Piotr Seweryn Rosoł i Łukasz Błażejewski. Kurator i artysta. Do niedawna para
Przygotowała: Marta Konarzewska
Byli razem pięć lat. Jako Sewer Szymon i Prince Negatif przygotowywali retrospektywną wystawę „Prince Negatif/Szukajcie mnie po drugiej stronie”. Rozstali się na trzy tygodnie przed premierą. Ale sztuka okazała się silniejsza. 31 maja br. w warszawskim MiTo wspólnie otworzyli wystawę. Zaprezentowali też performens, w który wpletli własne rozstanie. I tak sztuka stopiła się z życiem.
Piotr Seweryn Rosoł:
Milczenie oznaczałoby śmierć
Sewer Szymon to… sam rdzeń tego, kim jestem, fundament, na który stoję, niewiele o nim wiedząc, zapoznana, może wyparta, z pewnością zaniedbana moja część święta i przeklęta zarazem. Ze wszystkich imion, które określają moje miejsce w świecie: Piotr Seweryn Szymon Rosoł (a są to imiona tyleż pospolite, co monumentalne, noszące w sobie brzemię tradycji, o której chcę zapomnieć, a nigdy nie zapomnę), wybieram sam środek, który dotąd określał jedynie moje miejsce poza światem, w odosobnieniu, w samotności, w występku. A całkiem zwyczajnie: to pseudonim kuratora, pisarza, performera i co tam jeszcze chcesz, po prostu artysty in spe, rozbuchane ego skromnego badacza literatury i sztuki, właściciela MiTo.
Prince Negatif to dla niego… był cały świat, a jest teraz wciąż żywą, choć mimowolną i niechcianą pamięcią pierwszej miłości, pierwszego wpół-życia, pierwszych myśli o wspólnym Domu, ale i pierwszej zdrady, ucieczki, pierwszego odrzucenia, był darem od losu, od samego Boga, a jest symptomem jego choroby, śladem jego porażki, zdeptanej wiary i roztrzaskanej nadziei. Nie może Sewer pogrzebać jego obrazu, w którym pogrzebał samego siebie, ale w pisaniu składa do trumny jego ciało, na zawsze.
Sewer do Piotra ma się jak… świadomość do nieświadomości, dojrzałość do niedojrzałości, pisanie do czytania, podwójne sweet espresso do rozwodnionego americano. I choć tworzą splot myśli i uczuć tyle nierozerwalny, ile antynomiczny, różnice między nimi zamiast przyciągać, coraz bardziej oddalają ich od siebie.
Odegrałem własne rozstanie, bo… było to pierwsze rozstanie i wstrząs był tak silny, i odrętwienie ciała tak upokarzające, bo przekroczyłem wszelkie granice rozpaczy na drodze do totalnej autodestrukcji, że milczenie oznaczałoby moją śmierć, przynajmniej duchową. Odegrałem rozstanie przeciw obojętności świata, przeciw innym rozstaniom, w niezgodzie, w niezrozumieniu, w poszukiwaniu swojej prawdy, może i czyjejś empatii.
Centralnym elementem scenografii była „szklana” trumna. Było w niej… jak w trumnie prawdziwej, bo był to pogrzeb prawdziwy, a nie „odegrany”, ale ja nie wiem jak było w trumnie, bo mnie tam nie było, lepiej zapytaj Prince’a. Gdy go tam odprowadzałem, wyobraziłem sobie, że idziemy do ołtarza, a nie do trumny, bo zawsze chciałem z nim pójść do ołtarza i wypowiedziałem, jak pamiętasz, słowa przysięgi: „Prince, zobacz, jakbyśmy szli do ołtarza. Ślubuję ci miłość, ślubuję ci wierność, i że cię nie opuszczę aż do śmierci. Mało? Kurwa, mało?”
On zawsze… a ja nigdy. On nigdy, a ja zawsze.
Ja nigdy… a on od czasu do czasu, o tyle, o ile, tylko do pewnego stopnia.
Sztuka jest, żeby… wydobywać na powierzchnię to, czego wydobyć się nie da. Po performensie część warszawki była zażenowana, zdegustowana, porażona moją pretensjonalnością, a część uwiedziona i zachwycona, i te skrajne emocje dosyć mnie zaskoczyły. W gruncie rzeczy bowiem performens był zupełnie onanistyczny, wpatrzony w siebie, zasklepiony we własnym języku, zatopiony w bólu, którego nie potrafi ł nikomu wyjaśnić, a jednak, stał się (choć nie było to jego zadaniem) wyraźnym przekazem. I wciąż dostaję mejle od ludzi, którzy chcą się ze mną podzielić swoimi historiami miłosnymi, rozstaniami i jestem zdziwiony ich otwartością, bo moja otwartość nie była obliczona na ich otwartość, a tylko na własne oczyszczenie.
Rozstanie przynosi… więcej niż zabiera. O ile komuś uda się przetrwać, o ile nie zapije się na śmierć, nie wyskoczy z okna, to pewnego dnia (pomoc psychiatry nie zaszkodzi) obudzi się w całkiem nowym świecie i ten świat będzie o niebo lepszy niż się mógł spodziewać. Gdy rozstanie jest jednostronne, a taka jest nasza historia, gdy jeden rzuca, odchodzi do innego, a drugi zostaje sam, a pragnie wciąż być z tym, który odchodzi, potrzebne są radykalne gesty, wyraźna cezura, niezachwiana świadomość, że nie ma powrotu. I ja w trakcie performensu zlicytowałem rzeczy, które od niego dostałem, a prawie całą resztę oddałem do Czerwonego Krzyża. Własne teksty jemu poświęcone zmieliłem w niszczarce. Wstaję teraz przed szóstą (wstawałem po jedenastej), biegnę na pływalnię i siłownię (dotąd chodziłem jedynie na spacer, zresztą rzadko), w wielkiej intensywności poznaję ludzi i ich historie (przez te wszystkie lata poznawałem jedynie jego, a poznałem go właściwie dopiero w chwili rozstania). I teraz ubieram się jedynie w czerń i biel i nie jest to przejaw ascezy, skromności, zamknięcia, lecz wybór jasno określonych wartości, oddzielenie ziarna od plew, a jednocześnie tło dla zdarzeń, dla spotkań, rozpoznań, feerii kolorów, którą napotykam na swojej drodze dzień w dzień. Są inne rozstania, z wyczerpania, ze znudzenia i nie potrzebują pewnie podobnego radykalizmu, płynnie przechodzą w przyjaźń trwającą latami. W naszym przypadku było inaczej. Moj doktorat w gruncie rzeczy jemu właśnie dedy kowany, bo on od samego początku był wpisany w moje pisanie, ma pięć rozdziałów: wejście-rozpoznanie-spotkanie-rozstanie-wyjście. Nigdy nie dziwił mnie perwersyjny związek mojego pisania z moim życiem, dziwi mnie to, że pisząc „rozstanie” i „wyjście”, nie przewidziałem tego, co było nieuchronne.
„Cokolwiek będzie, Prince’a już nie będzie” – deklarowało MiTo na Facebooku. Co będzie? Inne wystawy, inne zdarzenia, inne spotkania. Z większych projektów w nowym sezonie wymienię tylko cykliczne aukcje tematyczne, trzy wielkie wystawy (w tym: Stasysa Eidrigeviciusa), „Czytanie w ciemnościach”, eventy LGBT (nieprzypadkowo MiTo jest pierwszą chyba w Polsce księgarnią z rozbudowanym działem LGBT i nie jest MiTo miejscem stricte branżowym, lecz miejscem, które wprowadza nasze środowisko do mainstreamu). A poza tym niemal dzień w dzień coś będzie: koncerty, panele dyskusyjne, targi sztuki ulicznej, wieczory autorskie, imprezy tematyczne, śniadania prasowe, itd. itd. Będzie się działo dużo i z rozmachem, i z dowcipem, i niebanalnie, ale mogę obiecać, że nie będę już rąbać tasakiem żadnych portretów, jak w performensie z Princem. I tyle. Adieu Prince! Szukałem cię przez tyle lat i nie znalazłem, a teraz już cię nie szukam, bo teraz już wiem, dlaczego cię nie znalazłem. Gdziekolwiek jesteś, chcę żebyś WRESZCIE był szczęśliwy!
Łukasz Błażejewski: ja jestem Prince!
Prince Negatif to… zabawa w przesuwanie granicy pomiędzy tym, co rzeczywiste i fikcyjne.
Sewer Szymon to dla niego… nie mam pojęcia! Wymyślił to w ostatnim etapie swojego tekstu o mnie… może też chciał mieć swojego Prince’a Negatifa?… a może na swój nowy ekshibicjonizm chciał na powrót nałożyć kapcie?
Prince do Łukasza ma się jak… kosmiczna kurwa do tragarza, który tej kurwie garsonki dźwiga, majtki pierze i pudle pasie, bawi.
Odegrałem własne rozstanie, bo… Ja? Ja się rozstałem, bo miałem powody. Nie chciałem robić wokół tego kampanii reklamowej, wystawy, ale Piotr popłynął, argumentując, że tego potrzebuje… No, to byłem pasywny, myśląc, że jestem mu to ostatni raz winny, ale nie wiedziałem, że takiego performera wyzwolę! Super! Co prawda miał być kurator, a wyszedł multimasturbator! No, ale kogo dzisiaj na to stać?
Centralnym elementem scenografi i była „szklana” trumna. Było w niej… cudnie! Uwielbiam leżeć na golasa pod pleksą, gdy wokół ludzie się gapią, powoli zamieniać się w obiekt… to powoduje drobnofaliste drżenia ciała, podniecenie i wzrost ciśnienia krwi związany z produkcją adrenaliny. Najważniejszy jest jednak stan świadomości i co z nim się dzieje! Dużą rolę odgrywają tutaj świadkowie akcji. Są zbiorem przekaźników, wzmacniaczem, łączą z kosmosem. Po sesji trwa uczucie dezintegracji myśli i ciała, aż nastąpi „powrót“, czyli coś w rodzaju przyspieszonego procesu asymilacji otoczenia, które wydaje się obce… to wyzwala Super Nowe procesy twórcze. Robię to często w duecie z Lady Ma-gą, moją partnerką sceniczną, która ma 160 lat i lubi to. Szukam też Innych, którzy chcieliby stać się obiektami w podobnych instalacjach.
On zawsze… to znaczy kto? Prince? Ja jestem Prince!
Ja nigdy… się nie narodziłem.
Sztuka jest żeby… ją (o)szukać!
Rozstanie przynosi… stanie przy nos osi przystanie roznosi taniec.
„Cokolwiek będzie, Prince’a już nie będzie” – ogłosiło MiTo na Facebooku. Jesteś… Teraz jestem na przepięknie ukwieconym tarasie na Saskiej Kępie, z przepięknym Patriccim Delasceze, w cieniu przepięknej polskiej brzozy, piję sok z rabarbaru i moczę nogi w soli wielickiej… żart… no przecież jasne, że jestem po drugiej stronie! Szukajcie mnie!
***
Album „Prince Negatif/Szukajcie mnie po drugiej stronie” poświęcony twórczości Łukasza Błażejewskiego ukazał się 22 czerwca br. Został wydany przez Teatr Nowy w Krakowie. Tekst biograficzny napisał Piotr Seweryn Rosoł, tłumaczenia na angielski dokonała Dorota Sobstel, doktorantka UW, tłumaczka książki m.in. K. Lupy. Album jest dostępny m.in. w warszawskim MiTo.
Piotr Seweryn Rosoł (1981) [Sewer Szymon], literaturoznawca, kurator, właściciel warszawskiej MiTo. Absolwent Wydziału Polonistyki UW oraz Lettres modernes/ /Litterature francaise L’Universite Paris IV Sorbonne, gdzie w październiku ma nadzieję obronić rozprawę doktorską „Literatura i patologiczne. Historia uwiedzionego podmiotu w pisarstwie Witolda Gombrowicza i Jeana Geneta”.
Łukasz Błażejewski (1982) [Prince Negatif], scenograf, malarz, projektant, współzałożyciel i dyrektor kreatywny Teatru Nowego w Krakowie, doktorant Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, absolwent Wydziału Architektury Wnętrz i Wzornictwa Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Twórca scenografii i kostiumów do przeszło 30 spektakli. Wystawy indywidualne i zbiorowe w: Głogowie, Zielonej Gorze, Wrocławiu, Kudowie Zdrój, Warszawie, Świnoujściu, Orleanie, Krakowie, Berlinie i Paryżu. Odbył staże w Institut d’Arts Visuels w Orleanie i w Ecole Nationale Superieure des Beaux-Arts w Paryżu. Został nagrodzony stypendiami Prezydentów miast Głogow, Wrocław i Kielce. Najbliższe wystawy: polsko-niemiecka w Norymberdze (wrzesień), polsko-francuska w Krakowie (październik).
Tekst z nr 44/7-8 2013.
Digitalizacja archiwum „Repliki” dzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.