Saint Laurent

Saint Laurent (Francja, Belgia 2014) reż. B. Bonello; wyk. G. Ulliel, J. Renier. Dystr. Kino Świat, premiera w Polsce: 12.12.2014.

 

fot. mat. pras.

 

Kilka miesięcy temu oglądaliśmy w polskich kinach biografię Yves Saint Laurenta, wyreżyserowaną przez Jalila Lesperta. Było to dzieło gładkie, nudne i konwencjonalne, pewnie i dlatego, że powstawało pod nadzorem wieloletniego partnera życiowego i biznesowego projektanta, Pierre’a Berge. Ten sam Berge próbował wstrzymać produkcję kolejnej biografii – tej, która właśnie wchodzi na nasze ekrany. Jej twórcy nie mogli wykorzystać żadnych prac ani projektów zmarłego w 2008 r. Saint Laurenta. Jak sami powiadają – musieli wszystko wymyślić od nowa. Co tak rozsierdziło Bergego? Trudno powiedzieć. W filmie Bertranda Bonella pełni on jak najbardziej pozytywną rolę anioła stróża, nie tylko dbającego o interesy i wizerunek sławnego kochanka, lecz także wyciągającego go z rożnych opresji, ratującego przed autodestrukcją i cierpliwie znoszącego wszystkie jego kryzysy oraz napady (w jednej ze scen Yves próbuje wręcz, pod wpływem środków odurzających, zabić Pierre’a). Bergego gra, znany z dzieł Ozona i braci Dardenne, Jeremie Renier. Niewątpliwie, film Bonella dużo odważniej niż wcześniejsza produkcja zgłębia ciemną stronę osobowości i biografii Saint Laurenta. Bez pruderii pokazuje jego uzależnienie od psychotropów, wędrówki po pikietach, także toksyczny romans z dandysem, Jacquesem de Bascherem, ktorego Yves dzielił z Karlem Lagerfeldem. Nie jest to klasyczna biografia, raczej kalejdoskop niechronologicznie ułożonych scen z rożnych okresów życia bohatera. Kinomanow zelektryzuje zapewne fakt, że starego Saint Laurenta gra Helmut Berger, aktor i kochanek Luchina Viscontiego. Wszystkich zaś niech zachęci do obejrzenia informacja, że grający Saint Laurenta młodego, Gaspard Ulliel prezentuje na ekranie naprawdę wszystkie swoje walory. (Bartosz Żurawiecki)

 

Tekst z nr 52/11-12 2014.

Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.