Wybory… wstydu?

Wtłaczają w nas wstyd z powodu tego, kim jesteśmy, odmawiają nam praw. „Pedały, lesby, homosie, zaraza, zboczeńcy” – słyszymy. Czy ten wstyd zadecyduje za nas w wyborach prezydenckich? Czy może dumnie wrzucimy do urn kartkę z naszymi postulatami?  

Tekst: Piotr Mikulski

 

Robert Biedroń – pierwszy jawny gej startujący w wyborach prezydenckich w Polsce, a jednocześnie jedyny kandydat, który popiera wszystkie postulaty LGBTIA

 

Każda osoba LGBTIA wyrasta we wstydzie – rodzina i społeczeństwo, nawet w przypadku bardziej akceptujących społeczeństw Europy Zachodniej, wtłaczają w nas wstyd z powodu tego, kim jesteśmy. Ten wstyd rzutuje na nasze wybory – karierę, związki, na to, że masowo siedzimy w szafach i na to, że będąc liczną grupą wyborców nic tak naprawdę nie osiągnęliśmy po 1989 r. w aspekcie równych praw.

Przed nami wybory prezydenckie, które mają szansę zatrzymać świetnie naoliwioną maszynkę PiS-u zdolną do przepychania skandalicznych ustaw, w tym wymierzonych w nas samych. Jak w tych wyborach zachowamy się my – wyborcy LGBTIA? Dysponujemy siłą półtora miliona głosów, to potencjał zadecydowania o 8-9 pp w wyborach. Skorzystamy z niego?

Nie ma głosów „zmarnowanych”, czyli fakty i mity o ordynacji

Ordynacja w wyborach prezydenckich znacząco różni się od tej w wyborach parlamentarnych, europejskich czy samorządowych. Po pierwsze wybory prezydenckie odbywają się w dwóch turach (chyba że w pierwszej jeden kandydat zdobędzie ponad 50% głosów, co jednak w polskiej polityce po 1989 zdarzyło się tylko raz – druga kadencja Kwaśniewskiego). Do drugiej tury przechodzą ci, którzy zdobyli dwa najwyższe wyniki w pierwszej turze. Po drugie, nie obowiązuje próg wyborczy, co oznacza, że nie ma głosów „zmarnowanych”, ani związanej z tym premii dla najsilniejszego, która z kolei jest w wyborach do Sejmu i przekłada się na dodatkowe mandaty dla zwycięzcy. W pierwszej turze nie ma więc sensu głosować „taktycznie” na osobę, ktorej sondażowe wyniki dają największe szanse na przejście do drugiej tury. W pierwszej turze warto głosować na tę osobę, do której programu jest nam najbliżej.

Warto tak głosować również po to, by nasz światopogląd był możliwie najmocniej reprezentowany w drugiej turze. Najprościej oczywiście byłoby, gdyby nasz kandydat do drugiej tury przeszedł. Jeśli się to nie uda, ale nasz kandydat zdobędzie dużo głosów w turze pierwszej – tematy, które są dla tego kandydata ważne i charakterystyczne, nie będą mogły być zignorowane w turze drugiej, szczególnie przez kandydata/tkę „challengera”. Często bowiem kandydaci z pierwszej tury z dobrym, lecz niewystarczającym wynikiem, rekomendują swoim wyborcom, na kogo oddać głos w drugiej turze. Zdarza się, że zanim to zrobią, uzyskują deklarację poparcia konkretnych ważnych dla siebie postulatów od wskazanego kandydata.

„Duda i tak wygra”?

W uśrednionych wynikach pięciu lutowych sondaży prezydenckich poparcie dla Dudy oscylowało wokół 42% i miało tendencję spadkową. Druga w rankingu jest Kidawa-Błońska z wynikiem ok. 25%, za nią Hołownia (8,4%), Biedroń (8,3%) oraz Kosiniak- Kamysz (7,2%). Stawkę zamyka Bosak z ok. 4%.

Kluczowa do zrozumienia arytmetyki wyborczej będzie frekwencja. W ostatnich trzech wyborach – europejskich, samorządowych i parlamentarnych nastąpił znaczący wzrost mobilizacji wyborców. Do urn poszło odpowiednio o 92% (europejskie), 16% (samorządowe) i 21% (parlamentarne) więcej wyborców niż w analogicznych poprzednich wyborach.

Najwyższy wynik PiS-u w ostatnich głosowaniach to 8,6 mln głosów (druga tura wyborów prezydenckich 2015). W parlamentarnych było to 8 mln, w europejskich „tylko” 6,2 mln, w samorządowych 5,3 mln.

Zakładając, że frekwencja w wyborach prezydenckich wzrośnie o 18,5% (uśredniony wzrost z wyborów samorządowych i parlamentarnych) – z 49% do 58%, w maju zagłosuje 17,6 mln wyborców. Jak łatwo policzyć, Duda by wygrać, potrzebuje 8,8 mln.

Przywołane wyżej uśrednione wyniki 5 ostatnich sondaży dają Dudzie 42%, a więc 7,4 mln. Do wygrania w pierwszej turze zabrakłoby mu wobec tego ok. 1,4 mln głosów. Niemniej wynik Dudy z drugiej tury 2015 (8,6 mln) oraz przysłaniająca kampanię innych kandydatów epidemia koronawirusa sprawiają, że ryzyko reelekcji Dudy jest realne. Jak je można zminimalizować? Odpowiedź jest prosta – zwiększając frekwencję, a więc mobilizując wyborców o odmiennych poglądach niż PiS.

Policzmy się

Polek i Polaków LGBTIA jest niespełna 1,9 mln, czyli 4,9% społeczeństwa (wg instytutu Dalia Research 2016), uprawnionych do głosowania osób LGBTIA – ok. 1,5 mln. Co z tymi głosami zrobimy? Ile/ilu z nas stawi się przy urnach 10 maja?

Z pomocą w szacunkach przychodzi raport Kampanii Przeciw Homofobii „Sytuacja społeczna osób LGBTIA w Polsce (2015- 2016)”, z którego wynika, że udział w wyborach deklaruje 80% z nas. To dużo, choć oznacza też, że 20%, czyli ok. 300 tys., zostanie w domach. Obrazek jest jednak mniej optymistyczny, gdy porównamy te deklaracje z deklaracjami wyborców nie-LGBTIA. W tym samym raporcie czytamy, że udział w wyborach deklarowało 76,3% z nich, a zatem jesteśmy aktywniejsi w wyborach… jedynie o 5%. Gdyby przełożyć to na prognozowaną frekwencję (58%), to wśród wyborców LGBTIA wyniesie ona ok. 61%. Oznacza to, że zagłosuje ok. 900 tys. z nas, a prawie 600 tys. gejów, lesbijek, osób bi i trans zostanie w domach. Pójście na wybory to zatem pierwsze, co każdy i każda z nas powinien/powinna zrobić. Drugie – to zmobilizować swych bliskich.

Nie czujesz dyskryminacji?

Czy postulaty LGBTIA takie jak równość małżeńska, uzgodnienie płci (dla osób trans) powinny w ogóle być brane pod uwagę, gdy wybieramy prezydenta? Są przecież tematy bardziej „prezydenckie”, jak obrona narodowa, polityka zagraniczna, czy „ważniejsze” dla całego społeczeństwa, jak gospodarka lub służba zdrowia. Wiele i wielu z nas utrzymuje, że w sumie nie dzieje się nam się na co dzień nic złego, nie czujemy się aż tak dyskryminowani, szczególnie gdy się nie „wychylamy”, nie chodzimy na Marsze i nie „obnosimy się”. Nikt nas w końcu na ulicach na co dzień nie okłada, nie ma kar chłosty czy więzienia. Może więc zignorować to, jak kandydaci/kandydatka traktują postulaty LGBTIA i skupić się np. na służbie zdrowia? Może, ale najpierw przyjrzyjmy się innym statystykom. Ze wspomnianego raportu KPH wyziera następujący obraz:

  • ponad 6 razy częściej niż ogół populacji cierpimy na depresję
  • 69% (!) młodzieży LGBTIA ma myśli samobójcze
  • 69% (!) z nas doświadczyło przemocy z powodu orientacji seksualnej/tożsamości płciowej lub ekspresji płciowej. Tylko 4% zgłosiło to na policję
  • 50% z nas ukrywa orientację przed sąsiadami, ponad 70% w pracy, szkole lub na uczelni
  • 87% z nas chciałoby zawrzeć związek partnerski, 62% – małżeństwo
  • polscy rodzice masowo oblewają egzamin z akceptacji własnych dzieci LGBTIA – jedynie ok. 40% lesbijek i gejów deklaruje, że czują pełną akceptację matek, a ok. 28% – ojców
  • sytuacja osób trans jest jeszcze trudniejsza – ponad 40% ocenia swe dotychczasowe życie negatywnie, pełną akceptację matek czuje jedynie 25% osób trans, w przypadku ojców zaledwie 15%. Tylko 1/4 osób transpłciowych nigdy nie myślała o odebraniu sobie życia (!).

Może rzeczywiście nie jesteśmy codziennie okładani na ulicach, może rzeczywiście państwo polskie nie chłoszcze nas za to, kim jesteśmy, ale systemowa homofobia odciska na nas ogromne piętno. Wyrastając we wstydzie i poczuciu niższości, stajemy się ofi arami systemowej dyskryminacji, czasem tak straumatyzowanymi, że tej dyskryminacji sami nie zauważamy. Zdarza się nawet, że sami apelujemy do tych osób LGBTIA, które o równość walczą z otwartą przyłbicą, by się nie wychylały, nie krzyczały za głośno, nie organizowały Marszów, sądząc, że siedząc cicho, przypodobamy się naszym oprawcom – homofobom i transfobom.

Nic bardziej mylnego. To nie jest czas, by siedzieć cicho. To nie jest czas dla nas – masowo cierpiących na depresję, masowo rozważających samobójstwa, masowo padających ofiarami przemocy – na debaty o przemyśle, inflacji czy podatkach. Nawet jeśli duża część z nas jest w ciężkiej sytuacji finansowej (i chciałaby debaty np. o wynagrodzeniach), to w dużej mierze wynika to z faktu, że zamiast rozwijać się, zdobywać lepszą edukację i piąć się po szczeblach kariery, tak wiele i wielu z nas musiało zamiast tego zmagać się z np. z depresją lub odrzuceniem rodziny. Dobrostan psychiczny to podstawa piramidy potrzeb, dobrobyt materialny jest jej zwieńczeniem.

To nie jest czas, by siedzieć cicho także dlatego, że widzimy niespotykaną mobilizację wyborców partii homofobicznych (Konfederacja, która weszła do Sejmu, swoje poglądy streszcza w postulacie: „Nie chcemy Żydów, gejów, aborcji, podatków i UE”) oraz niespotykaną do tej pory nagonkę na ludzi LGBTIA:

  • Jesteśmy kopani przez nazioli na naszych Marszach Równości
  • Hierarchowie Kościoła katolickiego bezkarnie dehumanizują nas, oskarżając o bycie zarazą
  • Jawnie homoseksualny kandydat w wyborach nazywany jest przez przeciwników z PiS „homosiem”, którego należałoby wywieźć do lasu i tam zrobić z nim porządek
  • Musimy wysłuchiwać przerażających obietnic ze strony brunatnej młodzieży skandującej do nas z rozochoceniem „zrobimy z wami co Hitler z Żydami”
  • Już 1/3 Polaków żyje w „strefach wolnych od LGBTIA”
  • Grupa osób chcąca uczcić pamięć transpłciowej Milo, która nie mogąc wytrzymać transfobii, rzuciła się z mostu do Wisły, została zaatakowana przez homo- i transfobów. Zaatakowana dwukrotnie.
  • Transpłciowy Wiktor z głośnego reportażu Onet.pl „Miłość w czasach zarazy” rzucił się pod metro, nie mogąc poradzić sobie z systemową dyskryminacją osób trans w służbie zdrowia, w szkole i ze strony rówieśników.

 Daliśmy sobie wmówić, że jesteśmy gorsi, że mamy potulnie znosić dyskryminację, nie „obnosząc się”. Przez to nie zdajemy sobie nawet sprawy, jaką siłą dysponujemy, nie domagamy się poprawy naszej sytuacji, nie żądamy, nie strajkujemy. Jak pisaliśmy w „Replice” nr 81, jesteśmy grupą interesów liczniejszą niż rolnicy. Jest nas dwa i pół raza więcej niż nauczycieli, trzy razy więcej niż lekarzy i pielęgniarek razem wziętych, osiem razy więcej niż służb mundurowych i – uwaga – osiemnaście (!) razy więcej niż górników! Każda z tych grup wywalczyła sobie za rządów PiS oraz za wszystkich niemal rządów po 1989 r. poprawę sytuacji. Jedyną grupą ze wspomnianych powyżej, która od 30 lat walczy bez skutków, jest społeczność LGBTIA – półtora miliona konsekwentnie ignorowanych wyborców.

Ta zintensyfikowana nagonka na nas z ostatnich lat ma swoją przyczynę. Otóż wreszcie przestajemy masowo wierzyć, że mamy siedzieć cicho. Zaczynamy się z naszym wstydem mierzyć i go pokonywać. A to doprowadza homo- i transfobów do wściekłości. W ubiegłym roku przez Polskę przeszło ponad 30 Parad i Marszów Równości – od miejscowości takich jak Radomsko, po rekordową Paradę w Warszawie, w której szło 80 tys. ludzi! Coraz lepiej idzie nam finansowanie organizacji i inicjatyw, i choć nadal jest wiele do zrobienia, to fakt, że zebraliśmy 125 tys. zł na wsparcie Tęczowego Białegostoku, 100 tys. zł na Marsze w całej Polsce (zbiórka KPH) mówią same za siebie. To dlatego temat związków partnerskich i równości małżeńskiej wreszcie jest obecny w kampanii wyborczej, podczas gdy jeszcze w poprzednich wyborach prezydenckich był ignorowany nie tylko przez Dudę, ale też przez Komorowskiego.

Jak więc w tych wyborach zagłosować?

W pierwszej turze tak, by postulaty LGBTIA zdobyły jak najwięcej głosów. Wynik pierwszej tury będzie testem dla nas samych – ludzi LGBTIA, naszej mobilizacji, naszej mocy, a także… mocy naszego wstydu. Sami zdecydujemy, czy politycy i polityczki będą mogli nas dalej ignorować i dyskryminować. 1,5 miliona głosów to, przypomnijmy, ok. 8-9 pp poparcia. Komu je damy?

Przyjrzyjmy się sytuacji głównych postulatów LGBTIA:

  1. Uzgodnienie płci – postulat uregulowania prawnej zmiany oznaczenia płci w dokumentach bez konieczności, jak obecnie, przechodzenia przez absurdalne, upokarzające procesy sądowe. Ustawa przygotowana przez transpłciową posłankę Annę Grodzką i uchwalona przez Sejm w 2015 r. została zawetowana przez prezydenta Dudę, którego weta Sejm nie zdołał odrzucić (skandaliczny przebieg prac nad wetem w komisji sejmowej unaocznił niemoc i opieszałość rządzącej wtedy koalicji PO-PSL).
  2. Związki partnerskie – postulat ważny dla 87% z nas i popierany przez 56% społeczeństwa (w tym przez 53% wyborców PSL i aż 82% wyborców PO). Projekty ustaw trafiały pod obrady Sejmu wielokrotnie – m.in. pięć razy w latach 2013-2015 (zgłaszane przez Ruch Palikota, SLD oraz PO).
  3. Równość małżeńska – postulat ważny dla 62% z nas i popierany przez 41% społeczeństwa (w tym przez 32% wyborców PSL oraz aż 62% wyborców PO), będący prawdziwym testem dla kandydatów, bo związki partnerskie, choć ważne, są jedynie namiastką równości. To sposób, w jaki kandydaci i kandydatka odnoszą się do małżeństw jednopłciowych pokazuje, czy uważają nas za równych sobie, czy spychają nas do pozycji ludzi drugiej kategorii, niegodnych pełnej równości wobec prawa.
  4. Ochrona kodeksowa przed dyskryminacją, czyli poszerzenie zawartego w kodeksie karnym katalogu cech chronionych przed dyskryminacją m.in. o orientację seksualną oraz tożsamość płciową (projekt nowelizacji kodeksu karnego utknął w pracach komisji jeszcze za rządów PO-PSL).
  5. Rozdział Kościoła od państwa – ponieważ Kościół katolicki programowo nas dyskryminuje, a jego wpływ na polityków i życie społeczne jest znaczący, w interesie społeczności LGBTIA leży zmniejszenie tego wpływu, co można osiągnąć poprzez wprowadzenie rzeczywistego rozdziału w formie m.in. opodatkowania Kościoła oraz zakończenia prowadzenia i finansowania religii w szkołach publicznych.
  6. Prawa kobiet, w tym: do przerywania ciąż– obecnie w dyskursie ścierają się 3 opcje – zaostrzenie obecnych przepisów, utrzymanie status quo lub przyznanie kobietom prawa do decydowania o przerwaniu ciąży.

Przyjrzyjmy się poglądom kandydatów/tki na nasze postulaty.

Przeanalizowaliśmy programy wyborcze kandydatów/kandydatki, ich wypowiedzi, historyczne głosowania oraz stanowiska ich partii. Przyznaliśmy punktację w każdym z powyższych postulatów: +1 punkt w przypadku wyraźnego poparcia, -1 punkt w przypadku sprzeciwu oraz 0 punktów w przypadkach niewiążących deklaracji lub braku wyraźnie wyartykułowanego stanowiska. Z uzasadniania punktacji wyłączamy Dudę i Bosaka – nie ma wątpliwości, że w żadnym z powyższych postulatów nie opowiadają się po stronie LGBTIA. Podobnie nie analizujemy w szczegółach poglądów Roberta Biedronia, który jako jedyny z kandydatów otwarcie deklaruje poparcie dla wszystkich ww. postulatów, a historia jego głosowań w Sejmie, Parlamencie Europejskim, a także jego decyzje z czasów sprawowania funkcji Prezydenta Miasta Słupska nie pozostawiają w tym zakresie wątpliwości.

Pozostaje więc przeanalizować poglądy „kandydatóśrodka” – Kidawy-Błońskiej z PO (najbardziej prawdopodobnej przeciwniczki Dudy w drugiej turze), Hołowni (kandydata niezależnego) oraz Kosiniaka-Kamysza (PSL).

  1. Uzgodnienie płci. Kandydatka PO głosowała za jej wprowadzeniem (+1 punkt). Poglądy Hołowni na ten temat nie są znane (zero punktów). W przypadku Kosiniaka-Kamysza, który w trakcie głosowania nie był jeszcze posłem, posiłkujemy się historią głosowania jego partii (50% za, 22% przeciw, 28% wstrzymało się), za co przyznajemy 0 punktów.
  2. Związki partnerskie. Kidawa-Błońska w pięciu głosowaniach w latach 2013-2015 trzy razy głosowała za, raz przeciwko, a raz nie wzięła udziału. W swoim programie zapowiada jednak poparcie dla związków partnerskich, podobnie jak w ostatnich wyborach parlamentarnych obiecywał je program Koalicji Obywatelskiej. Historia głosowań pozostawia znaki zapytania, niemniej ostatnie deklaracje polityczki bierzemy za dobrą monetę i przyznajemy +1 punkt. Podobnie jeden punkt przyznajemy Hołowni, choć z jeszcze większą rezerwą. W jego programie brak wzmianki o związkach partnerskich, a sam Hołownia jeszcze jako felietonista w zeszłym roku zapowiadał: Gdybym był prezydentem, (…) wetowałbym wszystkie ustawy choćby o centymetr zmieniające status quo (w jedną albo w drugą stronę) w tematach jak aborcja czy LGBTIA. W obecnych wypowiedziach deklaruje poparcie dla związków partnerskich: Jeżeli będę prezydentem, a wy przegłosujecie związki partnerskie dla osób tej samej płci, to nie miałbym problemu z podpisaniem tej ustawy. Jeszcze większy znak zapytania jest przy kandydacie PSL, który w mediach zapowiada w sprawie związków partnerskich referendum, uciekając od odpowiedzialności za decyzję, na którą nie tylko gotowa jest większość Polaków, ale także większość wyborców PSL. Jak kwituje portal OKO.press: Zapewne nie wypada mu jako jednemu z potencjalnych kandydatów na prezydenta po stronie opozycji powiedzieć „nie”, nie wypada też – ze względu na własne ugrupowanie – powiedzieć jedno- znacznie „tak”. Za takie stanie w rozkroku – 0 punktów.
  3. Równość małżeńska – jedynie Biedroń popiera ten postulat. Pozostali kandydaci „środka” otwarcie deklarują sprzeciw. Kidawa- Błońska zasłania się Konstytucją (niesłusznie, bo jej słynny art. 18 małżeństw jednopłciowych nie wyklucza), Hołownia mówi wprost: W moim światopoglądzie nie mieści się pojęcie „małżeństwo jednopłciowe”.
  4. Ochrona przed dyskryminacją. Kidawa- Błońska głosowała „za” (+1 punkt), Hołownia w programie dużo mówi o potrzebie zakończenia dyskryminacji osób LGBTIA i ideologicznej nagonki na nas (co swoją drogą stoi w sprzeczności z wyrażanym przez niego sprzeciwem wobec równości małżeńskiej), więc z poczuciem dyskomfortu, ale jednak przyznajemy +1 punkt. W przypadku Kosiniaka- Kamysza sprawa nie jest jasna, ponieważ on sam… nie wziął udziału w głosowaniu (choć był już posłem), a w klubie PSL 60% było „za”, a 40% „przeciw”. A więc 0 punktów.
  5. Rozdział Kościoła od państwa. Kidawa- Błońska opowiada się za utrzymaniem status quo (czyli egzekwowaniem zapisania w Konstytucji neutralności państwa i Kościoła). Hołownia w swoim programie dość ogólnikowo zapowiada wsparcie długotrwałego i pokojowego procesu rozdziału Kościoła od państwa, za to w praktyce zapowiada, że o „pomyślność Rzeczpospolitej” będzie modlił się wraz z przedstawicielami innych wyznań. Jak zauważa Agnieszka Wiśniewska z Krytyki Politycznej, stawia to Hołownię w roli świetnego kandydata na… prymasa Polski, niekoniecznie jednak na prezydenta. Podobną postawę deklaruje Kosiniak-Kamysz: My jako Ludowcy będziemy zawsze bronić wartości chrześcijańskich w Polsce i w Europie, ale nie zgadzamy się na politykę w Kościele i nie zgadzamy się na przenoszenie Stolicy Apostolskiej z Rzymu do Torunia. Trzy razy zero punktów.
  6. Prawa kobiet, w tym liberalizacja prawa aborcyjnego. Cała trójka jest za utrzymaniem status quo, a więc 0 punktów.

Ranking kandydatów/kandydatki tworzy się więc sam. Warto jednocześnie pamiętać o kalendarzu kolejnych wyborów. Nowo wybrany prezydent/ka będzie sprawować urząd przez 3,5 roku rządów PiS oraz przez 1,5 roku kolejnej kadencji Sejmu, w której PiS może większości nie mieć i który, załóżmy optymistycznie, może przyjąć ustawę o uzgodnieniu płci, związkach partnerskich czy nawet równości małżeńskiej. Jak wtedy zachowa się przyszły prezydent/ka, o ile nie będzie nim Duda? Wszyscy poza Kosiniakiem-Kamyszem podpiszą ustawę o związkach partnerskich, ale wszyscy poza Biedroniem zawetują ustawę o równości małżeńskiej. Tylko Kidawa-Błońska i Biedroń podpiszą ustawę o uzgodnieniu płci, Hołownia i Kosiniak-Kamysz – nie wiadomo. Kto zdyscyplinuje katolickich fanatyków za nagonkę przeciwko ludziom LGBTIA? Silnie podkreślający własne wyznanie katolickie Kidawa-Błońska, Hołownia i Kosiniak- Kamysz raczej nie. Biedroń – prędzej tak.

W dwóch lutowych sondażach przeprowadzonych po słynnym „geście Lichockiej” Duda wygrywa w drugiej rundzie z Kidawą- Błońską, Hołownią lub Kosiniakiem-Kamyszem o włos (jego przewaga to jedynie 50-150 tys. głosów wg OBDO oraz 350 tys. wg IPSOS), nad Biedroniem już z większą przewagą 1,3-1,7 mln głosów (w zależności od sondażowni). My mamy tych głosów, przypomnijmy, 1,5 mln. Skorzystamy z nich i wybierzemy sobie wreszcie prezydenta? Czy zdecyduje za nas nasz wstyd?

 

Tekst z nr 84/3-4 2020.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.