„Z panem pan” – wokalista Maciej Zawadzki

Z wokalistą MACIEJEM ZAWADZKIM rozmawia Mariusz Kurc

fot. Krystian Lipiec

Piosenkę „Z panem pan” wydałeś w zeszłym roku, ale trafiłem na nią dopiero kilka miesięcy temu. To było odkrycie! Świetny popowy numer. Tekst – w pierwszej osobie – jest o geju, a wyoutowany wokalista w Polsce to przecież rzadkość. Do tego równie świetny klip, w którym całujesz się z drugim mężczyzną. Potem jeszcze dowiedziałem się, że sam ten klip wyreżyserowałeś i sam uszyłeś swój niesamowity różowy kostium kowbojski.

Zgadza się. Nieskromnie powiem, że jestem kreatywną jednostką.

Artystyczna dusza?

Chyba tak.

To co ci jeszcze w tej duszy gra? Strzelam: rzeźbisz?

(śmiech) Nie, ale obrazy sobie namalowałem. Projektuję też witryny sklepowe i wnętrza sklepów odzieżowych. Z tego się utrzymuję. Zawód: visual merchandiser. I jeszcze mam do spółki z przyjaciółmi vintage shop w Krakowie.

Teraz mieszkasz w Warszawie, a pochodzisz z…

Wrocławia.

Więc wracając do „Z panem pan”, tekst utworu w dowcipny i celny sposób punktuje polską homofobię.

Napisała go Kira Bielska, która mnie zna. Lepiej bym tego nie ujął. Zależało mi, by nie było smutno ani dołująco, tylko radośnie i ironicznie. Ta piosenka jest bardzo moja i postanowiłem się z niczym nie hamować, stąd te motywy flamenco w pewnym momencie, stąd nawiązanie do „Tajemnicy Brokeback Mountain” w klipie.

Tyle że „Tajemnica…” kończyła się źle, a u ciebie jest happy end.

Tak właśnie chciałem. Mówią mi, że „wyglądam jak klown” i że „rodziców żal”, ale ja i tak się nie schowam, nie zmienię, nie ugnę. Zabijemy homofobię uśmiechem i będziemy szczęśliwi!

Moim zdaniem to jest materiał na hit.

Też tak uważam. (uśmiech)

Więc dlaczego nie został hitem, jak myślisz? Dlatego, że próbuję się przebić, nie mając za sobą żadnej wytwórni ani nawet menadżera. Wszystko robię własnym sumptem. Czasami, gdy mam gorszy dzień, nachodzą mnie myśli typu: a może polski pop jednak nie jest jeszcze gotowy na takiego kolorowego faceta, geja, jak ja?

Odbiorcy są gotowi. Natomiast czy muzyczny establishment jest gotowy, ci wszyscy menadżerowie? Sądząc po tym, że Andrzej Piaseczny jest praktycznie jedynym wyoutowanym wokalistą pop – z tych znanych szerokiej publiczności – i sądząc po tym, że plotki o homoseksualności krążą wokół całej plejady innych znanych wokalistów, to rzeczywiście jako ten, który od początku kariery nie ukrywa, że jest gejem, i porusza ten temat w swojej twórczości, jesteś chyba prekursorem. Rozważałeś opcję, by publicznie siedzieć w szafie?

Nie, absolutnie nie. Mam za sobą 3 lata terapii i nie po to na nią chodziłem, by teraz ukrywać tak ważną część siebie. Zdarzyło mi się usłyszeć, że jestem „za bardzo”, i tu zwykle się ucina, ale chodzi o „za bardzo gejowski”. Że musiałbym trochę stonować. Nie chcę tonować. Denerwuje mnie też ten nieśmiertelny argument, że jak wokalista się wyoutuje, to jego fanki się w nim odkochają.

Cały wywiad do przeczytania w najnowszym numerze „Repliki”, dostępnym w PRENUMERACIE lub jako POJEDYNCZY NUMER na naszej stronie internetowej oraz w wybranych salonach prasowych.