Aktor Michał Opaliński (m.in. „Tęczowa Trybuna”) opowiada o swych nienormatywnych seksualnie rolach, o byciu gejem na scenie i poza nią, o badaniach terenowych w darkroomach i o homofobicznym ataku w Carrefourze
Zdarzyło się, że z powodu homoseksualizmu omijały cię jakieś role?
To się odbywa na dużo subtelniejszym poziomie, np. słyszę, że jestem aktorem specyficznym. I co na to odpowiedzieć? To znaczy jakim? Pedałem? Ale mnie to nie obchodzi, na coś takiego odpowiadam: super, jestem specyficzny, mam inną wrażliwość, mogę zagrać role, których ktoś inny nie zagra. To jest ciekawsze w teatrze, szczególnie w obecnych czasach.
Cały czas pokutuje myślenie, miałem nawet o tym rozmowy z kolegami, że trzeba być twardym, cokolwiek to znaczy. Najgorsze, co może być – to, że na scenie widać po tobie „coś”. Ale co? Znam mnóstwo heteroseksualnych aktorów, którzy są bardziej miękcy, delikatni niż niejedna ciota. W szkole też usłyszysz, żeby chować wszelkie „przyruchy” pokazujące, że mógłbyś być innej orientacji niż heteroseksualna.
Cały wywiad Krzysztofa Tomasika z Michałem Opalińskim – do przeczytania w „Replice” nr 46