Polskie ofiary AIDS

Tekst: Bartosz Żurawiecki

Wokół AIDS panowała zmowa milczenia, ale jednak na Zachodzie głośno opłakiwano jej ofiary. W Polsce znamy tylko kilka nazwisk, do dziś trwa ogłuszająca cisza. Chcielibyśmy to zmienić – odzyskać pamięć o polskich ofiarach AIDS

 

Jak to jest właściwie z tym AIDS w Polsce? Czy to wciąż temat tabu? Czy też po prostu przestaliśmy sobie nim zaprzątać głowę, odkąd zakażenie się wirusem HIV przestało być równoznaczne z wyrokiem śmierci? Brytyjski serial „Bo to grzech”, który można od niedawna obejrzeć na HBO, a który wskrzesza atmosferę pierwszych lat epidemii w Londynie, zmusił nas do postawienia pytania – jak by wyglądała polska opowieść o AIDS? I gdzie podziała się pamięć o polskich ofiarach tej choroby – tych sławnych i tych prywatnych? „Replika” wielokrotnie poruszała na swoich łamach temat HIV/AIDS. W numerze 28 z roku 2010 zamieściliśmy wywiad z Karolem El Kashifem, pierwszym człowiekiem w Polsce, który wyznał publicznie – nie zakrywając wstydliwie twarzy i nie zatajając swojego nazwiska – że ma HIV. W kolejnym numerze Andrzej Jędrzejczak opowiedział o swoim chłopaku, Krzysztofie Wodzyńskim, który zmarł na AIDS w 1996 r. Drukowaliśmy też wiersze (nr 59) Doroty Jaworskiej poświęcone Adamowi, 23-letniemu synowi jej przyjaciółki, którym autorka opiekowała się w ostatnim miesiącu jego życia. Wreszcie, poniekąd jako swoisty happy end dopisany do tego raczej ponurego tematu, przeprowadziliśmy szereg rozmów z ludźmi żyjącymi z HIV – z rysownikiem Bartkiem „Arobalem” Kociembą (nr 72), z aktywistą Tomkiem Siarą (nr 77), z kucharzem Mattem Freemanem (nr 80), z polskim gwiazdorem gejowskiego porno oraz aktywistą Kaydenem Grayem (nr 83), z parą modeli Piotrem Jörem Grabowskim i Danielem Uzdowskim (nr 88) czy wreszcie z Wojciechem Tomczyńskim (nr 82), który od ponad 30 lat żyje z wirusem HIV i ma się dobrze. Wywiady z Jędrzejczakiem, Tomczyńskim i Grayem znajdziecie także w naszej książce „Ludzie, nie ideologia”.

Egzotyczna choroba

W latach 80., gdy AIDS dziesiątkował środowiska gejowskie w USA czy Wlk. Brytanii, u nas był traktowany jako choroba „egzotyczna”. Także przez samych gejów. Jeden z moich znajomych na pytanie: „Czy baliście się wówczas AIDS?”, odparł ze śmiechem: „Kiły się baliśmy!”. Granice były pozamykane, niewielu Polaków wyjeżdżało za granicę, co sprzyjało ograniczonej cyrkulacji wirusa w naszym kraju. Nadto AIDS uważany był za chorobę przeklętą, wstydliwą, na swój sposób wręcz nierealną, dotykającą bowiem – w powszechnym mniemaniu – wyłącznie osoby z „marginesu społecznego”, czyli homoseksualistów i narkomanów, którzy nurzają się w zgniliźnie moralnej, kojarzonej właśnie z zakazaną zachodnią rozpustą, a już niekoniecznie z rodzimymi realiami. Jednak pierwsze ofiary AIDS pojawiły się u nas całkiem wcześnie. Jedną z nich był najprawdopodobniej Bogusław Wit, poeta i dziennikarz, sekretarz pisarza i członka Rady Państwa, Jerzego Zawieyskiego. Po śmierci Zawieyskiego w roku 1969 Wit nadal mieszkał w jego wilii w Konstancinie i sprawował pieczę nad twórczością pisarza. Zmarł nagle w roku 1984 w wieku zaledwie 38 lat. O tym, że mógł zabić go AIDS, który „przywlókł” ze Stanów Zjednoczonych, mówiło się pokątnie, a więc w sposób, który przez bardzo długi czas będzie obowiązywał w Polsce, gdy pojawi się temat „szokującej” choroby. O ostatnim okresie jego życia tak napisał Krzysztof Tomasik w „Homobiografiach”: Cierpiał na tajemnicze dolegliwości, przede wszystkim liczne pęcherze, które pękały, goiły się, by znów pojawić się za jakiś czas. Sławomir Gründberg, operator i reżyser filmowy, przyjaciel Wita od początku lat 70., który często go fotografował, uważa dziś, że były to typowe objawy AIDS, których wówczas nie potrafi ono zdiagnozować.

Kochaj, nie zabijaj

Przełom lat 80. i 90., czas zmiany ustrojowej, likwidacji cenzury, jest też momentem, w którym o HIV/AIDS zaczyna się wreszcie mówić więcej i bardziej otwarcie. Popularny wówczas zespół Balkan Electrique poświęca mu nawet swój największy przebój, „Kochaj, nie zabijaj”. W niektórych miejscowościach powstają specjalne domy dla zakażonych, co spotyka się z wrogą reakcją miejscowej ludności, lękającej się, że „pedalska zaraza” rozniesie się po okolicy. Wydarzenia te stają się inspiracją dla reżysera Piotra Łazarkiewicza, którego film „Pora na czarownice” (1993) jako pierwszy w polskim kinie ma za bohaterów osoby z HIV. W grudniu 1990 roku umiera w Poznaniu reżyser teatralny, Janusz Nyczak, pierwsza w Polsce osoba publiczna, o której wiadomo na pewno, że zmarła na AIDS. „Na pewno” nie znaczy jednak, że fakt ten był szeroko nagłaśniany. AIDS to wciąż choroba, „która nie śmie wypowiedzieć swojego imienia”. Nyczak największe sukcesy odnosił w poznańskim Teatrze Nowym (tu zrealizował m.in. głośne spektakle: „A jak królem, a jak katem będziesz”, „Awantura w Chioggi”, „Letnicy”, „Dom otwarty”, „Damy i huzary”) za dyrekcji Izabelli Cywińskiej. W wydanej w 1992 roku książce „Nagłe zastępstwo”, która jest dziennikiem z czasów pełnienia przez nią funkcji ministra kultury (1989-91), Cywińska notuje pod datą 20.IV.1990: Otrzymałam list od Janusza Nyczaka. To już trzeci rok mija. Jeszcze nikt z nas nie odważył się głośno wymienić nazwy choroby. Piętnaście lat później w swojej autobiografii „Dziewczyna z kamienia”, Cywińska nie ma już oporów, by głośno wymienić nazwę choroby. Rysuje także w swojej książce poruszający portret Nyczaka. Nie tylko pisze, że był gejem, ale też wspomina, że truchlała, gdy „opowiadał mi o miłosnych homoseksualnych rytuałach, jakim oddawał się w Brazylii. (…) Pamiętam opowieść o »krzaku gorejącym«. Janusz i inni amatorzy ryzykownych doznań półnadzy wypinali pupy w gęste zarośla, a ukryci tam miłośnicy robili z nimi, co tylko chcieli”. Przypomnijmy, że na łamach „Repliki” o swojej przyjaźni z Nyczakiem opowiadali Maria Peszek (nr 61) i jej ojciec Jan Peszek (nr 89). Natomiast w roku 1987 umiera w Paryżu Konstanty „Kot” Jeleński, emigracyjny publicysta i eseista, związany z „Kulturą” Jerzego Giedroycia, zagorzały orędownik twórczości Witolda Gombrowicza, który Jeleńskiemu w dużej mierze zawdzięcza swą światową karierę. Jeleński od lat 50. pozostawał w otwartym związku z malarką Leonor Fini i jej partnerem, także malarzem, Stanislao Leprim. Anna Arno w wydanej niedawno biografii Kota przywołuje jeden z jego listów z wiosny 1986. Jeleński, zapewne jeszcze nieświadomy swojej choroby, pisze, że AIDS nie jest już „amerykańskim mitem”, lecz groźną rzeczywistością, gdyż umierają bliscy mu ludzie.

Znani i niesławni

Kolejną postacią, którą możemy powiązać z AIDS, jest popularny na początku lat 90. prezenter telewizyjny Sławomir Siejka. Odszedł nagle, w roku 1994 w wieku zaledwie 35 lat. Jako oficjalną przyczynę śmierci podano zapalenie opon mózgowych, jednak, jak czytamy w necie: „W gmachu TVP na Woronicza aż huczało od plotek, że zmarł na AIDS”. Oficjalnie nikt tego do tej pory nie potwierdził, podobnie jak „podejrzeń”, że Siejka był gejem. On sam nie stronił od opowiadania w kolorowych czasopismach, jaki jest jego ideał kobiety. W latach 90. straciliśmy z powodu AIDS następną po Jeleńskim ważną postać, która zmarła poza granicami kraju. Mowa o charyzmatycznym Gerardzie Wilku, popularnym w latach 60. – między innymi dzięki występom w telewizji – tancerzu, soliście Teatru Wielkiego w Warszawie. W 1970 roku Wilk dostał angaż w Balecie XX wieku Maurice’a Béjarta i wyjechał na stałe z Polski. Dwa lata temu wyszła u nas biografia tancerza, napisana przez jego dobrą znajomą, Zofię Rudnicką. Rudnicka pisze w niej także o ostatnich latach życia przyjaciela i o chorobie, która zaczęła się w 1987 roku od „dziwnej ranki”. Wilk zmarł w sierpniu roku 1995, podobnie jak Jeleński w Paryżu. Kilka miesięcy później, w listopadzie, także z powodu AIDS umiera inny znany polski tancerz o światowej renomie, Wojciech Wiesiołłowski, występujący na zachodzie pod pseudonimem Voytek Lowski. W wieku XXI śmiertelnych ofiar AIDS jest coraz mniej, gdyż stopniowo wprowadzane są leki, które pozwalają zahamować rozwój wirusa HIV. Z chorobą wiążą się jednak dwa nazwiska, które niekoniecznie chlubnie zapisały się w polskiej historii. W 2013 roku na AIDS umiera Wojciech Krolopp, znany dyrygent i szef chóru „Polskie Słowiki”, w 2004 skazany za wykorzystywanie seksualne trzech nieletnich chłopców. Trzy lata później głośna staje się sprawa Simona Mola, kameruńskiego pisarza i dziennikarza, od roku 2000 przebywającego w Polsce. Mol zostaje oskarżony o to, że świadomie zaraził wirusem HIV 16 kobiet. Staje przed sądem, wyrok jednak nie zapada, gdyż oskarżony umiera w październiku roku 2008.

Nie tylko Freddie

To krótki przegląd tylko tych najbardziej znanych polskich ofiar AIDS. Do tej listy możemy jeszcze dopisać młodego polskiego kompozytora, geja zakażonego HIV, Adama Falkiewicza, który w 2007 roku popełnił samobójstwo w wieku zaledwie 27 lat. Jego songi można usłyszeć w „Aniołach w Ameryce” w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego. Pozostałe ofiary AIDS, a są to, jak przypuszczamy, tysiące ludzi, pozostają bezimienne, zapomniane i przemilczane. W krajach zachodnich, zwłaszcza w USA, epidemia AIDS była nie tylko wielką traumą. Przyczyniła się również do emancypacji środowisk LGBT+. Raz, że skonsolidowała te środowiska we wspólnej żałobie oraz w walce z koncernami i instytucjami rządowymi o prawo do leczenia i dostęp do leków (opowiadają o tym chociażby takie filmy jak amerykański dokument „Jak przetrwać zarazę” Davida France’a i francuska fabuła „120 uderzeń serca” Robina Campillo). Dwa, że groza, jaką najpierw napawała opinię publiczną „pedalska dżuma”, zmieniła się we współczucie dla jej ofiar. O tym, jak w szwedzkiej społeczności gejowskiej przebiegała epidemia, napisał Jonas Gardell w trylogii „Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek”, na podstawie której powstał serial (2012). Hekatomba AIDS ma na Zachodzie twarz nie tylko rockmana Freddiego Mercury’ego, aktora Rocka Hudsona czy reżysera Dereka Jarmana – ma wiele twarzy. The AIDS Memorial (@theaidsmemorial) to konto na Instagramie, prowadzone od 2016 roku i obserwowane przez ponad 180 tys. osób. Publikowane są na nim zdjęcia ofiar AIDS. Każde zdjęcie opisane jest imieniem i nazwiskiem zmarłej osoby, miejscem zamieszkania oraz wspomnieniami pisanymi przez nadal żyjących bliskich, z których część sama jest „ocaleńcami” z epidemii HIV/AIDS. Publikowane zdjęcia i historie tworzą wyjątkowy pomnik ofiar HIV/AIDS, odrzucający poczucie wstydu, anonimowość i zmowę milczenia, które jedynie przedłużały epidemię, a jednocześnie pokazujący, że wśród ofiar AIDS byli nasi partnerzy, kochankowie, bracia, wujkowie, ojcowie, synowie, nauczyciele, prawnicy, kelnerzy, fryzjerzy, sąsiedzi… W Polsce natomiast nigdy tak naprawdę nie zmierzyliśmy się z problemem HIV/ AIDS, ze wszystkimi jego implikacjami zdrowotnymi, społecznymi, kulturowymi, obyczajowymi… Nieprzypadkowo najważniejszym głosem na temat AIDS jest u nas spektakl Krzysztofa Warlikowskiego „Anioły w Ameryce”, oparty przecież na amerykańskiej sztuce Tony’ego Kushnera.

Opowiedzcie nam swoje historie

Niniejszy tekst ma na celu nie tylko przypomnienie polskich ofiar AIDS, ale także przerwanie milczenia wokół tej choroby. Jak ogłuszające jest to milczenie, pokazuje również trwająca od półtora roku pandemia koronawirusa – nikomu nie przychodzi do głowy zatajać nazwiska tych, których pochłonęła. Czasopisma, takie jak choćby „Newsweek”, publikują całe bloki wspomnień o ludziach zmarłych w wyniku zakażenia covid-19. Sami na łamach „Repliki” opublikowaliśmy wywiad z Remkiem Szelągiem, partnerem zmarłej na koronawirusa drag queen Kim Lee. Wirus, taki czy inny, nie ma moralności, a jednak śmierć w wyniku HIV/AIDS była tak wstydliwa, że w latach 80. czy 90., gdy zbierała największe żniwo, o żadnych wspomnieniach konkretnych ofiar nie mogło być mowy. Chcielibyśmy to zmienić i odzyskać pamięć o polskich ofiarach AIDS. To część naszej historii. Jeśli macie jakieś doświadczenia z AIDS związane, jeśli chcielibyście opłakać kogoś bliskiego, kto na AIDS zmarł, napiszcie do nas. Opowiedzcie nam historię – swoją lub kogoś wam bliskiego – czyjegoś partnera, kochanka, przyjaciela, brata czy syna. Piszcie na adres: [email protected]

Tekst z nr 91 / 5-6 2021.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.