Nic kontrowersyjnego

Praktycznie w każdym publicznym wystąpieniu wspominam o tym, że mam męża i dwoje dzieci – mówi Randy W. Berry, Specjalny Wysłannik USA ds. Praw Człowieka Osób LGBTI, w rozmowie Mariusza Kurca

 

fot. mat. pras.

 

13 kwietnia br. prezydent Barack Obama utworzył nowe stanowisko w amerykańskiej administracji – Specjalnego Wysłannika USA ds. Praw Człowieka Osób LGBTI (Special Envoy for the Human Rights of LGBTI Persons). To funkcja bez precedensu i, jak na razie, bez odpowiedników w innych rządach.

Pierwszym, historycznym Specjalnym Wysłannikiem został Randy W. Berry, dyplomata z ponad 20-letnim stażem, ekspert w dziedzinie praw człowieka. Był konsulem w Holandii i w Nowej Zelandii, pracował też na placówkach w Nepalu, Bangladeszu, Egipcie, Ugandzie oraz RPA. Jak podaje strona amerykańskiego Departamentu Stanu, Berry wychował się na ranczo w Kolorado, skończył uniwersytet w Kansas.

16 czerwca br. przyjechał na 24 godziny do Polski. Spotkał się m.in. z Rzecznikiem Praw Obywatelskich, prof. Ireną Lipowicz. Jak podaje oficjalny serwis RPO: W trakcie rozmowy omówiono m.in. kwestię zadań RPO jako niezależnego organu ds. równego traktowania, a także działań podejmowanych przez RPO na rzecz osób nieheteronormatywnych. Ze względu na obecną sytuację międzynarodową, prof. Lipowicz zwróciła uwagę na problemy uchodźców LGBT, którzy należą do grup szczególnie narażonych na prześladowania i wymagają wsparcia ze strony społeczności międzynarodowej.

Dzięki uprzejmości ambasady USA w Warszawie „Replika” otrzymała szansę na wywiad ze Specjalnym Wysłannikiem tuż po jego przylocie. Na powitanie wręczyłem mu numer „Repliki”. Dzięki ambasadzie miałem okazję w drodze z lotniska przejrzeć dwa poprzednie numery Waszego magazynu. Wygląda profesjonalnie. Jak zdobyliście fundusze na starcie?

To było prawie 10 lat temu. Pomogła nam Kampania Przeciw Homofobii i Fundacja im. Roży Luksemburg. Teraz bardzo wspierają nas m.in. prenumeratorzy, a także Fundacja H. Bolla i ambasada USA.

To dobrze. I widzę, że jest dział poświęcony amerykańskim sprawom LGBT… Szkoda, że nie znam polskiego. OK, zaczynamy?

Muszę zacząć od pytania: czym się w ogóle pan zajmuje jako Specjalny Wysłannik? Nie ma drugiego podobnego stanowiska.

Dla nas to też nowość. Sam się przyzwyczajam. (śmiech) Przede wszystkim chciałbym podkreślić, że przyjeżdżam do Polski z optymistycznym nastawieniem. Obserwuję globalny pozytywny trend w sprawach LGBTI, w moim przekonaniu, nieodwracalny. Stany Zjednoczone nie są, i nigdy nie były, liderem tego trendu, ale sytuacja w moim kraju przedstawia się obecnie bardzo korzystnie. W mojej ocenie kilka lat temu osiągnęliśmy pewną masę krytyczną i weszliśmy na szybką ścieżkę zmian (26 czerwca słowa te znajdą potwierdzenie w wyroku Sądu Najwyższego legalizującym małżeństwa jednopłciowe we wszystkich stanach USA – przyp. red.). Do czempionów praw osób LGBTI z północnej Europy dołączają inne kraje, choćby z Ameryki Łacińskiej – niektórych rozwiązań w zakresie ochrony przed dyskryminacją można się od nich uczyć.

Moje stanowisko znajduje się w strukturach Departamentu Stanu, w biurze ds. demokracji, praw człowieka i pracy. Ważne, by znać dokładną nazwę: Specjalny Wysłannik ds. Praw Człowieka Osób LGBTI. Jeszcze raz to powtórzę: praw człowieka. Nie żadnych specjalnych praw dla osób LGBTI, tylko praw człowieka, które dotyczą również osób LGBTI.

Moja praca polega na nawiązywaniu dialogu z rządami, instytucjami życia publicznego, organizacjami, przedstawicielami biznesu i innymi ważnymi „aktorami” społeczeństwa obywatelskiego. Na stole obrad znajduje się sytuacja osób LGBTI w kontekście respektowania ich praw człowieka. I tyle. Nie ma wielkiej filozofii. Odkąd zostałem Wysłannikiem, często zadaje mi się pytanie, jak się czuję na tym „kontrowersyjnym stanowisku”. Protestuję – nie ma w nim nic kontrowersyjnego. Bywa, że ze względu na swa orientację seksualną czy tożsamość płciową osoby LGBTI spotykają się z aktywną dyskryminacją, przemocą, aresztowaniami, wykorzystywaniem, a w skrajnych przypadkach – nawet morderstwami – nie ma nic kontrowersyjnego w tym, że chcemy położyć kres takim przypadkom. Stop przemocy – to samo sedno praw człowieka. Małżeństwa jednopłciowe nie są w tym kontekście priorytetem. Najbardziej zajmuję się przeciwdziałaniem najgorszym formom dyskryminacji – przemocy, brakiem dostępu do edukacji czy służby zdrowia. Większość państw świata podpisała Powszechną Deklarację Praw Człowieka – a nam nie chodzi o nic więcej niż o to, co tam zapisano.

Zaś praktycznie rzecz biorąc, moja praca polega na rozmawianiu i na… podróżowaniu.

Jak wybiera pan kraje?

Odwiedzam miejsca, w których widzę szanse na dialog albo intensywne przemiany, które chciałbym poznać. Trzy tygodnie byłem w Ameryce Łacińskiej – Chile, Argentyna, Urugwaj, Brazylia, Jamajka i Dominikana – zmiana postaw w niektórych z tych krajów jest niebywała. Tym bardziej, że nie jest ona skutkiem wpływów z zewnątrz. Przysłowiowa już chyba Holandia, czy Stany, znajdują się daleko. Południowoamerykańskie ruchy LGBTI są „oryginalne”, wyrosłe tam. Teraz rozpoczynam podroż po Europie. Po Polsce odwiedzę m.in. Szwecję, Holandię, Wielką Brytanię, Łotwę.

Urugwaj czy Argentyna to kraje z małżeństwami jednopłciowymi, ale możemy zatrzymać się na moment na Jamajce? Ten kraj cieszy się złą sławą najbardziej homofobicznego na świecie. Mimo że nie należy do tej ósemki, w których za homoseksualizm grozi kara śmierci, to ponoć skala przemocy wobec osób LGBTI jest tam na najwyższym poziomie. Trzeba mieć odwagę, by jechać na Jamajkęś?

Jako Specjalny Wysłannik? Nie, nie. Zgadzam się, że to jest wyzwanie, ale znaleźliśmy na Jamajce pole do rozmowy. Spotkałem się z biznesmenami, z liderami religijnych wspólnot, z przedstawicielami mediów. Potem obserwowaliśmy debatę medialną wokół tego, czy prawa osób LGBTI są kwestią praw człowieka, a główny dziennik jamajski „The Gleaner” opublikował tekst odredakcyjny opowiadający się za dekryminalizacją homoseksualizmu. Uznaliśmy to za sukces.

Każde społeczeństwo ewoluuje we własnym tempie. Spójrzmy na moje: gdzie myśmy byli 20 lat temu? Trzeba zdać sobie sprawę, że aby teraz cieszyć się tym nieprawdopodobnym postępem, który wygląda na błyskawiczny, myśmy przez ostatnie dekady ciężko pracowali. Robiliśmy małe kroczki. Mam świadomość, że sam „stoję na barkach” wielu aktywistów przede mną. I nie tylko aktywistów – jeśli chodzi o mój zawód, to też korzystam z wysiłków poprzedników.

Ale akurat o takim stanowisku – Specjalnego Wysłannika ds. LGBTI pewnie nawet nigdy pan nie marzył.

Jeszcze poł roku temu nawet nie przyszłoby mi ono do głowy! Czuję się zaszczycony.

Trudno jest być wyoutowanym dyplomatą?

Jestem od ponad 20 lat w służbie dyplomatycznej i nawet nie użyłbym słowa „trudno” w tym kontekście. Moje doświadczenie jest bardzo, bardzo pozytywne. Moj mąż, moja rodzina są traktowani i wspierani przez rząd tak samo, jak wszystkie inne rodziny.

U nas nie ma na razie wyoutowanych dyplomatów. Wspomniał pan o podroży na Łotwę – tam w zeszłym roku wyoutował się minister spraw zagranicznych Edgars Rinkēvičs.

Gotowość, by niejako „wyjść przed szereg” i powiedzieć o sobie w szczery i otwarty sposób jest nie do przecenienia. Bardzo potrzeba nam takich liderów – oni są w stanie poprowadzić następnych.

Nasza widoczność jest fundamentalną sprawą. Poprzez widoczność burzymy uprzedzenia i przekonania wyrosłe na niewiedzy. Teoretyczne konstrukcje padają pod wpływem poznania żywego człowieka. Nieporozumienia czy lęki wynikają najczęściej z tego, że ludzie nas nie znają. Najprostszą rzeczą, którą można zrobić – to po prostu dać się poznać, powiedzieć o sobie. Stajesz się w ten sposób częścią większego procesu: im więcej osób LGBTI mówi o sobie otwarcie, tym bardziej są one widoczne i budują większą społeczną akceptację – a większa akceptacja ośmiela kolejne osoby do otwartości. I to nie jest tak, że oni nagle odkrywają, że są gejami czy lesbijkami. Zawsze nimi byli, tylko po prostu w pewnym momencie uznali swą sytuację za na tyle komfortową, by o sobie powiedzieć.

Jaki problem uznałby pan za najważniejszy na świecie, jeśli chodzi o osoby LGBTI? Dekryminalizacja homoseksualizmu? Homoseksualizm jest wciąż przestępstwem w ponad 70 krajach.

Bardzo nam tym ubolewam – za przestępstwo uznaje się po prostu część tożsamości ludzkiej. Problem, niestety, leży głębiej niż w samych przepisach. Jeszcze trudniej zmienić nastawienie ludzi – to praca na dłuższy dystans. Mówiąc obrazowo, chciałbym zasadzić drzewa, które zaczną same rosnąć i w końcu rzucą ten upragniony cień. Naszym celem nie jest zresztą tylko tolerancja. Owszem, w wielu krajach nawet ona byłaby sukcesem, ale mam nadzieję, że dojdziemy do tego, że osoby LGBTI nie tylko będą tolerowane, ale staną się „jednymi z nas”. Badania opinii młodych ludzi w USA dają taką nadzieję.

W grupie do dwudziestego dziewiątego roku życia małżeństwa jednopłciowe cieszą się poparciem ponad osiemdziesięciu procent ludzi.

Właśnie.

I dlatego generalnie jest pan optymistą?

Jestem optymistą, który ma zmartwienia – tak to ujmijmy. Wierzę głęboko, że jeśli tylko ludzie zostaną dobrze poinformowani i zobaczą człowieka w osobach LGBT, to wygraliśmy. Ja sam praktycznie w każdym publicznym wystąpieniu – czy to jest Jamajka, czy gdzie indziej – wspominam, że mam męża i dwoje dzieci. Nie jestem tylko wyoutowanym gejem, jestem również mężem, ojcem, dyplomatą, mam wiele rol. Jestem multizadniowy, jak każdy.

Szkoda, że nie przyjechał pan trzy dni wcześniej – wziąłby pan udział w Paradzie Równości.

Tez żałuję, ale byłem w tym roku na tej największej Paradzie – w Sao Paulo. Miałem nawet okazję przemawiać na platformie. Gdy wszedłem i zobaczyłem przed sobą to morze ludzi (w Paradzie wzięło udział ok. 2 miliony osób – przyp. MK) – to jest widok niezapomniany.

Tekst z nr 56/7-8 2015.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.