Czasem wystarczy przytulenie

Aktor i dziennikarz WITOLD SADOWY zrobił coming out w wieku 100 lat

Tekst: Tomasz Janota

 

Foto: Adam Stępień, Agencja Gazeta

 

O tym, że Witold Sadowy, niegdyś znany aktor teatrów warszawskich, a od 35 lat dziennikarz, jest gejem, środowisko teatralne stolicy wiedziało, jak to się mówi, „od zawsze”. Sam Sadowy jednak konsekwentnie milczał na temat życia prywatnego, zaś w licznych artykułach – choć znany jest najbardziej z autorstwa pożegnań i wspomnień zmarłych ludzi teatru – pisał także recenzje i teksty z okazji jubileuszy aktorów – zawsze podkreślał, iż wychował się w czasach, w których życie pozasceniczne artystów było ich osobistą sprawą. Pisząc pożegnalne i wspomnieniowe artykuły o gejach, takich jak Edmund Fetting, Jerzy Tkaczyk, Jerzy Pietraszkiewicz, Kazimierz Janus czy Jerzy Kaliszewski, nigdy nie wspominał o ich orientacji seksualnej. Tym bardziej więc zadziwił coming outem wykonanym w wieku 100 lat, co w dziejach całego ruchu LGBTIA jest wydarzeniem bez precedensu, rekordem świata. Najpierw powiedział, że jest gejem w programie nakręconym z okazji 100. urodzin dla TVP Kultura, odziany w różowy sweterek, który to ubiór został przy okazji tego wydarzenia zauważony jako idealnie dopasowany do wyznania. Później otwarcie mówił na ten temat w wywiadzie dla miesięcznika „Viva”, który na okładce anonsował Sadowego sloganem „Najodważniejszy stulatek w Polsce”. Dodajmy, że Sadowy wstępnie zgodził się także na wywiad dla „Repliki” – jednak wkrótce po 100. urodzinach jego stan zdrowia gwałtownie się pogorszył. Musiał pożegnać się z samodzielnością i zamieszkać w Domu Aktora Weterana w Skolimowie, gdzie znajduje się pod opieką tamtejszego personelu, również medycznego.

Egzamin 1939, debiut 1945

Witold Sadowy urodził się w Warszawie 7 stycznia 1920 roku. Od dzieciństwa marzył, by zostać aktorem. Występował w szkolnych teatrach. Jako amator debiutował w 1934 r. w szkole powszechnej (odpowiednik dzisiejszej podstawówki), w przedstawieniu „Laleczka z saskiej porcelany” w roli – co interesujące – kobiecej. Zagrał Włoszkę z Mediolanu. Szkoła była wyłącznie męska, więc wszystkie role kobiece grali chłopcy. W szkolnych spektaklach występował też w Gimnazjum Zgromadzenia Kupców, gdzie zadebiutował w swoim drugim zawodzie – dziennikarstwie. Był redaktorem naczelnym szkolnej gazetki, w której zamieszczał robione przez siebie wywiady z ówczesnymi gwiazdami teatru i kina. Egzamin wstępny na Wydział Aktorski Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej miał wyznaczony na 7 września 1939 r. Egzamin oczywiście nie odbył się, a Sadowy, po wielu wojennych przejściach (zginął jego ojciec i brat, sam Witold trafi ł na Pawiak), debiutował na scenie 8 maja 1945 r. rolą Florisa w „Burmistrzu Stylmondu” Maetterlincka w Teatrze Powszechnym w Warszawie, wchodzącym wówczas w skład „teatralnego kombinatu” pod nazwą MTD (Miejskie Teatry Dramatyczne). Dyplom aktora zawodowego uzyskał eksternistycznie. Pracował wyłącznie w Warszawie; poza MTD grał także w teatrach: Polskim, Nowym, Młodej Warszawy, Klasycznym, Studio i Rozmaitości oraz, gościnnie, w Ateneum. W filmach występował bardzo rzadko, miał za to szczęście zagrać dwie charakterystyczne i pamiętne role epizodyczne. W „Zakazanych piosenkach” (1947) Leonarda Buczkowskiego, pierwszym polskim filmie fabularnym po wojnie, wcielił się w skrzypka-konfidenta, który miejscem swego ulicznego występu wskazywał hitlerowcom miejsce akcji i ginął zlikwidowany przez podziemie (cała rola zagrana została plecami do kamery), zaś w „Zezowatym szczęściu” (1960) Andrzeja Munka zagrał jeńca oflagu, który udaje Hitlera, gdy oficerowie uznający Piszczyka za zdrajcę proszą go prześmiewczo, by się za nimi wstawił „u swojego szefa” (czyli właśnie Hitlera). Na aktorską emeryturę Sadowy przeszedł w grudniu 1988 r. Pracę dziennikarza wznowił w 1985 r. w „Życiu Warszawy” i kontynuował ją na łamach różnych gazet, a także w wortalu e-teatr.pl do pierwszych tygodni 2020 r. Ostatnia sztuka, którą zrecenzował to „Lily” w reżyserii Krystyny Jandy w OCH-Teatrze (tekst ukazał się na e-teatrze 26 lutego 2020). Ostatnim pożegnanym przez Sadowego aktorem był zaś zmarły 18 marca 2020 r. Emil Karewicz. Tekst o nim ukazał się 23 marca. Później stan zdrowia Witolda Sadowego nie pozwolił mu już na kontynuowanie pracy.

Kamuflaż

Chcąc dokonać analizy dziennikarskiej twórczości Sadowego pod kątem tematyki homoseksualnej, spojrzeć trzeba zarówno na jego artykuły, jak i na książki, których napisał siedem. Dwie pierwsze – „Teatr, plotki, aktorzy. Wspomnienia zza kulis” oraz „Teatr. Za kulisami i na scenie” – powstały odpowiednio w 1994 i 1995 r. Pierwsza opisuje teatralną karierę Sadowego w latach 1945-53. Druga – 1953-1988. Trzecia książka, w pierwotnym zamyśle Sadowego – ostatnia, zatytułowana „Ludzie teatru. Mijają lata, zostają wspomnienia” (2000) zawiera biogramy ludzi teatru. Czytając te książki ze świadomością, że ich autorem jest gej, od razu można dostrzec, że Sadowy pisze w sposób kamuflujący. O własnym życiu osobistym nie wspomina w ogóle. Podobny ton utrzymuje także w publikowanych najpierw w „Życiu Warszawy”, a potem „Gazecie Stołecznej” pożegnaniach i wspomnieniach. O homoseksualizmie albo nie pisze nic, albo wręcz myli tropy. Na przykład wspominając fakt, że homoseksualny Jerzy Kaliszewski nigdy się nie ożenił, twierdzi, że stało się to z powodu jego silnego związku z matką, której rzekomo żadna kandydatka na żonę nie wydawała się odpowiednia. Pisząc o homoseksualnych aktorach, a nawet tancerzach (bohaterami jego pożegnalnych tekstów były najjaśniejsze gwiazdy baletu – Witold Gruca, Stanisław Szymański, Wojciech Wiesiołłowski, Gerard Wilk) – słowem nie wspomina o ich orientacji, choć np. w przypadku Gerarda Wilka nie kryje, że ten zmarł na AIDS. W książce z 1995 r. opisuje swą rolę lokaja w musicalu Wojciecha Młynarskiego „Cień” w Teatrze Rozmaitości (1973), do którego obsady trafi ł, zastępując cierpiącego na chorobę alkoholową Jerzego Kamieńskiego. Nie wspomina przy tym o charakterze tej roli, o czym z kolei mówi w mojej książce „Jak u Barei, czyli kto to powiedział” choreograf Tadeusz Wiśniewski: Doskonali byli dwaj lokaje, wpatrzeni jak w obrazek w ministra finansów, którego grał Jan Matyjaszkiewicz. Postaci tych lokajów zagrane były przezabawnie, na homoseksualnym przegięciu. Marek Kępiński i Jerzy Kamieński, mówiąc wprost, grali cioty. Byli w tym rewelacyjni, z tym że niestety Jurek nie panował nad alkoholem, został zwolniony z teatru i wtedy jego rolę przejął Witek Sadowy. Gdy w 2006 r. Sadowy opublikował w „Gazecie Stołecznej” wspomnienie z okazji 10. rocznicy śmierci swojego partnera, inżyniera- elektryka Jana Ryżowa, z którym żył w związku od 1942 r. (Ryżow i Sadowy poznali się w kawiarni „U Aktorek” przy ul. Mazowieckiej w Warszawie) do śmierci Ryżowa w 1996 r. – nazywał go swoją „rodziną i przyjacielem”. Słowo „związek”, „partner”, „miłość” – nie padły. Sadowy był konsekwentny w niepisaniu o homoseksualizmie – nie licząc sytuacji, w której jest on treścią sztuki. Np. w swej pierwszej książce, wspominając kilka przedstawień, w tym „Drzwi zamknięte” Sartre’a wystawione w MTD w 1947 r. przez Jerzego Kreczmara, w którym jedna z postaci (Inez) jest lesbijką, pisał: Szczególnie Sartre wzbudził ogromne emocje szokującym jak na tamte czasy tematem miłości dwóch kobiet.

Nie przyjaźń, lecz kochanie

Pierwsze, choć jeszcze ledwie wyczuwalne zmiany pojawiły się w 2009 r. w książce „Czas, który minął”. To wyjątkowa pozycja – Sadowy opisuje w niej nie swą zawodową karierę, a właśnie życie prywatne – dzieciństwo, lata młodzieńcze, czas okupacji, podróże (które były jego wielką pasją) oraz rozpoczętą w latach 90. XX wieku współpracę z polonijnym amatorskim Teatrem im. Adama Mularczyka w Filadelfi i (był tam reżyserem). Jednym z „głównych bohaterów” niniejszej książki jest oczywiście także Jan Ryżow, nazywany jednak konsekwentnie „przyjacielem”. Jedynie w jednym miejscu Sadowemu, można powiedzieć, „wymyka się” sformułowanie „mój Janek”. O tym, że nie była to przyjaźń, lecz związek, świadczą jedynie zamieszczone w książce wspólne zdjęcia Sadowego i Ryżowa, z których wręcz bije miłosna bliskość. Jednak już we wstępie Sadowy zastrzega: Tych z Państwa, którzy spodziewali się znaleźć w mojej książce tak modne dziś wynurzenia erotyczne, na pewno rozczaruję. Nie dlatego, że jestem zakłamany, tylko dlatego, że uważam te sprawy za tabu i nie zamierzam się nimi dzielić. Moje życie intymne nie jest na sprzedaż. Jedno ze zdjęć z czasów okupacji podpisuje: „Autor ze swoją sympatią, Stasią Selmówną, na szkolnym balu”. Jednak to właśnie w tej książce otwarcie pisze, że Jan Ryżow był towarzyszem wszystkich najważniejszych wydarzeń z jego życia, że dzielił z nim sukcesy i porażki, że wspólnie podróżowali po całym świecie. W „Czasie, który minął” znalazł się też opis chwil, w których partner Sadowego zmarł po 54 latach wspólnego życia: 14 października 1996 r. rano umarł Janek. Od dłuższego czasu chorował i tracił pamięć. Jego śmierć dobiła mnie kompletnie. Wszyscy bliscy mojemu sercu już dawno odeszli. On był tym ostatnim, który trzymał mnie przy życiu. Musiałem zająć się wieloma sprawami, a przede wszystkim pogrzebem (…). Pochowałem go na cmentarzu prawosławnym na Woli, w grobie rodzinnym. Towarzyszyły mu tłumy, a wśród nich moi przyjaciele z teatru, którzy go znali i szanowali.

Warto dodać, że Sadowy jeszcze długo wyznawać będzie pogląd o niedopuszczalności pisania o homoseksualności bohaterów swoich artykułów i książek (w tym samego siebie). Gdy w „Życiu na Gorąco” (w którym to kolorowym tygodniku publikuje artykuły od połowy lat 90.), w numerze 53/2015, w jego tekście o Marku Barbasiewiczu znalazły się dopisane przez redakcję słowa: Pan Marek nie ukrywa, że jest homoseksualistą. „To wyznanie niebywale wyprostowało mi życie. Nagle poczułem się sklejony ze sobą, szczery, niezmuszony do przemilczeń. Od wielu lat jestem w stałym związku. Więcej nie trzeba mówić. Nie chcę, by ten fakt przekroczył granicę informacji” – mówi stanowczo – Sadowy zadzwonił do redakcji z najprawdziwszą awanturą, o czym zresztą szeroko informował przyjaciół i znajomych (w tym także i mnie). W swych późniejszych książkach kilkakrotnie wspominać będzie redakcję „ŻnG” jako tę, która „przerabiała mu teksty”, choć nigdy wprost nie odniesie się do tekstu o Barbasiewiczu. Opublikuje za to ów tekst w książce „Jedyne co mi zostało: pamięć” jako tekst z „ŻnG” – ale przed redakcyjną przeróbką, bez wzmianki o homoseksualności. Co znamienne – tych oporów nie ma Sadowy przy pisaniu o małżeństwach heteroseksualnych. Tu często podaje wręcz szczegółowe „kroniki” kolejnych ślubów i rozwodów.

Odwilż

Kolejne trzy książki Sadowego: „A życie toczy się dalej” (2016), „Jedyne co mi zostało: pamięć” (2018) oraz „Przekraczam setkę” (2020) nie dają się już rozpatrywać jako całkowicie odrębne byty wydawnicze, bo stanowią kompilację tekstów Sadowego publikowanych w różnych miejscach, przeplataną osobistymi refleksjami autora. Począwszy od 2017 r. w artykułach Sadowego zaczyna się pojawiać tematyka homoseksualna opisywana wprost. I tak recenzując „Klątwę” w reżyserii Olivera Frljića w Teatrze Powszechnym w Warszawie Sadowy pisze: Od czasów mojego urodzenia, to znaczy przed wojną, wiele przeżyłem i wiele widziałem. Świat się zmienił nie do poznania. Nastąpiło ogólne przewartościowanie. Tylko kościół nie zrobił nic, aby się zreformować. Choć jego przedstawiciele jeżdżą najnowocześniejszymi autami. Jest stronniczy i pazerny na pieniądze. Nie znosi celibatu, nie uznaje miłości homoseksualnej, choć ta istnieje także w kościele. Nie przyjmuje do wiadomości, że rodzą się ludzie o odmiennej seksualności i że ta odmienność nie jest żadną chorobą. A skoro uznano, że człowiek pochodzi od Boga, to On jest odpowiedzialny za tę odmienność. I nie może go odtrącać, bo Bóg jest dobry i miłosierny. Poza tym to nie Bóg ustanowił prawo kościelne, tylko człowiek i jego przedstawiciele, którzy są przeciwko aborcji i zapłodnieniu in vitro. Wtrącają się do polityki, zamiast rządzić duszami. Skoro żyjemy w wolnym i niepodległym kraju, skoro jest wolność słowa, wolność sumienia i rozdział państwa od kościoła, to ani państwo, ani kościół nie mają prawa zabraniać ludziom czegokolwiek. Zwłaszcza że to my jednych i drugich nie najgorzej opłacamy z naszych podatków (e-teatr, 02.05.2017). Żegnając zmarłego Władysława Kowalskiego pisze: W 2013 r. w Kampanii Przeciw Homofobii wraz ze swoim synem Jakubem, gejem, użyczyli swoich twarzy i nazwiska na plakatach wiszących w całej Polsce (e-teatr.pl, 01.11.2017). Z kolei w pożegnaniu Zofii Czerwińskiej zauważa: Była społecznicą. Działała w ZASP-ie. Walczyła z homofobią. Wspierała ruch LGBT. Nie dzieliła ludzi na lepszych i gorszych (e-teatr, 15.03.2019). Wszystkie te teksty trafiły także do jego książek. Można powiedzieć, że były to małe kroczki Sadowego w kierunku coming outu.

„Nazywał mnie Wsadowym”

Ten właściwy coming out nastąpił na antenie TVP Kultura, w marcu 2020 r. w programie „100 lat Witolda Sadowego” (według napisów końcowych zrealizowanym jeszcze w 2019 r.) wg scenariusza i w realizacji Dominiki Matuszak. Nie ożeniłem się, nie mam dzieci, bo urodziłem się inny. Jestem gejem, mam tyle lat, że mogę to już powiedzieć, no to teraz powiedziałem już o sobie naprawdę wszystko – mówił Sadowy. Jeszcze więcej wyznał we wspomnianym już wywiadzie dla „Vivy” (7/2020). Pytany o Leona Schillera mówił między innymi: Nazywał mnie Wsadowym, bo byłem gejem, ale wtedy o homoseksualizmie nie mówiło się tak, jak teraz. I dodawał: Zresztą co ludzie o tym wiedzą? Czasem wystarczy przytulenie. Ja się nie puszczałem, miałem całe życie swego Janka i byłem z nim szczęśliwy. Kochaliśmy się. Janek był inżynierem i jednym z dyrektorów dużej firmy. Znał języki, jeździł za granicę. Kiedy był stary i schorowany, opiekowałem się nim do końca. Żartował też na temat swego wieku: Kiedy się zestarzałem, powiesiłem nad biurkiem plakat, który dostałem od moich przyjaciół, z napisem: „Z każdym dniem mojego życia zwiększa się liczba tych, którzy mogą mnie pocałować w d…”. Coming out Sadowego odbił się szerokim echem w mediach całego świata. AszDziennik zaś drwił z TVP, że chciano zrobić ciepły reportaż o starym aktorze, a ten się wyoutował i wszystko popsuł. Tajemnicą poliszynela okazało się, że swoje niezadowolenie z zatajenia „tego faktu” wyraziła podobno nieoficjalnie Kancelaria Prezydenta, która 7 stycznia 2020 (czyli przed emisją programu w TVP Kultura) z okazji 100. urodzin Sadowego obchodzonych uroczyście w Teatrze Ateneum, przyznała jubilatowi Medal 100-lecia Odzyskania Niepodległości. Za to wielkie zadowolenie z coming outu Sadowego wyraża na łamach tego numeru „Repliki” Jadwiga Jankowska-Cieślak, znakomita aktorką od wielu lat z nim zaprzyjaźniona.

 

Tekst z nr 86/7-8 2020.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.