O tym, dlaczego gejowskie sauny powinny wyjść z podziemia, dlaczego po 15 minutach uciekł z kultowego Fantomu, jak projektował własną saunę a także o tym, jak mu się pozowało nago do kalendarza „Repliki”, z MICHAŁEM BULIKIEM, menadżerem i współwłaścicielem warszawskiej SAUNY THE FIRE rozmawia Tomasz Piotrowski
Wysiadam z pociągu z Gdańska na warszawskim Dworcu Centralnym. Gejowska sauna The Fire znajduje się kilka kroków od Ronda ONZ, a rondo ONZ – kilka kroków od dworca, więc idę pieszo. Cicha uliczka, na jednym ze skrzyżowań – budynek z płonącą, ale „dyskretną” literą F na drzwiach. Wiem, że to tu, bo jestem gejem, choć czuję się incognito. Wciskam dzwonek, drzwi się otwierają. W wyobraźni widzę już pomieszczenia pełne gorącej pary i gorących facetów, gdy w recepcji wita mnie jeden gorący facet z gołym torsem. Przechodzę przez pomieszczenia sauny prosto do Michała Bulika, menadżera i współwłaściciela sauny, który na początku zaprasza mnie do zwiedzania. Jestem służbowo, więc ubrany, Michał zresztą też. Po „obchodzie” tysiąca zakamarków The Fire siadamy do rozmowy.
Sauna The Fire właśnie obchodziła pierwsze urodziny. Jak wpadłeś na pomysł, by ją założyć?
Wszystko zaczęło się w Międzyzdrojach w 2017 r. Prowadziłem tam beach bar. Przyjechał do mnie kumpel – Sławek Zdunek. Znamy się dobrze od wielu lat – to zawsze była przyjaźń, nigdy ze sobą nie spaliśmy – poszliśmy z czteropakiem piwa na plażę naturystyczną, gadaliśmy o naszych planach i tak od słowa do słowa – zostaliśmy ze Sławkiem partnerami w biznesie. To przede wszystkim on wyłożył kasę na The Fire. Wpadnie za chwilę, więc pewnie go poznasz.
Od początku myśleliście właśnie o saunie?
Był też plan na dyskotekę, ale mam już doświadczenie w takim biznesie i nie chciałem do tego wracać. Wtedy akurat zamykała się legendarna sauna Fantom, dla nas ważne miejsce, więc stwierdziliśmy, że sauna będzie lepszym pomysłem.
Fantom istniał w stolicy ponad 20 lat. Czemu dla was był ważny?
Pierwsza sauna gejowska, w której w życiu byliśmy! Miałem 18 lat, zacząłem pracę jako barman w Kokonie (nie mylić z krakowskim gejowskim klubem Cocon, który po wielu latach niedawno został zamknięty – przyp. „Replika”) i miałem chłopaka – Konrada, też 18-latka, ale lepiej obeznanego w tym naszym tęczowym światku. Konrad mnie zabrał do Fantomu.
I?
Szczerze? Wyszedłem po 15 minutach! Byłem za młody, wystraszony. Faceci albo w samych ręcznikach, albo zupełnie nago – no musiałem uciec! (śmiech) Potem miałem przerwę, rozstałem się z Konradem, i sam zacząłem powoli oswajać się z tym miejscem, jak i innymi.
Gejowskie sauny kojarzą się z seksem, ale też z niby „podziemiem” – jakieś szemrane, obskurne lokale.
Oczywiście wiemy o tym. Dlatego wkładam wiele wysiłku, by The Fire wyglądała pięknie i by była miejscem spotkań wszelkiego rodzaju – nie wyłącznie do seksu, ale też towarzyskim, do rozmowy, do poznania się. Nie zrobiliśmy tylko byle jakich saun i darkroomów – właściwie połowa naszego lokalu to sala rozrywkowa z barem, stolikami, w której można po prostu posiedzieć, porozmawiać, wypić drinka. (wchodzi Sławek, uśmiechnięty, wita się ze mną, żartuje i pyta, czemu jeszcze jestem w ubraniu)
Sławek: U nas masz labirynt – wchodzisz, zaczynasz od drineczka, potem jacuzzi, sauna jedna, druga, wchodzisz głębiej i głębiej, aż dojdziesz wreszcie do darkroomów, w których można się zgubić! Uważaj! (śmiech)
Michał wchodzi Sławkowi w słowo: To nie jest tylko, brzydko mówiąc, „ruchalnia”.
Wielu gejów z pogardą mówi tak o gejowskich klubach nocnych czy właśnie saunach – tak, jakby sami nienawidzili gejowskiego seksu.
Jeśli ktoś przychodzi tu na seks, proszę bardzo, nie ma w tym nic złego, ale zależy mi, by The Fire funkcjonowała jako po prostu miejsce spotkań, w którym można zrobić choćby imprezę urodzinową. U nas zaczęło się już kilka przyjaźni, widzę, że nasi goście witają się już na korytarzach, rozmawiają… A jeśli ktoś chce – organizujemy też imprezy zamknięte, tylko dla zaproszonych gości, anonimowo.
Galla, Heaven i The Fire w Warszawie – nie bałeś się, że trudno będzie z trzecią sauną gejowską w stolicy? (Sławek wychodzi, zostaję z Michałem)
Ja wręcz uważam, że jest spokojnie miejsce dla co najmniej trzech, jeśli zbudujemy sobie dobre marki i klientelę, jeśli zdejmiemy to odium, że to są „mroczne” miejsca. Ja od początku chciałem, by The Fire była duża. Zwiedziłem sporo saun za granicą i w moim prywatnym rankingu wygrywa Boiler w Berlinie. W The Fire jest dziś 100 szafek i to największa sauna w Polsce. Wiesz, ile jest w Boilerze?
Nie mam pojęcia.
1400! I ostatnio jak byłem tam w niedzielę, musiałem czekać na szafkę, bo nie było miejsc. Wyobraź to sobie: 1400 gejów, w ręcznikach, w jednej saunie o ogromnej powierzchni… W Warszawie jest coraz więcej osób z zagranicy, które znają tamtejsze standardy i coraz więcej tutejszych mężczyzn, którzy się nie boją i nie wstydzą. Chcemy, żeby nasza sauna była właśnie na tym europejskim poziomie – i nie pod względem złotych klamek i szklanych podłóg – ale najwyższych standardów higieny, funkcjonalności i klimatu.
Na Warszawie chcecie pozostać?
Jestem trochę wagonem napędowym Sławka i… już myślę o otwarciu kolejnej sauny. Może Gdańsk ze względu na większe zaplecze hotelowe, większą ilość Niemców? Sławek proponuje Kraków. Ja muszę być w ruchu, muszę mieć nowe wyzwania.
To pierwszy biznes, którego jesteś właścicielem?
Zaczynałem jako barman, później jako menadżer, a tutaj rzeczywiście oficjalnie jestem w papierach współwłaścicielem, więc to też jakieś moje osiągnięcie. Traktuję to naprawdę jako swoje miejsce, włożyłem w nie mnóstwo serca – sam to zaprojektowałem, mimo że nie mam wykształcenia architektonicznego. Zobaczyłem ten lokal, a potem leżałem w łóżku i w myślach chodziłem po wymarzonej saunie. Wśród dekoracji są nawet brzozy z mojego własnego ogrodu. Przyjeżdżałem o 7 rano, wychodziłem o 22 i tak stale przez pół roku, jedząc w przerwie tylko chińszczyznę. W 6 miesięcy przygotowań schudłem 10 kilogramów. (Wychodzimy z gabinetu Michała „na lokal”, siadamy w palarni, nieopodal przytula się dwóch młodych chłopaków)
Skąd wiesz, jak zarządzać takim miejscem?
Sporo nauczyłem się od Jarka i Michała, właścicieli Kokonu. Mam z nimi kontakt do dzisiaj, wiele im zawdzięczam. Nie skończyłem zarządzania, jestem z wykształcenia kucharzem. Chodząc jeszcze do szkoły średniej, tańczyłem w Mazowieckim Domu Kultury u pani Beaty Wojciechowskiej. Jeździliśmy na różne turnieje, konkursy, pokazy mody – i tańczyliśmy. Jeden z pokazów odbywał w klubie gejowskim Paradise. Miałem z 18 lat, podszedł do mnie koleś i mówi: „Słuchaj, otwieram knajpę, może byś stanął za barem?”
Serio? Jesteś tancerzem, podchodzi obcy facet, proponuje pracę za barem, a ty się zgadzasz?
Ja się strasznie bałem! To był taki okres, że ja wtedy nigdy jeszcze alkoholu nie piłem. No, ale zależało mi na kasie. To był tylko krótki, dwumiesięczny epizod, ale prosto stamtąd też jako barman trafiłem do Kokonu.
Zdawałeś sobie wtedy sprawę, że jesteś gejem, czy jeszcze to się słabo przebijało do twojej świadomości?
Wiesz co, ja to chyba od zawsze wiedziałem. Gdzieś tam w czasach nastoletnich, na kolonii miałem „romanse” z dziewczynami. Później oczywiście przechodziłem etap mówienia sobie, że jestem bi, a jeszcze później, w czasach Kokonu… no, tam się sporo napatrzyłem. Dwaj całujący się mężczyźni, gdy masz ten widok codziennie, szybko przestają szokować.
Co było między Kokonem a The Fire?
Osiem innych lokali. Na różnych stanowiskach, w różnych miastach – w Grodzisku Mazowieckim, w Krakowie, w Sopocie, Łebie… no i Międzyzdrojach.
Szefowie wiedzieli, że jesteś gejem?
Zawsze. Być może dlatego, że nigdy nie zrobiłem „prawidłowego” coming outu w domu, to potem miałem dużą potrzebę ujawniania się – by nikt za plecami mnie nie obgadywał, nie szukał znaków. Lubię szczerość i prawdziwość. Gdy przechodziłem rozmowy kwalifikacyjne, to na koniec mówiłem: „Słuchaj, jestem gejem, jeśli dla ciebie to problem, że osoba homoseksualna będzie prowadzić klub dla heteryków, to nie mamy o czym dalej rozmawiać”.
Ktoś ci odmowił? Tak naprawdę jedynym klubem gejowskim, w którym pracowałem był Kokon. Potem były tylko lokale heteryckie i nie, nigdy.
Biznes dla homo tworzy się inaczej niż dla hetero?
Wydaje mi się, że dla homo jest trudniej. Poza stygmą, homofobią, z którą możesz się jednak spotkać, to samo środowisko jest bardziej wymagające. Trzeba dbać o każdy element, szczególnie estetyczny. Czy jest dobrze dobrane światło, czy są kwiaty na barze, jaka jest muzyka. Ale spoko, ogarniam, to jest mój świat. Natomiast gorzej czuję się z fakturami itd., więc dobrze, że mam moich wspólników.
Wspolników? Kogoś oprócz Sławka?
Jest jeszcze mój sąsiad. Heteryk. Żona, trójka dzieci. Co tak patrzysz? Serio! Było tak: pisałem pierwszą wersję biznesplanu dla banku i zepsuła mi się drukarka. Stwierdziłem: wydrukuję u sąsiada. No i on wydrukował, ale przy okazji zerknął i mówi: „Jakbyście kogoś potrzebowali, to może ja bym nawet w to wszedł”.
Wiedział, że chodzi o gejowska saunę?
Oczywiście. Znamy się jako sąsiedzi od kilku lat. Osiedlowy grill, wszyscy z dziećmi, żonami a ja ponad 30 lat i sam… więc szybko się wyoutowałem, by też zobaczyć, czy te relacje z nimi w ogóle mają sens.
Od kilku miesięcy już nie jesteś sam.
Zgadza się. Jestem żywym dowodem na to, że zakochać się bez pamięci można nie tylko, gdy ma się 20 lat. W Walentynki Łukasz i ja zaręczyliśmy się. Motyle w brzuchu i tak dalej.
A twoja rodzina…
Mój brat jest ode mnie 14 lat starszy. Trzy lata temu powiedziałem mu, że jestem gejem. Właściwie w trakcie kłótni, więc to nie były najlepsze okoliczności. Poza tym to jest jednak już duża różnica wieku, na początku trzeba było tłumaczyć, że homoseksualizm i pedofilia to dwa różne zjawiska. Mamie powiedziałem wtedy, gdy rozstałem się z Konradem, tym, z którym pierwszy raz byłem w saunie. Miałem totalnego doła i powiedziałem jej, że jestem bi. Coś pokrzyczała, a potem przez wiele lat temat nigdy nie wrócił. Ale myślę, że nawet jak się tego nie powie, to rodzice wiedzą, tylko temat jest zbyt trudny, by normalnie pogadać.
Ale słyszałem, że w listopadzie twój brat był na wernisażu nagiego kalendarza „Repliki”, do którego zresztą pozowałeś.
Bywał wcześniej, ale tylko po zamknięciu – zna się na budowlance więc pomagał mi w wielu sprawach. Jak barierki do jacuzzi zjechały o północy, to montowaliśmy je razem do samego rana. Tak przy ludziach – to rzeczywiście pierwszy raz był na wernisażu. Zaprosiłem go 3 dni przed i nie liczyłem, że przyjdzie. Przyszedł! Niewiele rozmawialiśmy, bo i ja byłem zestresowany tą sytuacją – na ścianie wyświetlały się zdjęcia nagich mężczyzn, w tym moje!
A jak ci się pozowało nago do kalendarza?
Na początku stres, ale gdy już się rozebrałem, to luz (śmiech). Chcę promować swobodne podejście do ciała, w końcu jestem menadżerem sauny (śmiech).
Wspomniałeś mi, gdy umawialiśmy się na wywiad, że po klubie Kokon długo nie chciałeś wchodzić w żaden klub gejowski. Dlaczego?
Bo w tym biznesie trochę traci się prywatność. Środowisko LGBTIA nie jest gigantyczne, a środowisko biznesu LGBTIA – jeszcze mniejsze. Ja już mam problem ze znalezieniem spokoju w saunie.
Czyli gdybyś miał ochotę na seks w saunie, musisz jechać za granicę, bo u konkurencji mogą obgadać, a we własnej pracy nie chcesz?
Dokładnie, ale powiem ci więcej. Po dwóch miesiącach od otwarcia pojechałem do Berlina. Jestem w klubie na bieliźnianym party, podchodzi do mnie jakiś koleś: „Cześć, jak twoja sauna?” Od razu otrzeźwiałem.
W The Fire są dni tematyczne – dla par, dla twinków, dni bez ręczników. Który dzień mi najbardziej polecasz?
(śmiech) To zależy, co lubisz! W tajemnicy mogę tylko powiedzieć, że na dni bez ręczników przychodzą osoby, które naprawdę mają się czym pochwalić… Każdy temat ma już stałych bywalców. Są osoby, które przychodzą w piątek o 13 i zostają do północy w niedzielę! Sauna otwarta jest w weekendy całą dobę, więc siedzą, rozmawiają, jedzą, piją piwo, drzemią gdzieś… i zawsze proszą, by o ustalonej godzinie ich kategorycznie wyrzucić, ale nigdy nic z tego nie wychodzi.
Nie ma z nimi problemów?
Nigdy! Ale problemy się zdarzają – kilku osób nie wpuszczamy. Chociażby taki przypadek. Otwieramy o 13, a o 14 ktoś zgłasza, że nie ma ręczników. Jesteśmy w szoku, bo powinno być ich pełno. Co się stało? Jeden pan ukrył wszystkie ręczniki, bo chciał zrobić wszystkim naked party! Ale to są wyjątki. W grudniu dostaliśmy mnóstwo kartek świątecznych, jakieś mini prezenty, jedna para zaproponowała nam uszycie strojów firmowych. Powiedziałem, że super, że zapłacę, ale… mówią, że to prezent od nich za tworzenie miejsca, w którym dobrze się czują. Dla takich chwil warto prowadzić ten biznes.
Michał odprowadza mnie do wyjścia. Gdy wychodzimy, pokazuje mi jeszcze, że przykleił na ścianę dodatkowe deski, żeby było bardziej funkcjonalnie. Mówi o planach, o nowych leżakach, a każdy z właśnie przybyłych facetów ściska mu rękę, obejmuje go. Umawiamy się, że muszę wrócić do The Fire zupełnie prywatnie… Nie wiem jeszcze tylko jaki dzień tematyczny wybrać. Naked party?
Tekst z nr 84/3-4 2020.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.