Co katolicy/czki LGBT w Polsce mówią o swych relacjach z Kościołem? Wiara i Tęcza koordynowała akcję wypełniania „Ankiety Franciszka”
Podczas pielgrzymki na Jasną Gorę usłyszałem od spowiednika: „Twoja noga nie powinna wstąpić w to święte miejsce”. Od tamtej pory się nie spowiadam, bo się po prostu boję – relacjonuje Jarosław, gej z Jastrzębia-Zdroju.
Pierwszą osobą, której powiedziałem o swojej orientacji, był spowiednik – opowiada 29-letni Krzysztof z Krakowa. Bardzo się bałem ujawniać, ale potrzebowałem wsparcia. Na spowiedzi spotkałem się jednak z murem niezrozumienia i ogromnym chłodem. Ta rozmowa mnie zdruzgotała, bezpośrednio po niej otarłem się o samobójstwo. Od tego czasu byłem u spowiedzi tylko przy okazji pogrzebu babci i ślubu członków mojej rodziny. Nie przystępuję też do komunii. Do dziś nie wyleczyłem się z tego zranienia.
Nie wszyscy odchodzą
To tylko dwie spośród blisko stu relacji, które polscy katolicy/czki LGBT nadesłali w ramach koordynowanej przeze mnie akcji zbierania odpowiedzi na „Ankietę Franciszka” przed zwołanym w Rzymie Synodem ds. Rodziny. Do nadsyłania refleksji m.in. na temat położenia osób homoseksualnych w kościele zachęcał Watykan. Grupa polskich chrześcijan LGBT „Wiara i Tęcza”, której jestem członkiem, postanowiła na ten apel odpowiedzieć.
Największym zaskoczeniem była duża liczba ankiet, jakie nadeszły od katolików/czek LGBT z całej Polski. Na ogół panuje przekonanie, że osoby nieheteronormatywne odchodzą z Kościoła. To jednak tylko część prawdy. Rzeczywiście, wiele lesbijek, gejów i osób transpłciowych pod wpływem kościelnej mowy nienawiści odchodzi od praktyk religijnych, jednak przez sam fakt homoseksualności lub transseksualności nie traci się na ogół wiary. Ani potrzeb duchowych. Co więcej: duża część z nas pozostaje w Kościele, starając się jakoś ułożyć sobie relację z tą instytucją, a jeszcze bardziej z Bogiem.
Możliwości artykulacyjne wierzących osób LGBT w Polsce są mocno ograniczone, i to nie tylko ze względu na kościelną homofobię. Świeckie środowiska lesbijsko-gejowskie przez lata patrzyły na nas z dystansem, co łatwo zrozumieć, biorąc pod uwagę ogromną krzywdę, jaką osobom nieheteronormatywnym wyrządza wielu ludzi Kościoła. Organizacje LGBT zaczynają jednak coraz mocniej dostrzegać emancypacyjny potencjał istniejący w religijnych grupach takich, jak Wiara i Tęcza. Mówił mi o tym latem ubiegłego roku Bjorn van Roozendaa z ILGA-Europe podczas spotkania z przedstawicielami organizacji chrześcijańskich organizacji LGBT z Europy Wschodniej w Amsterdamie: My na Zachodzie zrozumieliśmy, że bez współpracy z organizacjami LGBT nie zmienimy homofobicznych postaw konserwatywnej części społeczeństw. Ma to szczególne znaczenie teraz, gdy coraz większe poparcie społeczne uzyskuje w naszych krajach radykalna prawica. Także w Polsce widać coraz większe zainteresowanie Wiarą i Tęczą.
Wewnętrzna emigracja
Jest jednak drugi, o wiele ważniejszy powód, dla którego katolicy LGBT w Polsce nie są wystarczająco słyszalni. Otóż przytłaczająca większość z nich żyje w ukryciu. W parafiach i wspólnotach religijnych osoby wierzące decydują się na wewnętrzną emigrację. A przecież z najbardziej ostrożnych obliczeń wynika, że w polskim Kościele rzymskokatolickim ponad 1,5 mln wiernych to lesbijki i geje. Liczba porównywalna z największymi diecezjami w naszym kraju!
Odpowiedzi na ankiety, jakie uzyskałem od katolików/czek LGBT, pokazują swoisty mechanizm błędnego koła, który sprawia, że osoby homoseksualne są w Kościele niewidoczne. Nieprzyjazna wobec osób LGBT atmosfera w Kościele powoduje, że wierzący ukrywają swoją orientację psychoseksualną. Przez to Kościół funkcjonuje jako „wyspa bez gejów i lesbijek”, a to z kolei sprawia, że zarówno księża, jak i świeccy nie mają okazji poznać osobiście „żywych” i „realnych” gejów, lesbijek, osób transpłciowych czy biseksualnych w ich codzienności. Wiedza duszpasterzy na temat osób LGBT opiera się zatem głownie na przekazie medialnym, wrogiej wobec nas literaturze oraz sakramencie spowiedzi, podczas którego penitenci spowiadają się z nadużyć seksualnych, ewentualnie opowiadają o swoich seksualnych lękach, nieraz zresztą podsycanych przez samych duszpasterzy. Powstaje z tego obraz osoby LGBT chorobliwie skupionej na seksie, głęboko niepogodzonej ze swoją orientacją psychoseksualną. Utwierdza to tylko księży w negatywnych stereotypach na temat osób LGBT.
O tym, jak ta kościelna szafa na co dzień wygląda, uczestnicy ankiety wiedzą aż nadto dobrze. 30-letnia Olga z Warszawy na niedzielną mszę chodzi razem z partnerką. Ale udajemy, że jesteśmy jedynie znajomymi. Przekazując znak pokoju, pamiętamy, by nie robić tego zbyt serdecznie. Taka konieczność konspiracji uniemożliwia nam głębsze zaangażowanie się w życie parafii – mówi. Moj chłopak jest zaangażowany w życie oazowe, ale swoją orientację musi ukrywać. Nie jest łatwo, ale się nie poddajemy – dodaje Jarosław z Jastrzębia-Zdroju.
Często próby ujawnienia się przynoszą negatywne konsekwencje. 47-letnia Katarzyna z Gdańska od lat mieszka ze swoją partnerką. Postanowiły kiedyś razem przyjąć księdza po kolędzie. Ksiądz najpierw się spłonił, po czym nieskładnie zaczął fukać: „Jak ja mam TO tutaj wpisać?” Wskazywał przy tym na kartoteki, w których zaznaczał, kto w danym domu mieszka – opowiada Katarzyna.
Lesbijka śpiewa psalmy
Najczęściej jednak osoby wierzące pod wpływem nieprzyjaznej atmosfery same odchodzą na kościelne peryferie. Trudno im się odnaleźć, bo w polskich ruchach duszpasterskich panuje założenie, że wszyscy myślą jednakowo. Nie spotkasz tam nikogo, kto ma na przykład poglądy feministyczne – skarży się 38-letnia Agnieszka, lesbijka z Warszawy. 25-letni Kamil z Wałbrzycha podczas rozmowy z księdzem powiedział, że ma lewicowe poglądy i popiera małżeństwa homoseksualne. To, że sam jest gejem, nie przeszło mu przez usta. Ksiądz mi odpowiedział: „W takim razie nie ma tutaj dla ciebie miejsca”. Od tego momentu zacząłem unikać oazowych spotkań i po miesiącu odszedłem ze wspólnoty – mówi.
32-letnia Joanna miała więcej szczęścia. Jej przewodnik duchowy powiedział jej, że nie ma nic przeciwko temu, by jako lesbijka nadal była liderką wspólnoty oazowej. Postawił jednak warunek: o orientacji nikt nie może się dowiedzieć! Powiedział, że ujawnienie homoseksualizmu przed innymi członkami wspólnoty uniemożliwi mi nie tylko bycie animatorką, ale wręcz uczestnictwo w grupie – relacjonuje Joanna.
Kobieta szybko się zresztą przekonała, że to nie tylko teoria. W jej grupie ujawniła się bowiem inna osoba homo. Nie dokonała publicznego coming outu, jedynie zwierzyła się wspólnocie, którą traktowała jak rodzinę. Wywołało to ogromne oburzenie liderów i członków grupy. Nagle z dnia na dzień ta osoba stała się niegodna tego, by przy ołtarzu zaśpiewać psalm czy odczytać czytanie. Wszelkie formy aktywności liturgicznej okazały się dla niej niedostępne. W tak niesprzyjającej atmosferze po jakimś czasie odeszła. A dla mnie był to sygnał, że jeśli chcę pozostać wśród tych ludzi, muszę uważać, by to, kim jestem, nie wyszło na jaw – opowiada Joanna, która po jakimś czasie również opuściła grupę.
Niestety, większość nieheteroseksualnych osób zaangażowanych w życie Kościoła zmaga się dodatkowo z olbrzymią uwewnętrznioną homofobią. Nikt, kto ma już jakoś „przerobiony” temat swojej homoseksualności, nie wejdzie do takich wspólnot. Bo ci, którzy zostają, płacą za to nieraz ogromną cenę. Znam historię lidera jednej ze wspólnot przy uczelni katolickiej. Ukrywał to, że był gejem, kilka lat temu popełnił samobójstwo – opowiada Agnieszka, lesbijka z Warszawy.
Damian z Płocka przez kilka lat przygotowywał oprawę muzyczną na mszach i rekolekcjach. Kiedyś zwierzył się ze swej orientacji przyjacielowi ze wspólnoty, zresztą też gejowi. On jednak jeździł do lubelskiej Odwagi, gdzie zalecano zerwanie kontaktów ze środowiskiem homoseksualnym. Potraktował to bardzo dosłownie, zażądał, bym wybrał: albo terapia, albo odejście z grupy. „Doniósł” na mnie do duszpasterza, który podtrzymał ultimatum. Na terapię się nie zdecydowałem, więc zostałem wyrzucony. Inni uczestnicy, nawet jeśli prywatnie czuli ze mną solidarność, byli poddani tak silnej presji, że się ode mnie odwrócili. Przeżyłem silne załamanie, na szczęście udało mi się z tego wyjść – opowiada Damian.
Kościół przyszłości
Takie świadectwa nie napawają optymizmem. Powstaje zatem pytanie: czy jest o co walczyć? Wiara i Tęcza od początku twierdzi, że tak. Jedyny sposób to mówić o sobie głośno i otwarcie, starając się, by nasze świadectwa dotarły do jak największej liczby osób w Kościele. Pewnej dozy optymizmu dodaje nam pontyfikat Franciszka, który zmienia język, w jakim Watykan wypowiada się na temat homoseksualności. O tym, że Kościół katolicki przestaje być w tej kwestii monolitem, można się było przekonać na październikowym Synodzie ds. Rodziny w Rzymie, na którym po raz pierwszy w dziejach Kościoła padło tak wiele pozytywnych słów pod adresem osób homoseksualnych. Zredagowany przez biskupów dokument podsumowujący pierwszy tydzień obrad mówił: „Osoby homoseksualne mają wartości i dary do zaoferowania wspólnocie chrześcijańskiej. Czy nasze wspólnoty są w stanie im to zapewnić, akceptując i ceniąc ich orientację seksualną?” Choć ostateczna wersja dokumentu podsumowującego Synod nie była już dla osób LGBT tak korzystna, na Zachodzie dyskusja toczy się nadal. Pod koniec grudnia biskup Johan Bonny z Antwerpii wezwał wprost, by Kościół uznał związki jednopłciowe. Belgijski hierarcha przyznał, że odwagi do wypowiadania się w tych sprawach dodał mu pontyfikat Franciszka. Powinniśmy dążyć do tego, by związki jednopłciowe zostały w Kościele formalnie uznane – powiedział w wywiadzie, pytany, czy pary jednopłciowe powinny uzyskiwać w Kościele błogosławieństwo na wzór małżeństw heteroseksualnych.
Pozytywne rzeczy zaczynają się też dziać na polskim podwórku. Ostatnio publicysta katolicki Cezary Gawryś (niegdyś zwolennik „leczenia gejów”, dziś osoba, która wycofała się z dawnych poglądów na ten temat) na stronie stowarzyszenia „Otwarta Rzeczpospolita” napisał poruszający tekst „Dlaczego Kościół milczy, kiedy znieważają i biją?”. Wstrząśnięty opisaną w „Replice” (nr 52) historią dwóch gejów: Piotra i Pawła, nękanych w rodzinnych Kartuzach z powodu swej orientacji seksualnej, pyta: Czy za klimat agresji skierowanej ku osobom homoseksualnym, niewątpliwie panujący wciąż na polskiej prowincji, w małych miastach, nie jest także odpowiedzialne nauczanie polskich biskupów i wielu księży? (…) Czy w takim wypadku, kiedy w małej społeczności złożonej w większości z katolików dochodzi do prześladowania osób homoseksualnych, do skandalicznego aktu poniżania drugiego człowieka, nie powinni zabrać głosu lokalni duszpasterze? Przecież to gotowy temat na adwentowe kazanie o miłości bliźniego! (…) Swoją drogą, zgłaszam wniosek do przewodniczącego Konferencji Episkopatu, aby w roku 2015 polscy biskupi skierowali specjalny list pasterski do rodziców osób homoseksualnych.
Dla wielu spełnienie tego postulatu wyda się zapewne kompletną abstrakcją. Dla mnie – po wizycie w pewnej parafii na południu Polski – trochę mniejszą. Znajomy ksiądz zaprosił niedawno kilka osób z Wiary i Tęczy na spotkanie biblijne, które było zorganizowane przy jego kościele. Wcześniej wytłumaczył uczestnikom swojej wspólnoty (w większości starszym kobietom), kim jesteśmy. Ich przyjęcie było więcej niż życzliwe. Okazało się, że zwykła polska parafia nie musi być homofobiczna, o ile duszpasterz nie będzie „straszył gejem”, lecz po prostu potraktuje nas jako siostry i braci.
Tekst z nr 53/1-2 2015.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.