Po co mi fan homofob?

Z Dariuszem „Tigerem” Michalczewskim rozmawia Przemysław Górecki

 

Foto: Agata Kubis

 

Dla mnie najważniejszy jest człowiek, a nie to, jakie ma preferencje seksualne. Bądźmy wyrozumiali i walczmy z prawdziwymi zboczeniami” – to fragment jednej z pana wypowiedzi z ostatnich miesięcy. Dlaczego niektórym wciąż trudno mieć takie podejście?

Może to jest kwestia tego, że ja po prostu kocham ludzi? Nie ma dla mnie różnicy, kogo ci ludzie kochają – istnienie innej orientacji niż hetero zawsze było dla mnie oczywistością. Jestem z tym obyty. Nie zwracam uwagi, czy ktoś jest czarny, żółty, czy jest gejem, lesbijką, z kim się całuje i z kim śpi. Dla mnie liczy się człowiek i to, kim on jest.

I nie wzięło się to u mnie „nagle”. Choć ciągot do chłopaków raczej nie miałem, zawsze do babek, to w ogóle mnie nie dziwiło, że dziewczyna może być też z dziewczyną, chłopak z chłopakiem.

Oczywiście, są też pewnie lesbijki i geje niesympatyczni, źli – jak w każdej grupie. Tylko ja akurat takich nie spotkałem!

Nie wszyscy tak myślą. Wystarczy wspomnieć homofobiczne wypowiedzi innych bokserów – Tomasza Adamka, Artura Szpilki. Wysyłają gejów na leczenie.

Ech, daj spokój. Po prostu zapomnijmy.

To jak z tą homofobią w sporcie?

Jak boksowałem kiedyś w Leverkusen, to tam cała drużyna piłkarek ręcznych składała się z lesbijek. I to było normalne. Inny świat, multikulti. Mieszkałem sporo lat w Hamburgu. Tam nie ma w ogóle tematu! Panuje normalne podejście – człowiek jest oceniany jako człowiek, a nie jako gej czy lesbijka.

A w Polsce?

Odkąd przyjechałem do Polski, a w zasadzie dopiero od niedawna, od kilkunastu miesięcy, widzę, jaki to jest wciąż tutaj ogromny problem! Szok kulturowy, jak bardzo nasz kraj jest zacofany. Mam kolegów i koleżanki z Niemiec, którzy są innej orientacji. W Polsce dopiero teraz poznaję.

Co jest powodem tego zacofania?

Jesteśmy jeszcze mentalnie bardzo opóźnieni w rozwoju. Mówię „my”, bo też jestem Polakiem – jesteśmy fobicznymi katolikami, to jest pseudokatolicyzm typu: kto więcej da na tacę, częściej pójdzie do kościoła, głośniej zaśpiewa…

i przy okazji zajrzy bliźniemu do łóżka.

No właśnie. I do tego kompletny brak edukacji w tym temacie. Na przykład często u nas myli się pedofilię z homoseksualizmem. Skandaliczne i niedopuszczalne. Jedno jest przestępstwem, a drugie nie! A Kościół też raczej brudną robotę odwala.

Miałem raz taką sytuację na urodzinach kolegi: był mój przyjaciel gej z Hamburga, lekko „prowokował” stylem, ale nikogo nie krzywdził. Nagle podszedł do stolika facet i po prostu go uderzył w twarz. Musiałem zainterweniować. Takiego zachowania tolerować nie można.

Organizacyjnie to ja jestem słaby, ale jakoś próbuję nas „popchnąć” do przodu. By nas trochę zmodernizować, żeby chociaż nie śmiali się z nas na Zachodzie. Mówią „pedał” i „pedofil” i mają to samo na myśli – gdzie my jesteśmy? W którym wieku? To jest dla mnie przykre, a co dopiero dla nich samych, dla ich rodziców.

A czy pan jako rodzic miał kiedykolwiek jakąś chwilę zastanowienia – „a może mój syn?

Myślałem przez moment, że jeden z nich, gdy mieszkał sam z kolegą.

Ale ostatecznie ma dziewczynę. A gdyby miał chłopaka?

No, daj spokój, jaki problem? Chyba już rozmawiamy chwilę?

Takiego rodzica można życzyć każdemu homoseksualnemu dziecku.

Ale ja to jestem kroplą w morzu! Moi synowie to światowi ludzie, mają znajomych gejów i lesbijki. Coś się zmienia, ludzie wyjeżdżają za granice, młodzież podróżuje. Miałem cztery wesela, na jednym z nich też była para kolegów homo. Kiedyś myślałem, że potrzeba, by jedno pokolenie umarło, żebyśmy doszli do prawdziwej demokracji. Ale teraz widzę, że to jeszcze ze trzy są potrzebne! Wielu z tych, którzy walczyli o wolność w czasach komunizmu, dziś bieduje. Są pomiatani… Czy taki sam los czeka tych, którzy dziś walczą o lepsze jutro dla gejów i lesbijek?

Edukacja seksualna jest pilnie potrzebna – a co jeszcze? Czy parady równości lub akcje takie jak „Ramię w ramię po równość – LGBT i przyjaciele”, której jest pan oficjalnym sojusznikiem, powinny być organizowane?

Absolutnie tak. Trzeba w ten sposób oswajać ludzi. Mówią na przykład: „a bo oni się panoszą”… Ja nie widzę, by ktoś się tu panoszył. A parada? Jest po to, żeby zaakceptować tych ludzi. Nie wierzę, że ktoś z tych krzykaczy widział jakieś sceny, o których mówi, typu nagie paradowanie. Kto nago paraduje?! Przeważnie siedzą cicho, bo się boją. A parady, gdzie tam jakieś ekscesy? Odbywają się tylko raz do roku, mają być świętem w formie prowokacji, ale i akceptacji.

Ale krzykaczy nie brakuje, ani internetowych odważniaków – napisać coś i podpisać się „Zdzichu”? Nie masz odwagi z imieniem i nazwiskiem? Przyjdź i publicznie powiedz, co myślisz. A poza tym, oni najczęściej krytykują coś, co ich w ogóle nie dotyczy. To jest bagno, którego nie chce mi się nawet tykać. My się sami w ten sposób ściągamy w dół. Jeden drugiego. Wybrali Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej? No, to radość i duma. Ale nie; „E, nie liczy się”. Jak się nie liczy?

Jak w tym kawale: przy kotłach piekielnych diabły ściągają widłami Niemców, Francuzów. A co z Polakami? Lucyfer pyta diabłów, dlaczego przy Polakach nie ma nikogo. Diabły na to: „Przecież oni ściągają się sami”. To jest międzynarodowy kawał.

Portorykańczyk Orlando Cruz, bokser – zdeklarowany gej, wziął ślub ze swoim partnerem. Czy myśli pan, że w Polsce taki coming out byłby możliwy?

Myślę, że takiemu sportowcowi wyszłoby to w sumie na plus. Jak bokser by to był, to już w ogóle super. Ale też byłaby i pewnie nagonka, u nas jest trochę dziko. In vitro jest w Polsce problemem. To co dopiero dwie mamy? Popatrz, ile rzeczy do załatwienia jest w kolejce. Mieć dwóch rodziców tej samej płci? W życiu. A mieć patologiczną rodzinę z pijanym ojcem i bitą przez niego matką? Nie dostaniesz dziecka do wychowania nie dlatego, że nie masz warunków czy predyspozycji, tylko dlatego, że jesteś gej. Są pary, które mają wszystko, co trzeba i nadają się na rodziców, ale nie mogą adoptować dziecka, bo są innej orientacji.

A czy pan się nie boi, że część fanów odsunie się po tych popierających nas wypowiedziach?

Mam swoją markę Tiger. A czy ja potrzebuję fanów homofonów? Zresztą, chyba nowi dojdą, nie?

Wśród naszych czytelników/czek – na pewno. Jak dzisiaj, z perspektywy dwóch miesięcy, które minęły od akcji Kampanii Przeciw Homofobii, ocenia pan swój udział w niej i wszystkie komentarze?

Powiem szczerze, że nie buszuję w Internecie i nie czytam komentarzy, ale coś tam do mnie dociera. Absolutnie nie żałuję, że wziąłem udział w tej akcji, bo nie zrobiłem niczego wbrew sobie. To jest najlepsza sytuacja, jak ktoś może powiedzieć to, co myśli. Takie mam zdanie, tak myślę i chcę to powiedzieć. Pod tym względem jestem z siebie dumny, a reszta mnie nie obchodzi.

 

Tekst z nr 52/11-12 2014.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.