reż. A. Smolar. Wyst.: D. Dobosz, S. Roszczuk, R. Wasiewicz, E. Żak, D. Biernat, M. Pempuś, M. Smoliński. Teatr Studio w Warszawie, premiera: 24 X 2020.
Do obejrzenia na platformie VOD teatru: https://www.vod.teatrstudio.pl/wideo/57/publiczne. To dość frustrujące pisać o spektaklu, który chce się polecić, ale nie wiadomo, kiedy znów będzie go można zobaczyć. Został wprowadzony do repertuaru w okresie, kiedy na widowni mogło być już tylko 25 procent widowni, pokazany kilka razy, wkrótce teatry zamknięto. Obecnie (połowa stycznia) można zapoznać się z przedstawieniem jedynie przez internetową projekcję na platformie VOD Teatru Studio.
Pisarza Édouarda Louisa w „Replice” chyba nie trzeba przedstawiać. Zarówno „Koniec z Eddym”, jak i późniejsza „Historia przemocy” nie tylko ukazały się w polskim przekładzie, ale także przez wiele miesięcy okupowały listę bestsellerów Bearbooka, internetowej księgarni LGBT. Zaskakujące, że obie tak błyskawicznie doczekały się teatralnych wersji, o wystawionej w Gnieźnie „Historii przemocy” w reżyserii Eweliny Marciniak już pisałem („Replika”, nr 83), teraz otrzymujemy zdecydowanie lepszy spektakl Anny Smolar. Swoją drogą to dość znaczące, że do przeniesienia na scenę książek, w których tak istotną rolę odgrywa homoseksualność, w obu przypadkach zaproszono heteroseksualne kobiety, mimo dość powszechnego przekonania o dominacji gejów w polskim teatrze.
„Koniec z Eddym” to rodzaj autobiografii. Louis wraca w niej w rodzinne strony, do biednego dzieciństwa, życia, które musiał i chciał porzucić, nie tylko, aby odnieść sukces jako pisarz i wejść w paryskie sfery, ale także po to, aby móc zaakceptować swój homoseksualizm. Odciął się także symbolicznie, Eddy stał się Édouardem. Opisuje to wszystko z mieszaniną wstydu i niechęci, ale też sentymentu.
Spektakl Smolar jest dość wierną, a zarazem inteligentną adaptacją. Mniej gejowską niż książka, co w tym wypadku jest raczej stwierdzeniem faktu niż zarzutem. Po prostu kwestia klasowości wydaje się mieć dla reżyserki większe znaczenie niż orientacja seksualna. Nie znaczy to oczywiście, że tematu nie ma. Już w pierwszej scenie ojciec (Rob Wasiewicz), oczekujący narodzin Eddiego (Daniel Dobosz), fantazjuje o przyszłości syna, który ma być stuprocentowym heterykiem podbijającym świat i zdobywającym kobiety. Potem jak refren wraca poczucie nieprzystosowania, mierzenie się z wyobrażeniami na temat męskości, bo przecież nawet przez sposób chodzenia można się zdradzić i skazać na prześladowanie za pedalskość. Wszystko to dzieje się we francuskim miasteczku w połowie pierwszej dekady XXI wieku (Louis to rocznik 1992), choć brzmi bardzo znajomo, także w polskim kontekście, zarówno z okresu jeszcze PRL-owskiego, jak i dzisiejszego.
Smolar nie tylko opowiada historię, ale też tematyzuje sam przekaz. Dlatego Édouarda gra Sonia Roszczuk, co dodatkowo podkreśla przepaść, jaka dzieli teoretycznie tą samą postać i pozwala na spieranie się bohatera z samym sobą, co przybiera postać efektownego dialogu. Temu służy także brawurowy monolog Roba Wasiewicza, który wychodzi z roli ojca i opowiada, jakim wyzwaniem jest granie przez aktora geja roli heteroseksualnego mężczyzny – homofoba. Aktorstwo to zresztą jeden z największych atutów spektaklu, oprócz Wasiewicza na szczególne wyróżnienie zasługuje grająca matkę Ewelinę Żak, Dominika Biernat (siostra), i wcielający się w kilka postaci (w tym nauczyciela) Marcin Pempuś. Ich przynależność do „gorszego” świata komunikują świetnie kostiumy, ze specjalnie podwyższonym stanem zrównującym ramiona z czubkiem głowy, które nadają sylwetkom karykaturalny, niemal nieludzki wygląd. To wśród nich Eddy od początku czuje się inny.
Tekst z nr 89 / 1-2 2021.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.