Sex Education

(2018, Wielka Brytania), reż. L. Nunn, wyk. A. Butterfield, G. Anderson, N. Gatwa, E. Mackiey. Dystr. Netflix

 

mat. pras.

 

Obejrzyjcie „Sex Education” koniecznie – takiej edukacji seksualnej nie będzie w polskich szkołach jeszcze długo, a powinna być od zaraz. Aż miło patrzeć, jak serial bierze za łeb stereotypy i je obala. Zaraz na dzień dobry, w pierwszej scenie, mamy faceta, który… udaje orgazm.

Za chwilę poznajemy głównego bohatera – 16-letniego Otisa, który nie jest w stanie się masturbować, choć bardzo by chciał. Jego najlepszym przyjacielem jest Eric, przebojowy gej, a więc schemat „gej i jego przyjaciółka” też złamany. Eric ma już na koncie dwa i pól seksu (skąd to pół – dowiedzcie się sami), czyli o dwa i pół więcej niż Otis. Ale Otis ma jeden wielki seksualny atut: mamę, która jest seksuolożką i psychoterapeutką (rewelacyjna rola Gillian Anderson), chłopak edukuje się więc niejako przez osmozę i w teorii jest świetny. Tak świetny, że zaczyna udzielać porad rówieśnikom ze szkoły. Współpracuje przy tym z Maeve, ostrą laską o reputacji zdziry. Rozmowa Otisa z parą lesbijek, które bardzo się kochają, ale nie mogą złapać równego rytmu w seksie, albo z heteryczką, która bzyka się regularnie, ale dopiero dzięki Otisowi odkryje przyjemności płynące z jej własnego ciała, to są tylko przykładowe perełki.

W kolejnych odcinkach będą padały kolejne stereotypy. Pojawi się też temat aborcji – pokazany tak, że ludziom przyzwyczajonym do narracji prolajferskiej jako jedynej słusznej, mogą opaść szczęki. (Mariusz Kurc)

 

Tekst z nr 78/3-4 2019.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.