Kickbokserka

Tekst: Anna Jakubisiak

Poznajcie Aleksandrę Chojnowską, mistrzynię Niemiec w kickboxingu

 

arch. pryw.

 

W październiku zeszłego roku Ola Chojnowska przyłączyła się do facebookowej akcji „Repliki” pod hasłem „Buziak na przekor homofobom”. Przesłała nam ze swoją dziewczyną „sportowego” buziaka i dodała: Szczęśliwe razem trzy lata – i jeszcze wszystko przed nami.

Zwycięstwo

W listopadzie Ola wzięła udział w mistrzostwach kickboxingu w Niemczech i… zwyciężyła! Zdobyła tytuł Międzynarodowej Mistrzyni Niemiec Federacji ISKA w Kickboxingu K1. Co oznacza K1? Kickboxing dzieli się na rożne formuły, każda z nich pozwala na określone uderzenia – mocniejsze, lżejsze, od pasa w gorę, od kolan w gorę, bardziej zaawansowane technicznie bądź mniej. K1 to zbiór wszystkich uderzeń i kopnięć, łącznie z kopnięciem kolanem, które występuje tylko właśnie w K1 oraz w muay tai – wyjaśnia Ola.

O mistrzostwach zaś mówi: To było ciężko wywalczone zwycięstwo. Każdy może wziąć udział w takim turnieju, jeśli tylko należy do federacji i trenuje w Niemczech kickboxing: hobbystycznie czy zawodowo – nawet osoba, która trenuje tylko miesiąc. Ale konkurencja na szczycie jest ostra. A ja coś ci wyznam: ten tytuł mistrzowski wygrałam ze złamaną jedną kostką w stopie. Praktycznie w ogóle nie powinnam była podchodzić do walki. Potem musiałam mieć dwa tygodnie przerwy, żeby noga doszła do siebie. Za kilkanaście dni czeka mnie operacja na stopę (rozmawiamy w połowie stycznia – przyp. AJ).

No i co? To na drugą nogę – i trzeba ćwiczyć dalej! Codziennie trenuję. Z facetami bo, chwaląc się nie chwaląc, nie mam w okolicy żadnej dziewczyny na moim poziomie – ani wagowo ani umiejętnościami, więc muszę ćwiczyć z chłopcami. Czasami wracam do domu zapłakana, zdołowana, że mnie zlali, aczkolwiek to potem wychodzi na plus. Na ostatnich zawodach stwierdziłam: „Cholera! Jednak pomimo wszystkich kłód, które ostatnio ciskano mi pod nogi, jednak coś potrafi ę i byle do przodu, bo to już ostatni dzwonek. Jak by nie patrzeć, mam 30 lat, a to na ten sport już jest trochę, więc cieszę się, że wygrałam. Teraz będę walczyć w kadrze Niemiec. Za parę miesięcy wezmę udział w mistrzostwach świata i nie ukrywam: mam nadzieję, że też wygram. Innej opcji nie biorę pod uwagę! (śmiech) Mistrzostwa świata – w maju br. w Singen.

Ola podrywa się z kanapy, przynosi pas, który był nagrodą za Mistrzostwa Niemiec. Pokazuje mi go z dumą i śmieje się: Teraz leży i zbiera kurz w domu. Jednym z powodów, dla którego bardzo chciałam wygrać, było uczczenie mojej świętej pamięci mamy. Gdy wygrałam tę ostatnią walkę, to jej pomachałam do góry. Bo wcześniej już miałam taką załamkę, że nie widziałam w tym sensu, ale jednak dałam radę Wygrałam! Może ona mi trochę pomogła? Tak jak i moja partnerka, która zawsze jest przy mnie. Po walce wyszłyśmy na miasto, szłam z tym pasem, a ludzie przystawali i zdjęcia robili.

Skąd zainteresowanie kickboxingiem? Już wcześniej mój brat walczył – a więc, wiesz, jak to z rodzeństwem: ciągłe bojki, walki. I on mi tego bakcyla zaszczepił. Oprócz tego moja koleżanka z koszykówki też była tym zafascynowana, poszła na treningi w kickboxingu. Notabene teraz jest wielokrotną mistrzynią świata, mistrzynią Polski – to Kamila Bałanda. Właśnie Kamila namawiała mnie do pójścia na jej trening. Poszłam, zobaczyłam i następnym razem już trenowałam. Był taki czas, kiedy trenowałam i koszykówkę, i kickboxing – z jednego treningu biegłam na drugi. Ale niestety to za dużo wysiłku kosztowało, więc przestałam, potem więc jakiś czas tylko koszykówka, a jeszcze potem – już tylko kickboxing był.

W sumie koszykówkę Ola trenowała 15 lat. W kickboxingu właśnie świętuje dziesiątą rocznicę, zdobyła Puchar Polski i tytuł wicemistrzyni Polski.

Spontan w Niemczech

Ponad rok temu zdecydowała się razem ze swoją dziewczyną na wyjazd do Niemiec. Na stałe. Zamieszkały w Stuttgarcie. Właściwie to pojechałyśmy z moją dziewczyną na urlop do Szwajcarii i wracając, zatrzymałyśmy się w Niemczech. Zostałyśmy tydzień dłużej i w ostatni dzień, piątek, siedząc w kawiarni tak na siebie patrzymy: „To co? Zostajemy tu?”. „No dobra, zostajemy!” To był totalny spontan. Rzeczy miałyśmy na dwa tygodnie. Moja dziewczyna została od razu, a ja pojechałam do domu, do Gdańska, wszystkie formalności załatwić. Miałyśmy mieszkanie tam wynajęte, ciuchy… Koty tylko musiałam przywieźć. Przyjechałyśmy, no i jesteśmy. Jest dobrze. Wszystko zakończyłyśmy i rozpoczęłyśmy na nowo. Nie miały kłopotów z językiem? Moja dziewczyna mówi po niemiecku, ja po hiszpańsku i po angielsku, więc nie ma problemu.

Pytam, jak im się żyje jako jednopłciowej parze, jak to jest z homofobią w Niemczech na codziennym poziomie. Zero homofobii. Idziemy normalnie za rękę po mieście, dajemy sobie buziaka, nic nikomu nie przeszkadza. Moja partnerka ma tu dalszą rodzinę – siostrzenicę i siostrzeńca w przedszkolu. Jak czasem ich odbieram, to widziałam chyba ze trzy czy cztery pary, że są dwie mamy czy dwóch tatusiów, którzy odbierają dzieci – i to dla nikogo nie jest problem. Nikt się krzywo nie patrzy. Nawet w tym przedszkolu dzieci mają pana opiekuna, który ma tunele w uszach, cały wytatuowany, irokez. Chodzi w podartych spodniach, dzieci go uwielbiają i sprawdza się. W Polsce to chyba taki ktoś w ogóle nie dostałby zatrudnienia, a on jeszcze nawet śpiewa tym dzieciom, one zachwycone są. Tu naprawdę nie osądza się ludzi według wyglądu, czy tego, z kim sypia, tylko jaką jest osobą, co sobą reprezentuje. A nie na podstawie innych, w ogóle niepotrzebnych rzeczy. Jesteś jak równy z równym, nie tak jak to w Polsce bywało.

Widać gołym okiem, że Ola jest zadowolona z tego, jak im się życie ułożyło w Niemczech. Ona i jej dziewczyna pracują w tej samej firmie (sprzedającej gadżety filmowe), w której wszyscy wiedzą, że stanowią parę, łącznie z szefostwem i znów: dla nikogo to nie jest problem. W Polsce też pracowały razem, jednak sytuacja przedstawiała się inaczej. Poznałyśmy się w jednym z klubów fitness w Trójmieście. Ona była menedżerką, a ja trenerem personalnym. Szefostwo nie powiedziało nam wprost, że mają cokolwiek przeciwko, ale między słowami dali do zrozumienia, że im to przeszkadza, a potem zostałam zwolniona. Partnerka sama odeszła trochę później.

Teraz nie spotyka takich reakcji. Nawet kilka razy tak było na treningu, że np. przytulałam się z kolegą, a on mówi: „Ej, ale ja mam żonę!” A ja na to: „Spoko, ja też!” – i dla niego to było okej, tylko się zaśmiał. Więc wszyscy wiedzą i w ogóle się nie kryję. Moja dziewczyna czasem przychodzi do mnie na zawody i na treningi.

To na koniec pytam, czy są już w związku partnerskim (w Niemczech związki partnerskie dla par jednopłciowych są legalne od 15 lat): Jeszcze nie, ale to kwestia czasu. Tu jest po prostu mniej niepotrzebnych problemów. Nie tylko, jeśli chodzi o kickboxing – a mogłabym tu na jakichś zawodach walczyć co miesiąc, gdybym tylko chciała – ale również pod względem związków homoseksualnych. Możesz wziąć ślub, tu wszyscy mówią „ślub” o związku partnerskim, i możesz mieć dzieci. Trzeba tylko właśnie mieć ślub, żeby pójść do lekarza i mieć sztuczne zapłodnienie, które jest płatne. Więc otwierają się nowe możliwości.

 

Tekst z nr 59 / 1-2 2016.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.