Tęczowy różaniec

O tym, jak wraz z dwoma braćmi outował się przed rodzicami i o PFLAG – organizacji rodziców dzieci LGBT, której przewodzi od ośmiu lat opowiada Jody Huckaby w rozmowie Mariusza Kurca

 

foto: Agata Kubis

 

PFLAG to organizacja skupiająca rodziców i przyjaciół osób LGBT. Ty sam rodzicem nie jesteś.

Heterosojusznicy, rodziny i przyjaciele osób LGBT stanowią trzon naszej organizacji, ale nie chcemy nikogo wykluczać, więc same osoby LGBT też przyjmujemy, stanowią one 36% członków/iń PFLAG i jestem jedną z nich. By jednak zachować tożsamość jako organizacji nastawionej głownie na rodziców, przyjęliśmy zasadę, że rodzice stanowią co najmniej połowę zarządu.

Twoi rodzice należą do PFLAG?

Taty już nie mam, zmarł dwa lata temu. Nie był działaczem. Moja mama też nie jest działaczką. Oboje przeszli długą drogę, by zaakceptować homoseksualność swych dzieci. Pochodzę z Luizjany, z głębokiego, religijnego Południa. Moja mama jest żarliwą katoliczką, w jej domu wszędzie są zdjęcia Jana Pawła II. W Polsce czułaby się fantastycznie. Przywożę jej różańce z rożnych miejsc świata jako upominki. W Gdańsku kupiłem bursztynowy.

Jest wyoutowana jako mama gejów. Rozmawia o tym z sąsiadami, z księdzem, więc w jakimś sensie jest działaczką. Tata, też żarliwy katolik, w ostatnich latach życia nie rozstawał się z różańcem i z czapeczką z Oprah Winfrey, którą dostał, gdy byliśmy w jej show jako duża katolicka rodzina z synami gejami. Jakoś tę sprzeczność potrafi ł pogodzić.

Powiedziałeś „mama gejów”, bo nie jesteś jedyny w rodzinie, tak?

Jest nas trzech wyoutowanych gejów, ja i moi dwaj bracia. Wszystkich nas jest ośmioro. Jeden mój brat jest księdzem, jedna siostra zakonnicą…

To rodzice „ćwiczyli” coming out trzy razy?

Tak jest. Zaakceptowanie naszej trojki, Jasona, Jonathana i mnie, trwało u moich rodziców w sumie jakieś siedem lat. Nie było łatwo. Pierwszy wyoutował się Jason w 1984 r. Rodzice poszli po radę do kościoła. Dowiedzieli się, że nie mogą o tym nikomu mówić i nie powinni wpuszczać do domu żadnych znajomych Jasona, bo mogą mieć zły wpływ na resztę rodziny. I tak rodzice zrobili. Zresztą długo w ogóle się do Jasona nie odzywali. Dla mnie to też było straszne, bo wiedziałem już, że jestem gejem. Miałem 20 lat i zacząłem chodzić na terapię. W 1986 r. wyoutował się Jonathan. Szok, bo był zaręczony i to z najpiękniejszą dziewczyną w miasteczku. W 1987 r. wyoutowałem się ja. Skończyłem psychologię i stwierdziłem, że dam radę. Naprawię w mojej rodzinie wszystko, co złe. Mama nie rozmawiała ze mną przez poł roku. Wiesz, co jej pomogło? W jednym z przesłań do wiernych Jan Paweł II napisał, żeby rodzice nie odrzucali homoseksualnych dzieci.

Religia była dla twoich rodziców największą przeszkodą w zaakceptowaniu ciebie i braci?

Tak. Ale jednocześnie oni są przykładem na to, że ten konflikt jest do rozwiązania. Spotykam też wielu rodziców, którzy teoretycznie powinni homoseksualność dziecka „łyknąć” sprawnie, nie są związani mocno z żadną (homofobiczną) religią, a jednak mają problem. Choćby ostatnio w Chicago: ona, szefowa dużej firmy PR, on, pastor, ale z bardzo postępowego kościoła. Liberalni, mają przyjaciół gejów. A jednak, gdy syn się wyoutował, ona była załamana. I sama się dziwiła swej reakcji!

Ty sam jesteś religijny?

Studiowałem teologię. Teraz nie chodzę do kościoła.

To niesamowite, że PFLAG mająca dziś 200 tysięcy członków/iń powstała dzięki inicjatywie jednej osoby. Jeanne Manford, matka geja, w 1972 r. wzięła udział w nowojorskiej Paradzie Równości, niosąc transparent z napisem „My son is gay”.

I na początku wcale nie myślała o zostaniu aktywistką. Zaangażowała się, gdy zszokowani jej odwagą geje zaczęli przysyłać do niej swych rodziców na „terapię”. Na pierwsze spotkanie przyszło osiemnastu rodziców.

Przez pierwsze 20 lat nie mieliśmy oficjalnych struktur ani personelu. Rozwijaliśmy się powoli wraz z emancypacją LGBT. Literki „B” i „T” dodaliśmy w latach 90.

A Jeanne?

Działała długie lata, również po tym, jak jej syn Morty zmarł na AIDS. Dziś ma 92 lata, od dawna jest na emeryturze. Odwiedzam ją mniej więcej raz na rok. Jest już bardzo słaba (Jeanne Manford zmarła 8 stycznia br. – przyp. red.).

Pierwszy raz usłyszałem o PFLAG od Debbie, mamy Michaela, bohaterki serialu „Queer as folk”. Macie 40 lat historii, a my dopiero zaczynamy – Akademia Zaangażowanego Rodzica powstała w Kampanii Przeciw Homofobii w zeszłym roku.

Tak, Debbie Novotny działała w PFLAG, wspaniale nas reklamowała. Ale nie możesz porównywać Polski dziś do USA sprzed 40 lat, bo dziś jest internet, dostęp do informacji. 50% unikalnych wejść na naszą stronę pochodzi z zagranicy. Ludzie na całym świecie korzystają z naszych doświadczeń.

PFLAG ma obecnie 368 oddziałów w całych Stanach. Jesteśmy, to bardzo ważne, organizacją działającą oddolnie. Niedawno zorganizowaliśmy regionalną konferencję w Hamilton, w stanie Montana. To mieścina licząca 4 tysiące osób i, owszem, działa tam nasz oddział. Dla wielu ludzi PFLAG jest jedyną organizacją LGBT w okolicy.

Nie dobijaj mnie. Oddział PFLAG w moich rodzinnych Koluszkach, liczących ponad 15 tysięcy, nie wchodzi na razie w rachubę.

Ale tam na pewno są też geje, lesbijki, ich rodzice i ich przyjaciele.

PFLAG nie ma wielkich politycznych celów, jak np. legalizacja małżeństw par tej samej płci . Nie walczymy o równość. Po pierwsze, od tego są inne organizacje, choćby Human Rights Campaign, a po drugie – wielu rodziców niekoniecznie utożsamia się z wszystkimi postulatami LGBT, niektóre są dla nich zbyt radykalne.

My działamy na samym dole, u samych podstaw. Organizujemy grupy wsparcia dla rodziców dzieci homoseksualnych, mamy prezentacje w szkołach. Staramy się dotrzeć do heretyków. Prawie każdy ma albo w rodzinie, albo wśród przyjaciół jakiegoś geja czy lesbijkę – więc potencjalnie każdy jest naszym „targetem”. Wiele z tych osób chciałoby działać na rzecz LGBT, ale mają obiekcje – albo nie zgadzają się z wszystkimi postulatami, albo obawiają się, że będą obcym elementem w organizacji LGBT. W naszych broszurach skierowanych do heterosojuszników/czek nie znajdziesz więc radykalnych postulatów. Ba! Nawet tęczowej flagi nie znajdziesz. To jest symbol, który oni niekoniecznie uznają za swój, co jednak nie oznacza, że nie chcą nas wesprzeć.

Czy nadal, po tych 40 latach, waszymi najczęstszymi „klientami” są rodzice, którzy mówią: syn/córka mi się wyoutował/a, to dla mnie szok, nie wiem, co robić?

Tak, nadal jest mnóstwo takich spraw. Moment wyjścia dziecka z homoseksualnej szafy jest zwykle momentem wejścia rodziców do tej szafy. Jak powiedzieć sąsiadowi, że mój syn jest gejem, jak powiedzieć koleżance w pracy, ze moja córka jest lesbijką? A dalszej rodzinie? To są pytania, których ci rodzice wcześniej najprawdopodobniej sobie nie zadawali. Nie są przygotowani. Ich dziecko przygotowywało się do coming outu i odczuwa ulgę, gdy już ma „to” za sobą. W tym samym czasie na rodzica jak grom z jasnego nieba spada podwójne zadanie: zrozumieć i zaakceptować homoseksualność dziecka oraz wyjść z szafy. To pierwsze idzie coraz łatwiej, ale wychodzenie z szafy rodziców jest wciąż problemem.

Ale widzę i nowe zjawiska. Od paru lat coraz częściej rozmawiamy z rodzicami, którzy przypuszczają, że ich dzieci są transpłciowe. I mówię tu nie o nastolatkach, tylko o dzieciach sześcio- czy siedmioletnich. „Moj synek chce zakładać sukienki, bawi się tylko lalkami” – mówią i proszą o pomoc, radę, wsparcie. To nowy temat, który świadczy o lepszym stanie świadomości, lepszej edukacji. I to są też dylematy, nad którymi wcześniej nikt się nie zastanawiał – np. jeśli ten chłopiec rzeczywiście jest transseksualny, to może powinno się zablokować rozwój jego męskich hormonów? A może jednak poczekać, aż dorośnie i sam zdecyduje o swej tożsamości płciowej?

Jak trafiłeś do PFLAG?

Zostałem, krótko mówiąc, zwerbowany. W organizacjach pozarządowych pracuję od 23 lat. Najdłużej działałem w HIV and AIDS Education and Services. Po 12 latach wypaliłem się, miałem dość patrzenia na cierpienie i śmierć. Zająłem się działaniem na rzecz ochrony zwierząt. A potem ludzie z PFLAG zgłosili się do mnie, znając mój wyjątkowy rodzinny background. I to okazał się strzał w dziesiątkę. Mam ogromną satysfakcję z pracy. Jeżdżę bezustannie po kraju i po świecie, nigdy nie ma mnie w domu (siedzący obok Steven, facet Jody’ego, który przyjechał z nim do Polski i przysłuchuje się rozmowie, przytakuje). Widzę, że mój wysiłek nie idzie na marne, postawy się zmieniają. Wczoraj spotkałem się z rodzicami w KPH i… Ech… No, sam widzisz, od razu się wzruszam (Jody wyciera oczy, Steven się uśmiecha). Oni mają w sobie wielki potencjał.

Mieszkacie w Waszyngtonie, gdzie małżeństwa jednopłciowe są legalne. Myśleliście o ślubie?

Jasne. Tylko na razie nie osiągnęliśmy jeszcze porozumienia, jaki ten ślub miałby być.

???

Pochodzę z dużej rodziny, chcę mieć wielkie wesele, mnóstwo gości, huczną zabawę.

Big Fat Gay Wedding.

Właśnie. A Steven, jedynak, woli kameralną imprezę, więc na razie się zastanawiamy…. Ale w końcu coś ustalimy.