Nie tylko dla brodaczy

O tym, jak Stanisław Chyla-Smyk, Paweł Kciuk Piotr Wojsznis rozkręcili największą gejowską imprezę w Warszawie

 

Foto: Agata Kubis

 

Tekst: Wojciech Kowalik

 

Kiedy wchodzę na październikową edycję COXY do klubu 1500m2, Piotrek, roześmiany gospodarz imprezy, już w progu częstuje mnie bananowym shotem, banan to logo imprezy. Z parkietu dobiegają mnie dźwięki podobne do tych, które słyszałem w berlińskich klubach.

Muzyka

Muzyka to bardzo ważny element imprezy. To efekt wielogodzinnych dyskusji – mówi Paweł. Organizatorzy starają się przemycić zarówno taneczny house, jak i bardziej rytmiczne techno. W rezultacie goście mają do dyspozycji dwa parkiety, na których królują polscy i zagraniczni DJ-e. To od początku miał być wyróżnik tej imprezy. Muzyka miała tworzyć klimat. Ponadto dzięki naszym DJ-om, poznaliśmy i wprowadziliśmy wiele gatunków muzycznych – dodaje Stanisław. Grają najlepsi DJ-e z Polski i ze świata, m.in. z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Włoch, Australii i Nowej Zelandii. Wśród nich Massimilliano Pagliara, Ed Davenport czy duet Discodromo, którzy regularnie występują w najsłynniejszym berlińskim klubie – Berghain. We wrześniu ukazała się płyta „COXY vol. 1”, na którą trafi ły najciekawsze utwory zagrane podczas pierwszego sezonu imprezy. Stanisław przyznaje, że to fajna pamiątka oraz zwieńczenie ciężkiej pracy, a także podziękowanie dla wszystkich, którzy pomagali w rozkręceniu COXY.

Wchodzę do środka i to, co na „dobry wieczór” rzuca mi się w oczy, to setki (tak, setki!) tańczących facetów. Duży parkiet pełny. Mały zapełni się pewnie za moment. Przy barze tłum, a obsługa uwija się jak w ukropie. Goście COXY to w większości atrakcyjni faceci: bezpretensjonalni, nienadęci i uśmiechnięci. To oni są drugim znakiem rozpoznawczym COXY. Średnia wieku – trzydzieści kilka lat. Ale impreza ma wiernych fanów w każdym wieku. No dobrze, czas kupić drinka. Witam się ze znajomymi i uważnie przyglądam wszystkim gościom. Być może zbyt uważnie, ale niech tam! W końcu widoki na COXY są bardzo przyjemne, wierzcie mi.

Goście

Weekend, w którym odbywa się COXY to szczególny moment dla gejowskich portali randkowych – kipią wtedy od brodatych przystojniaków. Brodacze? To trochę „pułapka”, w którą wpadliśmy – przyznaje Piotr. Dlatego jako organizatorzy pracują nad tym, by obalić mit, że to impreza wyłącznie dla facetów z brodami. My jesteśmy brodaczami. Ty też jesteś. I w ogóle lubimy brodaczy i kumplujemy się z wieloma. Na pierwszą edycję przyszło mnóstwo naszych znajomych, stąd mogło powstać takie wrażenie. Ale to się zmienia – tłumaczy mi Paweł. Zmienia się między innymi za sprawą kobiet, które co miesiąc chętniej przychodzą na COXY. Bardzo się z tego cieszymy. Dziewczyny są szalone i dodają wigoru na parkiecie – dodaje Paweł. A faceci hetero? Też są. Przychodzą sami lub z dziewczynami. Są bardzo mile widziani – śmieje się Piotr. COXY jest dla każdego – podkreśla. Dlatego przychodzą mężczyźni w sukienkach, skórach czy harnesach, drag queens, lesbijki, pary, grupy, Polacy, obcokrajowcy. Chcemy, by COXY było przestrzenią otwartą na wszelką różnorodność. Ktoś, kto dusi się w pewnych konwencjach, może u nas, przynajmniej raz na miesiąc, zaszaleć i być całkowicie sobą – wtóruje mu Staszek. Pewne jest jedno – z miesiąca na miesiąc imprezę odwiedza coraz więcej gości, a stołeczne kluby pękają w szwach. Wiedza o COXY szybko rozniosła się po Polsce i świecie, dlatego wśród gości można spotkać mieszkańców Poznania, Krakowa, Trójmiasta, Berlina, Londynu, Madrytu czy Tel Awiwu.

Ale początki nie były łatwe. Kiedy w listopadzie 2013 r. przyszedłem na pierwsze COXY do Centralnego Domu Qultury, około północy byłem zaledwie jednym z kilkunastu gości. Pamiętam, że organizatorzy mieli nietęgie miny. Ale do czasu! Bo w zaledwie kilka kolejnych kwadransów pojawiło się mnóstwo wygłodniałych imprezowiczów. Tłum! Według niektórych bywalców, pierwsza edycja była najlepsza.

Historia

Pomysł na imprezę pojawił się dwa lata temu. Byliśmy rozczarowani innymi imprezami. Płaciliśmy za wstęp i nie dostawaliśmy praktycznie nic w zamian. Muzyka leciała z płyty. Właściciela nigdy nie widzieliśmy, a każdy weekend do złudzenia przypominał poprzedni. Chcieliśmy zrobić coś innego – wspomina Paweł. Wszyscy trzej, prywatnie przyjaciele, w maju 2013 r. pojechali na wspólne wakacje do Lizbony. Tam odkryli CONGĘ, czyli największą imprezę w Portugalii. Wróciliśmy do Warszawy i stwierdziliśmy, że działamy – opowiada Piotr. A nazwa? Pomysłów mieliśmy mnóstwo, ale zamysł jeden: nazwa musiała być krótka, chwytliwa i możliwa do wypowiedzenia przez obcokrajowców. Musiała mieć w sobie trochę geja, trochę dziewczyny, trochę „przegiętuski”, trochę seksu – dodaje Stanisław. Chyba udało się wszystko połączyć.

Problemy przyszły później – właściciele warszawskich klubów niechętnie patrzyli na trzech nowicjuszy w tej branży. Ale w końcu udało się przekonać właścicielki Centralnego Domu Qultury. Dopięliśmy tuzin organizacyjnych drobiazgów i… pozostało nam czekać na gości. 29 listopada 2013 r. o godzinie 22:00 stanęliśmy na bramce, żeby witać naszych gości. Przez pierwszą godzinę nikt się nie pojawił. Później przyszło kilka osób, a do samej północy może ze 30 osób. Traciliśmy wiarę i dobry humor, kiedy nagle nastąpił ten magiczny moment. Zaczęły podjeżdżać taksówki, jedna za drugą! – wspomina Staszek. Pierwsze COXY było jak wielka domówka, dlatego jest tak miło wspominane – dodaje Piotr. Ale to w trakcie drugiej edycji klub 1500 m2 przeżył prawdziwy szturm. Potem COXY gościło w takich miejscach jak Basen, Nowa Jerozolima oraz Iskra. I to nie wszystko: w wakacje chłopcy zorganizowali nowy cykl, czyli BLOK PARTY, mniejsze imprezy na patio jednego ze wspomnianych klubów.

Późną nocą zaczyna się zapełniać jeszcze jedno pomieszczenie – darkroom. Niektórzy zaglądają tu tylko na chwilę, inni na dłużej.

Seks, związki i rozstania

COXY to muzyka, zabawa, gorące ciała, erotyka i seks – wyjaśnia Paweł. I dodaje, że darkroom jak najbardziej wpisuje się w założenia imprezy. Chcemy ułatwiać poznawanie i tworzenie nowych znajomości. Na chwilkę bądź na całe życie – dodaje. Następnego dnia po imprezie dostajemy masę wiadomości od znajomych. Na temat facetów, pocałunków, wspólnych tańców, randek czy seksu w trakcie i po imprezie – mówi Piotr. Pierwszy sezon COXY połączył wiele osób w pary. Część z nich trwa po dziś dzień, część zdążyła się już rozpaść.

Oni na COXY są zawsze: trzech brodatych przystojniaków, którzy z niewymuszonym uśmiechem witają każdego gościa. I – co najważniejsze – mimo że pracują całą noc, z takim samym uśmiechem gości żegnają. Przy wyjściu dostaję wiec od nich buziaka (razy trzy) i wracam do domu, witając się z porankiem.

Stanisław, Paweł i Piotr

Sprawcy całego zamieszania. Paweł, lat 32, mówi o sobie, że jest wiecznie w podroży, albo służbowej albo wakacyjnej. Umysł ścisły, choć bardzo romantyczny. Stanisław, lat 31, z kolei zawsze jest w pracy. Gdyby mógł, rozciągnąłby dobę o kolejne 24 godziny, a telefon komórkowy przylutowałby do dłoni. Widziany tu i owdzie na skuterze, na którym przemierza swoją ukochaną, od urodzenia, Warszawę. Piotr, lat 31, to człowiek znad morza, który zacumował w stolicy blisko 5 lat temu. Kocha muzykę! Być może dlatego, że tata grał na basie w zespole – uwaga – The Gejzers. Dzięki COXY dokonał coming outu. Ta impreza jest tak ważna dla mnie, a chłopcy są mi tak bliscy, że musiałem opowiedzieć o wszystkim w domu – podsumowuje. Paweł i Stanisław wyjście z szafy mają już dawno za sobą. W trojkę mogą opowiadać o COXY godzinami. Dlatego nasze matki po pytaniach o pogodę i o pracę, od razu pytają, kiedy będzie kolejne COXY.

 

Tekst z nr 52/11-12 2014.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.