Lepiej z nami nie zaczynajcie

Daniel Michalski, czyli drag queen Charlotte mówi o wewnątrzśrodowiskowym hejcie na drag queens, na gejów przegiętych i pasywnych, a także o „heteroudawaczkach”, o własnej drodze na scenę i o pracy w PKP. Do rozmowy Mariusza Kurca przyłącza się Łukasz Wolny, współlokator Daniela, znany lepiej jako draq queen Aldona Relaks

 

Foto: Marcin Niewirowicz, niema.foto

 

Daniel, chciałbym porozmawiać nie tylko o tobie, ale również o wewnątrzśrodowiskowym hejcie skierowanym w stronę drag queens, ok?

Ależ, kochany, inaczej sobie nie wyobrażam. Ten hejt to jest główna sprawa, o której chcę gadać.

Tylko najpierw kilka słów o sobie? Jako drag queen Charlotte występujesz od…

W tym roku będzie 10 lat. Charlotte to już jest nie tylko drag queen, którą robię na scenie. Ja się z tą postacią w dużej mierze utożsamiam. Czasem mam wrażenie, że teraz to Daniel Michalski jest dodatkiem do Charlotte, a nie odwrotnie. Bo Daniel to właściwie tylko w pracy. Daniel ma swój uniform, a Charlotte swój. Jako Charlotte jestem drag queen, która nie tylko wykonuje jakieś tam piosenki, ale jest też działaczką. Mam emancypacyjną misję, by to nasze środowisko LGBT trochę ruszyć, wyciągnąć ze skorupek.

Jako Daniel Michalski w pracy masz uniform konduktora PKP Intercity.

Też już prawie 10 lat

A teraz, jak siedzimy u ciebie w kuchni i masz na sobie dres, to …

… to jestem Charlotte, tylko w męskich ciuchach (śmiech). Wiesz, nie chcę mieszać w głowach ludziom, bo z jednej strony to ja jestem zupełnie zwyczajnym gejem, ale z drugiej czuję się trochę jak osoba trans. Im dłużej żyję, tym bardziej dochodzę do wniosku, że nie chcę, by moja płeć biologiczna decydowała o tym, w jaki sposób mam mówić, co nosić, jak się zachowywać. Kobieta? Mężczyzna? Whateva! Bliska mi jest inicjatywa Jej Perfekcyjności – „Whateva” właśnie. Gdy byłem mały, mama skądś miała w domu sukieneczkę dla dziewczynki. Z taką radością tańcowałem w tej sukienusi, że… po tygodniu mi ją zabrała. Podczas dziecinnych zabaw w dom byłem zawsze mamą. U babci na wsi, jak zbieraliśmy się paczką dzieciaków, to byłem albo komendantką jakiegoś obozu, albo strażniczką w więzieniu, albo policjantką – zawody „męskie” u mnie były w wersji kobiecej. Byłem też stewardessą, megafonistką zapowiadającą pociągi. Uwielbiałem przebierać się za zakonnice, za Pipi Langstrumpf.

Gdy dorosłeś, myślałeś o korekcie płci?

Myśleć, to myślałem. Nawet czytałem fora osób transseksualnych. Ale nie. Akceptuję siebie takim, jakim jestem. Kulka szczęścia jestem.

Pamiętasz pierwszy występ Charlotte?

W Szczecinie, z którego pochodzę, w klubie Enigma robiłem Danę International „Viva la diva”. Ale tę historię trzeba zacząć wcześniej. Gdy zdałem sobie sprawę, że jestem gejem, to zacząłem czytać w internecie o tym. Dlaczego my jesteśmy tak nienawidzeni, wyzywani? Kopytka mamy i ogon czy co? Zakapowałem szybko, że ze mną jest wszystko OK, to raczej homofoby mają niepoukładane w głowach. Od razu ciotka- działaczka we mnie się obudziła, zapisałem się do Kampanii Przeciw Homofobii w 2005 r., stworzyłem jej szczeciński oddział. Miałem 19 lat, jeszcze do technikum chodziłem. Przecież jakby tak się wszyscy geje i lesbijki odkryli, to zaraz by reszta ludzi zobaczyła, że my tych kopytek ani ogona nie mamy. Trzeba tylko zachęcić do przełamania się. Zacząłem działać jawnie i w try miga wylądowałem na liście RedWatch jako wróg rasy czy czegoś. Pracowałem już wtedy jako kasjer w Geancie i udzieliłem krótkiego wywiadu lokalnej gazecie w Szczecinie. Przechodzę koło kas, patrzę, a tu przy każdej gazeta i na froncie moja buźka z napisem, że Daniel Michalski jest gejem i boi się, że go zabiją. Jezus Maria! Spanikowałem, że teraz to już na pewno mnie znajdą i na serio zabiją. Chciałem się zwolnić, iść do domu i nie wychodzić. Szefowa mi nawet radziła wziąć urlop bezpłatny. Wyoutowałem się mamie. Było w porządku, natomiast tata mnie wydziedziczył i zerwał kontakt. Zero kontaktu do dziś. Ochłonąłem w końcu po tym artykule. Jakiś czas potem pojechałem do Warszawy na jeden z tych „zlotów czarownic”, co KPH organizowała.

Chodzi ci o zwykłe spotkanie działaczy KPH, tak?

Właśnie mówię, że zlot czarownic ha ha ha. Wieczorem poszliśmy do klubu Rasco, a tam patrzę, stoi na scenie facet przebrany za babkę, robi Marylin Monroe. To była drag queen Lady Brigitte, jak się później dowiedziałem. Gapiłem się jak w obrazek. Wyglądała bosko, a publika, chyba sami geje, świetnie się bawiła, biła brawo. Żadnego hejtu. O ja pier…, jak mi się to podobało! O ja pier…! W Szczecinie odszukałem Andrzeja, czyli drag queen Sellinę de Melon, o której wcześniej coś słyszałem – i dawaj od razu, że ja chcę też wystąpić! Pomógł, poinstruował, no i poszło. Po tym pierwszym występie w Enigmie już do klubu jako Daniel nie poszedłem nigdy.

Co?

Serio.

A jeśli nie występujesz?

Nie szkodzi. Do klubu idę już tylko jako Charlotte. Przebieram się w domu, potem taxi, z powrotem też taxi, w domu się rozmalowuję.

Widziałem cię w akcji jako Charlotte kilka razy. Np. na afterparty po zeszłorocznej Paradzie Równości. Nie tylko wykonujesz piosenki, ale dużo rozmawiasz z publicznością, prowadziłaś też bardzo popularne „Bingo” w warszawskim Blok Barze. Potrafisz rozruszać salę. A sztuka drag queen polega na tym, by przybrać specyficzną postawę – takiej trochę „zdziry”, co to nie da sobie podskoczyć. Da się tego nauczyć?

Chyba nie.

Jako Daniel jesteś słodki, ciepły, do rany przyłóż. Jako Charlotte jesteś rozkoszną… zołzą.

Tak ma być. Trzeba upilnować ludzi przecież. Bycie grzeczną dziewczynką to nie jest styl drag queen.

Słyszałem, jak krzyczą w twoją stronę, jakieś przytyki padają – a twoje riposty zwalają z nóg.

Może to właśnie przebranie dodaje sił? To taka bardzo gruba skóra, przez którą nie można cię zranić. Słyszałem nieraz „Gruby jesteś, żaden cię ru… nie chce, to się przebierasz za jakieś dziwadło!” Potrafię wtedy puścić taką wiąchę, że ośmieszę gościa wobec całego klubu, już więcej nie próbuje. Do kuchni wchodzi Łukasz, współlokator Daniela, znany w środowisku jako drag queen Aldona Relaks, i włącza się do rozmowy:

Łukasz: Są też miłe zaskoczenia. Na imprezie Coxy weszło kilku takich wytatuowanych mięśniaków. Ja stoję w sukni, robię minę pewniaczki, ale myślę: „K…, zaraz oberwę jak nic”. A oni podchodzą: „Czeeeść, możemy sobie selfie z tobą zrobić? Będzie nam bardzo miło” I milusińscy, przytulają się, uśmiechy.

Daniel: Ale bywa i tak, że koleś podchodzi i tak niby w powietrze rzuci: „Ale paskuda”. Albo niby próbują dyskutować: „I po co się przebierasz, transwestyto?”

Dochodzimy do wewnątrzśrodowiskowego hejtu.

D: Czyli mogę już?

Mów.

D: Jak jestem na Paradzie, to nie mogę się opędzić od ludzi chcących sobie strzelić selfie ze mną. Bardzo to przyjemne. Tylko dlaczego potem słyszę, że cała dyskryminacja jest przez „takich jak ja”? Bo ja „psuję wizerunek”. Bo się nie zachowuję „jak normalny facet”. Co to w ogóle znaczy normalny? I kto to mówi? Geje, na których przecież też jest hejt. Wykluczeni są i wykluczają innych?! Wielu tak zwanych „męskich” gejów chce się koniecznie zapisać do grupy „normalnych facetów” i hejtują tych „odstających od normy”. Że niby to przez nas cała zła opinia o środowisku. A gówno prawda! Dla homofobów pedał to pedał, lesba to lesba – i nie ma co się starać ich za wszelką cenę zadowolić, bo i tak się nie uda. Już teraz oni mówią: nie obnoście się! A widzisz jakichś gejów, którzy się „obnoszą” na ulicy? Bo ja widzę tylko hetero się obnoszących. Więc dla mnie ci „męscy” geje hejtujący przegiętych, czy drag queens, to są takie heteroudawaczki.

Znam przypadki, że nawet przegięty gej, który nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest przegięty – hejtuje innych przegiętych. A z drugiej strony, nie wszyscy ci, którzy hejtują, to są zaraz „heteroudawaczki”. Niektórzy z nich nie udają hetero, są wyoutowanymi gejami.

D: Wyoutowanymi może i są, ale czy się akceptują do końca, czy pozwalają sobie na bycie sobą? Mam wątpliwości, myślę, że raczej się pilnują ciągle, by ten przysłowiowy mały paluszek nie odstawał podczas picia z filiżanki. Też grają. To jest też teatrzyk – na użytek heteromatriksu. Strasznie mnie też wkurza pogarda w stosunku do pasywnych gejów. Że niby aktywny, to ten bardziej „męski”, więc lepszy – paranoja! Przepraszam, ale w moim homomatriksie dawanie de jest OK! A w ogóle jak jesteś drag queen, to twoje szanse na znalezienie partnera drastycznie spadają – każda drag queen ci to powie. Facetom się chyba wydaje, że skoro występujesz jako laska, to do łóżka też pończoszki zakładasz. Nie mam nic przeciwko pończoszkom, żeby nie było – ale to nie tak działa. Na portalach mam profil jako Charlotte i regularnie się zdarza, że mnie blokują albo wysyłają wiadomości z hejtem.

Ł: Ci „męscy” geje myślą, że jeśli tylko się postarają, to homofoby uznają ich za „normalnych” a nie zboczeńców. A ch…! Dla części społeczeństwa nigdy nie będzie normalny facet, który lubi seks z drugim facetem. (w oryginale padło znacznie bardziej dosadne określenie, które Aldona jednak wykreśliła przy autoryzacji) Wykluczać się wzajemnie w ramach wykluczanej grupy? No, po prostu witki opadają.

D: Oni pojęcia nie mają, że wśród tych, co zrobili rewolucję w klubie Stonewall w 1969 r. było sporo osób trans, sporo drag queens. Te pogardzane „przegięte cioty” to są często ludzie psychicznie silni i odważni, bo swoje przeszli w życiu.

Ł: Na tej naszej tęczy powinno być miejsce dla wszystkich – tych przegiętych, tych w kobiecych ciuchach, tych ze „zwichniętym nadgarstkiem”, tych w rurkach i z cienkimi głosikami, tych co lubią szpilki. I dla wytatuowanych mięśniaków w skórach też. I dla tych wszystkich „zwyklaków” też.

D: I dla tych z piórami w tyłku też! (śmiech) Nigdy w życiu nie widziałem geja z piórami w tyłku – a od tych „normalnych” wciąż o nich słyszę. Aż muszę w końcu zamówić taką suknię chyba, co by miała pióra na tyłku – żeby zadowolić te fantazje.

My tu ciągle o facetach, ale wśród lesbijek, zdaje się, występuje podobne zjawisko.

D: Myślę, że tak. Pewnie jest jazda, by być jak najbardziej „kobiecą”. Ale to musisz pogadać z lesbijkami. Ja akurat jestem bardzo kobieca ha ha ha.

Chłopaki, a wy jesteście parą?

D: (uśmiech) Wszyscy o to pytają, bo tak się wydaje, ale nie. Bracia jesteśmy co najwyżej. Albo raczej siostry!

Mieszkacie razem.

D: Od trzech lat. Dobrze nam. Sąsiedzi nas znają, pani z warzywniaka obok nie wierzy, że nie jesteśmy parą, bo jak robię u niej zakupy, to zawsze z karteczką napisaną przez Łukasza. Ona nawet wie, że Łukasz to Aldona. Super babka.

Łukasz, a twoja droga do bycia drag queen?

Ł: Wszystko przez Michalską. (Daniel uśmiecha się triumfalnie i dodaje: A przy Aldonce to Charlotka też skorzystała – wyładniała, a może nawet schudła?) Ja się makijażem interesuję, to mnie kręci. Też jestem ze Szczecina. Spiknęliśmy się na urodzinach klubu Love. Wspólna koleżanka zaczęła nam szyć ciuchy… No, i występuję. Choć wolę być drag queen–DJką niż drag queen– „piosenkarką”, czaisz? Lubię grać kawałki dla ludzi, lubię organizować imprezę, rozmawiać z gośćmi, stać i „uświetniać”, same występy na scenie to mniej.

Jako Aldona jesteś duuuża i wysoka jak wieża.

Ł: Jak idę w tłumie, to widzę z góry, jak się kolesie rozstępują przede mną. (śmiech)

D: Aldony się boją! Aż miło patrzeć – przed laptopami czy telefonami to mają odwagę hejtować, ale na żywo już mniej. Podoba mi się, jak takie chojraki nagle tracą rezon. Spoglądam z góry – bo na koturnach też jestem niemała – i „co teraz, kotuś? Lepiej ze mną nie zaczynaj!” – i trzepoczę doklejonymi rzęsami. Są takie drag queens, co zrobią wszystko, by tylko zadowolić publiczność najprostszym sposobem. Włożą perukę, pożyczą sukienkę od koleżanki, poskaczą do „Hej, sokoły” i myślą, że to tyle. A ja wolę sobie publiczność urobić, zagrać coś nieoczywistego i zaaresztować ich postawą, że „Ja tu rządzę!” (śmiech)

Jak wybieracie piosenki?

D: Biorę z playlisty od Aldony.

Ł: Lubię techno, jakieś zakręcone elektroniczne brzmienia.

Typowych div gejowskich nie macie w repertuarze. Lizy Minnelli czy Gagi nie robicie.

Ł: Ja nigdy właściwie.

D: A ja rzadko… Danutę Rinn robiłem, Kate Bush… Podpatruję zagraniczne drag queens, np. Vicki Vox – ten utwór bez słów, z dziwacznym śmiechem.

Twój popisowy numer, wystąpiłaś z nim na wyborach „Mister Gay Poland 2016”.

D: To są trochę inne klimaty niż typowe divy.

Daniel, mogę jeszcze o pracy? Słyszałem o twoim sukcesie, ale też jakiś czas temu o problemach.

D: Problemy to dawno temu i nieprawda. To znaczy prawda, ale już wszystko naprawione. Kiedyś paru współpracowników się mnie czepiało, docinki były, „zakaz pedałowania” mi ktoś napisał na szafce i takie tam. Robert (Biedroń, ówczesny szef Kampanii Przeciw Homofobii) i Marta (Abramowicz, ówczesna wiceszefowa KPH) napisali pismo do PKP i od tamtej pory – spokój.

W zeszłym roku dostałeś Kryształ Intercity 2016.

D: To jest nagroda przyznawana pracownikowi PKP od współpracowników w głosowaniu.

Czyli jesteś najbardziej lubianym pracownikiem PKP Intercity?

D: Można tak powiedzieć.

Gratulacje!

D: Dziękuję. Niektórzy mówią, że to jest dla wszystkich gejów w PKP. (śmiech)

Masz w pracy kolegów gejów?

D: Oj, sporo, kochany! (Daniel robi wielkie oczy)

Daniel, o co chodzi z tym, że zagroziłeś na FB, że nie pójdziesz na Paradę?

D: Zaczęło się od tego, że Dawid i Jakub, ci, od clipu Roxette (patrz: strony 8-11 – przyp. red.), powiedzieli coś niemiłego o drag queens w wywiadzie dla natemat.pl. Nie o mnie personalnie, tylko o drag queens w ogóle, właśnie w stylu, że psujemy wizerunek. Potem dowiedziałem się, że oni współpracują przy Paradzie i mnie trochę wkurzyło, że to co teraz? Drag queens będą niemile widziane na Paradzie? Ale już sobie wszystko wyjaśniliśmy, już jest OK. – chyba zresztą widać po naszych fotkach, co? Chłopaki są spoko. Pójdę na Paradę oczywiście, jak mam nie pójść?! W styczniu ruszył w sieci videoblog drag queen Charlotte.

Tekst z nr 65 / 1-2 2017.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.