Z WIOLĄ JAWORSKĄ, psycholożką i terapeutką Instytutu Pozytywnej Seksualności rozmawia MARIUSZ KURC
Prowadzisz zajęcia w Instytucie Pozytywnej Seksualności, działasz w Kampanii Przeciw Homofobii. Według obiegowej opinii psychologią interesują się przede wszystkim ci, którzy sami mają skomplikowaną psychikę, a seksuologią – ci, którzy sami mają skomplikowaną seksualność.
To uproszczenie. Ale zgoda – w moim przypadku zainteresowanie tymi sferami rosło wraz z tym, jak odkrywałam, że jestem lesbijką i jak musiałam w związku z tym przeformułować świat norm, w których byłam wychowywana. Uważam jednak, że seksualność to bardzo szeroki temat, daleko wykraczający poza tożsamość czy orientację.
Świat norm? Masz na myśli heteronormę.
Tak, praktycznie wszyscy w niej wzrastamy – i jeśli jesteś LGBT, to zderzenie następuje nieuchronnie. Rodzice dopytują córkę o chłopaka, narzeczonego, rodzinę z mężem u boku. Albo syna o dziewczynę itd. Kwestia, czy uda ci się z tego konfliktu wewnętrznego szybko wyjść cało, czy też musisz powalczyć.
Sporo osób LGBT idzie w trzecią opcję – poddają się heteronormie.
Ale wtedy tracisz siebie, a przynajmniej ważną część siebie. To jest wysoka cena.
Jak u ciebie to zderzenie wyglądało?
Dla mnie ważne jest, żeby każda osoba miała możliwość wyrażania siebie taką jaką jest. I o to walczę. Pracuję w nurcie Gestalt, który wywodzi się z psychologii humanistycznej. To nurt, w którym praca w głównej mierze opiera się na budowaniu relacji w gabinecie pomiędzy klientką/em a terapeutką/ą – trochę inaczej niż w terapii analitycznej czy behawioralnej. Istotne jest niezakładanie niczego, „ciekawienie się” klientką/em. Terapia Gestalt ma na celu poszerzanie świadomości oraz wprowadzanie zmian w życie.
A z mówieniem szerzej o sobie samej mam pewien dylemat. Jako psychoterapeutka wiem, że klienci/tki, którzy mogą czytać „Replikę”, nie powinni i zresztą nawet chyba nie chcą wiedzieć wiele o swej terapeutce. W gabinecie mam być „przezroczysta”, istnieję tylko jako pomoc w rozwiązaniu problemu, nie opowiadam o swoich sprawach. Pacjent wie o mnie tylko tyle, ile widzi. Widzi, że jestem kobietą, a więc moją płeć. Widzi też pewnie mój wiek, mniej więcej. Orientacji seksualnej nie widzi, niemniej, ponieważ żyjemy w heteronormie, to z automatu zakłada, że jestem hetero. Więc milcząc na temat mojej homoseksualności, wpisuję się w heteronormę.
Tymczasem przecież sama zachęcam do podważania jej i do otwartości w mówieniu o seksualności – więc ukrywanie swej własnej byłoby z tym sprzeczne. Opowiedzenie własnej historii może mieć czasem wręcz znaczenie terapeutyczne dla innych. Z tych powodów nie chcę więc ukrywać, że jestem lesbijką, ale też nie chcę się nad sobą rozwodzić, ok? OK. Dość powiedzieć, że swoje przeszłam. Mam za sobą niejeden trudny coming out i wiem, co oznacza być nieakceptowaną ze względu na homoseksualność.
Może gdyby u ciebie ten proces samoakceptacji i coming outu był gładki, trudniej byłoby ci zrozumieć tych, którzy mają z tym problem?
Niekoniecznie. Gdyby tak było, osoby heteroseksualne nie mogłyby prowadzić terapii osób LGBT, a przecież prowadzą ją i nierzadko są świetnymi specjalistami. Tu nie chodzi o to, jaką kto ma orientację albo czy doświadcza homofobii czy nie, tylko o wiedzę i umiejętności. To nie jest tak, że ponieważ jestem lesbijką, to mam predyspozycje do pracy z osobami LGBTQ. To, że – mam nadzieję – jestem dobra w tym, co robię, wynika z mojej wiedzy, z przeczytanych książek, z chęci nieustannego doszkalania się, z kontaktów z osobami LGBT, z wysłuchania dziesiątek ich doświadczeń – nie z samej mojej orientacji. Wszystkim terapeutom radzę, by szkolili się w kwestiach LGBT, bo praktycznie każdemu terapeucie pacjenci LGBT się zdarzają.
Osobiste doświadczenie to tylko wisienka na torcie, dodatek, którego może nawet nie być.
Spotkałaś się na studiach z homofobią?
Zdarzyło mi się usłyszeć od jednej osoby hetero – i to z wykształceniem psychologicznym! – pytanie: „Jak sądzisz, czy twoja orientacja nie będzie przeszkadzać ci w byciu terapeutką?”. „W jakim sensie?” – udałam, że nie wiem, o co chodzi. „Przecież będziesz mieć głównie do czynienia z osobami hetero”. „A Ty możesz pracować z osobami LGBT, czy nie?” – zapytałam.
Właśnie. Heteroseksualizm uznaje się za coś przezroczystego, obiektywnego, jak nieorientację.
A homoseksualizm – jako skazę na obiektywizmie. Walczę z takim podejściem.
Pracę magisterską pisałaś o kobietach nieheteroseksualnych.
Czułam, że to jest „mój” temat. Dzięki lekturom, które zgłębiałam, pisząc, uświadomiłam sobie, jak złożonym procesem jest coming out. Czytałam prace naukowe i analizowałem je na własnym przykładzie, dostrzegałam opisane tam etapy, które sama przechodziłam – odkrywanie siebie, niezgodę na siebie, potem akceptację, ale i jednoczesne postanowienie, by nikomu o tym nie mówić aż po żmudne wychodzenie z szafy, w którym – jak pokazują badania – postawa rodziców odgrywa kluczową rolę. W trakcie pisania trafiłam po potrzebne mi materiały do biblioteki Kampanii Przeciw Homofobii. Już w KPH zostałam. Na początku jako zwykła wolontariuszka, organizatorka małych happeningów. Potem zaproponowano mi współorganizowanie dorocznych gal sojuszników/ czek LGBT „Ramię w ramię po równość”.
Odkryłaś żyłkę aktywistyczną.
Nie, żyłkę społecznika miałam już wcześniej. W liceum pomagałam ludziom starszym, osobom z niepełnosprawnościami. Działalność na rzecz LGBT doszła tylko do pakietu.
W KPH poznałam Agatę Loewe, która zaprosiła mnie do tworzonego wtedy przez nią Instytutu Pozytywnej Seksualności.
Instytut Pozytywnej Seksualności czyli?
To jest miejsce, istniejące realnie w Warszawie, w którym nie ma seksualnych tabu. Pozytywna Seksualność to idea, która promuje otwartość na seksualność, uwzględniając pewne ograniczenia – to, co się robi, robi się świadomie i za zgodą uczestniczących osób. Bycie „seks pozytywnym” to nastawienie, które traktuje wszystkie konsensualne aktywności seksualne jako fundamentalnie zdrowe i przyjemne.
To, zdaje się, Kinsey powiedział, że jedyna norma w seksualności jest taka, że nie ma norm.
Jakieś zachowania są częstsze, a inne rzadsze – zgadza się, ale to jest tylko statystyka. Więcej osób lubi seks oralny niż analny – no i co z tego? Fetysze to seksualne zjawiska jak każde inne – tyle tylko, że lubiane przez mniejszą liczbę osób. Wszyscy jesteśmy fetyszystami, bo nie ma dwóch identycznych seksualności.
Na przykład do Instytutu przyszedł ktoś, kto chciał się przebrać za pokojówkę. OK! Wizja Pozytywnej Seksualności to wizja, w której jest tysiąc wariantów czerpania przyjemności z tego, że jesteśmy istotami seksualnymi. Chciałabym to podkreślić: seks to coś, czym można i należy się cieszyć.
To są proste stwierdzenia, ale trudne do zrealizowania. Borykamy się z wieloma uprzedzeniami. Bywa, że jedni fetyszyści nie umieją zrozumieć innych. Np. ci, których kręci BDSM oburzają się na tych, którzy kochają przebieranki – i vice versa.
W Instytucie Pozytywnej Seksualności oferujemy kursy dla osób, które same chcą rozwijać swoją seksualność a także szkolenia dla innych terapeutów/ek.
Jakie jeszcze zajęcia macie w ofercie?
Dużą popularnością cieszy się Shibari, czyli warsztaty z japońskiej sztuki wiązania. Mamy warsztaty edukacyjne na temat pomocy i wrażliwości wobec osób LGBT, które prowadzi Jan Świerszcz. Mamy warsztaty z asertywności i komunikacji. Są ćwiczenia, w których partnerzy rozmawiają o swych potrzebach. Są wykłady dla profesjonalistów, czyli edukatorów/ek seksualnych. Agata Loewe prowadzi warsztaty na temat komunikacji w sieci i za pomocą aplikacji Tinder. Organizujemy także przytulanki „Cuddle Party”, które prowadzi Izabela Dziugieł.
Ty prowadzisz grupę dla kobiet niehetero.
Razem z Magdaleną Cupyszak-Szałkowską. Kolejne edycja grupy rusza jesienią – zapraszam!* Zależy nam, by tworzyć przestrzeń, gdzie w przyjaznej i bezpiecznej atmosferze można rozmawiać i wspierać się nawzajem. Grupa ma na celu wymianę doświadczeń i rozmawianie o swoich uczuciach. To czas spotkania kobiet, które mogą poruszać najważniejsze dla nich tematy. Rozmawiamy o tożsamości seksualnej, coming outach, samotności, dyskryminacji, macierzyństwie, seksie , budowaniu intymnych relacji. Celem grupy jest pogłębienie samoświadomości, zdobycie przez uczestniczki nowych źródeł wsparcia w grupie podobnych osób, a także doskonalenie umiejętności interpersonalnych i społecznych.
Spotykacie się w Instytucie z homofobią? Np. przychodzi para gejów, a inny uczestnik zajęć mówi, że mu to nie pasuje.
Nie spotkałam się. Tacy chyba by nawet nie zgłosili się do naszego Instytutu.
Muszę jeszcze jedno powiedzieć, mimo że nie pytasz. Wiele osób myśli, że instytut Pozytywnej Seksualności jest miejscem, gdzie można uprawiać seks – tak nie jest.
A jest tak, że część ludzi przychodzi do was właściwie po to, by znaleźć partnera czy partnerkę?
Nie wiem. Możliwe, chociaż nie spotkałam osoby, która mówiłaby, ze to jest jej główny powód. Ale jeśli ludzie poznają się w Instytucie, a potem łączą się w pary czy inne różne konstelacje, to super.
*Jeśli masz ochotę dołączyć, napisz: jaworska@pozytywnaseksualnosc.pl
Tekst z nr 68/7-8 2017.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.