Violette (2013, Francja), rez. M. Provost, wyk. E. Devos, S. Kiberlain; dystr. Aurora Films; premiera w Polsce: 15.08.2014
Kobieca fala francuskiego kina. Film opowiada o życiu Violette Leduc, nieheteroseksualnej pisarki z otoczenia Simone de Beauvoir, Jeana Paula Sartre’a i Jeana Geneta. Intymny, skupiony wokół emocji raczej niż zdarzeń. W jednej z pierwszych scen Violette pisze pierwsze zdanie swej pierwszej książki: „Moja matka nigdy nie wzięła mnie za rękę”. Smutno ciąży ono nad całym filmem i całym życiem Violette. Wiecznie dziko spragnionej, błagającej o miłość, odrzucanej, samotnej aż po granicę zdrowia psychicznego. Znamienne, że pierwszą książkę nazwała „Zaczadzona”, a kolejne: „Wygłodniała”, „Bękartka”. Simone de Beauvoir wspierała ją pisarsko i intelektualnie, zabiegała o los jej feministycznej prozy także materialnie, ale poza tym traktowała ją chłodno, okrutnie. Pisała o niej „kobieta z końską twarzą”. Violette cierpiała. Zakochana w Simone poświęciła temu gorącemu uczuciu ryzykowną powieść-wynurzenie, która podobnie jak debiut, nie spotkała się z uznaniem. Dopiero „Bękartka” przyniosła sławę, ciągle jednak była to sława w cieniu de Beauvoir, która napisała do niej wstęp i udzielała o niej wywiadów. Przekonywała, że Leduc jest wielka, gdyż odważa się podjąć tematy nietknięte: kobiecą zmysłowość, erotykę ponad tożsamością seksualną, aborcję. Czy dziwi, że w powojennej Francji bano się takich zagadnień? A we współczesnej Polsce? Leduc wciąż jest u nas nieznana. Może po premierze filmu ktoś zainteresuje się tą niezwykłą twórczością i wreszcie dostaniemy „namiętną Violette” po polsku? (Marta Konarzewska)
Tekst z nr 50/7-8 2014.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.