A ojcowie gdzie są? Wyginęli czy co?

Adam Małecki opowiada Mariuszowi Kurcowi o tym, jak wyoutował się jego syn Nikodem, o zajęciach w Akademii Zaangażowanego Rodzica Kampanii Przeciw Homofobii, a także o tym, co sądzi o ojcach młodych gejów, co im radzi zrobić z szafą oraz jak się czuje w klubach gejowskich

 

fot. arch. pryw.

 

Zgłosiłem się do Akademii Zaangażowanego Rodzica, by zrobić „zewnętrzny” coming out, to znaczy, by pokazać innym ojcom, że można. Bo to oni są największym problemem. Matki łatwiej akceptują syna geja czy córkę lesbijkę. W samej Akademii też to widać – w pierwszej edycji jeden ojciec i kilkanaście matek, w drugiej – dwóch ojców i znów kilkanaście matek. Więc pytam się, ojcowie tych wszystkich dzieci gdzie są? Wyginęli czy co?

Tata w gejowskim klubie

Teraz już wiem, co się z nimi dzieje, bo zbadałem sprawę. W krakowskich klubach gejowskich jestem „uniwersalnym tatą” dla znajomych mojego Nikodema. Wysłuchałem wielu opowieści. Ojcowie rzadko w pełni akceptują synów gejów. Niektórzy nawet ich wyrzucają z domu, częściej jednak po prostu odcinają się mentalnie i emocjonalnie – przestają interesować się życiem syna, chowają się głęboko w szafie. „Jesteś gejem? Dobra, to bądź sobie” – na takiej zasadzie. I koniec tematu – robią w tył zwrot i de facto nie przyznają się do własnych dzieci. Potrafi ą też być straszni i robić synom rożne cyrki, świństwa. Większość tragedii rodzinnych, jakie się zdarzają ze względu na homoseksualizm dziecka, to jest wina ojców, nie matek.

Więc stwierdziłem, że mam małą pracę u podstaw do wykonania. Taki mały doktor Judym ze mnie – doktor Judym dla ojców gejów i lesbijek (śmiech).

Nikodem wyoutował się przede mną dwa lata temu. Miał wtedy 21 lat. Bał się bardziej niż gdy rozmawiał ze swoją mamą, ale jednak zrobił to tego samego dnia, nie czekał. Z mamą miał chyba lepszy kontakt, bo ja jestem dość stanowczym ojcem. Ze mną żadnego gili gili, tiutiu tiutiu nigdy nie było, żadnych szarości, tylko albo czarne, albo białe. To zresztą trochę wynikało z mojego bycia maczo. Wie Pan, ja 15 lat przepracowałem w służbie mundurowej. Jak się ma sto czy dwieście chłopa pod sobą, dwie kompanie wojska – no, to jest pokusa twardzielstwa, władzy. Na marginesie: znałem tam dwóch gejów, ale nikt więcej się o nich nie dowiedział.

Mówi się, że jak dziecko przed rodzicem wychodzi z szafy, to w tym samym czasie rodzic do tej szafy wchodzi – i boi się komukolwiek o homoseksualizmie dziecka powiedzieć. Nie wszyscy tak mają – ja na przykład szafy nie zaliczyłem. Moja pierwsza myśl po coming oucie Nikodema była: no, cóż, wnuków nie będzie. Druga: jak on sobie da radę? Bo nie łudźmy się, na homoseksualistę w naszym pięknym kraju czyha więcej niebezpieczeństw niż na przeciętnego Kowalskiego. Ten strach cały czas mam. Wystarczy, że on wsiądzie do pociągu i nagle może znaleźć się w złym miejscu i w złym czasie – bo np. spotka grupę kiboli, którym się nie spodoba, że on jest domyty, spokojny i ma inteligentne spojrzenie. I mu zechcą uciąć łeb.

Wcześniej się specjalnie gejami nie zajmowałem, nie poświęcałem tej kwestii uwagi. Ale jak się okazało, że mam syna geja, to muszę się dowiedzieć, co i jak. Muszę rozpoznać sprawę. To jest chyba naturalne, nie? Więc jak zacząłem przyjeżdżać od siebie ze Szczecina do Krakowa, gdzie syn pracuje, to wylądowałem w klubach gejowskich, potem na Paradzie, na Akademii…. I teraz mogę powiedzieć, że już z grubsza znam problemy dzisiejszych młodych gejów. I powiem Panu, że jednym z najważniejszych ich problemów są ojcowie! Więc to jest moje zadanie – zmienić polskich ojców.

A kluby gejowskie, powiem Panu, to są bardzo przyjemne miejsca. Powiedziałbym nawet, że w gejowskich kafejkach atmosfera jest jakby rodzinna, nawet milsza niż w zwykłych. W Szczecinie upatrzyłem sobie jedną, lubię tam pójść na śniadanko, popracować na laptopie. Dopiero później Nikodem mi mówi: „tata, a wiesz, że to jest gejowska kafejka?” W Krakowie chodzę do Miejsca, czasem do Coconu. Jak reaguję, gdy widzę jakieś romantyczne sytuacje? W zwykłych kafejkach czy klubach ludzie się czasem całują i w gejowskich też – więc bez różnicy. Zresztą kluby gejowskie to nie są hermetyczne miejsca – tam przychodzi też sporo osób hetero ze znajomymi gejami. Potrafi ę imprezować z kumplami syna do dziewiątej rano. Tańce, drinki i zwierzenia bladym świtem. Dla wielu z tych młodych chłopców jestem trochę figurą ojca, bo oni są opuszczeni przez ich własnych ojców! Na Paradzie Równości iluś tam obcych chłopaków do mnie podeszło, żeby sobie zrobić zdjęcie. Mówili: „Pokażę tacie, żeby zobaczył, że ojcowie też mogą przyjść na Paradę”.

Nie ma się z czym godzić

Ludzie z homoseksualizmu robią wielki problem, tymczasem to jest wszystko bardzo proste. Ja innym rodzicom gejów czy lesbijek nie mówię nawet „musisz się z tym pogodzić”, bo tu nie ma się z czym godzić. Po prostu homoseksualizm jest i tyle. Trzeba tylko trochę się wysilić, by zrozumieć.

Zajęcia w Akademii Zaangażowanego Rodzica były bardzo fajne i profesjonalnie prowadzone. Poznani ludzie – wspaniali. Ja wysłuchałem ich, oni wysłuchali mnie – niby nic wielkiego, a jednak. Rodzice w ogóle dużo rozmawiają o dzieciach, a sprawy dzieci homoseksualnych są trochę inne – bo one są w mniejszości, na dodatek dyskryminowanej, więc wymiana tych doświadczeń jest bardzo ważna. Moja paczka rodziców z drugiej edycji AZR ma dzieci w rożnym wieku, jest ciekawie – gadamy, jak to jest z nastolatkiem, a jak z trochę starszym. Mnóstwo spostrzeżeń, porad wychowawczych. Tak się zintegrowaliśmy, że spotykamy się też poza AZR, nawet mamy pomysł „podyplomowki”, żeby dalej działać. Rodziców, którzy mają problem z homoseksualnym dzieckiem namawiam do przyjścia do AZR. Za każdy indywidualny przypadek nie ręczę, ale z dużym prawdopodobieństwem mogę im powiedzieć: to wy jesteście problemem, nie wasze dzieci. Homoseksualne dziecko nie jest z natury „problematyczne”.

Ale też trochę zrozumienia dla tych rodziców mam. Jest strach przed coming outem – Panu chyba nie muszę tego mówić, nie? Wie Pan, jak oni główkują? „Może i zapisałbym się do tej Akademii, ale jak będzie zjazd, to co powiem przyjaciołom? Że wyjeżdżam na weekend do Warszawy? Na cały weekend? Ale po co? Trzeba by coś ściemnić” Albo się robi coming oucik, albo trzeba kłamać. A jak te wyjazdy są co miesiąc, to tym bardziej podejrzane, więc trzeba kłamać wielokrotnie. I co? Kłamie się i jedzie na zjazd – a jednocześnie na tym zjeździe człowiek się uczy, żeby nie kłamać! Do ojców mam szczególny przekaz. Panowie, wy nie tylko musicie z tej szafy po prostu wyjść. Wy musicie wziąć siekierę i tę szafę w pył rozwalić. Jak maczo, to maczo, pokażcie, co potraficie. Myślicie, że do AZR zgłaszają się mięczaki, co chcą sobie popłakać: „Mam syna geja, o Boże, o Boże”. Nic z tych rzeczy, twardym trzeba być. To jest wasz prawdziwy egzamin z rodzicielstwa.

***

Akademia Zaangażowanego Rodzica

Zajęcia Akademii Zaangażowanego Rodzica to półroczny cykl sześciu weekendowych spotkań, podczas których rodzice dzieci LGBT nie tylko poznają się i dzielą doświadczeniami, ale otrzymują też podstawy wiedzy na temat LGBT: czym jest homoseksualność, stereotypy i dyskryminacja, co coming out dziecka zmienia w życiu rodzica, jak prowadzić dialog z osobami wierzącymi oraz mniej akceptującymi członkami rodziny itp. Wśród prowadzących – specjaliści: Katarzyna Bojarska, Małgorzata Borowska, Aneta Rogowska, Renata Romanowska, Robert Witzling, Zofia Jabłońska. Koordynatorką i jedną z trenerek AZR jest Katarzyna Remin. Projekt jest od trzech lat finansowany ze środków Fundacji im. Roży Luksemburg. Pierwsza edycja AZR doprowadziła do powstania Stowarzyszenia Akceptacja skupiającego rodziców osób LGBT oraz wyłoniła rodziców, którzy wzięli udział w akcji społecznej „Rodzice, odważcie się mówić” zorganizowanej przez KPH.

 

Tekst z nr 50/7-8 2014.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.