O zatrzymywaniu pogromobusów. O wieszaniu flag na pomnikach. O potańcówce przed Pałacem Prezydenckim. O tym, co zrobiła Platforma Obywatelska. O Magdzie Gessler, o księdzu Bonieckim, o Almodovarze, Rafale Trzaskowskim i o Chrystusie – i o tym, jaką wizję na pedałów w Polsce mają liberałowie oraz o tym, że pewne metody działania ruchu LGBT chyba właśnie się wyczerpały. Mówią MARGOT SZUTOWICZ i ŁANIA MADEJ ze STOP BZDUROM oraz zaproszone przez nie aktywistki: RÓŻA MAJEWSKA, FILIP KANIA i HELENA DE CLEYRE.
Rozmowa Mariusza Kurca
MAMY TYLKO SIEBIE NAWZAJEM
„Powinniście działać powolutku, edukować, nie zrażać do siebie „zwykłych” ludzi. Nie możecie być radykalni” – słyszę te głosy naszych „sojusznikow” ciągle, odkąd sam jestem aktywistą LGBT. Jakoś żaden z tych sojuszników nie zauważa, że ruch LGBT w Polsce istnieje od ponad 30 lat, a nasze postulaty są wciąż niezrealizowane. Metoda na grzecznych edukatorów chyba nie działa.
Margot: A i tak te głosy padają na podatny grunt w naszej społeczności – wśród ludzi LGBT też jest wielu takich, którzy radzą czekać i nie zrażać. Jednego standardu działania nie ma, jesteśmy niedogadane co do metod i nigdy nie będziemy dogadane.
Ale tym razem te ostrzejsze metody wyszły na powierzchnię. Co po tym wszystkim będzie ze Stop Bzdurom?
[restrict]
M: Myślę, że Stop Bzdurom jest już wyruchane i niewiele da się z tego wyciągnąć.
Łania: Na pewno? Już?
Róża: A może Stop Bzdurom to był punkt zapalny i dalej to już będzie samo szło? Ludzie się już będą sami dalej organizować w tym duchu?
M: Byłoby super, ale nie możemy tego ani zaplanować, ani oczekiwać od społeczności. Stop Bzdurom ma od początku ten sam kierunek działania, od ponad roku to robimy – i nagle teraz cała Polska o nas mówi. Mnie to nawet trochę niepokoi, pytam sama siebie: my coś spierdoliłyśmy? Co jest nie tak? Dla mnie nasze działania były sposobem na ujście tej gigantycznej frustracji na to, jak wygląda w Polsce dyskurs wokół LGBT. Liberałów bolała dupa z powodu tego, co robiłyśmy, ale nie chcieli rozmawiać. Teraz boli ich dupa nadal – ale już chcą rozmawiać, już o tym piszą. Ktoś ma diagnozę, co się zadziało?
Filip: Mam poczucie, że podczas kampanii prezydenckiej ten skrajnie homofobiczny i transfobiczny system, w którym żyjemy, domknął się. Zrozumieliśmy, że nie ma żadnej osoby na świecie, żadnej siły, żadnej UE, która jest w stanie nas uratować – oprócz nas samych.
Mamy tylko siebie nawzajem. Do tego doszła masa bardzo młodych ludzi, dzieciaków 16-, 17-letnich, którzy w zeszłym roku byli po raz pierwszy w życiu na Marszach Równości i przeżywają polityczne przebudzenie. Ja mam 24 lata i nieraz czuję się stary w naszej społeczności.
R: Ja mam 20 lat i też tak mam.
M: Ja 25.
F: Niedawno widziałem trans faceta z siwymi włosami i to było katarktyczne.
Helena: A ja mam prawie 30 lat i jako osoba trans przez całe lata zmagałam się i nadal zmagam z różnymi lekarzami, z całym systemem gate-keepingu. Myślę, że to wszystko zbierało się na taką sytuację, jaką teraz mamy.
W 2017 r. było 7 Marszów w Polsce, w 2018 r. ich liczba podwoiła się do 15. W 2019 r. kolejne podwojenie się – do 31. Jednocześnie w lutym 2019 r. prezydent Trzaskowski podpisał Deklarację LGBT+ w wyniku nacisku organizacji LGBT+. To był nasz sukces jako
społeczności – a odpowiedzią na ten krok do przodu stały się „strefy wolne od LGBT”, nagonka na nas zaczęła przybierać na sile.
F: Ale można się cofnąć głębiej – choćby do spacyfi kowanego przez policję Marszu w Poznaniu w 2005 r.
F: A w zeszłym roku na Marszu w Poznaniu jedyne w miarę polityczne hasło, jakie skandowano, to było: „Wolność, równość, Magda
Gessler”. Rozumiesz? Magda Gessler!
Wiem, że ona jest typem kampowej divy, ale skandowania jej nazwiska nie rozumiem. Przecież ona de facto nic dla nas nie robi.
M: (śmiech) W polskim mainstreamie nie ma przyzwolenia na większą gay culture niż ona.
F: Chyba, że uznamy, że skandowanie „Magda Gessler” to jest walka absurdem?
M: Podbiłabym to. Chyba wolę już krzyczeć „Magda Gessler” niż „Gdzie jest Rafał Trzaskowski?”.
R: Tłumaczę właśnie artykuł o historii ruchu LGBT na Ukrainie po Majdanie i tam oczywiście przywoływany jest przykład USA i choć normalnie mam opory przed patrzeniem na USA jako na jedyny wzór dla społeczności queerowych, to tutaj powiedzmy, że mogę użyć tego przykładu. Amerykanie mieli Stonewall, a potem dekady działań prawnych, raz mniej, raz bardziej skutecznych, ale uwieńczonych sukcesem w 2015 r., gdy Sąd Najwyższy uznał, że zakaz małżeństw jednopłciowych jest niekonstytucyjny. Ale wydaje mi się, że my w Polsce doszliśmy właśnie do punktu, w którym lobbing prawny wyczerpał się. Jasne, Trzaskowski podpisał Deklarację LGBT+, ale przecież nic z nią dalej nie zrobił. Poszedł w Paradzie i na tym się skończyło. Nawet te najbardziej „liberalne” miasta, jak Poznań, zatrzymały się na tym, że mają Marsz – i już. O rzeczach w stylu hostel interwencyjny możemy tylko pomarzyć.
H: Społeczność LGBT w Polsce jest od lat rozgrywana zarówno przez partie konserwatywne, jak i liberalne – tylko że dla nas to nie jest
gra, to jest nasze życie. A wg badania OECD („All Hands in? Making Diversity Work For All” – przyp. red.), obejmującego lata 2008-2018,
stosunek do różnorodności, w tym mniejszości seksualnych, w Polsce wręcz się pogorszył. Dla mnie wniosek jest taki, że droga przez politykę jest mniej skuteczna. Bardziej skuteczne są działania bezpośrednie.
F: Dla mnie i dla ludzi z mojego pokolenia UE jest oczywistością, tylko myśleliśmy, że za chwilę będziemy mieli tu wszystkie prawa, a nie
ma nic. Te nastolatki, o których wspomniałem, nie mają dla siebie żadnej reprezentacji, a jednocześnie wielu z nich to są dzieciaki „grzeczne”, więc anarcho-feministyczne kolektywy mogą być dla nich zbyt „niebezpieczne”. Ale oni mówią: „Ej, ja nie mogę złapać mojej dziewczyny za rękę na ulicy? Co jest nie tak na tym świecie?”. Potańcówka przed Pałacem Prezydenckim, którą Stop Bzdurom zorganizowało, też jest pokoleniowa. Liberalna narracja w Polsce wyczerpała się właściwie zanim się pojawiła. Mam poczucie, że my wszyscy byliśmy wychowywani do tego, by wyjechać z tego kraju – tymczasem stwierdziliśmy, że nie, my tu zostaniemy.
H: Do tego dochodzą efekty kryzysów finansowych – tego z 2008 r., gdy cały problem zwalono na klasę pracującą i powstał jeszcze większy prekariat, i tego teraz, gdy jeszcze nie wiadomo, jak to się skończy. Poczucie niesprawiedliwości wzrasta – stąd też może ten radykalizm? Ale też nie wiem: czy radykalne jest pragnienie, by mieć podstawowe prawa? By nikt nas nie bił na ulicy? To jest raczej kwestia tego, jak bardzo został ostatnio przesunięty dialog na prawo. Przecież już praktycznie w ogóle nie mówi się o naszych konkretnych postulatach.
R: Jestem prezeską Queer UW – i od jakiegoś czasu zastanawiam się, co Queer UW powinno robić, bo dotychczas za bardzo się nie wypowiadaliśmy publicznie, robimy jakieś tam wykładziki, konferencje, duperele, czasem dostajemy dofi nansowanie, składamy sprawozdania i inne głupoty… I tak od 10 lat. Ile tak można? Aż umrzemy? Takie leciutkie pchanie tego akademickiego dyskursu? Też mam poczucie, że legalistyczna forma się wyczerpała. A teraz jeszcze zamknęli nam uniwersytet. Kilka lat temu, jeszcze jak Parada szła przez Krakowskie Przedmieście, wnioskowaliśmy do rektorki o wywieszenie tęczowej flagi na bramie uczelni.
Odpisali, że nie, bo wywieszają tylko państwowe i czarną, jak ktoś umrze. Uznaliśmy wtedy, że w tym przecież nie chodzi o samą flagę, tylko o symbol wsparcia. A może właśnie nie powinniśmy byli pytać, tylko po prostu tę flagę należało zawiesić?
ZBRODNIA ZAŁOŻYCIELSKA
M: Przejście od proszenia o zawieszenie flagi do własnoręcznego zawieszenia jest strasznie trudne. Myśmy też tego nie wykoncypowały, nie, Łania? Nic nie planowałyśmy.
Ł: Potańcówkę zaplanowałyśmy.
M: Pierwszą?
Ł: Nie. Tę pod Pałacem.
M: Bo w ogóle zbrodnia założycielska Stop Bzdurom jest taka, że to nie my zrobiłyśmy pierwszą potańcówkę, która była na „Patelni” (skwer przy Metrze Centrum w stolicy – przyp. red.). Ją ponoć zrobiły dzieciaki z FireShow, które przyszły z głośnikami i po prostu zaczęły przechodzącym ludziom truć dupę. A teraz dostaję w kółko pytanie, co dalej zamierzamy, jaką mamy strategię. Nie mam pojęcia! Nigdy nie wiedziałam. Dlatego chciałam, byśmy rozmawiały w grupie, bo ja sama jestem jakimś randomowym błaznem, który czasem coś robi.
Dyskusja wokół metod działania w naszej społeczności jest zaogniona nie tylko ze względu na prawicę i to, co się tam dzieje – my zwyczajnie nie mamy wspólnego frontu światopoglądowego, bo byłyśmy przez lata rozgrywane jako apolityczna sprawa praw człowieka, o którą teoretycznie każdy powinien się troszczyć, więc właściwą instancją była neoliberalna Platforma, która bardzo pilnowała, by postulaty socjoekonomiczne w ramach naszej walki nie zaistniały. A one mają związek, bo przemoc, która dotyka naszą społeczność, ma też wymiar socjoekonomiczny – nie bez powodu jedną ze strategii przeżycia jest uciekanie ludzi LGBT do dużych miast.
H: Tu wchodzimy w temat intersekcjonalności – wiele osób aktywistycznych LGBT+ na przykład blokowało polowania. A bycie w tranzycji bardzo wiąże się z kwestiami, czy masz pracę, czy masz szansę na pracę itd. Wśród lekarzy nie ma wypracowanych standardów, są za to upokarzające rozmowy typu: udowodnij, że nie jesteś tej płci, jaką ci przypisano przy urodzeniu.
O takich rozmowach pisała Milo Mazurkiewicz, która potem popełniła samobójstwo.
H: Według mnie jest z tym coraz gorzej.
Ja teraz ogarniam fundusz solidarnościowy dla osób trans, by mogły mieć kasę na lekarza, na badania.
M: Jak zaczynałyśmy Stop Bzdurom, to byłyśmy wkurwione też na naszą społeczność. Piana leciała mi z ust na widok działań KPH, MNW i tak dalej – i mówię to również dlatego, że teraz może wiele osób ma tak z nami. Miałam zerowe zrozumienie, dlaczego ktoś w ogóle zajmuje się jakimś prawnym lobbingiem. Pozytywne kampanie? Czemu w ogóle ktoś LGBT w tym pierdolonym kraju się uśmiecha? Jakieś sojusze niby z artystami czy artystkami? Jakiś collab i jakaś linia ubrań? Więc zaczęłyśmy same coś robić. I wraz z upływem czasu – nie wiem, Łania, co powiesz – ale jak zobaczyłyśmy, z jakim oporem się mierzymy, próbując zrobić cokolwiek, to zaczęłyśmy rozumieć, że te organizacje też mierzą się z oporem, może innego rodzaju, ale jednak –i zrozumiałyśmy, że mimo różnych metod możemy po sobie tak bardzo nie kurwić, a raczej się wspierać w tej różnorodności.
Ł: A mi się wydaje, że nie tyle my się z tymi organizacjami pogodziłyśmy, co raczej one zauważyły, że to, co robimy, jest istotne.
M: Tak, to zadziałało w dwie strony. Zobaczyłam, że swoim własnym ciałem, wystawiając je na ostrzał i ciosy policji, jednak nie jestem w stanie osiągnąć pewnych rzeczy. Nieważne, ile razy dam się poszarpać i jak optymistyczna w tym będę, to nie doprowadzi do rozwiązań, które są potrzebne mojej społeczności. Mogę może wygenerować wkurw, mobilizację, pewne poczucie sprawczości i odwagi ludzi, ale nie rozwiążę wielu kwestii. A znowuż organizacje zyskały zdolność krytycznego stosunku do status quo, w którym funkcjonują. Dla mnie na
przykład większym przełomem od akcji Stop Bzdurom było to, jak Hubert Sobecki z MNW podczas przemowy na wiecu solidarności z Białymstokiem w zeszłym roku opierdolił stojącego obok na scenie posła Platformy Obywatelskiej. Bo to, że my, anarcho-queerowa grupa, napierdalałyśmy na PO, to nikogo nie dziwiło. To był ten radykalizm, który należy tonować. Może szkoda, że to akurat na posła Michała Szczerbę trafi ło, bo jego nawet chciałabym nie lubić, ale nie potrafi ę – ale Hubert nazwał to zło. Platformo Obywatelska, spierdoliliście! Spierdoliliście, chuje! I wezwał ich, by powzięli działania – i minął rok, i PO jest nadal tą samą PO.Liczenie na PO, liczenie na UE przestało mieć zakładniczy charakter, stało się teraz emancypacyjnym oczekiwaniem, a nie prośbą o litość. Taka jest przynajmniej moja nadzieja.
PARADYGMAT JEDNEGO PEDAŁA
Nie sądzicie, że Stop Bzdurom wypełniło lukę w strukturze organizacyjnej ruchu LGBT? Brakowało właśnie czegoś radykalnego.
H: Zatrzymania pogromobusów są bardzo empowerujące, bo to nie jest akcja w stylu: patrzcie, jacy jesteśmy biedni – tylko patrzcie, jednak jesteśmy w stanie zrobić coś konkretnego.
Ł: Pierwsze zatrzymanie furgonetki było na zeszłorocznej Paradzie, kiedy napisałyśmy na niej sprayem „Stop Bzdurom”. I dostał za to po ryju Dawid Winiarski, a nie my.
M: Tak! To jest super śmieszne, że teraz próbuje się z Margot zrobić symbol. Policja żyła w paradygmacie, że istnieje jeden gniewny pedał, więc jeśli ktoś to zrobił, to musiał to być Dawid.
Ł: A jego w tym czasie więzili w policyjnej suce – nie mógł tego zrobić.
M: I nawet jeszcze wtedy nie wpadłyśmy na pomysł, że te zatrzymania to jest rzecz do zrobienia.
Ł: Innym razem było tak, że wyszłyśmy kupić prezenty dla uczestniczek slamu poetyckiego i w drodze ktoś do nas napisał, że zatrzymują furgonetkę – więc stwierdziłyśmy: no, dobra, dołączymy, choć nam się wcale nie chciało. A tu ktoś następny dzwoni, że blokuje rowerem furgonetkę na Placu Bankowym i czy przyjedziemy? Ojejku, jak nam się nie chciało – ale dobra. Mieliśmy plecak pełen sprayu kupionego dla tych poetek w prezencie, i wtedy wyszło: „OK, to pomażemy im te plandeki”. Jakiś zupełnie randomowy pedał wtedy też dołączył do nas, nie?
M: To był chłopiec przed Galerią Koloru, też kupował spray, radar mi na niego zabrzęczał – no, tak, też ze społeczności. „Jedziesz z nami?”. Pojechał.
A sierpniowa akcja z flagami?
Ł: To nie nasza.
M: Jest gang Samzamęt i Poetka. I to jest to, co mówiłeś – że potrzebujemy radykalnych grup.
W Polsce w tym momencie powstają pedalskie kluby kibolskie, jakieś ekipki siłowniowe.
Ł: Wróć do flag.
M: My tylko przejęłyśmy tę akcję na Facebooku, bo mamy większe zasięgi.
To był prosty, znakomity pomysł, nie?
M: W chuj zajebisty. Było mi strasznie głupio z zazdrości – wszystkie te pomniki – OK, ale tego Chrystusa to by mnie mogły zostawić.
Ja bym chętnie tam fl agę powiesiła, przecież to mój Chrystus!
A znicz postawiony przez premiera Morawieckiego pod tamtym pomnikiem Chrystusa?
M: Znicz to już my. (śmiech)
Ł: To było odruchowe, naturalne. Typ stawia znacz – i myślisz: „No, nie, ten znicz to powinien gdzie indziej stać!”. I go bierzesz, i stawiasz, gdzie trzeba – czyli tam, gdzie Milo skoczyła do Wisły.
Wiecie, dlaczego akurat wasze inicjatywy zyskały taki rozgłos, gdy na tyle wcześniejszych nie zwracano uwagi?
F: Bez wszystkich tamtych inicjatyw nie byłoby społeczności i nie byłoby też Stop Bzdurom.
Ł: Trochę jest tak, że ten duszny klimat narasta, a trochę jest to losowe. Bo jak to jest, że zatrzymujesz te furgonetki, sprayujesz – i za którymś razem nagle klika?
F: PiS i środowiska konserwatywne mają narrację, że my tu odzyskujemy niepodległość, wstajemy z kolan, a LGBT reprezentują „cywilizację śmierci”, piękne określenie, które wymyślił nasz papież. I według mnie tamta akcja zadziałała dlatego, że tęczowe flagi to są flagi „najeźdźcy”, to na narodową nutę poszło. My właśnie wymyślamy wschodnioeuropejski czy środkowoeuropejski queer – już nie czerpiąc z amerykańskiego, bo mamy tu swoją specyfikę, swoją historię.
ZBOCZEŃCOM SIĘ DOSTAŁO, PORZĄDEK JEST
M: Nie chcę być joy-killerką, akcja z flagami była empowerująca, ale ta solidarność mediów, która nastąpiła, wynika chyba też z tego, że się ładnie wpisaliśmy w rolę ofiar. Media z gangiem Samzamęt nie chciały gadać, wolały swoich ekspertów. Nie chcę nikomu przypisywać złych intencji, ale mam przeczucie, że wielki odzew ze strony naszych sojuszników wywiad Robimy jakieś tam wykładziki, konferencje, duperele, czasem dostajemy dofinansowanie, składamy sprawozdania i inne głupoty…. I tak od 10 lat. Ile można? Takie leciutkie pchanie tego akademickiego dyskursu? Też mam poczucie, że legalistyczna forma się wyczerpała nie jest ze względu na to, czego nasza społeczność naprawdę potrzebuje, tylko jest w pewnej mierze głębokim oddechem ulgi, bo na koniec dnia jest zgodnie z porządkiem: pedałom się dostało, można się nad nimi litować, możnaim współczuć. Ja chyba też trochę spierdoliłam, można było lepiej rozegrać kwestię naszego doświadczenia jako osób queer w Polsce. Nie zauważyłam, jak bardzo nasi sojusznicy medialni wybijają jako główne akurat te zdania z moich wywiadów, gdzie ja mówię, że żyjemy w Polsce, licząc się z tym, że nas zamordują i że jesteśmy na to gotowe. Nie mogłam tego zauważyć przy pierwszym wywiadzie czy drugim, bo to jeszcze nie był pattern, ale potem już tak. Przeraża mnie, jak bardzo akurat te słowa rezonują wśród naszych sojuszników. Taki jest właśnie pomysł na pedałów w Polsce – że będziemy umierać, że to będzie piękny, smutny los. A ja tak nie chcę. Wcale nie chcę zdechnąć. Moim marzeniem jest wpierdalać taką dobrą pizzę, jak w tym momencie. A po wyjściu z więzienia przez dwa dni uprawiałam seks i było cudownie. Tak chcę, by wyglądała queerowość w Polsce – a nie snucie do gazet dramatycznych opowieści komuś, kto i tak mi dupy nie uratuje. Więc nie wiem, co gadać mediom. Może w ogóle nie gadać z mediami? Czy ja w ogóle mam coś do powiedzenia? I czy ja ciągle nie mówię tego samego? Przecież my wszyscy od lat mówimy to samo.
Margot, gdy ty siedziałaś, było dużo medialnych dyskusji o twojej niebinarności. Już wiesz o nich?
M: Tak, już wiem wszystko. (śmiech) Do czego dążysz?
Wprowadziłaś pojęcie niebinarności pod polskie strzechy.
M: To nasza społeczność wprowadziła to pojęcie, ja byłam nieobecna, byłam więziona. Poza tym powiedziałabym, że nie można wypracowywać wiedzy o niebinarności na podstawie jednej osoby.
Zadam jednak to beznadziejne pytanie. Co teraz? Ten rok to jakieś przesilenie?
F: Czekaj, jest dopiero wrzesień. A po drugie: jakie przesilenie? Przecież nie jest tak, że przeszliśmy piekło i teraz będzie tylko lepiej. Piekło trwa, a jednocześnie super, że się wytwarza solidarność. Margot, wiesz, że na przykład dostałaś wsparcie od Frasyniuka? (śmiech)
M: Dziennikarka z „Gazety Wyborczej”, czyli gazety, którą spławiamy od jakiegoś czasu, napisała mi, że to bardzo ważne i powinnam być dumna. „GW” dziwi się, że mamy do niej niesmak. A przecież ile oni prokapitalistycznych tekstów puścili! Według nich jedynym błędem transformacji było to, że Kościół ma zbyt duży wpływ. Rzeczywiście ten kretyn zakonnik jest jedynym złem?
Gdy siedziałaś, to pojawił się list – apel do przewodniczącej Komisji Europejskiej o działania wobec represji osób LGBT w Polsce i ciebie w szczególności. Podpisało go wiele autorytetów, ludzi kultury i nauki.
M: Nie wiem, co powiedzieć. Jest to bardzo mile i łechta mnie, oczywiście. Judith Butler jest całkiem cool. Nie znam osoby, która lepiej parodiuje Žižka ode mnie i jakoś mam dla niego sympatię, mimo że jest kryptofaszystą. Nie wiem, jakie fi lmy nakręcił Almodovar, ale słyszałam, że to wielkie nazwisko. Nie chcę nic psuć, najwyżej to wytniesz, ale… czy nie jest tak, że te listy poparcia już od długiego czasu zupełnie nie działają?
Trochę czekałem, że to powiesz.
M: To już dopisz sam resztę.
Inna sprawa to poświadczenia za ciebie, które przyjął sąd. M.in. poświadczenie księdza Bonieckiego, rabina Schudricha, Mai Komorowskiej.
M: Bardzo za nie dziękuję, bo to było mi potrzebne, ale też powiedzmy sobie: to jest obowiązek tych ludzi, by wspierać naszą społeczność – jeśli tylko mają oczy do patrzenia i uszy do słuchania. Nie tylko mnie wspierać. Niech się wstawiają za każdą lesbą, za każdą osobą trans, która przechodzi tranzycję.
Jeszcze chciałem zapytać o twoje deklaracje, że jesteś chrześcijanką.
M: Może już bym odpuściła teraz? Z całym szacunkiem. Mam rozmawiać z chrześcijańskimi pismami niedługo, zapraszam więc do lektury. A jak komuś będzie mało, to spróbuję udostępnić moją pracę o chrześcijaństwie i anarchizmie. Jedno może powiem i chciałabym być tu bardzo uważna. Mówię to do chrześcijan LGBT. Jeśli jesteście częścią wspólnoty queer, a także częścią wspólnoty chrześcijan, to w którą stronę przepływ idei się u was odbywa? Czy normalizujecie Kościół katolicki poprzez to, że jako fajne cool-polackie osoby w nim jesteście? Czy może wzmacniacie naszą społeczność i występujecie w Kościele z takiej pozycji, że Chrystus jest mój – a nie z pozycji, że spójrzcie, ja tu jestem, więc Kościół potrafi być czasem miły dla pedałów. Bo Chrystus jest nasz.[/restrict]