Tekst: Marek Teler
Chociaż staropolskie prawo karało śmiercią za homoseksualizm, nazywany wtedy sodomią, w XVIII wieku książę JANUSZ ALEKSANDER SANGUSZKO i jego sekretarz KAZIMIERZ CHYLIŃSKI przez kilkanaście lat żyli niemal otwarcie w gejowskim związku
W XVI i XVII wieku geje nazywani byli w Polsce „mężolubnikami”, „samcołożnikami” lub „niewieściuchami”, a męskie stosunki homoseksualne „paziolubstwem”, „tureckim niewstydem” czy „wschodnim narowem”, przypisywano im bowiem pochodzenie od wrogiej kultury muzułmańskiej. Krakowski prawnik Bartłomiej Groicki w polskiej wersji kodeksu cesarza Karola V z 1532 r. pisał z kolei: „Gdzieby ktoś takowy znalezion był, żeby albo z bydlęciem, albo chłop z chłopem przeciw przyrodzeniu sprawę miał, takowi mają na gardle być skarani, a według obyczaju ogniem mają być spaleni, bez wszelakiego zmiłowania i łaski, ponieważ to haniebny i sromotny grzech jest i ma być srodze karan”. Homoseksualizm stawiano więc na równi z zoofilią i nie wahano się wydawać najwyższych wyroków. Pragnienie miłości i bliskości było jednak dla niektórych silniejsze niż strach przed karą. W 1561 r. spalono na stosie Wojciecha z Poznania, który przebrany za kobietę poślubił w podkrakowskim Kazimierzu Sebastiana Słodownika, a następnie popełnił bigamię, zawierając związek małżeński z Wawrzyńcem Włoszkiem. Nie wiadomo, czy Wojciech był osobą transpłciową, czy też chciał w ten sposób nagiąć prawo, by poślubić ukochanych mężczyzn. Z kolei w latach 1624–1640 kilka homoseksualnych związków opisał w „Liber generationis plebeanorum” Walerian Nekanda Trepka, znany tropiciel skandali wśród polskiej szlachty. Pisał on m.in. że burgrabia zamku krakowskiego Jan Rogoziński miał romans ze szlachcicem Janem Andrekasem, dla którego uczynił nawet zapis w swoim testamencie. Jednym z najgłośniejszych staropolskich romansów był jednak związek księcia Janusza Aleksandra Sanguszki z jego sekretarzem Kazimierzem Chylińskim. Choć historia ta wydarzyła się w XVIII wieku, z wieloma jej aspektami mogą się utożsamiać także współczesne osoby LGBTQ: zaborczy ojciec pragnący uczynić z syna „prawdziwego mężczyznę”, bardziej wyrozumiała matka (w tym wypadku macocha), przymus małżeństwa, a przede wszystkim pragnienie bycia sobą mimo przeciwności losu.
Małżeństwo z przymusu
Janusz Aleksander Sanguszko herbu Pogoń Litewska urodził się 5 maja 1712 r. w Lubartowie jako najstarszy syn marszałka wielkiego litewskiego Pawła Karola Sanguszki i Marianny z Lubomirskich. Po śmierci matki w styczniu 1729 r. Janusz Aleksander stał się spadkobiercą ordynacji ostrogskiej i licznych dóbr należących wcześniej do rodu Lubomirskich. W 1735 r. ojciec Janusza ożenił się z Barbarą z Duninów, z którą doczekał się jeszcze trzech synów, lecz to właśnie w swoim pierworodnym pokładał największe nadzieje. Chociaż od najmłodszych lat Janusz Aleksander nie wykazywał zainteresowania polityką, ojciec na siłę pchał go do czynnego udziału w życiu publicznym. W latach 1730–1732 młody książę odbył podróż po krajach Rzeszy Niemieckiej, w czasie której uczestniczył m.in. w przeglądzie wojska pod Mühlbergiem, brał też udział w sejmach z 1732 i 1736 r. W listopadzie 1735 r. został miecznikiem litewskim, a w sierpniu 1736 r. otrzymał Order Orła Białego, chociaż bardziej zawdzięczał te zaszczyty pochodzeniu i pozycji ojca niż zaangażowaniu. Dla jego ojca oczywistym było, że musi znaleźć synowi szlachetnie urodzoną żonę. Zdawał się on nie dostrzegać pociągu Janusza w kierunku mężczyzn lub liczył, że zdoła zdusić w nim „turecki niewstyd”. 8 sierpnia 1731 r. ożenił syna z piętnastoletnią Konstancją Kolumbą Denhoffówną. Ślub odbył się jedynie w obecności rodziny, być może w obawie, by nie doszło do jakiegoś skandalu z udziałem młodego księcia. Janusz Aleksander był bowiem nie tylko homoseksualistą, ale i alkoholikiem. Łukasz Gołębiowski zanotował w 1830 r. anegdotę, że książę „tak tęgą miał głowę, że gdy spił się, przejechał tylko w karecie staj kilka, wracał i pił znowu”. Przez kilka tygodni Sanguszko próbował wywiązywać się z obowiązków męża, lecz nie był w stanie żyć pod jednym dachem z niekochaną żoną. „Żonę miał piękną panią i wspaniałą, Denhoffównę z domu, wielkiej także fortuny dziedziczkę. Lecz jakimś wstrętem wkrótce po ożenieniu do niej i do wszystkich kobiet powziętym nie mieszkał z nią” – pisał w swoich „Pamiętnikach” Jędrzej Kitowicz. Opuszczona przez męża Konstancja znalazła się na zamku w Baranowie, gdzie przez lata wiodła życie słomianej wdowy. Zrozpaczony ojciec przekonywał syna do pogodzenia się z żoną – bez skutku. Janusz Aleksander już w 1740 r. próbował unieważnić małżeństwo z Konstancją, interwencja zaborczego ojca pokrzyżowała mu plany. W międzyczasie Janusz Aleksander zaczął otwarcie pokazywać się z kolejnymi kochankami, którzy najczęściej wykorzystywali jego naiwność i stopniowo pozbawiali go majątku. Jędrzej Kitowicz donosił w „Pamiętnikach”: „Obmiotem pasji jego był jaki hoży młodzieniec, na którego wysypywał niemal wszystkie skarby swoje: ten władał sercem jego, odzierał księcia z pieniędzy, z klejnotów i z tego wszystkiego, co mu się podobało; nic nie powściągało faworyta od takowych grabieży tylko jedna bojaźń powrotu szczęścia na niebezpiecznych fundamentach stojącego. Choć jednak wypadł z łask faworyt, odchodził ze wszystkim nabytkiem. Przeto każdy, który wpadł w to szczęście, uwijał się rączego z łaskami książęcymi, póki pole przepiórcze służyło. Wielu z tych faworytów wyszło na słusznych obywateli i majętnych panów”. W końcu pojawił się mężczyzna, w którym Sanguszko naprawdę się zakochał – pochodzący z ziemi sandomierskiej praktyk sądowy, Kazimierz Chyliński, przedstawiciel średniej szlachty.
Ważniejszy niż książę
Janusz Aleksander poznał Kazimierza między 1737 a 1740 r. W listopadzie 1740 r. zobligował go do wydania 36 tysięcy złotych na zakup karabelki powlekanej złotem. Był to jeden z pierwszych prezentów, jakimi obdarował kochanka. Początkowo Chyliński był plenipotentem prawnym księcia i jego żony Konstancji (małżonków nadal łączyły interesy) w Trybunale Koronnym oraz sądach ziemskich i grodzkich. Nie było to zbyt prestiżowe stanowisko, jednak z czasem pozycja Chylińskiego na dworze wzrosła, a Janusz Aleksander powierzył mu nawet pieczę nad majątkiem i rolę pośrednika niespłaconych długów. W międzyczasie Chyliński otrzymał również urząd stolnika łomżyńskiego. W końcu Chyliński zaczął niemal jawnie występować w roli partnera życiowego Sanguszki, niejednokrotnie przekraczając kompetencje. Doszło nawet do tego, że urzędnicy Sanguszki bardziej liczyli się z rozkazami książęcego kochanka niż „Jaśnie Oświeconego Księcia Jegomości Miecznika Pana”. Kazimierz zwykł zresztą mawiać, że: „kto mnie, tak Księciu służy i kto moich rozkazów słucha, nigdy honoru, ani zapłaty ode mnie nie weźmie, kiedy nie zechcę”. To właśnie Chyliński jako ekonom generalny otrzymywał raporty finansowe od administratorów należących do Sanguszków majętności, a także doniesienia o okolicznych konfliktach i zatargach. Składano też do niego prośby, aby wstawił się u księcia Sanguszki w sprawie poddanych cierpiących z powodu klęski nieurodzaju. Chyliński często uprawiał jednak samowolkę i wbrew woli księcia odmawiał podpisania rozmaitych asygnacji i obligacji. Powszechnie było wiadomo, że bez podpisu Chylińskiego żadna sprawa nie może zostać rozwiązana, co sprytny ekonom wykorzystywał. Jak pisał Jarosław Pietrzak w artykule o relacji Chylińskiego z Sanguszką: „Cokolwiek serca i afektu Pańskiego mieć dla siebie upraszam z 2014 r.”. Chyliński poza tym, że trzymał zarząd nad korespondencją, dokumentami sądowymi i finansowymi, dodatkowo był depozytariuszem nowin obejmujących sprawy prywatne magnatów. Znał więc nie tylko sekrety kochanka, ale też sprawy jego sąsiadów Lubomirskich. Janusz Aleksander bezgranicznie ufał Chylińskiemu i stracił kontrolę nad majątkiem. Kiedy zebrał się sejmik dla dokonania wyboru sędziego sandomierskiego i pisarza stężyckiego na wakujące urzędy, Chyliński przekupywał posłów złotem, pierścionkami, końmi i zbożem, aby bieg wydarzeń był pomyślny dla jego ukochanego. Wysoka pozycja Chylińskiego u jednych budziła wstręt, a u innych… zazdrość. Niektórzy przedstawiciele średniej szlachty pisali w listach do książęcego sekretarza, że chcieliby wysłać synów na służbę księciu Sanguszce. Być może nie wiedzieli o łączącym obydwu panów romansie albo byli gotowi zapewnić synom godną przyszłość nawet wbrew chrześcijańskiej moralności. W zamian za spełnianie próśb Chyliński otrzymywał prezenty, zaproszenia na bale i zabawy. Sam starał się z kolei ugrać na związku z Sanguszką jak najwięcej dla siebie i swojej rodziny. Za pieniądze księcia zakupił drogie szaty wykonane z sukna francuskiego i adamaszku, pomógł również w sprawach majątkowych swojemu rodzeństwu Zofii i Stanisławowi, a kuzynowi Sewerynowi Chylińskiemu załatwił urząd gubernatora twierdzy dubieńskiej.
Kara za chciwość
Związek Sanguszki i Chylińskiego najprawdopodobniej nigdy nie miał monogamicznego charakteru, lecz książę z trudem znosił romanse ukochanego sekretarza. Kochankiem Kazimierza był choćby podczaszy nowogródzki Jan Wincenty Siedlecki, który w jednym z listów pisał mu o swoim sercu, które jest szczerze i prawdziwie „Ciebie kochające”, a kończył go słowami: „Bądź jednostajnie łaskaw, proszę kochaj kochającego Ciebie serdecznie, a bądź zdrów na przywitanie Pana”. Sekretarz musiał więc być nie tylko człowiekiem obdarzonym niezwykłym sprytem i tupetem, ale przede wszystkim niesamowitym urokiem osobistym, który pozwalał mu podbijać kolejne magnackie serca. Sanguszko w trakcie związku z Chylińskim był z kolei związany m.in. z niejakim Urbankowskim i Karolem Szydłowskim. Z czasem związek Chylińskiego i Sanguszki uległ pogorszeniu, a sekretarz zaczął coraz bardziej pasożytować na swoim dobrodzieju. Ośmielał się nawet publicznie robić mu awantury. Według jednej z zachowanych relacji powiedział w obecności świadków, spoglądając na portrety przodków Sanguszki, książąt Ostrogskich: „Gdyby ten Książę Ostrogski malowany z martwych powstał, pewnie by Księciu Miecznikowi sto rózeg w pięty, a sto rózeg w tyłek dać rozkazał”. W czasie gwałtownych kłótni Chyliński groził Januszowi Aleksandrowi, że naśle na niego Kozaków lub poważnie go okaleczy. Raz zakupił nawet trujące zioła od znachorki, lecz ostatecznie powstrzymał się przed ich wykorzystaniem. Książę zdawał się być zaślepiony miłością, nigdy nie podjął kroków, by powstrzymać coraz większe ambicje Kazimierza. Ponadto – co by złego o nim nie mówić – Chyliński umiał dbać o interesy rodu Sanguszków. Zachłanność Chylińskiego i jego rosnący wpływ na Sanguszkę budziły jednak oburzenie ojca księcia. „Zważaj mój kochany synu, jak cię te koligacje z Fortuny ujmują, kiedy pachołków sobie w dworze czynisz w Stepaniu, trzeci w Konstantynowie, czwarty przy boku, z którymi przyjdą w pewne czasy do Fortuny owi Panowie będą, a ty mój Kochany synu ich chłopem i pachołkiem” – przestrzegał syna. We wrześniu 1747 r. zrodził się w głowie ojca plan, by pozbyć się kłopotliwego „zięcia”, wrabiając go w malwersacje i przekręty finansowe. Nie mógł postawić Chylińskiego przed sądem za homoseksualizm, ponieważ musiał chronić dobre imię własnego rodu. W pogrążeniu Chylińskiego pomogli mu dwaj inni kochankowie syna, Urbankowski i Szydłowski. W przeciwieństwie do książęcego sekretarza trzymali oni swe relacje z Januszem Aleksandrem w sekrecie, liczyli jednak, że po wyeliminowaniu przeciwnika to na nich spadną wszystkie zaszczyty. Ostatecznie w kwietniu 1748 r. Chyliński został aresztowany i osadzony w domu poprawczym w Gdańsku, gdzie miał wykonywać najcięższe prace dla „uszlachetnienia charakteru”. Strażnicy więzienni, wiedząc, że mają do czynienia z homoseksualistą, torturowali go i bili do tego stopnia, że po kilku miesiącach katorgi Chyliński nie mógł się już samodzielnie poruszać. Z kolei Januszowi Aleksandrowi ojciec zafundował areszt domowy w twierdzy w Dubnie, aby utrudnić mu jakąkolwiek interwencję w sprawie partnera. Chylińskiemu próbowali bez rezultatu pomóc jego krewni i wpływowi znajomi. Skuteczna była za to macocha Janusza Aleksandra, Barbara Sanguszkowa. 26 maja 1752 r. Chyliński napisał do niej przejmujący list, w którym czytamy: „Już niedziel jest trzydzieści pięć jak nie wstaję z łóżka dla mego strasznego kalectwa, z którego jako uważam, że muszę umierać, jeżeli mnie Bóg nie uratuje”. Księżna była gorliwą katoliczką, lecz kierowała się w życiu przede wszystkim wiarą w Boże miłosierdzie i nie pozostawała obojętna na ludzką krzywdę. Kazimierz Chyliński nie tylko odzyskał wolność, ale też został zarządcą i sługą Sanguszkowej przy budowie pałacu w Zasławiu. Nie wrócił już jednak do partnera. Nowym głównym ulubieńcem Sanguszki stał się Karol Szydłowski, obdarowany przez księcia w grudniu 1753 r. miastem Koźmin i siedemnastoma wsiami. W późniejszych latach Szydłowski był też podobno kochankiem innego wpływowego homoseksualnego magnata, księcia Marcina Jerzego Lubomirskiego. Po śmierci ojca (zmarłego w kwietniu 1750 r.) Janusz Aleksander Sanguszko zrzekł się udziału w spadku po nim na rzecz swojej macochy i przyrodniego rodzeństwa. Chociaż w 1751 r. złożył pozew o unieważnienie małżeństwa do konsystorza duchownego w Łucku, mężem Konstancji Sanguszkowej pozostał formalnie do końca życia. Zmarł bezpotomnie 14 września 1775 r. w Dubnie i został pochowany w tamtejszym kościele bernardynów.
Tekst z nr 91 / 5-6 2021.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.