Katarzyna Aleksandrowicz – mama transpłciowej Leny

„(…) wywieźliśmy z Polski naszą transpłciową córkę. Córkę, która w wieku 4 lat została zwyzywana od pedałów i pobita w warszawskim przedszkolu przez dzieci” – napisała w 2022 r. KATARZYNA ALEKSANDROWICZ na swoim profilu na Facebooku. Post opublikowała w odpowiedzi na brutalną kampanię PiS-u, w trakcie której Jarosław Kaczyński szydził z osób transpłciowych, mówiąc m.in. że mogą one chcieć „zmieniać płeć” z godziny na godzinę, w zależności od widzimisię. Post Katarzyny polubiło blisko 25 tysięcy osób, a 11 tysięcy udostępniło. Z mamą obecnie 9-letniej, uczącej się dziś w szkole w Nicei Leny rozmawia Tomasz Piotrowski

fot. arch. pryw.

Gdy napisała pani tamten post, Lena miała 7 lat. Już wtedy wiedziała pani, że jest dziewczynką. Kiedy zaczęła pani to zauważać?

Lena zawsze była bardzo delikatnym dzieckiem, z którym są „problemy”. I nie mówię tu o problemach wychowawczych. Lena zawsze chciała nosić kolorowe, „dziewczyńskie” ubrania. Nawet gdy poszliśmy na kompromis kupienia bucików w neutralnym kolorze, to i tak stały potem w szafie. Dla mnie to był koszmar, bo ja nie znoszę chodzić po sklepach, szczególnie z dziećmi. A Lena po wejściu do sklepu biegła od razu do działu dla dziewczynek i o każdą rzecz była okropna walka. „Może nie różowe, ale z cekinami, OK?”. „Może nie spódniczka, ale kolorowe spodenki?” I tak stale kompromisy. Nie pozwalała też ścinać sobie włosów. Dzieci i tak potem krytykowały jej wygląd, a Lena to przeżywała. Miała w przedszkolu tylko koleżanki, nie chciała się bawić z chłopcami. Zmienialiśmy przedszkole pięć razy.

To były dla nas, dla mnie i męża, jakieś sugestie, ale wciąż nie braliśmy ich chyba jeszcze na poważnie. Przyznaję, że bardziej mieliśmy wtedy myśli, że może nasze dziecko okaże się homoseksualne.

Pięć razy zmienialiście przedszkole?

Tak, mieszkaliśmy w Warszawie i tylko pierwsze było publiczne. Tam był chłopiec, który bił wszystkich, łapał za głowę i walił nią o ścianę. Panie z przedszkola stwierdziły, że nie mogą z tym nic zrobić, bo on gra w popularnym serialu i tak odreagowuje stresy. Mówiły, że mamy małego celebrytę i właściwie powinniśmy się cieszyć. Nie cieszyliśmy się, poszliśmy do prywatnego przedszkola. Mieliśmy ten komfort finansowy, że mogliśmy sobie na to pozwolić, ale jak już pan wie – niewiele to zmieniło. W jednym z przedszkoli w 2019 r., gdy Lena miała 4 lata, została pobita przez inne dzieci i wyzwana od „pedałów i cip”. To był chyba najtrudniejszy dla nas moment.

Przerażające.

Trudno było się tam dostać – monitoring, mnóstwo zajęć dodatkowych, różne edukacyjne nowości. Miałam nadzieję że będzie bezpiecznie. Nie było. Zaczęło się od balu przebierańców. Lena koniecznie chciała być Myszką Minnie. Nie byłam już tym zdziwiona, ale czy się bałam? Bardzo. Przed balem uprzedziłam dyrektorkę, za co przebiera się Lena, prosiłam o uważność. Nie udało się, dzieci jej dokuczały. Mimo to Lena od tamtego momentu już zawsze chciała chodzić do przedszkola w spódniczce. Nie zawsze na to pozwalałam, kompromisowo godziła się, by brać ją do plecaka i mieć przy sobie. I było tylko gorzej, do przedszkola musiałam dzwonić już niemal codziennie. Dyrektorka oczywiście mówiła, że nie mają wpływu na to, co się dzieje, ale starają się zwracać uwagę dzieciom. Sytuacja skończyła się strasznie – na placu zabaw, gdy panie opiekunki siedziały w telefonach, na co niejednokrotnie skarżyli się wszyscy rodzice, Lena została pobita. Trzymało ją dwoje dzieci, trzecie biło, a pozostała grupka, w tym z młodszych grup, ją wyzywała. Gdy wróciła do domu, wszystko mi opowiedziała. Nikomu nie życzę takiej traumy.

Cały wywiad do przeczytania w najnowszym numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.