ale to sprawnie napisana opowieść. W dodatku nie jest to tylko podmiana płci jednej z postaci w wielokrotnie powtarzanym schemacie, ale mocne osadzenie historii w realiach queerowego randkowania. Tło głównego wątku tworzą m.in. najlepsza przyjaciółka Alexa Vero, lesbijka w długoletnim związku, menadżer baru Javier (będący też drag queen Keeną), nieprzerwane notyfikacje Grindra oraz oczywiście magia świąt Bożego Narodzenia. Idealna rzecz do odpalenia na kojący wieczór. (recenzja z z nr 101/1-2 2023).

Do obejrzenia: Netflix [stan na grudzień 2024]

Rent (2005) + Rent: Filmed Live on Broadway (2008)

„Rent” był jednym z największych sukcesów Broadwayowskiego musicalu w latach ’90. To rock opera przenosząca klasyczną operę „Cyganeria” w świat nowojorskiej biedoty – „bezdomnych, elgiebetów, drag queens i punków” w czasach AIDS. To jedyne dzieło Jonathana Larsona, które udało mu się za życia doprowadzić na deski teatru, choć sam już nie zobaczył gotowego spektaklu razem z widownią. Zmarł dosłownie w dniu pierwszego preview musicalu z powodu błędnie zdiagnozowanego tętniaka rozwarstwiającego. Jego dziedzictwo żyje jednak nadal – „Rent” wystawiany był w Nowym Jorku bez przerwy przez 14 lat. Musical doczekał się adaptacji filmowej w 2005 roku oraz profesjonalnego nagrania wystawienia prosto z desek broadwayowskiego teatru w 2008. Sztuka wystawiana jest do dziś (także w Polsce), choć doczekała się także słusznej krytyki – w końcu w centrum sztuki teoretycznie o kryzysie AIDS jest dwóch białych hetero mężczyzn, a rewolucja głoszona przez bohaterów skupia się bardziej na niepłaceniu tytułowego rentu (z ang. czynsz) niż na walce z rządem ignorującym pandemię.

Do obejrzenia (film z 2005): Prime Video, iTunes, Rakuten.tv [stan na grudzień 2024]

Do obejrzenia (nagranie z Broadwayu z 2008): iTunes [stan na grudzień 2024]

RuPaul, „Dom ukrytych znaczeń” – przedpremierowy fragment autobiografii najsłynniejszej drag queen tylko dla „Repliki”

Poruszająca autobiografia najsłynniejszej drag queen na świecie! „Dom ukrytych znaczeń” przedstawia popularnego prowadzącego programu „RuPaul Drag Race”, jakiego nie znacie. RuPaul Charles – aktor, model, wokalista. Ikona drag i twórca kultowego programu  – zaprasza w niezwykłą podróż, w której hasła takie jak odkrywanie siebie, definiowanie własnej tożsamości i samoakceptacja nabierają głębszego sensu. Książka zawierająca nieznane fakty z życia gwiazdora oraz archiwalne fotografie z jego zbiorów. W księgarniach od 13 listopada!


 

„Nie tylko mama była całkowicie zdruzgotana tym rozwodem – z nami nie było lepiej. To był dla nas wstrząs. Renae, która nigdy nie wybaczyła matce, że ją w dzieciństwie odesłała do babci, wzięła stronę ojca. Na 16. urodziny ojciec zaprosił obie moje siostry na kolację i przyprowadził Betty. Kiedy wróciły do domu, a matka się dowiedziała, z kim świętowały, wpadła w furię.

– Wypierdalać z mojego cholernego domu!

Najpierw je wyrzuciła, a potem zawiadomiła policję, że uciekły, chociaż żadna z nich nie rzuciła szkoły ani pracy. Skończyło się na tym, że zaopiekowała się nimi ich szkolna psycholożka, Alfrieda. To była piękna kobieta o bardzo ciemnej skórze. Miała krótkie afro i ubierała się w modne ciuchy. Pamiętam jej lnianą meksykańską sukienkę w kolorach pomidorowej czerwieni, jaskrawej zieleni i kobaltowego błękitu. Alfrieda była naprawdę spoko i potrafiła być wyrozumiała, co doprowadzało moją matkę do pasji.

– To jest normalnie czarna wykształciucha – mówiła o niej gorzko.

Matce zawsze imponowało wykształcenie. Gdy byłem mały, poprosiłem ją, żeby mówiła do mnie RuPaul „Education” Charles. Śmiała się z tego bez końca, bo oczywiście przejrzała moją grę. Wiedziałem, co ceniła najbardziej i dlatego chciałem, żeby stało się to moim drugim imieniem.

Niestety nienawidziłem szkoły. Nie chciałem odrabiać lekcji. Wolałem się szwendać po okolicy z moim przyjacielem, Garym. Gary miał starszego brata, którego nazywaliśmy Junebug. Któ­regoś dnia Gary ukradł Junebugowi z kieszeni jointa. Poszliśmy na budowę na skraju kanionu, czyli przecznicę od mojego domu, usiedliśmy na skrzynce elektrycznej i zapaliliśmy skręta, krztusząc się od dymu. Po kilku minutach zacząłem się śmiać, a chwilę potem obaj rechotaliśmy, klepaliśmy się po plecach i turlaliśmy się po ziemi. I wtedy wszystko się zmieniło.

Poczułem się wolny, jak nigdy dotąd. Zniknęły wszelkie ograni­czenia. Radość, wcześniej we mnie stłumiona, nagle wydostała się na powierzchnię. Miałem wrażenie, że wreszcie wszystko wskoczyło

właściwe miejsce. Zyskałem potwierdzenie tego, co zawsze podejrzewałem: że życie jest po prostu jednym wielkim żartem, a jeśli bierzesz je na serio, to znaczy, że nie zrozumiałeś puenty.

Zaczęliśmy z Garym popalać, kiedy tylko się dało. Innymi razy przyczajaliśmy się pod marketem w dzielnicy Big Bear i czekaliśmy, aż przywiozą alkohol. Kiedy dostawca wnosił skrzynki do sklepu i nie zamykał ciężarówki, wskakiwaliśmy na skrzynię, łapaliśmy po butelce koniaku i z ile sił w nogach biegliśmy z powrotem w stronę kanionu. Potem wdrapywaliśmy się do domku na drzewie koło plaży Manzanita i opróżnialiśmy flaszki. Któregoś dnia wypiłem za dużo – doczołgałem się do domu, ukląkłem w łazience i zwymiotowałem.

Mama od razu wiedziała, co się stało.

– Widzisz skurwielu? Właśnie tak to się kończy! – podsumowała, gdy ja przywierałem twarzą do chłodnego sedesu.

Jeszcze innym razem wypaliliśmy za kanionem trochę zioła zmieszanego z łatwo wtedy dostępnym anielskim pyłem i pow­lekliśmy się do domu, ale gdy przyszło co do czego, nie mogłem trafić w furtkę naszego ogródka i w końcu przekoziołkowałem przez murek.

Mama wyszła z domu, przyglądając mi się podejrzliwie.

– Co ci jest?

– Nic. Jestem po prostu szczęśliwy – odpowiedziałem.

Nie drążyła tematu, ale na pewno czuła pismo nosem.

Pewnie każde z nas próbowało uciec od problemów na swój sposób. Renae w końcu na jakiś czas się przeprowadziła do ojca do Cerritos. Niedługo potem wstąpiła do lotnictwa. Renetta zakochała się chłopaku poznanym w szkole. Miał na imię Gerald.

Lubiłem go. W tamtym czasie otwierał mi oczy na roztaczające się przede mną możliwości. Był taki ambitny! Całkowicie skupił się na tym, żeby zostać przedsiębiorcą, a nie pracować dla kogoś innego. Był zawzięty, inteligentny i – tak samo jak ja – chciał od życia czegoś

W niedziele woził matkę, Renettę, Rozy i mnie po bogatej dzielnicy La Jolla. Gerald chciał się kiedyś dorobić pięknego domu i świetnego auta.

– Wow, popatrz tam! – wskazywała Renetta.

– Ja bym wolał tamten.

– Nie, ja bym chciała właśnie ten.

Mieszkali tam zamożni ludzie: Dr. Seuss, Jonas Salk, Efrem Zimbalist Junior. Jeździliśmy koło ich domów i czasem docierali­śmy nawet do Del Mar, żeby rzucić okiem na dom Desiego Arnaza. Wszystkie rezydencje były piękne, ale liczyło się też to, że zwiedzali­śmy je razem i że kładliśmy wtedy podwaliny pod naszą przyszłość. Czułem, że Gerald rozumie, czemu jest to tak ważne. On, tak jak ja, nie bał się marzyć.

Pobrali się z Renettą, gdy ona miała 17, a on 18 lat. Ślub odbył się w ratuszu, a przyjęcie – w domu rodziców pana młodego. Na ślubnych zdjęciach oboje mają afro, a ona jest w białej sukience ze sznurem pereł wokół talii. Matka zadzwoniła do Renae po ślubie.

– Chcę ci tylko powiedzieć, że twoja siostra wyszła dziś za mąż – rzuciła, jak gdyby nigdy nic. – A teraz siedzimy u Covingtonów i jemy tort.

Wykorzystała córkę, żeby przekazać wiadomość mężowi, pewnie po to, żeby go zawstydzić. Przekaz był jasny: „Twoja córka wzięła dziś ślub, a ty się nawet nie pofatygowałeś”.

Nowożeńcy zamieszkali w akademiku w La Jolla, bo Gerald studiował na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego. Na ścianie ich pokoju wisiało zdjęcie Sylwestra – piosenkarza disco. Leżał na szezlongu w ciuchach z satyny. Wyglądał luksusowo, dekadencko i kobieco. Podczas jednej z wizyt wskazałem zdjęcie.

– Kto to jest?

– Hm, Sylwester jest transwestytą z San Francisco. Czasem tu koncertuje – odparła od niechcenia.

To, co on wyprawiał, to było jakieś szaleństwo. To był czysty rock and roll. I chociaż miałem dopiero kilkanaście lat, doskonale rozumiałem, jakie to było ważne”.

Fragment pochodzi z autobiografii RuPaula „Dom ukrytych znaczeń”, która ukaże się 13 listopada nakładem wydawnictwa W.A.B. Przekład: Pola Sobaś-Mikołajczyk, Paweł Kozłowski, Leon Wieseń. Dziękujemy Wydawnictwu W.A.B. za jego udostępnienie.

Jen Beagin, autorka powieści „Szwajcara” – „Pisząc, chcę przede wszystkim dobrze się bawić”

Jen Beagin (ur. 1971) – amerykańska pisarka. Absolwentka Uniwersytetu Stanu Massachusetts w Bostonie oraz Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine. Przez lata pracowała jako sprzątaczka, co zainspirowało ją do stworzenia postaci Mony, bohaterki jej pierwszych dwóch powieści „Pretend I’m Dead oraz „Vacuum in the Dark. Jej najnowsza książka „Szwajcara właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarne. Rozmowa Małgorzaty Tarnowskiej

fot. Franco Vogt

Osią fabuły twojej najnowszej powieści „Szwajcara” jest romans Grety, biseksualnej amerykańskiej prekariuszki, z Flavią zamężną ginekolożką ze Szwajcarii, przez to nazywaną przez nią Szwajcarą. Obie poznają się  w nietypowych okolicznościach: małomiasteczkowy terapeuta zatrudnia Gretę, by spisywała treść jego sesji, i w ten sposób rodzi się fascynacja Grety Flavią, która jest jedną z klientek. Skąd pomysł na tę fabułę?

Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy się cofnąć 15 lat wstecz: dawno temu sama pracowałam jako transkrybentka w Nowym Jorku. Jedną z moich klientek była terapeutka zatrudniona w klinice onkologicznej, która sama pisała książkę. Wszyscy jej pacjenci chorowali na konkretny rodzaj nowotoworu. Spisując treść wizyt, zauważyłam, że potrafi im przerwać tylko po to, żeby wtrącić coś o swojej książce. To się zdarzało co pięć minut. Zadawała im też abstrakcyjne pytania, na które nie mieli jak odpowiedzieć, typu: „Powiedz w jednym zdaniu, czym jest miłość”. Była – moim zdaniem – fatalną terapeutką. Podczas pracy często ją wyklinałam.

15 lat później zaczynałam pisać „Szwajcarę” i zastanawiałam się, jaki zawód dać Grecie, żeby mogła pracować zdalnie. Wtedy przypomniałam sobie tę fuchę. Spodobała mi się wizja bohaterki ze słuchawkami na uszach, w bieliźnie, słuchającej, stukającej w klawiaturę i rzucającej głośne wyzwiska. Terapeuta z kolei musiał mieć w sobie coś z klauna. Pomyślałam, że zabawna byłaby sytuacja, w której terapeuta przerywałby osobie mówiącej o swojej traumie, żeby zmienić temat na własne problemy. I co, gdyby ubierał się, jakby szedł na orgię czy praktykował kundalini – które, jeśli tego nie wiesz, nie jest rodzajem makaronu, tylko boską kobiecą energią zwiniętą jak wąż w twojej czakrze korzenia? Co, gdyby Greta dostała obsesji na punkcie jednej z jego pacjentek? A gdyby ta pacjentka była ginekolożką i w dodatku mężatką, która nigdy nie przeżyła orgazmu? I tak dalej.

Czy w twoich wcześniejszych książkach, które nie zostały jeszcze przetłumaczone na język polski, też pojawiają się queerowe wątki?

Żadna z moich dotychczasowych bohaterek nie była do końca hetero, ale relacja romantyczna i seksualna dwóch kobiet została pierwszoplanowym wątkiem dopiero w „Szwajcarze”.

Jednym z głównych tematów książki jest przemoc seksualna i trauma. Flavia pada ofiarą agresji i próby gwałtu ze strony stalkera, Greta jako nastolatka przeżyła śmierć matki, która odebrała sobie życie w ich domu rodzinnym. Co cię skłoniło do podjęcia tego tematu kontekście romansu dwóch kobiet?

Szczerze mówiąc, już w punkcie wyjścia wiedziałam, że obie te bohaterki muszą być ciężko doświadczone przez życie, ale nie myślałam o ich traumach w kontekście ich romansu, a przynajmniej nie świadomie. Trauma i przemoc seksualna to tematy, ku którym skłaniam się w całej swojej twórczości, bez względu na orientację seksualną postaci.

Poruszasz te trudne tematy specyficznym językiem. Pełno w nim bezpośredniości, czarnego humoru i często niewybrednych skojarzeń. Nie tyle doprowadzasz dialogi do granic absurdu, ile raczej wydaje się, że te dialogi nie znają żadnych granic. Zawsze podchodzisz do trudnych spraw z humorem?

Odpowiem, podając przykład: w pierwszej kolejności napisałam scenę napaści na Flavię, jeszcze zanim ucieleśniłam literacko postać terapeuty – Oma. Przemoc jest w tej scenie brutalna, a cała sytuacja zatrważająca – przynajmniej dla mnie – musiałam więc dodać do książki nieco lekkości, żeby ten ciężar nie przeważył i jej nie pogrążył. Tej lekkości dostarczyła mi postać Om albo to, co określam jako „bąbelki” – czyli momenty, w których Om przerywa monolog Flavii, żeby zadać jej jakieś absurdalne pyanie albo palnąć głupi komentarz.

Były też fragmenty – często bywały to dialogi – które pisałam najpierw jako humorystyczne, a potem jako przeciwwagę dodawałam coś poważnego. Tym właśnie jest dla mnie pisanie: utrzymywaniem równowagi między radością i smutkiem.

Greta i Flavia nawiązują romans mimo ogromu dzielących ich różnic: psychologicznych, ekonomicznych, materialnych, stylu życia, wieku: starsza Greta żyje w niemal całkowitej izolacji, nie ma kariery, rodziny ani planów na przyszłość, podczas gdy młodsza Flavia jest mężatką, lekarką, wykształconą, bywałą i zamożną. Co twoim zdaniem sprawia, że pojawia się między nimi taka chemia?

Myślę, że na głębokim poziomie obydwie pragną mieć to, co ma tylko ta druga – ale nie zniosłyby, gdyby miały się do tego przyznać, bo są przeczulone na punkcie własnych osobowości. Osobowość Szwajcary nie daje przestrzeni na luksus użalania się nad sobą – być może dlatego jest taka ambitna. Wie, jak żyć dobrze, jak się ustawić, jak wyznaczać sobie cele, jak planować przyszłość to wszystko są umiejętności, które Greta podziwia, chociaż sama nie umie ich w sobie rozwinąć. I tak samo na odwrót – Szwajcarę pociągają wolność i samotność Grety, jej dystans do życia, umiejętność bycia w tu i teraz, niezależność od cudzej opinii. Greta jest w pewnym sensie dzika i przez to jest sama dla siebie zagrożeniem – i to też pociąga Szwajcarę. Chemia, o której mówisz, rodzi się między nimi na płaszczyźnie seksualnej, ale tego nie da się racjonalnie wyjaśnić, bo to nie jest racjonalne. Greta nigdy nie czuła silnego pożądania, zanim poznała Flavię, dlatego kiedy wchodzi z nią w romans, naturalnie cały czas chce się z nią kochać. Z kolei Flavia nie ma uporządkowanego stosunku do własnego ciała – po części dlatego trafia na terapię – i dopiero zaczyna przeżywać orgazmy. To dlatego ich relacja jest tak silnie seksualna. Na poziomie osobowości, ze względu na różnice, o których rozmawiałyśmy, łączy je przyciąganie i odpychanie. Wymiennie okazują sobie zainteresowanie i go odmawiają. Stąd cały dramat.

Seksualność bohaterek i bohaterów często jest pokazywana przez pryzmat społecznego odbioru. Przyjaciółka Grety bierze ją za lesbijkę, sama Greta zastanawia się, czy Om przypadkiem nie ma w sobie „homoseksualnej cząstki”… Same bohaterki raczej unikają jednak sztywnych definicji. Uważasz, że seksualność da się uchwycić?

Być może tak, ale gdyby moi bohaterowie i bohaterki byli jasno zdefiniowani, pisanie o nich mniej by mnie zajmowało. Książkę da się przeczytać w około 3 dni, ale ja pisałam ją całe 3 lata. A jeśli mam spędzić z tą samą grupą ludzi 3 lata, to chcę, żeby byli trochę… szaleni i nieuporządkowani. To bardziej mnie bawi, a pisząc, chcę przede wszystkim dobrze się bawić.

To prawda, że komplikujesz sprawę. Czytając, miałam silne wrażenie, że szeroko rozumiana seksualność jest dla twoich bohaterek głęboko ambiwalentna. Z jednej strony jest źródłem przyjemności – Greta i Flavia świetnie się dogadują w łóżku – z drugiej przemocy fizycznej i symbolicznej. Stalker i agresor Keith napadł na Flavię po tym, jak żona zotawiła go dla innej kobiety, na którą również napadł. W przypadku Grety wielokrotnie podkreślasz bifobię, która w pewnym sensie określiła jej życie. Te diagnozy brzmią bardzo aktualnie – i osobiście.

Najbliższe mojemu życiu jest doświadczenie bifobii, która spotyka Gretę, bo przypomina bifobię, której sama doświadczyłam. Obie dorastałyśmy, będąc wyśmiewane lub unieważniane przez heteryków, gejów i lesbijki, którzy uważali nas za niepoważnych, niezdecydowanych i fałszywych, którzy wydawali się sądzić, że wymyśliliśmy albo wynaleźliśmy sobie własną seksualność, że oszukujemy siebie samych albo innych co do naszych pragnień. I dlaczego nie możemy po prostu się zdecydować? Nic dziwnego, że Grecie przychodzi z trudem wziąć siebie albo kogokolwiek innego na poważnie. W ostatecznym rozrachunku myślę jednak, że o wiele głębiej niż wykluczenie zraniło ją odebranie sobie życia przez matkę. To dlatego jest jej obojętnie, czy przeżyje, czy umrze.

Czy te bardziej uniwersalne doświadczenia też są ci bliskie?

Tak, niektóre wątki fabuły rezonują z moim doświadczeniem jako kobiety miałam wiele osobistych doświadczeń z agresją, uzależnieniem, rozwodem, niewiernością i odbieraniem sobie życia, i podejmowałam wiele głupich prac. Włączenie tych tematów do pisarstwa pozwala mi nadać sens wielu różnym idiotycznym wyborom życiowym.

Niedawno ogłoszono plany stworzenia serialowej adaptacji „Szwajcary”. W roli tytułowej bohaterki zobaczymy Jodie Comer, czyli odtwórczynię roli biseksualnej asasynki Villanelle z serialu „Killing Eve”. Możesz zdradzić coś więcej na ten temat?

Niestety nie. Mogę powiedzieć tylko tyle, że uwielbiam Jodie!

Na koniec chcę cię zapytać o pojawiające się w „Szwajcarze” nawiązanie do Polski. W jednej z retrospekcji dowiadujemy się, że w czasach licealnych Greta pojechała z przyjaciółką do Krakowa, gdzie jeździły po wsiach wynajętym samochodem, mijając wozy zaprzężone w konie i pracownice seksualne. Odnoszę wrażenie, że to taka anty-Szwajcaria, Polsza (śmiech)

Piękne określenie(śmiech)

A ty sama byłaś kiedyś w Polsce?

Dawno temu, bo w 2001 roku, byłam w Krakowie, który bardzo ciepło wspominam. Pamiętam, że ludzie wydawali się albo głęboko zasmuceni, albo zakochani bez pamięci. Pary całowały się w parku na ławkach, a na rynku widziałam chyba z pięć ślubów, wszystko to w ciągu kilku dni. Chętnie bym tam wróciła.

Powieść Jen Beagin „Szwajcara” ukazała się w przekładzie Kai Gucio nakładem Wydawnictwa Czarne.

Iwona Skv – niegdyś połowa duetu Rebeka, teraz debiutuje solowym albumem

Z IWONĄ SKV, czyli Skwarek, niegdyś połową duetu Rebeka znanego m.in. z comingoutowego przeboju „Pocałunek”, a dziś solową wokalistką, która właśnie wydała debiutancki album „1986”, rozmawia Małgorzata Tarnowska

fot. Justyna Śmidowicz

Iwona Skwarek – piosenkarka, producentka muzyczna, kompozytorka i didżejka tworząca muzykę elektroniczną. Popularność zdobyła jako połowa elektronicznego duetu Rebeka, który po wydaniu trzech znakomicie przyjętych albumów zakończył działalność w 2020 r. W czerwcu br. ukazała się jej debiutancka solowa płyta „1986”, wydana pod pseudonimem Iwona Skv.

Jesienią 2019 r., u szczytu sławy duetu Rebeka, wyoutowałaś się jako lesbijka piosenką Pocałunek. Śpiewałaś: Tyle lat się boję pocałować cię na ulicy / Tyle lat się boję pocałować dziewczynę, którą kocham. W tym samym czasie ukazał się głośny comingoutowy wywiad z tobą w Wysokich Obcasach. Jak z perspektywy oceniasz tamten czas?

Piosenka i to, co się wokół niej wydarzyło, budzi we mnie złożone uczucia. Pamiętam, że obudziłam się dzień przed publikacją wywiadu w „WO” o piątej rano, strasznie przerażona tym, co narobiłam. (śmiech) Myślałam, że nie mam na to wszystko siły, spotka mnie hejt. A okazało się coś wręcz przeciwnego – dostałam bardzo dużo pozytywnych komentarzy, a tych negatywnych po pierwsze było mało, a po drugie były głupie. (śmiech) Ludzie dziękowali mi za zwyczajność i uchylenie rąbka tajemnicy na temat tego, jak wygląda życie osób nieheteronormatywnych w Polsce. Nie zdawali sobie sprawy z tego, ilu coming outów musimy dokonywać na co dzień – np. gdy idziemy do biblioteki i oddajemy książkę za swoją dziewczynę. Okazało się, że to odsłonięcie się – bo to nie było wyłącznie proste powiedzenie, że jestem lesbijką, tylko odsłonięcie się i opowiedzenie o swoim strachu – miało moc i wagę.

Czujesz ciężar tamtych wydarzeń, debiutując teraz, po pięciu latach solowym projektem?

I piosenka, i coming out miały ogromne znaczenie dla tego, co później się u mnie wydarzyło. Zrodziła się we mnie pewna świadomość, poczucie, że chcę o sobie powiedzieć głosem osoby queerowej. Poczułam, że bycie lesbijką jest ważną częścią mojej tożsamości. Rozpoczął się we mnie proces – przede wszystkim zaczęłam pisać słowa po polsku. Zaczynałam tworzyć „1986” w 2020 r., kiedy dużo się działo – wybuchła pandemia, potem Rosja napadła na Ukrainę, a przez cały ten czas zaostrzała się chora polityka ówczesnej PiS-owskiej władzy. Czułam, że to musi się wyrazić w polskim tekście, bo po angielsku umknie.

Pocałunek pomógł ci nabrać pewności siebie jako artystce?

W pewnym sensie tak. Koncerty z Rebeką po moim coming oucie w klubach miały trochę inną energię, nastąpił szał, który strasznie mnie zawstydził – ludzie krzyczeli, że dziękują. Było mi dziwnie z tym, że sama miałabym przyjąć te podziękowania, a jednak one były skierowane do mnie. Bartek Szczęsny (druga połowa duetu Rebeka – przyp. red.) oczywiście współuczestniczył w tym jako producent i muzyk, ale nie przeżywał tego tak, jak ja to przeżywałam. To był moment, w którym poczułam w sobie silną potrzebę, żeby jednak wziąć to wszystko na swoje barki. Zdecydowaliśmy z Bartkiem o zakończeniu działalności Rebeki w 2020 r., kiedy wybuchła pandemia. Miałam wtedy przed sobą dwie drogi: albo zrobić solową płytę, albo zrobić płytę z moim girlsbandem Shyness!. Oba te projekty były napoczęte. Wtedy wybrałam Shyness!, co pozwoliło mi zdobyć doświadczenie jako kompozytorce i producentce. Wzięłam odpowiedzialność za produkcję. Równolegle tworzyłam szkice swojej solowej płyty.

„Pocałunek i coming out utrafiły w moment, kiedy dużo osób podzielało lęk, o którym śpiewałaś. Ogromnie budujące było usłyszeć te słowa ze sceny. Na nowej płycie dużo śpiewasz o transformacji, np. w teledysku do premierowego singla Haiku widzimy symboliczną scenę spalenia ubrania. Czy to oznacza wyjście ze strachu?

Bardzo różnie. Ogólnie jestem osobą, która dużo się boi. (śmiech) Nie tylko rzeczy związanych z orientacją. Nie wiem, czy znasz to uczucie, ale kiedy wyprzedzam na autostradzie i inny samochód szybko podjeżdża od tyłu, od razu wpadam w panikę i muszę uciekać na prawy pas.

Jasne, to chyba naturalny odruch, zwłaszcza jeśli masz słabe przyspieszenie.

No właśnie. Wciskasz gaz do dechy i nic. (śmiech) Z tym strachem to jest tak – pozwolę sobie zacytować słowa jednego z bohaterów filmu „Dobrzy nieznajomi”: „Wszystko zmieniło się na lepsze, ale niewiele trzeba, żeby poczuć się jak dawniej. Znów na celowniku”. U nas w Polsce wprawdzie jeszcze nie mamy żadnych praw, ale powiedzmy, że mamy mały postęp – od PiS-u, pełnego nienawiści do osób LGBT+, przechodzimy do PSL-u, który proponuje nam związki partnerskie, ale z zakazem celebracji. Oni sobie jadą swoimi wypasionymi furami i my mamy szybko zjeżdżać na prawy pas, by im nie przeszkadzać w ich życiu, nie świętować swojej miłości, bo to oznacza, że muszą nas zauważyć i lekko przyhamować, by nas minąć. Mamy nie stwarzać problemu. Tak samo kiedy jakaś pani krzyczy do mnie z okna, że mam się, kurwa, odsunąć od swojej dziewczyny. Co prawda społeczeństwo się zmienia, coraz szerzej działają organizacje na rzecz osób LGBT+, są media społecznościowe, Marsze Równości i pewna odwilż w polityce – ale jest też zwykłe życie. Aktualnie współpracuję z gdańskim stowarzyszeniem Arbuz, które działa na rzecz osób narażonych na wykluczenie, i z tej racji dużo pracowałam w małych miasteczkach. Nadal można zaobserwować przepaść między otwartością na osoby queerowe w dużych i mniejszych miastach. Nawet w 2024 r. nie odważyłabym się być otwarcie nieheteronormatywną osobą w malutkim miasteczku w Polsce.

To bardzo złożone uczucia. Da się je wyczuć na nowej płycie.

Na wieloletniej terapii narzekałam, że nie mam o czym śpiewać, i terapeutka podsunęła mi pomysł, żebym zaśpiewała o swoich przeżyciach. Wtedy ukruszył się mur i runął wodospad tematów. Zrozumiałam, że mogę tworzyć muzykę o sprawach bliskich mnie. Uświadamiam to sobie dopiero teraz, udzielając wywiadów, bo ten proces był nieświadomy i intuicyjny. Zawsze byłam szczera na swój temat, ale na tej płycie odsłoniłam się w ekstremalnym stopniu. Jest bardzo intymna, co ponownie bardzo mnie przestraszyło. (śmiech) Znowu przyszłam z sercem na tacy do obcych ludzi.

W jaki sposób się odsłaniasz?

Na nowej płycie bardzo zależało mi na uchwyceniu zwyczajności. Chciałam, żeby była to opowieść o życiu, którego częścią jest bycie z dziewczyną, ale nie jest to głównym tematem. Jestem zmęczona tym światem, wymogiem nieustannej obecności w mediach społecznościowych, gdzie wszyscy muszą się chwalić swoim wspaniałym życiem. Czuję się osaczona przez tego typu treści. Chciałam zaśpiewać o przyjaciółkach, o gapieniu się w telefon, o zmęczeniu pracą i o tym, że nie mam kiedy ugotować dla mojej dziewczyny obiadu, bo nie mam na to siły.

Cały wywiad do przeczytania w najnowszym numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.

Irena Klepfisz – amerykańska poetka i lesbijka z Warszawy

IRENA KLEPFISZ – urodzona w 1941 r. w Warszawie. Amerykańska poetka, wydawczyni, akademiczka, feministka i lesbijka. Autorka antologii „Pomiędzy światami”, która właśnie ukazała się w języku polskim nakładem wydawnictwa słowo/obraz terytoria. Rozmowa Małgorzaty Tarnowskiej

fot. Wydawnictwo słwow/obraz terytoria

Urodziłaś się w 1941 r. w getcie warszawskim i zostałaś przemycona na aryjską stronę, gdzie ukrywałaś się a właściwie byłaś ukrywana, bo byłaś małym dzieckiem do końca wojny. Twoj ojciec, żydowski aktywista, zginął w powstaniu w getcie. Tuż po wojnie wyemigrowałaś z matką przez Szwecję do USA, gdzie od 1949 r. mieszkasz, piszesz, publikujesz i wykładasz. W 1973 r. wyoutowałaś się jako lesbijka. Co ten coming out zmienił w twoim życiu, które samo w sobie jest naznaczone tyloma, często dramatycznymi, zwrotami?

Coming out jako lesbijka wywołał w moim życiu rewolucję. Przestałam milczeć na temat mojej homoseksualnej orientacji – wobec rodziny, przyjaciół, generalnie wszystkich. Miałam 32 lata, byłam po studiach i dopiero co zaczęłam uczyć, kiedy straciłam pracę z przyczyn ekonomicznych – w USA były to czasy swego rodzaju depresji gospodarczej. Często nazywam je, za Dickensem i jego „Opowieścią o dwóch miastach”, najlepszą i najgorszą z epok. Najlepszą, bo coming out był porywający i wyzwalający. Miałam ogromne szczęście, ponieważ żyłam w Nowym Jorku – mieście tętniącym od ruchu gejowsko-lesbijskiego. Wokół mnie działo się tyle, że od razu znalazłam dla siebie społeczność, częściowo przez to, że przypadkiem natrafi ałam na kolejne osoby. Ta społeczność była bardzo zróżnicowana – byli tam Latynosi, Afroamerykanki, chrześcijanie, Żydówki. To był ten porywający i wyzwalający aspekt coming outu. Trudniejsze było to, że w momencie gdy sobie uświadomiłam, że jestem lesbijką, poczułam strach.

Zaczęła się ta najgorsza z epok? Dlaczego?

Mimo że nigdy wcześniej nie słyszałam homofobicznych wypowiedzi ani wśród mojej społeczności – społeczności ocalałych z Zagłady – ani wśród amerykańskich znajomych hetero, wiedziałam, że coming out wpłynie na moje relacje i pozycję. Skala homofobii, zarówno wewnątrz mojej społeczności, jak i w środowisku amerykańskim, była dla mnie szokiem. Wcześniej miałam wielu amerykańskich znajomych – po 1,5 roku od coming outu nie miałam kontaktu z nikim. Wszyscy jakby zniknęli. Nasze światy były rozłączne, mimo że wszystko to działo się 4 lata po tym, jak ruch gejowsko- -lesbijski nabrał rozpędu pod wpływem wydarzeń w Stonewall (w 1969 r. – przyp. red.). W roku 1973 coming out nie był łatwy, nawet w Nowym Jorku. Powtórzę: miałam ogromne szczęście. Nie byłam „jedyną lesbijką w małym mieście”. (śmiech)

Czy twoja społeczność, której częścią była również twoja matka, wraz z upływem czasu cię zaakceptowała?

Dorastałam wśród ocalałych z Zagłady, którzy przed wojną działali w Bundzie (robotniczej partii żydowskiej działającej do lat 40. XX w. w kilku krajach europejskich, w tym w Polsce – przyp. red.). Bund był ruchem świeckim, socjalistycznym i antysyjonistycznym, silnie zaangażowanym w zachowanie kultury jidysz. Moja tożsamość wywodziła się od nich i od tego ruchu. Byłam bardzo świadoma własnej żydowskości. Kiedy dorastałam, przyjmowałam kulturę jidysz bezrefleksyjnie, ale w miarę dorastania uświadomiłam sobie, jak bardzo jest krucha, i mój stosunek do niej się zmienił. W społeczności ocalałych, wśród której dorastałam i której częścią byłyśmy razem z moją matką, było bardzo niewiele dzieci. Byłam najstarszym z nich, więc wszystko robiłam pierwsza: pierwsza skończyłam szkołę, pierwsza obroniłam doktorat – to napawało wszystkich dumą. I pierwsza zrobiłam coming out. Moja matka była wściekła. Kiedy w latach 70. razem z trzema innymi lesbijkami założyłyśmy czasopismo „Conditions” („Warunki” – przyp. red.), feministyczny magazyn m.in. dla lesbijek, i pokazałam pierwszy numer matce, była tak przerażona, że powiedziała: „Irka, świat nie jest na to gotowy”. Minęło naprawdę dużo czasu, nim się z tym pogodziła, co było dla mnie bardzo bolesne. Nie mogła tego zaakceptować, była rozczarowana – chciała, żebym wyszła za mąż i jak wielu ocalałych, żebym miała dzieci. Toczyłyśmy o to spór przez wiele lat. Brzmi to absurdalnie, ale byłam z moją partnerką Judith Waterman przez prawie 40 lat i przez pierwszych 20 jej stosunki z moją matką były bardzo napięte. Dopiero później to się zmieniło i matka była w stanie odpuścić, a nawet czerpać radość z mojego związku.

Cały wywiad do przeczytania w najnowszym numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.

Edyta Janicka – lesbijska bookstagramerka

Z queerową, a w szczególności lesbijską bookstagramerką EDYTĄ JANICKĄ rozmawia Małgorzata Tarnowska

fot. Emilia Oksentowicz

Lesbioteka to twoj jednoosobowy projekt skupiony na popularyzacji literatury queerowej, a w szczegolności safi ckiej, w social mediach, głownie na Instagramie, a ostatnio też na TikToku. W jakich okolicznościach powstała?

Założyłam Lesbiotekę 1,5 roku temu, w październiku 2022 r. Czytałam wtedy książki nałogowo. Przygotowywałam ich recenzje na swój profi l w domowych warunkach: na stoliczku z Ikei ustawiałam parę kwiatków i cykałam fotkę. Najlepiej jeszcze, jak świeciło słońce, to mogłam uchwycić cienie w naturalnym blasku refl ektorów. (śmiech) Zero wkładu fi nansowego, zero przemyślenia. Napisana recenzja – opublikowane. Zorientowałam się, że bardzo podoba mi się rola recenzentki. Że to, że osoby piszą mi, że przeczytały książkę z mojego polecenia, sprawia mi ogromną frajdę i daje motywację. Natrafi łam na niszę – nikt się nią nie zainteresował i po prostu ją wypełniłam. Przypuszczam, że 90% moich obserwujących, a jest ich ponad 5,5 tysiąca, to queerowe kobiety. Brakowało informacji o lesbijskiej reprezentacji, brakowało miejsca z informacjami, kogo można obserwować – bo lesbijki celebrytki postują głównie o sobie samych i niesławnych dramach,(śmiech) brakuje podejścia bardziej kulturowego czy popkulturowego, czegoś bardziej na luzie i zahaczającego o sferę fantastyki i science fi ction, gdzie wiele osób znajduje reprezentację po raz pierwszy w swoim życiu. Tak było ze mną.

Kiedy pierwszy raz poczułaś, że brakuje ci reprezentacji?

Kiedy byłam młodsza, w podstawówce – jestem z rocznika ’00, więc to było ok. 2011 r. – i jeszcze nie wiedziałam, że jestem lesbijką, czytałam „Wiedźmina”, gdzie Ciri była w związku z Mistle. Miałam poczucie, że chciałabym przeczytać więcej takiej literatury, ale nie wiedziałam, jak o to zapytać bibliotekarkę w moim Poznaniu. Nie wiedziałam, gdzie szukać takich informacji. Dosłownie nic. Portal „Kobiety kobietom” wtedy w ogóle nie był mi znany – poznałam go dopiero później. Później, w technikum, kiedy zaczęłam odkrywać swoją tożsamość seksualną i zorientowałam się, że jestem lesbijką, od razu zaczęłam szukać reprezentacji, walidacji, potwierdzenia, że wszystko ze mną w porządku. Najpierw padło na seriale. Na pierwszy ogień poszło „Orange is the New Black”, potem było „Orphan Black”, „Wynnona Earp”… wszystko, co było z tym związane i na czasie. Czytałam książki, ale nadal czegoś mi w nich brakowało.

Aż do czasu, kiedy?

Aż do czasu, kiedy 3 lata temu wpadłam na powieść Isabel Sterling „Te wiedźmy nie płoną”. To była taka młodzieżówka, ja byłam już na nią trochę za stara, (śmiech) bo widziałam tam sporo przeróżowień, ale to dopiero przy niej zorientowałam się, że można pisać o lesbijkach i że lesbijki są w książkach. Miałam hard realisation time. Chciałam przeczytać więcej. Na początku znalazłam może pięć podobnych książek – nadal nie dało się znaleźć o nich konkretnych informacji i nie wiedziałam, gdzie ich szukać. Na forum „Kobiety-kobietom”, które już wtedy znałam, znalazłam sporo propozycji, ale one pochodziły z początku XXI w. –były to np. wydane jakiś czas temu książki Sarah Waters. Ale ja chciałam czytać coś stargetowanego na mnie, wydanego np. w zeszłym roku. W końcu stwierdziłam, że będę szukać informacji wszędzie – w opisach wydawców, w anglojęzycznym internecie, po recenzjach. Zaczęłam tworzyć, na własne potrzeby, w Excelu, bazę książek WLW (z ang. women loving women, czyli poruszającej wątki miłości między kobietami – przyp. red.), którą rozwijam do dzisiaj.

Cała rozmowa do przeczytania w najnowszym numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.