Fundacja rodzinna

O nowym, nieoczekiwanym sposobie na „wspólność majątkową” par jednopłciowych w polskim prawie pisze notariusz Marcin Kulas

 

Rys.: Marcel Olczyński

 

W maju tego roku weszło w życie prawo, które wprowadza w Polsce nowy typ podmiotu, jakim jest fundacja rodzinna. Zamierzeniem twórców ustawy było wprowadzenie instytucji prawnej, która pozwoliłaby na ochronę majątku rodziny przed nadmiernym podziałem bądź zupełną alienacją. I choć ustawodawca miał na myśli przede wszystkim majątek o znacznej wartości, gromadzony w rodzinie przez pokolenia, wydaje się całkiem uzasadnione, aby zastanowić się nad możliwością wykorzystania fundacji rodzinnej do wzajemnego zabezpieczenia swoich interesów majątkowych przez osoby pozostające w związkach jednopłciowych.

Sytuacja prawna osób LGBT+ w Polsce jest dramatycznie zła i niestety nie zanosi się na to, aby w przewidywalnej przyszłości mogła zmienić się na lepsze. Prymitywny populizm, podszyty katoendecką ideologią ma się świetnie w kręgach rządzących, które widzą w nim narzędzie do utrzymania się przy władzy po wyborach. Dlatego postanowienie Konstytucji RP z 1997 roku, które mówi, że „wszyscy są wobec prawa równi i wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne, nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny” pozostaje wciąż pustym frazesem.

Związki par jednopłciowych nie są rozpoznawane przez prawo w Polsce na żadnej płaszczyźnie, mimo że orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej czy Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z naciskiem podkreśla obowiązek prawnego uznania i ochrony związków jednopłciowych przez państwa członkowskie Unii Europejskiej i Rady Europy. Osoby LGBT+ w Polsce nie mogą np. rozliczać się wspólnie w podatku dochodowym, darować sobie nieruchomości bez opodatkowania horrendalnie wysokim podatkiem, dziedziczyć po sobie bez ryzyka, że krewni zmarłego nie upomną się o zachowek oraz bez uniknięcia podatku od spadku. Co w takiej sytuacji może zmienić powołanie fundacji rodzinnej?

Zacznijmy zatem od nazwy, która jest myląca – fundacja może być utworzona przez osoby niespokrewnione ani niespowinowacone. Oznacza to, że fundatorami mogą być osoby, które tworzą rodzinę z wyboru, w żaden sposób niesformalizowaną. Ustawa w tym względzie stanowi jedynie, że fundatorem może być osoba fizyczna posiadająca pełną zdolność do czynności prawnych, która złożyła oświadczenie o ustanowieniu fundacji rodzinnej w akcie założycielskim albo w testamencie. Jednym słowem, fundację rodzinną może stworzyć każdy, a „rodzina” czy „związek” nie są do tego potrzebne. Fundatorów może być więcej niż jeden, wówczas akt założycielski podpisują wszyscy fundatorzy. Jedynie w przypadku, gdyby fundacja była ustanawiana w testamencie, a zatem powstawałaby z chwilą śmierci testatora, nie mogłaby mieć więcej niż jednego fundatora. Wynika to z zakazu sporządzania testamentów wspólnych.

Po drugie, fundacja ma być utworzona w celu „gromadzenia mienia, zarządzania nim w interesie beneficjentów oraz spełniania świadczeń na rzecz beneficjentów”. Mamy zatem, oprócz fundatora, beneficjentów, których należy wskazać w akcie założycielskim bądź w testamencie. Co ważne, beneficjentem może być sam fundator. Świadczenia na rzecz beneficjentów również muszą być wyraźnie określone.

Po trzecie, fundator musi wnieść do fundacji rodzinnej mienie o wartości nie niższej niż 100.000 zł. Wobec nieprecyzyjnego sformułowania przepisu, nie jest do końca jasne, czy w razie powoływania fundacji przez więcej niż jednego fundatora, każdy z nich musi z osobna wnieść mienie o wartości minimalnej 100.000 zł, czy też wystarczające będzie, jeśli łącznie „uzbierają” oni tę minimalną kwotę. Dla pewności zarejestrowania fundacji przez sąd, bezpieczniej założyć rozwiązanie pierwsze.

Co z tego wszystkiego wynika w praktyce? Wyobraźmy sobie związek osób LGBT+, mają już one zgromadzony pewien majątek, np. w postaci nieruchomości bądź oszczędności na koncie. Jeśli w porę nie sporządzą testamentów, w których zapiszą sobie nawzajem swój majątek, w razie śmierci jednego majątek ten przejdzie na krewnych zmarłego: dzieci, a w przypadku ich braku – na rodziców i rodzeństwo (w dalszej kolejności na dzieci rodzeństwa). Wówczas druga osoba związkowa pozostaje z niczym. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, jeśli np. zmarły był formalnie jedynym właścicielem, ale kredyt na zakup mieszkania spłacany był wspólnie. Utrata majątku przez pozostającego przy życiu partnera jawi się wówczas jako rażąca niesprawiedliwość.

Jeśli osoby takie nie chcą z jakichś względów, aby majątek przeszedł po ich śmierci na krewnych, mogą powołać do życia fundację rodzinną i wnieść do niej, na pokrycie funduszu założycielskiego, np. mieszkanie zakupione wspólnie. Wówczas właścicielem lokalu staje się fundacja, a lokal nigdy nie będzie podlegał dziedziczeniu przez krewnych na zasadach ogólnych. Jednocześnie fundatorzy określają, że owym świadczeniem, spełnianym przez fundację na rzecz beneficjentów, którymi są oni sami, jest udostępnianie im lokalu do dożywotniego użytkowania. W ten sposób osiągają dwa cele: do mieszkania nie będzie rościć sobie prawa rodzina biologiczna zmarłego oraz w razie śmierci jednego z nich, drugi będzie mieć gwarancję, że nikt go z mieszkania nie wyrzuci i że z dalszym korzystaniem z lokalu nie będzie wiązać się żaden podatek od spadku.

Tyle, jeśli idzie o korzyści z fundacji. Gdyby ustawodawca poprzestał na tym, można by zachwycać się wspaniałomyślnością władzy, która dostrzegła wreszcie interesy osób pozostających w niesformalizowanych związkach. Niestety, konstrukcja fundacji rodzinnej ma wady.

Po pierwsze, przeniesienie majątku na fundację nie uchroni przed zachowkiem, jeśli fundator zmarł przed upływem dziesięciu lat od powstania fundacji. Oznacza to w naszym przykładzie, że dopiero po dziesięciu latach od przekazania lokalu na własność fundacji, zstępni fundatora (tj. jego dzieci, wnuki, itd.) oraz jego rodzice stracą prawo do żądania zachowku z związku z tym, że go nie odziedziczyli.

Po drugie, opodatkowanie, i to podwójne. W przypadku wypłaty świadczenia na rzecz beneficjenta, fundacja musi zapłacić 15 proc. podatku dochodowego (CIT). Gdy świadczeniem jest oddanie lokalu, należącego do fundacji, do nieodpłatnego korzystania beneficjentowi, podstawą opodatkowania jest wartość lokalu. Co gorsza, sam beneficjent zobowiązany jest do zapłaty podatku dochodowego (PIT), liczonego od wysokości wypłaty bądź od wartości udostępnianego mu przez fundację mieszkania. Ponieważ znów, jak obecnie przy darowiźnie czy spadku, osoby pozostające w związku nieuznawanym przez prawo traktowane są jak osoby dla siebie obce, stawka podatku jest wyższa niż w przypadku krewnych i wynosi 15 proc. Na szczęście, fundator, który jest jednocześnie beneficjentem, jest z podatku PIT zwolniony. W tym kontekście uzasadnione jest, aby obie osoby w związku były fundatorami wnoszącymi mienie do fundacji. Pozwoli to na uniknięcie powtórnego opodatkowania podatkiem PIT, a do zapłaty będzie jedynie 15 proc. CIT, uiszczane przez fundację, czyli w praktyce oczywiście przez fundatorów.

Po trzecie, fundacja, jako osobny podmiot prawa, musi być założona z udziałem notariusza, a następnie zarejestrowana przez sąd. Wynika to z przyjętego w ustawie rozwiązania, które kształtuje fundację rodzinną nieco na podobieństwo spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. W konsekwencji wymagany jest statut w formie aktu notarialnego, powołanie organów fundacji, określenie zasad i reguł jej funkcjonowania, zgłoszenie do sądu rejestrowego, a później cykliczna sprawozdawczość księgowa i prawna. To także rodzi pewne koszty i uciążliwości.

Czy zatem założenie fundacji rodzinnej to dobry pomysł dla osób LGBT+ pozostających w związku? Klasyczna odpowiedź każdego prawnika brzmi: to zależy. Są związki, dla których uchronienie wspólnie gromadzonego majątku przez roszczeniami krewnych będzie bezwzględnym priorytetem i nie powstrzyma ich przed tym ani konieczność zapłaty 15 proc. podatku, ani perspektywa borykania się z procedurą rejestracyjną i sprawozdawczą po powstaniu fundacji. Są jednak i takie, dla których zarysowane tu pobieżnie niedogodności będą przeważać nad korzyściami z utworzenia fundacji, a do zabezpieczenia swojego majątku wykorzystają inne, dostępne wcześniej narzędzia, np. notarialną umowę o dożywocie. Z pewnością o wszelkich wątpliwościach przed podjęciem decyzji o powołaniu fundacji najlepiej porozmawiać ze specjalistą. Tym bardziej, że przy konstruowaniu statutu można i trzeba uregulować szereg innych kwestii, tutaj nie wspomnianych, jak choćby przesądzić o losach majątku fundacji w razie jej rozwiązania.

Tak czy inaczej, w oczekiwaniu na pełną realizację w Polsce konstytucyjnej zasady równości, warto zastanowić się nad jej swoistą protezą, jaką w zakresie wspólności majątkowej może być fundacja rodzinna.

***

Marcin Kulas – notariusz, 42 lata, absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, mieszka w Krakowie, pracuje w Świątnikach Górnych, członek społeczności LGBT+.  

 

Tekst z nr 104/7-8 2023.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.