Z półświatka do całego świata

Bydgoszczanin MAREK OJDOWSKI to jedna z pierwszych osób, które odpowiedziały na nasz apel o widoczność seniorów LGBT+. Ma 61 lat. Z kawą i papierosem w ręku opowiada o 20 latach swojego alkoholizmu, o małżeństwie z kobietą, o seksrandkach w latach 80., o pierwszej miłości i o nowym życiu, jakie rozpoczął wraz z coming outem w wieku 50 lat. Rozmowa Tomasza Piotrowskiego (lat 26)

 

Foto: Magda Juraszewska

 

Dziś młode osoby LGBT+ mają aplikacje randkowe, seriale z wątkami LGBT czy portale społecznościowe, gdzie łatwo trafić na inne osoby queer, a tym samym zrozumieć swoją tożsamość czy seksualność. Dla mnie pomocne były chociażby łatwo dostępne filmy porno, bo dzięki nim zrozumiałem, że jednak pociągają mnie mężczyźni. Jak to było u ciebie, Marku?

Zrozumiałem to chyba już w zerówce. Spodobał mi się wtedy kolega z grupy. Jeszcze bardziej przekonałem się o tym, będąc już nastolatkiem, w siódmej klasie szkoły podstawowej. Importowano wtedy z NRD karty do gry, na których były nagie kobiety, a potem wydana została książka Michaliny Wisłockiej „Sztuka kochania”. Przeglądaliśmy z chłopakami te karty, te pozycje narysowane w książce i… mnie to zupełnie nie kręciło, chciałem zobaczyć na nich mężczyznę. Byłem wtedy przekonany, że jestem jedynym takim chłopakiem na świecie.

Ale udało ci się dowiedzieć, że jednak nie jedynym?

Pierwszą relację z mężczyzną miałem w wieku 16 lat. To były czasy tzw. pikiet, a więc spotykania się mężczyzn homoseksualnych w miejscach publicznych – na dworcu PKP, w szaletach miejskich i tym podobnych. Tam miałem swój pierwszy raz. Sam z obserwacji dowiedziałem się, że właśnie w takich miejscach należy szukać innych mężczyzn zainteresowanych tą samą płcią. Widziałem gejów przed dworcem PKP, widziałem, że idą do toalet, że stoją przy pisuarach, że wyciągają rękę jeden do drugiego. Tak wyglądała moja edukacja seksualna. Gdy pierwszy raz odważyłem się wejść do środka i inny mężczyzna wyciągnął rękę w kierunku mojego penisa, to uciekłem. Udało się dopiero przy drugim podejściu. Zazwyczaj chodzili tam mężczyźni starsi, ale moja pierwsza wspólna masturbacja była z 20-latkiem. Potem kilka razy jeszcze się widzieliśmy, raz pojechaliśmy nawet paczką znajomych do Gdyni. Niestety, dziś już on nie żyje.

Mężczyźni byli wtedy dla ciebie jedynie obiektami seksualnymi czy może bywało też uczucie?

Tak chyba wtedy się myślało, że życie możesz łączyć jedynie z kobietą, a jeśli podoba ci się mężczyzna, jest to jedynie seksualna potrzeba, którą trzeba ukrywać. Chodziłem więc z kobietami do kina, do kawiarni, zakochiwaliśmy się w sobie. I naprawdę je kochałem, ale od wszelkich stosunków seksualnych od razu uciekałem. Po szkole podstawowej oblałem pierwszą klasę w liceum i poszedłem do szkoły wieczorowej. Tam poznałem nieco młodszego Macieja. Mieliśmy wtedy taką fajną paczkę, po lekcjach chodziliśmy do kawiarni na jakieś lody, na lampkę wina. Raz zabrałem go do swojego kolegi na imprezę i tam się rękoma spletliśmy. Po imprezie poszliśmy do lasku i tam się całowaliśmy. Spotykaliśmy się potem, mieliśmy też seks. Ale potem poszedłem do wojska, a jak wyszedłem, to on poszedł. A potem się ożeniłem i tak się to rozpadło.

Czekaj, czekaj… byłeś żonaty?

Ech… To trudny dla mnie temat. Miałem 26 lat. To była koleżanka mojej siostry. Wychodziliśmy razem w różne miejsca i po jakimś czasie – dla mnie zupełnie nagle – okazało się, że wszyscy czekają na ślub. Poddałem się temu. Teoretycznie małżeństwo trwało 2 lata, a praktycznie – 12 dni. Z wojska wyszedłem kilka lat wcześniej ze względu na moją upozorowaną chorobę, ale jednak w 1987 r. się o mnie upomnieli. 10 lutego mieliśmy ślub, a 22 lutego musiałem stawić się do wojska. Przez pierwszy rok przyjeżdżałem na przepustki do niej. Uprawialiśmy też seks, ale myślę, że ani mnie, ani jej nie sprawiał przyjemności. W kolejnym roku w wojsku korzystałem już z wolnego czasu inaczej – jeździłem do innych miast na seks z mężczyznami. Potem skończyłem służbę i przez 6 miesięcy trwała sprawa rozwodowa. Ja tę kobietę naprawdę kochałem, nie chciałem jej wyrządzić krzywdy. Wtedy zacząłem pić. Z jakimiś przerwami, ale dużo; w sumie – przez kolejne 20 lat.

Ona wiedziała o twojej orientacji? Wiedziała, czemu się rozstajecie?

(cisza) Nie wiedziała i może do dziś nie wie. Gdy skończyłem z nałogiem, w wieku 48 lat zrozumiałem, co zrobiłem. Cały czas się z tym mierzę, ale wspólnie z psychologiem doszliśmy do wniosku, że jednak dziś, po ponad 30 latach nie mogę do niej iść i tego wytłumaczyć tylko po to, by mi było lżej. Wiem, że ułożyła sobie życie, mam nadzieję, że jest szczęśliwa, a ja muszę już z tym żyć.

O tamtych czasach często słyszymy trudne historie osób LGBT+, na czele z akcją „Hiacynt”. Skąd wiedziałeś, gdzie są pikiety w innych miastach? Nigdy nikt cię nie przyłapał?

Byliśmy kryminalizowani, należeliśmy do półświatka razem z prostytutkami i złodziejami. Pierwszy taki wyjazd miałem do Sopotu. Przeczytałem gdzieś o Fantomie. To był bar w bloku mieszkalnym, siedziało się tam całą noc i nikomu to nie przeszkadzało, wszyscy wiedzieli, że to lokal gejowski. Tak samo przeczytałem gdzieś w gazecie o tym, że w Warszawie geje spotykają się na Dworcu Centralnym. Pierwszy raz pojechałem z kolegą, ale zaraz każdy kogoś poznał i się rozeszliśmy. Dziś się za głowię łapię, że byłem pierwszy raz w Warszawie, a gdzieś na Ursynów z obcym człowiekiem pojechałem. A co do tego, skąd wiedziałem… Gdy byłem w wojsku w Gdyni na Oksywiu, co weekend mieliśmy przepustkę na miasto i chodziliśmy non stop balować. Pewnego razu obeszliśmy już wszystkie lokale, koledzy dalej chcieli pić, a już prawie wszystko było zamknięte. Prawie, bo był jeszcze Sezam w Sopocie, klub gejowski. Za każdym razem, gdy chodziłem tam sam w mundurze, to wszelkie drinki miałem za darmo od facetów. (śmiech) Stwierdziłem, że też ich tam zabiorę. Piliśmy, było miło, ale jednak wtedy też zaczęła się dla mnie homofobia w wojsku – co chwilę były teksty, że ich zabrałem do pedalskiego lokalu. Jeden chciał mnie pobić. Na szczęście skończyło się dobrze.

Po 2 latach wychodzisz z wojska, bierzesz rozwód. Co było dalej?

Wyjechałem do Poznania, poczułem powiew Europy. Zaczęły się pojawiać gazety LGBT+, takie jak np. „Okay. Miesięcznik dla Panów” czy „Inaczej”, które można było kupić w pierwszym sex shopie na piętrze księgarni Mickiewicza w Poznaniu. Zyskałem wtedy nieco więcej pewności siebie i najpierw poznałem Zbyszka w Warszawie na Dworcu Centralnym. Dał mi swój adres, pojechałem do niego do Przasnysza na weekend. Mieszkał z matka i siostrą. Po tym pobycie ustaliliśmy, że szukam nam wspólnego mieszkania w Poznaniu. Tak zaczął się mój pierwszy poważny związek z mężczyzną. Jego rodzina bardzo nas wtedy wspierała. Na ślubie jego siostry byliśmy nawet razem, mimo że druga z jego sióstr była zakonnicą. Złego słowa nikt nie powiedział.

A twoja rodzina? Też was wspierała?

Nie chcę za wiele o tym mówić. Mama dziś już nie żyje, ale przez wiele lat, nawet jako dorosły człowiek, miałem z nią wiele awantur. „Ty gnoju, ty pedale…” – nasłuchałem się od niej i od siostry przez całe życie. Ciężko mi o tym mówić. Z kolei ojciec był cichy, spokojny, nijaki. Gdy w 1994 r. wróciłem z Poznania do Bydgoszczy, miałem już cały plik numerów „Inaczej”. Czytałem je na fotelu. Pewnego razu ojciec, amator prasy i krzyżówek, mówi: „Daj mi poczytać”. Dałem mu, przejrzał i oddał właściwie bez słowa.

Jak długo trwał twój związek ze Zbyszkiem?

Niemal 3 lata, ale potem poznał kogoś w pracy. Jak się okazało – oszukiwał mnie kilka miesięcy. Potem, będąc jeszcze w Poznaniu, wszedłem w drugi związek. Pismo „Okay. Miesięcznik dla Panów” zorganizowało spotkanie czytelników w Szklarskiej Porębie. To był październik 1991 r., miałem 30 lat i z Poznania pojechałem na to spotkanie w płaszczu, w kapeluszu i we fioletowych półbucikach. Tak wtedy było modnie! Dojeżdżam do Szklarskiej, a tam lód, śnieg i do pensjonatu szło się jeszcze pod górę! (śmiech) Trochę ludzi tam było, miały być jakieś występy, jakiś wiersz miałem czytać… ale wszyscy się popili i wiadomo, jak to się skończyło. (śmiech) Na drugi dzień chodziliśmy wszyscy w parach za rękę po miasteczku i starsze panie nam machały z sympatią. Tam poznałem Piotra z Kalisza, nie miał jeszcze 18 lat, wylądowałem z nim w łóżku i tak to się zaczęło. Przyjechał potem do mnie do Poznania i tak 3 kolejne lata byliśmy razem. Jego matka była świadkinią Jehowy, nasyłała nam na mieszkanie, jak ja to mówię, „bojówki”. (śmiech) Ale potem nawet nas odwiedzała.

Zawsze wydawało mi się, że to były trudne czasy, a z tego, co mówisz, wynika, że chyba nie było najgorzej.

Wtedy myślałem, że może być tylko lepiej. Były tylko takie pokątne dogryzania i plotki w społeczeństwie na temat osób homoseksualnych. Ale lata 80. i Poznań kojarzą mi się z wielką wolnością. Panie, które nam wynajmowały mieszkanie, były podobno kuzynkami, ale kto wie? Może i parą? Kiedyś postanowiły przyjść do nas na kawę, więc sypialnię, do której kupiliśmy duże podwójne łóżko, zamknęliśmy, by ich nie kłuła w oczy. Tymczasem jedna z nich tam wparowała i krzyczy: „Ewa! Chodź, zobacz, jakie fajne łóżko oni sobie kupili!”. (śmiech) Nie rozmawialiśmy wprost o naszej relacji, ale musiały wiedzieć. Sąsiadki z naprzeciwka nieco unikaliśmy, ale na sylwestra zapukała do nas z szampanem i kieliszkami – i potem już stale na kawkę przychodziła. Nigdy wprost też nie pytała, ale tak chyba było wtedy, że ludzie wiedzieli lub się domyślali i nawet nie pytali. Pamiętam, w piekarni kiedyś pani zapytała mnie: „A pan dzisiaj bez brata?”, a ja mówię: „Ale to mój mąż jest! Ja dla męża te bułki kupuję”. A ona: „No to fajnie, to niech pan te weźmie dla męża”. Może nie było wtedy akceptacji, ale tolerancja – tak. Myślałem, że będzie tylko lepiej. Dopiero potem zauważyłem problem. Myśmy wtedy niczego jako społeczność nie chcieli, nie mieliśmy żadnych postulatów, nie wiedzieliśmy, że możemy i powinniśmy czegoś żądać. W ogóle chyba nie stanowiliśmy społeczności. A dziś? Dwa lata temu jechałem autobusem i czytając książkę, słyszę, jak jakiś facet gada do dziecka: „Co mówiłeś? Bo tatuś na pedała patrzył”. Zauważył, że mam tęczowe skarpetki. Odpowiedziałem mu: „A żona wie, że ty na pedałów patrzysz?”. (śmiech) No, mam niewyparzony jęzor, kiedyś może to się źle dla mnie skończyć. Innym razem u nas w Bydgoszczy na Starym Rynku był protest przeciwko aresztowaniu Margot. Byłem tam z moją znajomą, radną miejską. Usiedliśmy z tyłu na ławeczce, żeby odpocząć, bo kręgosłupy już nie te, a przy okazji zapalić papierosa. No i nagle pojawiła się jakaś starsza pani i na nas: „A wy w piekle zgnijecie! A pedały, a Polskę niszczycie…”. Mi rzadko języka w gębie brakuje, ale to mnie akurat rozłożyło. Dotarło do mnie, że jest na to przyzwolenie, że w ludziach jest pogarda. Wcześniej tego nie czułem, ale prawdą jest, że dopiero od 50. urodzin żyję otwarcie. Więcej w życiu pamiętam sytuacji, w których ukrywałem, że jestem gejem. Niestety.

Nie oceniasz siebie zbyt surowo? Samo to, że mieszkałeś w tamtych czasach ze swoimi partnerami, jest dla mnie aktem odwagi i pewnym aktywizmem.

Tylko wiesz, moja rodzina o niczym nie wiedziała. Pewnie się domyślali, bo chociażby na sekretarce mieliśmy nagrane: „Tu mieszkanie Marka i Piotra”. Albo jak spotykałem się z Maciejem, moją pierwszą miłością, to razem z całą paczką odwieźli mnie do Gdyni do wojska. Weszliśmy jeszcze w pociągu z Maćkiem do toalety i się całowaliśmy. I jak wyszliśmy, to siostra od razu: „Ty się z nim całowałeś!”. Potwierdziłem. Ale jakiegoś aktywizmu we mnie nie było. Mówiłem kolegom, ale bardziej na zasadzie wyjawienia tajemnicy. Kiedy przestałem pić, zacząłem się leczyć i nabrałem świadomości. Teraz czuję się dopiero wyoutowany. Bardzo pomógł mi w tym Facebook. Pamiętam, jak pierwszy raz wrzuciłem post dotyczący LGBT+ i cały czas śledziłem, kto i co napisze. Moja ciocia, która ma 76 lat, lajkuje wszystkie moje zdjęcia z tęczowych protestów.

A siostra?

Nie, z nią nie mam kontaktu od 10 lat. Wysyłała mi jeszcze ostatnio jakieś święte obrazki na Messengerze. Mi to szkodzi, więc usunąłem ją ze znajomych.

Wspominałeś, że związek z Maćkiem rozpadł się samoistnie. Spotkaliście się jeszcze kiedyś po latach?

 Kilka lat temu znaleźliśmy się na Facebooku. Okazało się, że wtedy po wojsku też się ożenił i razem z żoną wyjechali do Niemiec. Tam teraz mieszka i pracuje, też już z nią nie jest i nawet dwa razy udało się nam spotkać już teraz, w dorosłym wieku. Poszliśmy nawet do łóżka po tych kilkudziesięciu latach. (śmiech) Fajnie się to zamknęło, bo wcześniej ciągle wspominałem tą relację.

Temat alkoholizmu pojawił się w naszej rozmowie kilka razy. Czujesz, że miała na to wpływ homofobia, ukrywanie przez ciebie orientacji?

Jasne. Ta presja społeczna… Nie miałem na świecie żadnego wzorca czy sygnału, że mogę zaakceptować moją homoseksualność, że tak można szczęśliwie żyć. To była wewnętrzna homofobia. Spotkałem ostatnio moją koleżankę z młodości i ona wprost mnie zapytała, czy mam jakiegoś faceta, mimo że wtedy o tym nie mówiliśmy. Ludzie wiedzieli, byli życzliwi, a sądziłem wtedy coś zupełnie innego. To nie społeczna homofobia zrzuciła mnie na dno, tylko ta w środku. Od roku jestem w trakcie terapii, żeby to sobie ułożyć. Obudziłem się dopiero w wieku 50 lat. Publiczny coming out Andrzeja Piasecznego – też w wieku 50 lat – był dla mnie naprawdę wartościowy. Ja wiem, co ta głowa myśli, ona zdaje sobie już sprawę, ile jest do stracenia.

Co sprawiło, że się obudziłeś?

Na ostatnim etapie mojego 20-letniego alkoholizmu koczowałem na działce mojej siostry w Gdańsku. Byłem po drugiej operacji nowotworu, po chemioterapiach. Po drugiej operacji już piłem z rozpaczy. Piłem non stop i od rana czołgałem się po mieście. Pewnego dnia usiadłem na przystanku i jakaś matka szarpnęła dziecko i mówi do niego: „Chodź, idziemy, bo tu pijak siedzi”. Był rok 2009. Na drugi dzień poszedłem do przychodni, tam mnie pokierowali dalej i jeszcze tego samego dnia byłem na meetingu Anonimowych Alkoholików. Terapia trwała 2 lata. Od 12 lat jestem czysty.

Alkohol wiele ci zabrał?

Znaczną część życia, wspomnień i pewnie też siebie. Nie potrafiłem utrzymać moich związków, normalnie ich poprowadzić.

Jak więc jest ci w tym nowym życiu?

Dwa lata temu zdałem maturę; wcześniej przez lata pracowałem jako sanitariusz. Podjąłem szkołę policealną, którą niestety przerwałem ze względu na homofobię jednej z nauczycielek. Zacząłem działać, walczyć. Chociażby w Grupie AA. Co roku przez kilka lat apelowałem na Warsztatach Literatury AA o to, żeby wyszła ulotka dla osób LGBT+. No i udało się. Od kilku lat jest w obiegu i mam nadzieję, że pomaga odnaleźć się potrzebującym w naszej społeczności wśród Anonimowych Alkoholików. Chociażby podczas spotkań indywidualnych z psychologiem usłyszałem, że temat mojej seksualności, a właściwie wynikającej z tego homofobii, jest nieistotny dla leczenia, że to jest osobna terapia i pewnie już ten temat mam dawno zamknięty. Nie, nie miałem i tak, homofobia była jednym z podstawowych przyczyn mojego alkoholizmu. Teraz udzielam się w środowisku, biorę udział w panelach dyskusyjnych, prowadziłem dwa spacery o queerowej PRL- owskiej Bydgoszczy z okazji Pride Month. Mam fajną grupkę przyjaciół w przeróżnym wieku od 15 do 40 lat. Myślę teraz nawet o studiach! Razem z kolegą chcemy iść na psychologię. Mam 61 lat, więc zawodowo to już może nie wypali, ale powstaje teraz w Bydgoszczy Miejski Ośrodek Seniora. Zamierzam tam uderzyć i podziałać w kierunku seniorów LGBT+.

Jak dziś patrzysz na młodych ludzi? Czujesz zazdrość czy może cię wkurzają?

(śmiech) Jak prowadziłem 3 lata temu pierwszy spacer po queerowej PRL-owskiej Bydgoszczy dla młodych osób z naszego środowiska czy innych, to pojawiały się różne pytania. Było mi wstyd, że spotykaliśmy w publicznych toaletach na seks. Dzisiaj już wiem, że rozliczanie kogoś z seksu jest po prostu straszne. Zazdroszczę tym młodym ludziom. Jestem sam, jest mi dobrze, ale gdyby trafi ł się jakiś fajny przyjaciel, byłbym chętny. Grindra nie mam, próbowałem kiedyś Fellow, ale to nie to. Mam takie dziwne marzenia, że spotkam kogoś na ulicy czy w tramwaju i na starość będziemy razem na ławeczce siedzieć. Czytać książki i palić papierosy przy kawie. Taki romantyk jestem! (śmiech)

Osoby LGBT 60+, które byłyby gotowe opowiedzieć swoje historie na łamach „Repliki”, zapraszamy do kontaktu: redakcja@ replika-online.pl

Tekst z nr 97 / 5-6 2022.

Digitalizacja archiwum Replikidzięki wsparciu finansowemu Procter & Gamble.