Aplauz dla Taishy flash

V edycja Festiwalu Drag Queens

 

Taisha Flash zwyciężyła w II turze festiwalu, wykonując „Applause” Lady Gagi      foto: Luka Lukasiak

 

Kochani, za nami piąta już edycja organizowanego przeze mnie Ogólnopolskiego Festiwalu Drag Queens. Kto 7 września nie bawił się z nami w Warszawie, tym razem w klubie Rasco, może żałować.

Jak co roku mam zaszczyt pełnienia funkcji Mistrzyni Ceremonii. Przygotowałam piosenkę „Roża” oraz dwadzieścia nowych kreacji, które miałam okazję zaprezentować publiczności – rola konferansjerki pozwala na szczęście wielokrotnie wchodzić na scenę!

W I turze festiwalu uczestniczki konkursu – było ich dwanaście – wykonywały wybraną piosenkę Kory i zespołu Maanam. Podziwialiśmy więc „Kory” w różnych odsłonach, zwykle zresztą niemających wiele wspólnego z oryginałem. Papina z fryzurą wampa szalała w rytm „Boskiego Buenos”, Serenity Demon przeżywała miłosny zawód w „To tylko tango”, Morning Glory uwodziła pijaczka w „Nocnym patrolu”, Britney Bitch z megafonem i w skórach „śpiewała” „O! Nie rob tyle hałasu”, Taisha Flash z demonicznym image’m przechodziła metamorfozy w „Szarych mirażach”… Goście mieli okazję podziwiać również Izę Savoya, Sellinę De Mellon, Morganę, Madame Bukiet, London oraz Czardaszkę.

Występy oceniało jury w składzie: Kinga Dunin, Monika Jarosińska, Mariusz Kurc i Bartosz Żurawiecki. Do drugiej tury zakwalifikowało się pięć drag queens. Zwyciężyła Taisha Flash, która w szczegółach dopracowała najnowszy singiel Lady Gagi „Applause”. Drugie miejsce zajęła Nikita, a trzecie – Serenity Demon. Cała trojka przyjechała na festiwal z jednego miasta – Wrocławia. Honoru stolicy dzielnie broniła Morning Glory, która została Miss Publiczności.

Imprezę uświetnili występami m.in. Monika Jarosińska, męska część jury (jako drag queens!) oraz Selena Saleene, ubiegłoroczna zwyciężczyni, która z gracją przekazała koronę Taishy Flash. Pierwszy raz wystąpiłam w listopadzie 2010 r. we wrocławskim klubie Scena, już niestety nieistniejącym. To był spontan. Dostałam propozycję i stwierdziłam: czemu nie? Spróbuję. Wymyśliłam sobie mroczny image, nawiązujący do starych horrorów – i połknęłam bakcyla. Bardzo cieszę się z wygranej. Ćwiczyłam mocno przed występem i opłaciło się! – powiedziała mi Taisha. Komplementowała też organizację festiwalu, ale ze skromności nie będę już tych słów przytaczać.

W każdym razie Rasco pękało w szwach, a afterparty trwało do białego rana. Tymczasem niektóre z moich młodziutkich „córek”, które przyuczam trudnego, dragqueenowego fachu, już obmyślają kreacje na przyszły rok. Do zobaczenia!

 

Tekst z nr 45/9-10 2013.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Selena Saleene

Najlepsza Drag Queen 2012, Królowa klubu Le Garage

 

Selena w klubie Le Garage, 25 sierpnia 2012 r.; foto: Bartosz Dziamski

 

Tytuły Drag Queen 2012 i Krolowej Le Garage otrzymała Selena Saleene na IV edycji Festiwalu Drag Queen, który odbył się 25 sierpnia w warszawskim klubie Le Garage. W imprezie wzięło udział 16 „dziewczyn”. Selena była bezkonkurencyjna. Jako jedyna otrzymała maksymalną liczbę punktów od każdego z jurorów/ek (w skład jury weszli: Kinga Dunin, Mariusz Kurc, Kazimiera Szczuka i Marcin Szczygielski).

W pierwszej turze konkursu uczestniczki wykonywały piosenki Beaty Kozidrak i Bajmu. Selena wybrała „Nagie skały”. W drugiej turze „zaśpiewała” „Le Hot Jazz”, znakomity numer Julie Andrews z filmu „Victor, Victoria”. Selena, czyli Sławek: Kino jest moją pasją, studiowałem filmoznawstwo. Uwielbiam „Victor, Victoria”, to zresztą film „branżowy”. Żałuję tylko, że nie miałem, tych przystojnych tancerzy obok siebie, jak Julie.

Ulatniali się

Sławek ma 26 lat, mieszka w Warszawie. Udział w IV edycji Festiwalu Drag Queen to jego powrót na scenę po trzech latach przerwy. Coweekendowe występy absorbowały mnie w pewnym momencie tak, że ledwo starczało czasu na pracę i musiałem w końcu powiedzieć: stop. Teraz życie zawodowe ma ustabilizowane (jest fryzjerem) i postanowił spróbować od nowa. Już planuje kolejne występy. Ulubiony repertuar? Mocny wokal i klimat lat 80. Bonnie Tyler, Whitney Houston, Małgorzata Ostrowska. Ale nie tylko. Przygotowuję kilka niespodzianek.

Pytam Sławka o ostracyzm niektórych gejów wobec drag queens, o którym co rusz się słyszy. Niestety, potwierdza: W klubach gejowskich często słyszałem rzucane za moimi plecami wyzwiska: „czupiradło”, „kurwiszcze”. Nie spotykałem się natomiast z docinkami w klubach hetero. Tam było raczej zaciekawienie i niedowierzanie, że pod tym strojem i makijażem jestem facetem. Właściwie to jedną z przyczyn mojego odejścia trzy lata temu były właśnie te uprzedzenia. Bycie drag utrudniało mi nawet poznanie chłopaka. Pierwsze randki – wszystko fajnie. Ale gdy mówiłem, że występuję jako drag queen, albo sam z siebie, albo po pytaniach typu: „dlaczego masz ogolone nogi?”, to jakoś szybko się ulatniali. Teraz stwierdziłem, że nie ma się co przejmować.

Suknia mamy

Sławek traktuje występy bardzo poważnie, profesjonalnie. Przygotowanie tych dwóch piosenek na festiwal zajęło mi prawie miesiąc, ale dało mi masę radości. Najpierw uczę się tekstu, potem ćwiczę mimikę twarzy przed lustrem, a następnie trenuję całą choreografię. Śmiesznie to musi wyglądać w moim małym mieszkaniu. Nie zawsze ćwiczę w pełnym „rynsztunku”, ale buty na wysokich obcasach nakładam, bo w nich się inaczej tańczy. Cały strój, makijaż, dodatki to mój pomysł, choć oczywiście znajomi doradzają; najbardziej koleżanka, która jest zawodową stylistką. A suknia, w której wystąpiłem na festiwalu, należy do mojej mamy. A propos: mama Sławka oklaskiwała syna w klubie Le Garage. Rodzice mieszkają daleko od stolicy, ale mama przyjechała na weekend z wizytą do Sławka i jego siostry. Ja przez cały wieczór tkwiłem w garderobie, a mama była z moimi przyjaciółmi i świetnie się bawiła. Rozpierała ją duma, gdy wygrałem. Pierwszy raz widziała mój występ na żywo. Taka mama to skarb, zauważam. No, tak, rodzina rzeczywiście mi się udała. To naprawdę ułatwia życie… Gdyby tata akurat był w Warszawie, też by przyszedł. Czekał na wynik konkursu pod telefonem i gratulował. Wiem, że to może wydawać się w polskich warunkach niezwykłe, ale w sumie chyba tak właśnie powinno być, nie?  

 

Tekst z nr 39/9-10 2012.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

68. Festiwal Filmowy w Berlinie 2018

Relacja z tęczowej perspektywy

 

„Tinta Bruta”. Mat. pras.

 

Brazylia, Argentyna, Chile, Paragwaj – w kinie LGBTQ na tegorocznym festiwalu w Berlinie (15-25 lutego) prym wiodła Ameryka Południowa. Nagrody Teddy, przyznawane od ponad 30 lat najlepszym filmom queer, przypadły dwóm obrazom z Brazylii. Za najlepszą fabułę uznano „Tinta Bruta” (reż. Marcio Reolon i Filipe Matzembacher), zaś za najlepszy dokument – „Bixa Travesty” (reż. Claudia Priscilla i Kiko Goifman). Był jeszcze inny brazylijski wątek: specjalną nagrodę jury otrzymał francusko-grecki film „Obscuro barroco” (reż. Evangelia Kranioti), którego narratorką jest Luana Muniz – ikona brazylijskiej subkultury queer.

W „Tinta bruta” młody gej z Porto Allegre zarabia na życie, pokrywając ciało fluorescencyjnymi farbami i występując „na żywo” przed kamerą internetową. Natomiast bohaterką „Bixa travesty” jest Linn de Quebrada, artystka trans z Sao Paulo, „głos queer mieszkańców faveli” (brazylijskich slumsów). Linn jest radykalna i bezkompromisowa; zwalczyła raka, znalazła akceptację w rodzinie, ma tłumy przyjaciół. Latynoską melancholię z „Tinta…” zastępuje w „Bixa…” południowy optymizm.

Poruszający był też prezentowany w sekcji Panorama argentyńsko- chilijski film „Marylin” w reżyserii Martina Rodrigueza Redondo Pedro. Delikatny Marcos, który lubi przebierać się w damskie stroje, jest tępiony i przez konserwatywną matkę, i przez brutalnych kolegów, i sąsiadów maczo. Coraz bardziej zamyka się w sobie i radykalizuje… Dramat Marcosa mógłby wydarzyć się, niestety, i na polskim podwórku.

Na Berlinale filmy queer są też w „mainstreamie”. Srebrnego Niedźwiedzia otrzymał Marcelo Martinessi, reżyser paragwajskiego „Las Herederas”. Występującą w nim Anę Brun uznano za najlepszą aktorkę. „Dziedziczki” to rzecz o długoletnim, niełatwym związku dwóch kobiet: Cheli i Chiquity. Na spotkaniu z dziennikarzami Martinessi i Brun mówili o kulturze maczo w swym kraju, o ignorowaniu prawa kobiet do samostanowienia. „To pierwszy film naszej kinematografii, który kluczowymi bohaterkami czyni kobiety” – stwierdził reżyser.

Na uwagę zasługuje też „The Happy Prince”, barwna opowieść o ostatnich latach życia Oscara Wilde’a, wyreżyserowana przez Ruperta Everetta. Ci, którzy pamiętają tego aktora tylko jako przystojniaka sprzed lat, mogą się rozczarować. Rupert nie tylko reżyseruje, ale również gra w swoim filmie – starzejącego się pisarza, który za wszelką cenę chce utrzymać się na powierzchni. Społeczeństwo i władze dbają, by „zboczeńcowi” do samego końca nie było lekko. Jak zwykle w filmach, których „dotknęło się” BBC, i tu dekoracje, kostiumy i plenery zapierają dech. Polskie akcenty queer w Berlinie? Brak. Gratulacje natomiast należą się po raz kolejny Małgorzacie Szumowskiej. Reżyserka, która pięć lat temu otrzymała Teddy za „W imię…”, tym razem wyjechała z Berlina ze Srebrnym Niedźwiedziem za „Twarz”. (Urszula Sikora)

 

Od redakcji: Tongariro, polski dystrybutor specjalizujący się w kinie LGBT, zakupił nagrodzone Teddy filmy „Tina Bruta” i „Bixa Travesty” – premiery w najbliższych miesiącach.

 

Tekst z nr 72/3-4 2018.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.

Bartosz Szarek poleca queerowe filmy na 21. edycji festiwalu Tofifest!

Międzynarodowy Festiwal Filmowy TOFIFEST Kujawy i Pomorze zadbał o odpowiednią selekcję tytułów poświęconych społeczności LGBT+, które podczas tegorocznej edycji będzie można obejrzeć w trzech różnych sekcjach: „Must See, Must Be”, „Niepokorne” oraz „Pokazy specjalne”. Wytypowaliśmy dla was trzy produkcje, które naszym zdaniem zasługują na szczególną uwagę. Oto one.

 

Moje stare

reż. Natasza Parzymies / 2023 / Polska

Zobacz stronę filmu

Ktoś kiedyś powiedział, że powinno się żyć tyle, na ile pamięć pozwala i jakie wyznacza nam granice. To subtelne u Nataszy Parzymies nawiązanie do bodaj najsłynniejszej z proustowskich rewelacji, magdalenki maczanej w filiżance herbaty, znajduje swój wyraz już na wstępie, w pewnym spocie telewizyjnym o „celebracji młodości i miłości”, który – o ironio! – cierpiąca na Alzheimera Ania (Dorota Pomykała) łapie w lot i postanawia przekuć w drogę. Dla schorowanej kobiety jest to impuls, który z miejsca łączy ją myślami ze swoją dawną, choć nieprzygasłą sympatią z lat młodzieńczych Zofią (Dorota Stalińska) i podsuwa pomysł, by wyrwać się z domu opieki, w którym przebywa, i ruszyć w ostatnią wspólną podróż po najwrażliwszych obszarach wspólnego życia.

Zadanie postawione przed twórczynią, ale i bohaterkami, nie należało do najłatwiejszych, gdyż jak tu mówić o poszukiwaniu straconego czasu, jeśli nie można przypomnieć sobie swojego imienia. Historia drogi Ani i Zofii ma u Parzymies dwa bieguny. Pierwszy obejmuje przebłyski pamięci, miłosnych uczuć, skrywanych namiętności. Drugi trawi postępująca choroba, która powoduje, że ich podróż – ta czysto fizyczna i ta objawiająca się odgrzebywanych strzępach i okruchach wspomnień, musi zakończyć się bezwzględną, totalną klęską.

Pomimo liryczno-tragicznej podszewki „Moje stare” to całościowo ciepła, prosta, wzruszająca szczerością historia opowiedziana klasycznym językiem filmowym. Między Stalińską i Pomykałą ewidentnie czuć emocjonalną chemię. Grają w sposób niewymuszony – subtelnie i z klasą. Ponadto wątek miłosny splata się tutaj w nierozerwalnym uścisku z nerwem poszukiwań „uprowadzonej” pensjonariuszki, co tym mocniej determinuje cel seniorek, dotarcie do Mielna i wsłuchanie się w szept pożółkłych stron ich dawnego życia. I choć finał jest rozpisany i wiadomy już od pierwszych scen, kibicujemy spętanym pragnieniami postaciom. Jesteśmy z nimi do końca. Przejmujemy się ich losem. Wzruszamy. Ale nie to jest w filmie Parzymies najpiękniejsze, lecz to, że koniec końców bohaterkom udaje się przywołać utracone momenty – dostrzec i zrozumieć tematy, których nie pojmowało się będąc młodym. I poczuć je na nowo.

 

Punch

reż. Welby Ings / 2022 / Nowa Zelandia

Zobacz stronę filmu

Jim (Jordan Oosterhof) to obiecujący smalltown boy, któremu marzy się wielka kariera bokserska. Na ringu czuje się jak ryba w wodzie, co znajduje odzwierciedlenie w konkretnych wynikach na szczeblu lokalnym. Trenuje go ojciec (Tim Roth), któremu wewnętrzne demony nie pozwalają być tym, kim chciałby być dla swojego syna. Butelka whisky, którą ma zawsze przy sobie, nie pomaga ani w budowaniu optymalnego reżimu treningowego, ani jakiejkolwiek dorosłej relacji z chłopakiem czy lokalną społecznością. Pewnego dnia Jim spotyka Whetu (Conan Hayes), młodego geja wiodącego żywot outsidera, a seria przypadkowych zdarzeń sprawia, że szybko wpadają sobie w oko. Jednak budowanie miłosnych relacji w małomiasteczkowym, przesiąkniętym testosteronem i homofobią świecie okazuje się znacznie bardziej złożone i niebezpieczne niż im się wydaje.

Welby Ings skupia się w całości na dwójce głównych bohaterów, pozwalając reszcie obsady spokojnie wtopić się w naturalistyczne tło. Nawet drugoplanowe wsparcie ze strony Rotha jako wyniszczonego chorobą alkoholową ojca – ścigającego się z terminalną chorobą, by możliwie najlepiej poprowadzić syna do kluczowej dla jego przyszłej kariery walki, to mocny, choć całościowo „niemy” akcent. Nie na tyle wyeksponowany, by mógł przyćmić centralne postaci. Z jednej strony twórca skacze po wątkach – z drugiej trzyma się narracyjnych ram. Jednak bez względu na liczne i nie zawsze uzasadnione fabularnie wtręty, Oosterhof i Hayes pozostają zawsze w centrum uwagi, tworzą pełne niuansów, autentyczne kreacje gęstniejące wraz ze wzrostem poziomu emocji na ekranie.

Niemałe wrażenie robi strona techniczna „Punch”, a konkretnie eteryczne zdjęcia Matta Henleya podane w niejednoznacznej, teledyskowej formie. Stanowią one z jednej strony żywe i na wskroś osobiste archiwum przeszłych zdarzeń każdego z bohaterów. Z drugiej, wykreowany na potrzeby filmu poetycki świat osadzony w nie do końca zdefiniowanej przestrzeni, uniwersalizuje całą historię i sprawia, że mogłaby wydarzyć się właściwie kiedykolwiek i pod każdą szerokością geograficzną. Brawa należą się Ingsowi również za to, że nie próbował za wszelką cenę wcisnąć własnej narracji w rama tzw. „teen movies”. Zamiast tego dostajemy bardzo intymne, soczyste, i przez to niezwykle ważne spojrzenie na młodość, rządzące nią prawa, eksplorację tematów tożsamości, ale i tego, co nierzadko należy poświęcić, by w pełni stać się tym, kim chcemy.

 

The Conductor

reż. Bernadette Wegenstein / 2021 / USA

Zobacz stronę filmu

„The Conductor” ukazuje serce i duszę muzyki klasycznej w ujęciu jednej z czołowych osobistości w dziedzinie dyrygentury – Marin Alsop. Ale to tylko jedna storna medalu. Druga celuje w rzeczywistość, z którą zmuszona była mierzyć się od najwcześniejszych dni – orężem nieustępliwości w stawaniu się lepszą i nieustawicznego forsowania swoich racji. Bernadette Wegenstein przybliża widzowi ten świat. Świat zdominowany przez mężczyzn, których różnorodne uprzedzenia wobec dyrygentek zamykały się w absurdalnej mitologii: braku fizycznej wytrzymałości, psychicznych i emocjonalnych predyspozycji, nie wspominając o wulgarnym uprzedmiotowieniu kobiet, konkretnie za ich fizyczność rzekomo „rozpraszającą słuchaczy podczas koncertów”. A to tylko czubek góry lodowej przytaczanych w dokumencie absurdów, z którymi artystka musiała się mierzyć na co dzień.

Wegenstein wraz z ekipą filmową towarzyszą Marin w trakcie i za kulisami najważniejszych i najwspanialszych koncertów: od „Czarodziejskiego Fletu” Mozarta w São Paulo, przez I Symfonię Mahlera w Lucernie, po „Mszę” Leonarda Bernsteina w Baltimore, kreśląc portret osoby większej niż życie, która nie tyle zmieniła oblicze sceny muzyki klasycznej, co w swojej dziedzinie przyczyniła się do niemałej rewolucji w kwestii równości płci i wzmocnienia pozycji kobiet na świecie.

Film zawiera intymne, nierzadko wzruszające wywiady z maestrą. Wgląd w jej prywatność, od kołyski po „tu i teraz”, archiwalne materiały z udziałem jej mentora Leonarda Bernsteina oraz relacje z kolejną falą młodych dyrygentek, którym Alsop przecierała szlaki. Ton, jaki twórczyni nadaje swojemu dokumentowi, podkręcany jest szacunkiem i uznaniem dla niebywałego talentu artystki, jej charyzmy, nadludzkiej determinacji i głębokiej miłością do muzyki klasycznej, co przełożyło się na obecny status nie tyle jednej z bardziej uznanych i rozchwytywanych kobiet z batutą w dłoni, co prekursorskich, wręcz epokowych w ogóle. Mimo niekwestionowanych zasług Wegenstein swoim filmem nie stawia Alsop pomnika. Stawia go przede wszystkim pasji, pracy nad sobą i nieustępliwości, które nierzadko otwierają nam drzwi do czegoś wielkiego. Nam, ale i tym którzy przyjdą po nas.

(Bartosz Szarek)

Agnieszka Pilacińska poleca queerowe filmy na 20. edycji Millenium Dosc Against Gravity!

Festiwal filmów dokumentalnych Millennium Docs Against Gravity co roku dba o odpowiednią reprezentację tytułów poświęconych społeczności LGBT+. W trakcie tegorocznej, 20. edycji tego wydarzenia, mogliśmy je oglądać zarówno w specjalnie dedykowanej sekcji „We’re Here, We’re Queer”, ale także w pozostałych segmentach.

Lyra

reż. Alison Millar / 2022 / Irlandia, Wielka Brytania

Oglądaj online na MDAG VOD.

Bohaterką dokumentu Alison Millar jest Lyra Mckee, dziennikarka śledcza i aktywistka, która została zastrzelona w kwietniu 2019 przez członka New IRA podczas relacjonowania zamieszek w Derry. Reżyserka opowiada o tragicznym wydarzeniu odkrywając przed nami niesamowitą osobowość Lyry, jej miłość do świata i troskę jaką otaczała ludzi. W swojej śledczej pracy, w większości dotyczącej konfliktu w Irlandii Północnej, związanych z nim zaginięć dzieci i tuszowania spraw przez władzę była nieustępliwa i rzetelna, niejednokrotnie zadziwiając otoczenie zebranymi dowodami. Wielokrotnie pisała o współczynniku samobójstw wśród młodzieży, wynikającym nie tylko z braku perspektyw na przyszłość, ale także homofobii związanej w głęboką religijnością regionu. Lyra, która sama była lesbijką, w archiwalnych materiałach wykorzystanych w filmie opowiada o ogromnym lęku, który zasiał w niej Kościół Katolicki strasząc ogniem piekielnym, a także stresie związanym z coming-outem – na szczęście obróconym przez matkę w najlepszy żart jaki można sobie w takiej sytuacji wyobrazić. Mckee walczyła o prawa mniejszości seksualnej, wierząc, że zmiany są w zasięgu ręki. Swoim ciepłem, wytrwałością i merytorycznym przygotowaniem błyskawicznie zjednywała sobie sympatię wszystkich dookoła. Alison Millar opowiadając tę historię, w zasadzie całą przestrzeń i głos oddaje Lyrze, dając widowni możliwość poznania – zbyt późnego – osoby, która nie tylko wierzyła w lepszy świat, ale także go współtworzyła.

 

Królowa nowojorskich kin porno / Queen of the Deuce

reż. Valerie Kontakos / 2022 / Grecja, Kanada

Oglądaj online na MDAG VOD.

Choć film w reżyserii Valerie Kontakos znalazł się w sekcji „Se_x work”, swoją tematyką oraz barwną bohaterką, pasuje także do wspomnianego „We’re Here, We’re Queer” oraz „Cinéma, mon amour”. Opowiada w końcu historię Chelly Wilson, która pod koniec lat 60. stała się pionierką gejowskiej pornografii w Nowym Jorku, a następnie właścicielką kilku kin (Eros, Venus, Capri, Adonis, Lido i Cameo). Początkowo w odkupionym za grosze Tivoli miała pokazywać produkcje greckiej kinematografii, jednak z powodu braku zysków zmieniła zarówno nazwę kina, jak i repertuar na treści „dla dorosłych”. Obracała się wśród artystycznej śmietanki i bardzo szybko zbiła majątek. Twórcy ją uwielbiali i nierzadko osobiście przynosili kopie swoich filmów. Choć Ameryka dała jej wszystko, co można sobie zamarzyć, drogę do niej wyznaczyła ucieczka z rozpoczynającej się w Europie II wojny światowej. Jako Żydówka greckiego pochodzenia zmagała się z zespołem ocalenia, czyli poczuciem winy za przetrwanie w momencie śmierci części narodu. Mimo że była dwukrotnie zamężna – raz z przymusu, drugi raz z miłości, nie ukrywała swojej homoseksualnej orientacji. Nowojorska bohema, kino jako sztuka przekraczania granic, a w końcu filmy wprost skierowane do mniejszości, były dla niej światem idealnym – wolnym w każdym tego słowa znaczeniu, na tle którego mogła lśnić jak diament.

 

Ukochane / Sweetling

reż. Eva Van Barneveld / 2022 / Niderlandy

Oglądaj online na MDAG VOD.

„Ukochane” Evy Van Barneveld opowiadają historię związku 76-letniej Hetty i 91-leniej Jeanne w najtrudniejszym dla nich momencie. U Jeanne postępuje demencja i jej młodsza partnerka coraz częściej pełni funkcję opiekunki. Jednocześnie cały czas mierzy się z myślami o zatrudnieniu do pomocy osoby trzeciej, co z jednej strony odbarczyło by ją z nadmiaru obowiązków, z drugiej mogłoby się stać zbyt stresującym czynnikiem dla i tak często zagubionej we własnym domu ukochanej. Film portretuje seniorską miłość subtelnie, ale też bezpretensjonalnie. W Holandii ich starość jest po prostu starością – nie mówi się o niej przez pryzmat orientacji seksualnej.  Homoseksualność traktowana jest całkowicie naturalnie, wyzbyta takich elementów jak homofobia i strach przez przed reakcjami otoczenia. Czułość, troska i miłość okazywane są wszędzie jako codzienne, potrzebne człowiekowi elementy jestestwa. Nie sposób nie spojrzeć na ten film z perspektywy Polski i tego, że takie sceny dalej zarezerwowane są tylko dla bezpiecznych przestrzeni: przyjaciół, znajomych ze środowiska, wspierającej części rodziny. Bijąca z filmu pogoda i ciepło każą też spojrzeć na ten etap życia inaczej, nie przez pryzmat narastających problemów zdrowotnych i komunikacyjnych, ale jako na czas, w którym można jeszcze tańczyć, jeśli tylko ma się przy sobie do końca kochającą osobę.

 

Casa Susanna

reż. Sébastien Lifshitz / 2022 / USA, Francja

Oglądaj online na MDAG VOD.

Sébastien Lifshitz to twórca publiczności Millennium Docs Against Gravity dobrze znany. W 2020 roku na festiwalu prezentowana była jego „Dziewczynka” opowiadająca historię siedmioletniej Saszy definiującej siebie w spektrum płci żeńskiej, mimo męskich cech płciowych. Reżyser skupiał się zarówno na bohaterce, jak i jej rodzinie, mierzącej się z nieznanym tematem, stojącej między miłością do dziecka, a społeczną presją i stereotypami. W swoim najnowszym dziele wraca do obszaru płci i przygląda tytułowemu domu Susanny, który w latach 50. i 60., kiedy cross-dressing był traktowany w Stanach Zjednoczonych jak przestępstwo, dawał schronienie mężczyznom eksplorującym kobiecą stronę swojej natury. Dla wielu z nich był miejscem pierwszych swobodnych rozmów, dającym możliwość noszenia damskich ubrań i makijażu bez strachu o reakcję otoczenia. Reżyser opowiada o tej bezpiecznej przestrzeni i jej społeczności za pomocą archiwalnych zdjęć, ale także oddaje głos dziś 80-letnim Diane i Kate, dla których Casa Susanna była ważnym przystankiem na życiowej drodze. Ich wspomnienia z okresu budzenia się świadomości, doświadczania wsparcia dającego odwagę do dalszych działań i tranzycji, zaskakują łagodnością i dojrzałością. O trudnym czasie mówią bez żalu, skupiając się na dobrych ludziach i chwilach, czyniąc ten dokument jednocześnie piękną, nostalgiczną podróżą po czasie przeszłym do miejsca, które wielu ludziom dało nadzieję i pozwoliło żyć życiem, o jakim marzyli.

(Agnieszka Pilacińska)