Grindr

Piotr Trojan – „Grindr”, reż. P. Trojan, wyk. M. Bieliński. D. Dymecki, J. Dravnel. E. Szykulska. TR Warszawa

 

Fot. mat. pras.

 

Grindr, czyli mówiąc najkrócej, aplikacja na komórki do szukania facetów przez facetów. Na ustawkę, co w tym przypadku oznacza po prostu seks. Ale nie tylko – może być też na piwko. A może „na dłużej”.

Moje obawy, że spektakl „Grindr” pokaże gejowskie cyberrandki jednowymiarowo – jako piekło, w którym jest tylko uprzedmiotowienie i gołe pożądanie bez uczuć i bez szacunku dla drugiego człowieka – okazały się nieuzasadnione. Reżyser Piotr Trojan okrasił spektakl poczuciem humoru. Nie ma więc sensacyjnej wiwisekcji podłego, podziemnego świata – uff! Bywa zabawnie, choć bez przesady.

Autorem jest sam Trojan – czuje się, że to nie ktoś z zewnątrz, kto wszedł na Grindr na chwilę, by rozpoznać sytuację, tylko ktoś, kto był (jest?) częścią tego świata. I wie, że nie taki diabeł straszny – można się z niego również pośmiać.

Nasz bohater (w tej roli też Trojan) pokazuje nam po prostu kilka spotkań rozpoczętych na Grindrze. Jest więc typ brutalnego miśka paradującego w jockstrapie, jest koleś najzwyklejszy i lekko przestraszony, jest jeden niemal przystojniak, dwóch jakichś gburowzupełna porażka… Sporo fantazji, również s/m, dużo mniej realnej akcji – jak w życiu. I jest mama naszego bohatera, grana przez Ewę Szykulską. Gdy swym niskim, chropawym głosem czyta regulamin gejowskiej seks imprezy, przykuwa uwagę bezbłędnie. Mama? Jest tak bardzo nie z tej bajki, że aż jednak z tej.

Akcja toczy się wartko niczym dialog na gejowskim czacie, spektakl jest krótki i zwięzły jak, nie przymierzając, ustawka z Grindra. (Mariusz Kurc)

 

Tekst z nr 56/7-8 2015.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.