O taką Polskę walczę

Z PATRYKIEM JANCZEWSKIM, założycielem i liderem frakcji Tęczowa Wiosna, rozmawia Tomasz Piotrowski

 

Foto: Paweł Spychalski

 

Na Zachodzie tęczowe „frakcje” partii politycznych to nie rzadkość, w Polsce działa na razie tylko jedna: Tęczowa Wiosna. Jej liderem i założycielem jest 28-letni Patryk Janczewski, który zaczynał działalność polityczną jako asystent Roberta Biedronia. Podczas zeszłorocznej kampanii prezydenckiej zjeździł z kandydatem Lewicy cały kraj. Wysoki, przystojny, zawsze nienagannie ubrany i zawsze gdzieś blisko Biedronia, nerwowo zerkający na zegarek i grzecznie, acz stanowczo przerywający niekończące się prośby osób o jeszcze jedno selfie z Robertem. Jak to się stało, że zaczął pasjonować się polityką? Jak wyoutował się przed rodzicami? Czy chciałby wziąć w Polsce ślub ze swoim partnerem? Rozmowa Tomasza Piotrowskiego

Wielu chłopców marzy, by zostać strażakiem czy policjantem – ty od małego chciałeś być politykiem?

Chciałem być sędzią. Dlatego zdecydowałem się na studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim. Od pierwszego roku, czyli w 2012 r., zacząłem też pracę w Sądzie Pracy w ramach policealnego stażu absolwenckiego. Byłem sekretarzem, następnie pełniłem obowiązki asystenta sędziego. Trwało to do 2017 r., gdy rozpocząłem współpracę z Robertem Biedroniem. Zawsze go podziwiałem i obserwowałem jego karierę – od KPH, przez Ruch Palikota, aż po prezydenturę w Słupsku. Przypuszczałem, że po niej planuje wrócić do krajowej polityki i odezwałem się do niego. Wciąż byłem pracownikiem sądu, ale widząc, jak PiS niszczy nasze państwo, wiedziałem, że nie będę w stanie orzekać pod godłem Rzeczypospolitej Polskiej, mając u steru takich politycznych łobuzów, robiących demolkę w systemie sądowniczym, depczących Konstytucję i prawa obywatelek i obywateli. Zapytałem Roberta, czy mogę jakoś pomóc. Wyjechałem do Słupska i rozpoczęliśmy przygotowania do projektu „Wiosna”, gdy jeszcze nikt o nim nie wiedział.

Czyli wystarczy napisać e-mail do Roberta Biedronia, by rozpocząć z nim tak bliską współpracę?

(śmiech) Zaczęło się od e-maila, ale to był proces. Najpierw kilka miesięcy pracowałem w Instytucie Myśli Demokratycznej, to jest think-tank zorganizowany przez Roberta Biedronia, który popularyzuje ideę demokracji i wolności.

Pamiętasz pierwsze spotkanie?

To było spotkanie autorskie, promujące książkę Roberta „Pod prąd” w Warszawie w Domu Braci Jabłkowskich. Po spotkaniu zapytał mnie, o jakiej Polsce marzę. Nie wiem, czy pamiętasz – przed startem Wiosny organizowaliśmy w Polsce cykl spotkań pod hasłem „burzy mózgów” właśnie. Wtedy też zadawał te pytanie o Polskę. Tak powstał program Wiosny.

Od razu miałeś sprecyzowane cele – zostać sekretarzem jego sztabu wyborczego?

Absolutnie nie. Byłem jednak zdeterminowany, by coś w naszym kraju w końcu zmieniać. PiS jest dla mnie uosobieniem tego, co najgorsze w naszym narodzie. Wierzę, że Polska może być inna – uśmiechnięta, tolerancyjna, sprawiedliwa. Wierzę, że nasze działania prowadzą nas w tym kierunku. Każdy, kto ma dowód Rzeczypospolitej Polskiej, powinien być traktowany przez państwo jednakowo – niezależnie od płci, wiary, rasy, narodowości, czy orientacji seksualnej.

A na pomysł Tęczowej Wiosny jak wpadłeś?

Wiosna była pierwszym tak otwartym na prawa LGBT+ środowiskiem politycznym w Polsce i z samego tego względu przyciągnęła do siebie mnóstwo osób LGBT+. Na Zachodzie każda partia, która serio traktuje prawa człowieka, ma w swojej strukturze „tęczówkę”, czyli grupę polityczną, która działa po to, by walczyć z dyskryminacją, z homofobią i transfobią. Jeśli to jest standard w cywilizowanych państwach, to dlaczego nie u nas? Poszedłem do Roberta, pogadaliśmy i zaczęliśmy działać! Na Paradzie Równości w 2019 r. w Warszawie mieliśmy swoją platformę, wszyscy świetnie się bawili i pomyślałem wtedy „Kiedy wreszcie przyjdzie czas, że będziemy tak bawić się na co dzień, a nie wciąż walczyć o podstawowe kwestie, które są oczywiste dla reszty społeczeństwa, a nam się je odbiera?”. Bo umówmy się – jeżeli mamy artykuł 32. Konstytucji, który mówi, że każdy i każda jest równy i równa, to nie może być tak, że są instytucje, do których dostęp mają tylko osoby heteroseksualne. Nie może być tak, żeby dwie osoby, które się kochają i tworzą rodzinę, nie mogły tego sformalizować i korzystać z zabezpieczeń, które są gwarantowane instytucjonalnie przez państwo. To jest dla mnie niezrozumiałe, czemu ja, gej, nie mogę wziąć ślubu ze swoim partnerem. Bo biskupi nie pozwalają? To jest jakiś totalny skandal.

Jakie działania na co dzień prowadzicie w Tęczowej Wiośnie?

Mamy działaczy i działaczki w całej Polsce, ostatnio przeprowadzamy akcję składania projektów uchwał solidarnościowych z osobami LGBT+. Zostały one złożone już w ponad 200 polskich samorządach. Mijają trzy miesiące od rozpoczęcia akcji, Bydgoszcz już uchwałę przyjęła. Są jednak też takie przypadki jak np. Warszawa, gdzie od prezydenta Trzaskowskiego… nie mamy żadnej odpowiedzi. Żadnej. Z kolei np. gmina Luboń odpisała nam, że są jak najbardziej na nas otwarci, ale zaraz w następnych zdaniach nazwali nas „ideologią”. Jesteśmy ruchem politycznym, którego zadaniem jest patrzeć na ręce polityków i polityczek w kwestiach LGBT+. Jeśli ktoś mówi, że jest za prawami człowieka, my to sprawdzamy na konkretach. Bo jeśli rzeczywiście jest, to np. powinien opowiadać się za adopcją dzieci przez pary jednopłciowe. Swoją drogą, zapowiadane przez Ziobrę zmiany prawne, utrudniające lub wręcz uniemożliwiające adopcje przez osoby LGBT (nie mówiąc o parach jednopłciowych, bo w tej kwestii zakaz już przecież obowiązuje) to zupełna aberracja. Dam ci przykład. Znam chłopaka, który jako 20-latek miał troje niepełnoletniego rodzeństwa. Byli wychowywani przez matkę, ojciec od nich odszedł. Matka niestety zmarła na nowotwór, więc ten 20-latek stanął na wysokości zadania i zapewnił rodzeństwu opiekę, zostając ich rodzicem adopcyjnym. Według zapowiedzi Ziobry, nie mógłby nim zostać, bo jest gejem, ta rodzina by się rozpadła.

Jak się można do was zgłosić? Macie jakieś oddziały w największych miastach? Jak Tęczowa Wiosna funkcjonuje organizacyjnie?

To bardzo proste – wystarczy, że napiszesz do nas na Facebooku, powiesz, skąd jesteś i gdzie chcesz działać. Skontaktuje się z tobą koordynator okręgu, z którego jesteś i wprowadzi cię w nasz projekt.

Sporo osób, również tych z naszej społeczności, mówi, że orientacja seksualna czy tożsamość płciowa to nie są kwestie polityczne. Polityka to gospodarka, emerytury, relacje z zagranicą, a homoseksualność nie ma tu nic do rzeczy, to „intymna sprawa każdego”. I nawet takimi wywodami argumentują głosowanie na osoby, które w swoich programach wyborczych nie planują dla nas równości.

Mantra prawicy brzmi: „Orientacja seksualna? Nie ma znaczenia. Wyznanie? Nie ma znaczenia. Narodowość? Nie ma znaczenia.” A później okazuje się, że sprawy orientacji, wyznania czy narodowości to jedne z głównych i dominujących debatę publiczną kwestii. Hipokryzja. Mówią nam np.: „To, co robisz w łóżku, to jest twoja prywatna sprawa” i ja bym się nawet z tym zgodził, gdyby nie to, że jak robisz coming out, to się jednak boisz reakcji, prawda? Ja wiedziałem, że moi rodzice są bardzo tolerancyjni, ale i tak byłem przerażony. Całe życie słyszałem zewsząd, w tym od polityków, że jestem nienormalny, że jestem zboczony, że jestem ideologią czy wybrykiem natury. To zohydzało mnie do siebie, a przecież mam prawo do swojej godności. Więc to nie jest chyba prywatna sprawa każdego, skoro w przestrzeni politycznej cały czas się pojawia.

A jak to się ma do wyborów? Gdy my w „Replice” pisaliśmy, że całe mnóstwo ludzi LGBT nie zagłosowało na Roberta Biedronia, jedynego kandydata, który miał w swoim programie równość dla nas, wiele komentarzy brzmiało: „Nie mogę głosować na człowieka tylko dlatego, że jest gejem. Są ważniejsze sprawy jak np. ekonomia albo demokracja”.

Każda osoba LGBT+ powinna mieć w naszym kraju pełnię praw, w związku z tym zawsze będę głosował na osoby, które będą mówiły, że nie pójdą na kompromisy w kwestii praw człowieka. My jako osoby LGBT+ byliśmy przez lata tresowani – daliśmy sobie wmówić, że zawsze jest coś ważniejszego – a to gospodarka, a to sądy, a to koronawirus, a to prawa kobiet. A przecież to nie musi być albo-albo. Gospodarka? Gospodarka będzie miała się lepiej, jeśli nie będzie w Polsce takiego piekła dla kobiet, jak obecnie, ani takiego piekła ludzi LGBT, jak obecnie – bo gospodarka to ludzie. Kto buduje polskie PKB? Przecież nie same maszyny, nie same firmy. Jeżeli ludziom – wszystkim ludziom – nie stworzymy przestrzeni do życia, to oni wyjadą i będą budowali kapitał innych krajów.

Robert, wyoutowana osoba LGBT, zdobył mandat posła prawie 10 lat temu. Teraz mamy Krzysztofa Śmiszka oraz Annę Marię Żukowską i Hannę Gill-Piątek. Polska jest gotowa na więcej jawnych polityków czy polityczek LGBT?

Tak. Polskie społeczeństwo jest na pewno dużo bardziej otwarte niż skład polskiego parlamentu.

A co z politykami LGBT, którzy siedzą w szafach?

Politycy hetero przychodzą na wiece wyborcze ze swoimi partnerkami, trzymają je za ręce, całują, obejmują itd. Dlaczego my tego nie robimy? A to jeszcze pół biedy, bo przecież są i tacy, którzy są LGBT, a uderzają w naszą społeczność – trochę z wyrachowania, a trochę, by oddalić wszelkie podejrzenia wobec siebie. Zbijają kapitał polityczny na homofobii, która krzywdzi ludzi, a w skrajnych przypadkach – zabija, bo przecież raz po raz słyszymy o samobójstwach młodych ludzi LGBT. Ukrywający się geje są też w KO i innych partiach centrum. Nie rozumiem tego. Naprawdę czas już bez żadnych kompleksów mówić o tym, że jesteśmy LGBT+!

Ty w swojej działalności politycznej często doświadczasz homofobii?

W Sejmie często jest tak, że w jednym miejscu odbywa się kilka konferencji prasowych pod rząd: Lewica, Konfederacja, PiS, PO, jedni za drugimi. Mijam się z tymi wszystkimi homofobami na korytarzach non stop. I kolokwialnie rzecz ujmując – im miękną rurki, gdy dochodzi do konfrontacji i nie są takimi chojrakami, jak udają w mediach i w Internecie. Na ulicy z kolei zdarzają się wyzwiska w moim kierunku, gdy idę z moim chłopakiem za rękę Marszałkowską, ale na szczęście żaden nożownik się na nas jeszcze nie rzucił – choć już wiemy, że może się to w Warszawie zdarzyć.

Patrząc na słupki sondaży, Lewica ma jednak stałe poparcie w granicach 10%. Zdaje się, że największym zwycięzcą wyborów za dwa lata może być Hołownia.

Zdecydowanie Lewica może liczyć na swój stały elektorat i naście procent w wyborach. Nie znaczy to jednak, że spoczniemy na laurach. Musimy cały czas pracować, żeby przekonać ludzi do naszego programu, czyli do rozwiązań, które są najlepsze dla Polski. Do najbliższych wyborów pozostało jednak dużo czasu (nie wydaje mi się, żeby możliwy był scenariusz przyspieszonych wyborów – scenariusz, w którym Ziobro głosuje za wotum nieufności wobec rządu Morawieckiego, należy rozważać w kategorii pobożnych życzeń) i wszystko może się zmienić. Hołownia zdecydowanie zajmuje miejsce po wypalonej Platformie Obywatelskiej – problem w tym, że jest to formacja niezwykle zachowawcza i, podobnie jak Platforma, nie ma nic do zaoferowania w zakresie praw człowieka.

Gdy rozmawiamy, dyskusję publiczną w Polsce dominuje temat „dogadania się” Lewicy z rządem w sprawie Krajowego Planu Odbudowy. Wiele osób mówi, że to zdrada.

Wróćmy na chwilę do początku wywiadu. W politykę zaangażowałem się, żeby odsunąć PiS od władzy – to nadal w mojej ocenie jest najważniejsze zadanie Lewicy i całej opozycji. Jednak kiedy chodzi o przyjęcie miliardów euro dla Polski, a tym samym Funduszu Odbudowy dla całej UE, to nie wyobrażam sobie innej możliwości, jak głosowanie „za”. To decyzja, która będzie miała wpływ na losy nie tylko naszego pokolenia, ale i kolejnych. Pamiętajmy, że Europa nie poczekałaby na nas, jeśli odrzucilibyśmy FO – kraje południa mocno naciskały na jak najszybsze uruchomienie środków. Dlatego bardzo dobrze, że Lewica postawiła twarde warunki i skłoniła rząd do ich spełnienia.

Kończąc temat polityczny – daj nam zajrzeć trochę za kulisy ostatniej kampanii. Jeździłeś z Robertem wszędzie przez kilkanaście tygodni. Nie miałeś z nim żadnego konfliktu?

A co, słyszałeś o jakimś?! (śmiech) Pracujemy ze sobą już te kilka lat, on wie, że jak mówię, że koniec czasu, to koniec czasu. (śmiech) Nasz kalendarz w trakcie kampanii był na maksa wypełniony. Zaczynaliśmy dzień o 5:30, odwiedzaliśmy w ciągu dnia trzy-cztery miejscowości, dzień kończyliśmy wieczornym spotkaniem, które trwało czasami do północy, a rano od nowa. Gdy pracujesz tak dużo i spędzasz z tą osobą niemal 20 godzin na dobę, to uczysz się wzajemnego szacunku i pokory. W kampanii nie mieliśmy właściwie życia prywatnego.

A jak przyjąłeś połączenie się Wiosny z SLD?

Połączenie naszych sił było koniecznością, bez tego być może dziś w Sejmie nie byłoby żadnego reprezentanta i żadnej reprezentantki, która mogłaby wstawić się za osobami LGBT. Każdego dnia staramy się pokazać, że bardzo dobrze się stało, że do Sejmu trafiły osoby z Wiosny, SLD i Razem, którzy znają się na prawach człowieka, a nie jedynie na śpiewaniu religijnych pieśni w obecności ojca Rydzyka.

Są jednak też tacy w Wiośnie, którzy jednak wybrali religijne pieśni. Jak przyjąłeś przejście waszej posłanki Moniki Pawłowskiej do Porozumienia Jarosława Gowina?

Z ulgą. Lewica to formacja, która ma swoje ideały, ma swój program, ma swoje poglądy. Okazuje się, że Monika ich nie miała, bo z dnia na dzień odeszła do Gowina – dla takich ludzi nie ma miejsca na Lewicy.

Wspomniałeś już o swoim coming oucie przed rodzicami. Powiedziałbyś więcej?

Pochodzę z Łomży na Podlasiu. Mój coming out to był klasyczny case geja z niewielkiej miejscowości. Wyjechałem na studia do Warszawy i zacząłem nowe życie. Zdałem sobie sprawę, że nie chcę grać podwójnej roli. Moi rodzice i siostra są na tyle ważni w moim życiu, że chciałem, by wiedzieli, co się w nim dzieje. Ciągle słyszałem z telewizji, że bycie gejem to coś niehalo, wstyd albo gorzej – rodzaj choroby. Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą i miałem wdrukowane poczucie bycia kimś gorszym. Zrozumiałem w wieku 20 lat, że jeśli chcę walczyć o innych, to muszę mieć odwagę, by zrobić ten pierwszy, najtrudniejszy krok i wyoutować się przed rodziną. Najpierw powiedziałem mojej młodszej siostrze, która była na maksa wspierająca i wyrozumiała. Później powiedziałem mamie, która równie dobrze przyjęła informację, o tym, że jestem gejem. Nie była zaskoczona, a ojciec… No, powiedzmy, że nie był zadowolony, ale to minęło i teraz jest super. Wspólnie z partnerem odwiedzamy rodziców, a oni przyjeżdżają do nas.

Twoja mama brała udział w manifestacji polskich matek osób LGBT+. Stanęła razem z m.in. Heleną Biedroń 15 czerwca 2020 roku pod Pałacem Prezydenckim, by sprzeciwić się homofobicznej kampanii prezydenta Dudy. To był wspaniały gest. Wiem, że miał znaczenie również dla mojej własnej mamy.

Gdy moja mama usłyszała o planie mamy Roberta, zadzwoniła do mnie i powiedziała: (Patrykowi zaczyna łamać się głos) „Dziecko, ja chcę tam przyjechać i też coś zrobić”. Przyjechała. Moja mama, zupełne przeciwieństwo mnie – cicha, skromna, zamknięta w sobie, unikająca wystąpień publicznych osoba. Byłem tak cholernie dumny! To był niesamowity manifest, tyle matek mówiących: „Andrzej, co ty gadasz. Ty nie mówisz o ideologii, tylko o moim dziecku. Odwal się od niego i od wszystkich innych dzieciaków w Polsce”. Dla niej to też był coming out. Wtedy wszyscy w tej naszej konserwatywnej Łomży dowiedzieli się, że ma syna geja i go wspiera.

Po powrocie witali ją brawami, czy wyzwiskami?

Brawami! Mnóstwo osób pisało do niej „Brawo Ela! Super, że to zrobiłaś!”. I ja się z tego niesamowicie cieszę, choć generalnie mam też poczucie, że takie postawy rodzicielskie powinny być standardem. Tymczasem w podobnym czasie jeden z działaczy Tęczowej Wiosny w wieku 17 lat dokonał coming outu przed swoimi rodzicami i został wyrzucony z domu.

Miałeś okres przed coming outem, że udawałeś heteryka?

Tak cynicznie to nie, ale będąc w liceum, oszukiwałem się, że będę miał żonę. Chodziłem specjalnie na religię, żeby mieć te całe szkolenia przedmałżeńskie i wiedzieć dużo o religii, w razie gdyby moja żona miała być czynną katoliczką. To dziś brzmi absurdalnie, bo jestem po prostu stuprocentowym gejem i nie ma siły, która mogłaby to zmienić. (śmiech) Wtedy też to wiedziałem, ale sądziłem, że jestem jedyny taki na świecie, a już na pewno w Łomży, więc nie widziałem dla siebie alternatywy – żona wydawała mi się „naturalnym” przeznaczeniem. Później oczywiście okazało się, że w Łomży osób LGBT wcale nie jest tak mało. (śmiech)

A mogę zapytać, jak poznałeś swojego chłopaka?

To historia, jak z taniego harlekina. Wypatrzył mnie w jakimś programie telewizyjnym i postanowił odnaleźć mój profil na Instagramie. Później pisał przez kilka miesięcy, namówił na kawę. Kiedy go pierwszy raz zobaczyłem, nogi się pode mną ugięły. Po pierwszym spotkaniu wiedziałem, że będzie mój… i tak się stało. (śmiech)

W programie Lewicy jest równość małżeńska, w czerwcu zeszłego roku złożyliście zresztą stosowny projekt ustawy do Sejmu. Chciałbyś wyjść za mąż za swojego partnera?

To jedno z moich największych marzeń. Gdy zacząłem pracować z Robertem, on udzielał mnóstwa ślubów w Słupsku. Ludzie przyjeżdżali do niego z całej Polski, ale często nie mieli wymaganych świadków i wtedy ja ich zastępowałem. Uczestniczyłem więc jako świadek w dziesiątkach ślubów i niemal za każdym razem, gdy widziałem dwie osoby, które stawały naprzeciw siebie i mogły sobie ślubować miłość, to było to dla mnie cholernie wzruszające, nieraz łezka się zakręciła w oku. Więc tak, poza tą pragmatyczną ochroną prawną, chcę też stanąć przed moim ukochanym i mu ślubować. (uśmiech)

Tekst z nr 91 / 5-6 2021.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.